Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XIV


- Ciel, idziemy pobiegać. - zadeklarowałem, potrząsając chłopakiem, który przez dobry kwadrans mnie ignorował, nie unosząc wzroku znad książki.

- Jeszcze ci się kostka nie wyleczyła, idioto. Przydałoby ci się nie bieganie, tylko niańka, taka która by pilnowała, żebyś sobie krzywdy nie zrobił. - prychnął, odkładając przedmiot na szafkę nocną.

Za każdym razem, kiedy mówił cokolwiek, co mogło wyglądać jak troska, musiał być przy tym opryskliwy. Po czasie mnie to jedynie bawiło. 

- Tylko chwilę, nie można wychodzić z formy. - odparłem, łapiąc go za ręce i przeciągając po dywanie, na którym już dawno nie było tęczowej taśmy. W końcu już jakiś czas temu zakończyliśmy początkowy bój.

- Dobra, ale pamiętaj, że nie będę ci potem pomagał w doczołganiu się do pielęgniarki. - przewrócił oczami, po czym podniósł się, decydując na przemieszczanie o własnych siłach.

Po chwili stanęliśmy przed lasem znajdującym się niedaleko miejsca, w którym rozstawiono namiot. Było ciepło i słonecznie, a korony drzew szumiały przez lekki wiatr. Odetchnąłem cicho, czując, że jestem pełen energii. Kiedyś też biegałem, było to wtedy, kiedy trenowałem akrobatykę. Czułem się tak, jakbym wrócił do tamtych czasów.
Z początku niechętny Ciel postanowił zachęcić mnie, z całej siły waląc w plecy i krzycząc ''berek'', a następnie gnając przed siebie. Nie chciałem być gorszy, więc pobiegłem za nim, aby zgodnie z duchem zabawy go ''odklepać''. Niestety, już po chwili zaczęło brakować mi siły. Zapomniałem już, że same chęci i wiedza nie wystarczą. Wreszcie, nieźle zziajany, dostrzegłem pomiędzy drzewami sylwetkę Ciela. Siedział na trawie, wyrównując oddech.
Uśmiechnąłem się podstępnie i zacząłem skradać, uważając przy tym na zdradliwe, trzeszczące pod nogami gałązki. Wreszcie klęknąłem za nim, obejmując go z zaskoczenia i przyciągając do siebie.

- Mam cię! - oznajmiłem, dzięki czemu przestał się wyrywać, co z początku robił. W pierwszej chwili zareagował tak, jakbym był jakimś porywaczem.

- Nie rób tak, dupku.

- Wybacz. - odparłem, mimo to go nie puszczając. Usiadłem jedynie, z rękami wciąż oplecionymi wokół jego talii. Czułem przez to, jak szybko unosi się jego klatka piersiowa. Chyba serio go przestraszyłem.

- Kiedyś dostanę przez ciebie zawału.

- Za młody jesteś. - odparłem, również ciężko oddychając, tyle że z wysiłku.

Będę musiał dużo ćwiczyć, żeby wrócić do dawnej formy, a co za tym idzie akrobatyki. Warto byłoby również zmienić rutynę, nie palić, dobrze spać i należycie jeść. To będzie trudne.

- Nie jestem za młody, za to ty jesteś za stary, żeby wykopać dół na zwłoki siedemnastolatka, więc na twoim miejscu bym uważał.

- Za stary?

Pokiwał głową, a ja ciaśniej go objąłem i zacząłem łaskotać. Chłopak przez to znów zaczął się wyrywać i wydawać z siebie różne dźwięki, najczęściej coś pomiędzy piskiem, a mało wyraźnym ''zostaw''.

- Jak ja cię nienawidzę! - wydusił z siebie i dopiero wtedy go puściłem. Wyglądał po wszystkim tak, jakby był o krok od zejścia z tego świata.

- Tak, wiem o tym, coś mi się chyba kiedyś obiło o uszy. - zaszczebiotałem, wstając i wyciągając do niego rękę, aby i jemu pomóc się podnieść. - Jeszcze jakieś zażalenia?

- Dużo. - prychnął poirytowany, jednak żadnego nie wymienił.

W drodze powrotnej obaj milczeliśmy, jedynie szturchając się czasem łokciami w ramach okazania wzajemnej sympatii.

***

- Ciel wydaje się weselszy, od kiedy się pojawiłeś.

Alois podzielił się w ten sposób ze mną kolejnym ze swoich dziwnych, z pozoru wyssanych z palca obserwacji na temat mojego współlokatora.

- Być może. Ma w końcu kogoś, na kim może się wyżywać dwadzieścia cztery godziny na dobę. Na jego miejscu sprawiłbym sobie kupon w Lotto, mając takie szczęście. - odparłem, wzruszając ramionami z rozbawionym uśmiechem.

Siedzieliśmy na łóżku blondyna, oglądając film. Nie miałem już nic przeciwko mieszkaniu z Cielem, jednak czasem dobrze od siebie odpocząć. Dzięki opuszczaniu przyczepy miałem również okazję lepiej poznać resztę ekipy, w tym Aloisem, który szczególnie przypadł mi do gustu. Nie tylko mi zresztą, według moich obserwacji był on ogólnie lubianym członkiem trupy.

- Na pewno nie tylko o to chodzi.

Karty, które trzymał, przemieszczały się z jednej ręki do drugiej, następnie mieszały, aby chwilę później znów stać się klasycznym stosikiem. Widziałem przy tym w jego oczach coś na wzór radości małego dziecka na widok nowej zabawki. Fascynacja i ciekawości, pomiędzy którymi można było dostrzec cień satysfakcji, gdy znów udało mu się poprawnie wykonać sztuczkę.

- Dlaczego tak sądzisz?

- Widać, że jest weselszy. Weselszy niż wcześniej. Być może po prostu brakowało mu towarzystwa, a może brakowało mu towarzystwa kogoś takiego jak ty. - powiedział, następnie rzucając czymś, co pasowałoby bardziej do wróżki, która miga się od podatków i zdziera kasę z ludzi, którzy powierzają swoje działania i wybory kartom. - Być może całe życie czekał na kogoś takiego jak ty. Przeznaczenie i te sprawy. Wierzę, że na świecie jest określona ilość pokrewnych dusz i to wielkie szczęście spotkać choć jedną z nich, bo nie zawsze ich drogi się przecinają.

- Ja dzielę z nim tylko przyczepę, Alois, a ludzie mają różne humory. Może skoro ma złe okresy, to teraz ma jeden z lepszych. Nie przypisywałbym temu większej filozofii.

- Adrian nigdy niczego nie robi przypadkowo, Sebastianie. Mówiłem ci już. - odparł, troszkę już zniecierpliwiony, choć przy tym wciąż miły i uśmiechnięty. - Nie lekceważ jego wyborów.

- Wziął mnie, bo miałem dobre wykształcenie, a u Ciela w przyczepie było miejsce. - odparłem, wciąż sceptycznie nastawiony do jego teorii.

- Jestem pewien, że wiedział, co robi. Zawsze wie. - w oczach chłopaka przygasła radość, którą zastąpiła melancholia. - Zatrudnia ludzi z ,,tym czymś''. Ilu z nas wyciągnął z beznadziei? Dał nam dom w postaci cyrku i rodzinę w formie trupy. Dba o nas i troszczy się, mimo że w teorii jesteśmy jedynie jego pracownikami. Ja... Szanuję go i wiem, że jeśli cokolwiek robi, robi to dla nas.

Chłopak przygryzł dolną wargę, a w jego oczach pojawiło się coś niespodziewanego - łzy. Wstał z łóżka i powiedział krótkie ,,przepraszam, zaraz wracam'', po czym wyszedł z przyczepy, ocierając twarz rękawem swetra.
Nigdy nad tym nie myślałem. Nie zastanawiałem się, dlaczego Alois i Ciel mimo tak młodego wieku podróżują wraz z trupą i czemu reszta wydaje się momentami bardzo smutna, mimo wiecznego uśmiechu na twarzy.
Przede wszystkim czemu w tych wściekle zielonych, przysłoniętych przez szarą grzywkę oczach kryje się tyle żalu?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro