Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXIII


- Sebastiaaan. - ktoś przeciągnął moje imię, a następnie pstryknął palcami przed moją twarzą.

- Hm? - spojrzałem niemrawo na Ciela, który bacznie się we mnie wpatrywał.

- Wróć na ziemię, jesteś nieobecny.

- Wybacz, chyba trochę za dużo myślę. - przyznałem, przecierając twarz dłońmi.

- No ba, że za dużo. - odparł, po czym skorzystał z mojego rozkojarzenia i wsadził swoją rurkę do mojej szklanki, upijając łyk alkoholu.

- Jesteś niepełnoletni, franco jedna. - pacnąłem go w tył głowy, na co ten przewrócił oczami i wypił jeszcze trochę, po czym wyjął słomkę i znów wsadził do swojej szklanki.

Tak jak planowaliśmy, udaliśmy się z trupą świętować udany występ. Co za tym idzie skończyliśmy w klimatycznym barze, który przyprawiał mnie o ból głowy i jednocześnie pozwalał odsapnąć od cyrkowej atmosfery. Bawiliśmy się dobrze, podczas przyjemnej rozmowy popijając alkohol. No, o ile nie mówimy o Cielu, który dostał sok. Aloisowi udało się wyłudzić od Grella drinka, którym zdążył się lekko wstawić, przez co siedział obecnie w jednej pozycji i patrzył zaćmionym wzrokiem w ścianę.
Dopiero kiedy Ciel wyciągnął mnie ze szponów moich myśli poczułem, jak bardzo jestem zmęczony i jak kuszącą opcją wydawał się sen w niezbyt wygodnym, ale ciepłym łóżku, jakie znajdowało się w przyczepie.

- Zbieramy się? - zapytał Phantomhive'a, który skończył sączyć sok ze swojej szklanki i właśnie dopijał resztę z mojej. Postanowiłem to przemilczeć.

- Jasne. - odparł, wstając ze swojego miejsca, gdy opróżnił również szklankę z alkoholem. - Alois, wracasz z nami?

Blondyn w odpowiedzi mruknął coś niezrozumiałego i oparł czoło o stół. Widać było, że może nie był bardzo pijany, ale wstawiony na tyle, że trzeba się nim zaopiekować. Ciel pomógł mu wstać z krzesła, nie oczekując odpowiedzi na wcześniej zadane pytanie. Trancy bezdyskusyjnie wracał z nami.

- Nie siedźcie za długo. - powiedziałem do reszty po pożegnaniu się, na co wszyscy zgodnie i z radością stwierdzili, że do czwartej powinni wrócić.

Mało pocieszony tą odpowiedzą wraz z Cielem i Aloisem opuściliśmy bar. Z uwagi na późną porę było już ciemno, na szczęście światła miasta dawały wystarczająco dużo blasku, otulając ulice przyjemną, ciepłą poświatą. Z witryn sklepowych zerkały na nas manekiny ubrane w piękne stroje o uroczystym charakterze, a pojedynczy ludzie przemykali obok w pośpiechu, chcąc pewnie jak najszybciej znaleźć się w domu. W tej właśnie chwili wybiła północ, a równo z nią z pobliskiego kościoła doszło do nas dudnienie dzwonu, które jakby żegnały miniony dzień i witały nowy. Pierwszy raz spotykam się z kościelną melodią o takiej godzinie.

- I co, było tyle pić? - zapytałem Aloisa, który szedł obok, trzymając się kurczowo mojej bluzy dla zachowania równowagi.

W odpowiedzi ponownie wybełkotał coś niezrozumiałego, na co przewróciłem oczami, biorąc go na barana. Jeszcze by sobie krzywdę zrobił po drodze i dopiero byłby problem. Może jednak upił się bardziej niż na początku myślałem?
W moment poczułem, że blondyn oplata rękami moją szyję i wtula twarz w materiał, po chwili zasypiając.

- Jak można mieć tak słabą głowę. - westchnąłem, zerkając kątem oka na Aloisa. Na szczęście nie był ciężki.

- Jak widać, można. Odstawmy go do przyczepy i chodźmy spać. - Ciel przeciągnął się leniwie i przetarł oczy.

- Tylko mi tu nie śpij, dwójki nieść nie będę.

- Nie śpię. - stwierdził wyniośle, chowając dłonie w kieszeniach swojej bluzy.

Przez pewien czas szliśmy w przyjemnej ciszy, aż dotarliśmy do miejsca, w którym stały przyczepy i do niedawna namiot. Ekipa najwyraźniej złożyła go już i przygotowała do dalszej drogi. Wraz z Cielem poszedłem odłożyć blondyna do łóżka, gdzie szczelnie okryliśmy go kołdrą, a następnie zostawiliśmy, uznając zadanie za wykonane.

- W końcu. - powiedziałem, kiedy wróciliśmy do swojej przyczepy, a ja nieprzytomnie opadłem się na łóżko.

Ciel, mimo że przed chwilą tarł oczy ze zmęczenia, miał wystarczająco siły, aby przebrać się w biały t-shirt który mu ostatnio dałem i zdjąć obcisłe spodnie, które przeszkadzałyby w spaniu.

- Ty też się przebierz. - upomniał, widząc że rzuciłem się na łóżko i raczej nie mam tego w planach.

- Nie chce mi się. - odparłem zgodnie z prawdą, totalnie ignorując jego zirytowane spojrzenie.

Podszedł do mnie, po czym usiadł mi na biodrach i zdjął ze mnie koszulkę. Przynajmniej z tym nie robiłem mu problemu i nawet trochę pomogłem, skoro już się uparł.

- Jak z dzieckiem. - mruknął, zakładając na mnie koszulkę którą wygrzebał spod poduszki, gdzie zawsze kładłem ubrania do spania.

- Odezwał się dorosły. - prychnąłem, na co ten przyłożył dłoń do moich ust. Korzystając z okazji, przejechałem po niej językiem.

- Fuj. - wziął dłoń i wytarł ją o mój policzkiem. - Tak robią dzieci.

- I tak mnie uwielbiasz.

Mówiąc to, byłem pewny siebie, żeby nie pomyślał, że to żart. Myślałem przy tym, że pewnie zaprzeczy, to by najbardziej do niego pasowało. O dziwo było wręcz odwrotnie.

- Niestety. - powiedział, czym szczerze mnie zaskoczył.

Spodziewałem się zdecydowanego zaprzeczenia, a potem drażnienia się z nim o to. Był to często odtwarzany i przewidywalny scenariusz. Okazało się jednak, że mimo powtarzalności w jego zachowaniu, ciągle mnie zaskakiwał. Wybierał sobie na takie wyznania najbardziej nietypowe momenty.

- Przyznałeś, że mnie uwielbiasz. Zapiszę ten dzień w kalendarzu. A może jesteś chory? -zapytałem, unosząc brew.

- Zamknij się. Spodnie sam zdejmij. - powiedział, łaskawie schodząc z moich bioder, aby wleźć następnie pod kołdrę i odwrócić się do mnie plecami.

- A co jeśli wolę, żebyś ty mi zdjął?

- To masz problem. - prychnął, nakrywając się kołdrą po szyję, przez co widziałem jedynie jego ciemne włosy, które w ostatnim czasie urosły. Sięgały mu prawie do ramion i gdyby chciał, mógłby z nich robić różne fajne fryzury. Znając jednak życie, nie chciał.

- Co tak agresywnie? - zapytałem, również kładąc się na boku, przodem do, niestety, jego pleców.

- Jak zawsze. - odparł, czemu nie mogłem zaprzeczyć. Faktycznie, zazwyczaj taki był. Niechętny i odwrócony tyłem, nieraz odnosiłem wrażenie że nie tylko do mnie, ale i do całego świata. Poddenerwowany z tylko sobie znanych powodów.

Jeszcze przez chwilę wpatrywałem się w skrytą pod kołdrę sylwetkę, po czym objąłem go w pasie i przysunąłem bliżej, obejmując przez materiał kołdry. Był to spokojny i niezbyt mocny uścisk, z którego nie starał się uciec. Wciąż jedyne co widziałem to jego włosy, jednak Phantomhive wydawał się nie mieć nic przeciwko. Nawet jeśli w środku myślał sobie najróżniejsze rzeczy, żadna z tych myśli nie pokazała się na zewnątrz.

- Wiem, Ciel. Nie przeszkadza mi to.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro