Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

⊱ DWUDZIESTY TRZECI ⊰

     Otworzyła lodówkę. Oczy niemal od razu przybrały wielkość dwóch zdziwiono-pytających monet. Spojrzała na Leilę, a następnie ponownie na wnętrze lodówki. I tak parę razy. Jednak przyjaciółka się nie odzywała — odwróciła tylko wzrok — a urządzenie jak świeciło pustkami, tak świeciło nadal. O żadnym konkretnym śniadaniu nie było mowy.

     — Co ty w ogóle jesz? — zapytała, kręcąc głową. Może i Leila nie posiadała zdolności kulinarnych, ale ze zwykłą kanapką każdy by sobie poradził. Tymczasem Samantha zaczynała się obawiać, że dziewczyna pomijała posiłki. Mimowolnie poszukiwała w jej figurze oznak utraty na wadze. Lecz poza zmęczeniem wypisanym na twarzy, nic niepokojącego nie dostrzegła. Ale czy po tygodniu niejedzenia cokolwiek byłoby widoczne?

     Leila nie odpowiedziała.

     — Jedzenie jest ważne — zaczęła, gdyż milczenie jasno wskazywało przyczynę, ale ugryzła się w język. Przecież nie musiała tłumaczyć tej oczywistości, koleżanka na pewno zdawała sobie z niej sprawę. Westchnęła cicho i zacisnęła usta. Wyjęła z lodówki pierwszy lepszy jogurt — jeden z bodajże trzech. Jak to zawsze miała w zwyczaju, zerknęła na datę przydatności. Cztery dni po. Powąchała, spróbowała — nic niepokojącego, najwyżej spędzi trochę czasu na toalecie.

     Usiadła naprzeciwko Leili. Wsypała musli do owocowego jogurtu i odchyliła się na krześle.

     — To co tam u ciebie? — zagaiła pomiędzy jednym a drugim kęsem.

     — A co ma być? Wszystko po staremu.

     Leila odwróciła wzrok, co podważyło jej prawdomówność. Bennett za dobrze ją znała, by wiedzieć, że dziewczyna coś ukrywała i niełatwo z niej to wyciągnie. Mogłaby powtarzać i powtarzać, aż do znudzenia, że trzymanie w sobie problemów nic dobrego nie przynosiło, a i tak na niewiele by się to zdało.

     Dokończyła więc w spokoju skromny posiłek. Stwierdziła, że zacznie od własnych zgryzot. Może to jakoś wpłynie na Collins i skusi do zwierzeń.

     — Wiesz co, pokłóciłam się z mamą — walnęła prosto z mostu. Nie bawiła się w podchody. Nie czuła takiej potrzeby. Ufała Leili na tyle, by nie posiadać żadnych oporów. — Kiedy powiedziałaś mi, że się pochorowałaś, naprawdę się martwiłam, zwłaszcza że jesteś sama. Chciałam wrócić, ale mama tak się uparła, żebym została. Nie wytrzymałam. Wyrzuciłam wszystko, co tylko mi leżało na sercu. — Odetchnęła głęboko i przygarbiła się. Milczała dłuższą chwilę, zbierając myśli. — Właściwie to chciałam wrócić już wcześniej. Ale mama tylko, że trzeba pomóc, trzeba pomóc, też kiedyś będę potrzebowała pomocy. Ja naprawdę rozumiem, że chciała pomóc siostrze i tak dalej... Ciocia w sumie też nie powinna nalegać i prosić o zostanie. Ta ich mała córeczka to okropny rozrabiaka. Nie słucha się, a jak jej nie dasz, czego chce, to od razu w ryk. Mogli ją inaczej wychować, a przynajmniej nie pozwalać na wszystko. Skoro sobie nie radzili z jednym, to po co decydowali się na drugie?

     Samantha wbiła wyczekujące spojrzenie w przyjaciółkę. Ta skinęła głową, że rozumiała sytuację i słuchała nieprzerwanie.

     — Okej, tydzień wytrzymałam, bez protestów pomagałam przy małej. Ale kiedy usłyszałam, że planuje zostać na całe wakacje, to to już była przesada. W ogóle nie słuchała mojego zdania. Nie starała się mnie zrozumieć — ciągnęła dalej swoje narzekania, żwawo przy tym gestykulując. W pewnym momencie niewiele brakowało, a uderzyłaby przyjaciółkę. Nie przejęła się tym, zdawało się, że nawet nie zauważyła. Zbyt bardzo zapaliła się w wyrzucaniu żali. — Kiedy, jak nie teraz mogę nacieszyć się wolnością, brakiem poważniejszych obowiązków i pospać do tej pieprzonej dwunastej?!

     — Powinna się postawić na twoim miejscu — wyłącznie tyle powiedziała Leila. Nie dlatego, że temat ją nudził i go lekceważyła. Nie dlatego, że jednym uchem wpuszczała, a drugim wypuszczała wypowiedź. Zwyczajnie nie wiedziała, jakich słów użyć. Zawsze w takich sytuacjach brakowało ich dziewczynie. Chociaż chciałaby rzec więcej, nadawała się do słuchania i przytakiwania.

     Gdy zastanowiła się nad tym dłużej, gdzieś w głębi serca zazdrościła Samancie otwartości, nieskrępowania w dzieleniu się problemami. Choć sama zdawała sobie sprawę, że przyjaciółka za nic w świecie nie zdradziłaby jej sekretów ani nie wyśmiała, gardło miała ściśnięte i żadna zgryzota nie potrafiła opuścić wnętrza.

     — Dokładnie! — wykrzyknęła Samantha. Krótka odpowiedź Leili zupełnie jej wystarczyła.

     Jednak podburzenie emocjonalne szybko ugasiło swój ogień, gdy dostrzegła ponurą minę przyjaciółki. Siedziała lekko przygarbiona, nieobecnym wzrokiem wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt.

     — Coś się stało? — zapytała delikatnie. — Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć. Wygadanie się naprawdę przynosi ulgę. Może chociaż spróbujesz? — zachęciła. Nie mogła przejść obojętnie, ale też nie mogła nalegać i zmuszać. I to chyba bolało ją najbardziej — pragnęła pomóc, lecz nie miała pojęcia, jak się za to zabrać.

     Leila spojrzała na Samanthę. Delikatnie rozchyliła usta, lecz nie opuściło ich żadne słowo. Chciałaby chociaż na chwilę zamienić się z koleżanką osobowościami i przekonać się, jakie to uczucie bez skrępowania wyrzucić, co leżało na sercu. Zawsze dręczyły ją opory. Zawsze też namęczyła się, zanim wyznała bolączki.

     Tym razem sytuacja nie rysowała się inaczej. Leila zaciskała pięści, nabierała siły, by wydusić z siebie cokolwiek. Każda jednak próba kończyła się ciszą.

     Samantha natomiast milczała. Wpatrywała się jedynie w przyjaciółkę, ale nie ze znudzeniem czy ponaglająco. Wzrok miała ciepły i miły, zachęcający do zwierzeń. Cierpliwie czekała w gotowości wysłuchania. A gdy dziewczyna zdecyduje się nic nie powiedzieć, uszanuje wybór, choć z trudem. Z pytaniem spróbuje kolejnego dnia.

     Leila przymknęła na chwilę oczy. Otworzy je i powie! Tak, właśnie tak! Bez zbędnego zastanawiania, prosto z mostu. Z ociąganiem uniosła powieki. Serce zabiło szybciej, a nieprzyjemne ciepło rozlało się po ciele. Rozchyliła usta. Wzięła głęboki oddech. Ani trochę nie była przekonana, nie czuła się pewnie, ale za to wiedziała, że teraz nadszedł ten moment. Jeśli się nie przełamie, zamknie się w sobie.

     Wtem telefon Bennett się rozdzwonił, akurat w momencie, gdy Leila przymierzała się, by wypuścić pierwszą sylabę.

     — To brat — oznajmiła cicho Samantha. — Przepraszam cię, ale siedzi sam w domu i muszę odebrać.

     Leila przytaknęła skinieniem głowy.

     — Halo? — odebrała szorstkim tonem. Słuchała, marszczyła brwi, nerwowo tupała nogą, a wypowiedź brata zwieńczyła wybałuszonymi oczyma. — Co zrobiłeś?! — dopytała, gdyż zdawało jej się, że słuch ją zawiódł, a przynajmniej w to pragnęła wierzyć. — Ale tylko firanka, tak?

     Rozłączyła się z głośnym westchnieniem. Rozmasowała skronie.

     — Już się nie dziwię, że mama nie chciała zostawiać nas samych w domu — odezwała się po dłuższej chwili z nieodgadnionym uśmiechem na ustach. — To co? Idziesz ze mną do domu? Bo młody narobił bałaganu.

     — To Noah też wrócił?

     — A nie wspominałam?


⋅•⊱•⊰•⋅


     — Możesz mi wytłumaczyć, jak do tego doszło?

     Samantha skrzyżowała ramiona na piersi i krążyła po kuchni. Co jakiś czas zerkała na spaloną do połowy firankę. Całe szczęście, że tata miał dzisiaj nocny dyżur w szpitalu, inaczej oboje czekałby długi monolog o nieodpowiedzialności, a w najgorszym wypadku wylądowaliby z powrotem u cioci.

     — Ja... — zaczął. Spojrzał na siostrę, a następnie zerknął na Leilę, która posłała mu pokrzepiający uśmiech. Spuścił głowę. — Bawiłem się zapalniczką i tak jakoś wyszło — burknął.

     — Tak jakoś wyszło?!

     Pokręciła w niedowierzaniu głową. Bawił się zapaliczką... W jakim celu? Przecież nie był dzieckiem.

     — Człowieku, nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale tu... Tu mogło się stać coś gorszego niż spalona firanka!

     Ciężko opadła na krzesło. Czy słowa jakkolwiek docierały do jego umysłu?

     — Przecież nie chciałem! Wiatr tak zawiał, poruszył firanką i stało się!

     — Jak ja ci zaraz stanę, to się zesrasz! — wykrzyknęła, chcąc tym pozbyć się całej złości gromadzącej się pod skórą. Nienawidziła się kłócić. Uciekała się do tego w ostateczności, gdy ugodowe załatwienie sprawy zawodziło. Teraz również pragnęła uniknąć napięć.

     Wzięła więc parę głębszych oddechów. Ułożyła głowę na dłoni, łokieć wspierając na blacie stołu.

     — Wiesz, że staram się być bezkonfliktową osobą. Nie będę na ciebie krzyczeć, nie polecę na skargę do rodziców — rzekła już całkowicie spokojnie. — Więc proszę, powiedz, ale tak szczerze, jakim cudem podpaliłeś firankę? Bo jakoś w zabawę zapaliczką ani trochę mnie nie przekonuje.

     Noah nieznacznie uniósł spojrzenie piwnych oczu, które w połowie przysłoniła kasztanowa grzywka. Spojrzał w kierunku Leili, jakby szukał w niej oparcia lub drogi ucieczki. Niemo prosił, by się za nim wstawiła i odpędziła pytania Samanthy. Leila jednak nie zamierzała się mieszać w sprawy rodzeństwa.

     — Chciałem tylko — resztę zdania wymamrotał tak, by tylko on znał jego sens.

     — Co chciałeś? — Samantha zmarszczyła się i wysunęła do przodu głowę.

     — No chciałem — znowu wymamrotał resztę.

     — Albo zaczniesz mówić tak, żebym cię zrozumiała albo daruj sobie próby zaczynania. W takim razie poczekamy, aż będziesz gotowy. — Rozsiadła się wygodnie, paznokciami stukając o blat stołu. I nosiła się z myślą, by siedzieć tak, dopóki nie pozna całej prawdy, chociażby miały minąć długie godziny.

     Chłopak zaczerpnął spory haust powietrza. Nic go nie uratuje.

     — Chciałemtylkozapalić! — wyrzucił szybko na jednym wydechu. Modlił się, by nikt nie zrozumiał jego słów. Z drugiej strony wiedział, że w takim wypadku zostałby poproszony o powtórzenie.

     Samantha wybałuszyła oczy, a szczęka Leili mimowolnie poszybowała w dół. W tym przypadku skłonne już były uwierzyć, że bawił się tylko zapalniczką, a nie, że piętnastolatek zabierał się za papierosy. A czy fakt sięgania po używki aż tak dziwił w przypadku dorastającego chłopaka?

     — Że co, proszę? — Samantha jako pierwsza odzyskała rezon. W końcu to jej brat. Musiała zareagować, ale nie chciała wybrzmieć w stylu: „Weź się ogarnij. Co ty robisz ze swoim życiem?". Chociaż właśnie to cisnęło się na usta. — Wiesz, że chętnie bym ci powiedziała, że co ty wyprawiasz, weź z tym skończ i nigdy więcej nie chcę słyszeć o żadnych papierosach. Ale czułabym się z tym źle, bo rozumiem, że dorastasz, próbujesz różnych rzeczy, może chcesz się popisać przed kolegami.

     Noah już zamierzał się wtrącić, ale Bennett powstrzymała go uniesionym palcem i surowym spojrzeniem.

     — Święta nie jestem i raz czy dwa z Leilą próbowałyśmy zapalić — wyznała bez najmniejszych oporów.

     Teraz to Noah rozdziawił usta w zdziwieniu. Spojrzał na Leilę, by utwierdzić się w prawdomówności siostry. Ta jedynie spuściła wzrok, co zupełnie wystarczyło chłopakowi.

     — Coś taki zdziwiony? Jest jednak różnica między próbowaniem a paleniem. Może się, Leilo, wypowiesz na ten temat?

     Leila pokręciła przecząco głową. Naprawdę nie miała ochoty mieszać się w sprawy rodzeństwa. Poza tym bardzo nie lubiła wyrażać własnego zdania, zwłaszcza kiedy zwrócona była na nią cała uwaga. Co innego opinia rzucona, ot, mimochodem, gdy nikt się nie spodziewał, a co innego, gdy się jej od niej oczekiwało. Nieraz spędzali czas we trójkę, nie czyniło to jednak, iż czuła się w towarzystwie Noah zupełnie komfortowo.

     — Myślałam, że może Leila podejdzie do ciebie łagodniej... W takim razie jesteś zdany tylko na mnie.

     Wstała od stołu i zaczęła przechadzać się po kuchni. Przyjaciółka zostawiła ją z tym, a ona, co tu ukrywać, nie wiedziała, jak ugryźć temat. Zwykłe zakazy, nakazy i kazania nic by nie przyniosły. Sama przewracała oczami na takowe przemówienia.

     — Nie jesteś głupi — odezwała się i zaraz odchrząknęła. Noah stał nieruchomo jak na wyrok sądu najwyższego. — Nie będę pieprzyć o tym, że masz dopiero piętnaście lat. O niszczeniu sobie zdrowia tylko teraz wspomnę. Wiesz, że łatwo uzależnić się od papierosów. Więc czy warto? Ile kosztuje paczka? Osiem dolarów? Dziesięć dolarów? Załóżmy, że będziesz palił jedną paczkę dziennie. Za tydzień wychodzi siedemdziesiąt dolarów. Za miesiąc, liczmy że ma trzydzieści dni — zrobiła przerwę na przemnożenie — dwieście dziesięć. A nie, przepraszam, nie te liczby. Trzysta dolarów. Za dwanaście miesięcy... — trzy tysiące sześćset.

     — Czy ty wszystko musisz przeliczać na pieniądze? — burknął.

     — Myślę racjonalnie. Przemyśl sobie, czy chcesz zatruwać sobie zdrowie — wyliczała na palcach — i wydawać tyle pieniędzy na głupią zachciankę. Jeszcze doświadczysz innych, lepszych przyjemności. Cielesnych na przykład.

     — Weź, nie mów tak!

     — Nie zgrywaj świętoszka.

     — Samantha ma rację — wtrąciła się cicho Leila. A gdy dwie pary oczu zwróciły się ku niej, lekko się skuliła. — Nie warto ani sobie zdrowia niszczyć, ani wydawać pieniędzy.

     Zapadła cisza. Bennett ukradkiem pokazała Leili uniesionego kciuka i posłała krótki uśmiech wraz z mrugnięciem. Ta nie kryła zadowolenia z okazanego uznania.

     Noah z westchnieniem opadł na krzesło.

     — Chciałem tylko pokazać kolegom, że też potrafię palić — wymruczał pod nosem. — Śmiali się ze mnie, kiedy zakrztusiłem się dymem.

     Samantha usiadła naprzeciwko.

     — Skoro to takie ważne, pokaż, że potrafisz i nie pal więcej. Zresztą, zatrzymaj dym w ustach, nikt się nie skapnie.

     Chłopak pokiwał głową. Nie miała jednak pewności, czy dała radę go przekonać do swojej racji.

     — Nie powiesz rodzicom? — Spojrzał na siostrę błagalnie.

     — Spokojnie, nie wydam cię. — Wykonała gest, jakby zasuwała usta. — Ale pasuje kupić nową firankę. I wymyślić, dlaczego ta uległa zniszczeniu.

     Zapatrzyła się na spalony materiał.

     — Nadal nie wytłumaczyłeś, jakim cudem zajęła się ogniem. — Kiwnęła w kierunku okna. Musiała przyznać, że nurtowało ją to zagadnieniem. W końcu jak paląc, można było podpalić firankę. Nie mieściło jej się to w toku rozumowania.

     — Uchyliłem okno, żeby w domu nie śmierdziało. No i gdy podpalałem papierosa, zawiał wiatr i firanka niestety znalazła się w zasięgu zapalniczki.

     Samantha tkwiła przez chwilę z uchylonymi ustami, po czym głośno się roześmiała.

     — Zdolny ruchowo jak i Leila — skwitowała pomiędzy jedną a drugą salwą śmiechu. Wierzchem dłoni starła łzy napływające do kącików oczu.

     — Wypraszam sobie! — Leila i Noah wykrzyknęli równocześnie. Spojrzeli po sobie, a następnie dołączyli do wybuchu wesołości Samanthy.


⋅•⊱•⊰•⋅


     — Wiesz co — zaczęła niepewnie Leila. Przekręciła się na lewy bok, na ogromnym łóżku Samanthy, zwracając się tym samym w stronę przyjaciółki. Koleżanka od razu uczyniła podobnie.

     Jakoś nabrała ochoty na zwierzenia. Po tym, jak Noah przyznał się do winy, co prawda pod przymusem, Samantha nie krzyczała, rozgadali napięcie i miło spędzili czas. Sam chłopak wydawał się bardziej odprężony, jakby zrzucił z ramion spory ciężar.

     Właśnie, Bennett była ostatnia w kolejce do krzyków. Nie wyśmiałaby jej, nie popatrzyłaby kpiąco. Niezależnie od sytuacji, postarałaby się w nią wczuć i postawić na miejscu Leili.

     — Wzięłam wolne, ponieważ Adrian miał atak paniki. Przestraszyłam się. I w sumie nadal boję — wyrzuciła szybko, nim by się rozmyśliła.

     Samantha zmarszczyła brwi. Umknęła wzrokiem w bok i przygryzła dolną wargę. Intensywnie myślała. Wolała na spokojnie dobrać słowa. Pośpiech niczemu nie służył, zwłaszcza w rozmowach z przyjaciółką.

     — Atak paniki to naturalna reakcja organizmu — zaczęła powoli od zwykłego ogólnika. — Każdemu z nas może się przytrafić, gdy... złe emocje nas przytłoczą. — Ciężko odetchnęła. — To, że się przestraszyłaś, to nic złego.

     — A jeśli to się znowu powtórzy?

     — Nie oszukujmy się, może się powtórzyć. Ale czy chcesz uciekać jak skończony tchórz?

     Bennett wbiła mocne spojrzenie w Leilę, aż po kręgosłupie dziewczyny przebiegł dreszcz.

     — Wystarczy, że tam będziesz i zadzwonisz po kogoś — kontynuowała. — Nikt cię nie zlinczuje dlatego, że nie potrafiłaś pomóc w inny sposób.

     Collins pokiwała głową — najpierw nieśmiało, jakby słowa powolutku do niej docierały, dopiero później z większą werwą.

     — Za pierwszym razem tylko go przytuliłam.

     — I bardzo dobrze! — wykrzyknęła Samantha, chcąc mocniej utwierdzić dziewczynę we własnym przekonaniu. — Zrobiłaś wtedy, co potrafiłaś najlepiej. I tylko to się liczy. Bo to byłaś TY, nikt inny. Więc nie porównuj się z innymi. Następnym razem też zachowasz się najlepiej, jak TY będziesz umiała.

     — Dzięki.

     Leila poczuła się, jakby pewien ciężar opuścił jej ciało. Uwolnił ją spod jarzma przygniatania do podłoża i utrudniania swobodnego poruszania się. Była... lekka. Doświadczyła przedziwnego uczucia, którego nie potrafiła wyrazić w słowach. Jednocześnie pragnęła go więcej.

     Czy obawiała się kolejnego ataku Adriana? Oczywiście, że tak. Jednak był to inny strach. Mniejszy, posiadający mniej wyrzutów sumienia. A wszelkie opory związane z przyznaniem się do problemu, rozpłynęły się w nic nieznaczącą mgłę pełzającą na granicy zapomnienia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro