Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17. Vincent

Gdy czekał na Bee pod CinnamonLove, potrafił myśleć jedynie o tym, jak wiele się wycierpiała – wiedział o śmierci męża, domyślał się, że trudno wychowywało się jej dziecko w pojedynkę. Nie musiał też mieć doktoratu z matematyki, żeby przeliczyć, że Pszczółka urodziła Gwen w wieku niespełna dwudziestu lat. Musiała zajść w ciążę na pierwszym roku studiów, szybko też wyszła za mąż.

Co takiego się zadziało, że postanowiła nie tylko rzucić studia, ale i od razu brać ślub? Czy nieplanowana (jak mniemał) ciąża to wystarczający powód, by się tak ograniczać?

Wtedy jednak Bee wyszła na zewnątrz, przez co z głowy wyparowały mu wszystkie myśli. Rzeczywiście miała ponure spojrzenie, ale mimo wszystko na jego widok delikatnie się uśmiechnęła. Zalało go przejmujące uczucie ulgi, bo po wydarzeniach z tej nocy nie spodziewał się tak pozytywnej reakcji.

– Vince. – Jego imię brzmiało tak uroczo w jej ustach. – Hej.

– Hej, Pszczółko – powiedział miękko, patrząc prosto w jej szare oczy.

Stanęła blisko, ale go nie dotknęła; mimo wszystko do nozdrzy wdarł się zapach jej kwiatowych perfum. Była znacznie niższa od niego, dlatego zadarła głowę, by móc spojrzeć mu w oczy.

– Możemy porozmawiać? – spytał słabym głosem.

Kiwnęła głową.

– Mam propozycję – odparła, obejmując się mocno ramionami. – Jestem dzisiaj bardzo zmęczona. Może pojedziemy do mnie do domu? Zrobimy kolację i porozmawiamy na spokojnie. Gwen i tak nocuje dzisiaj u koleżanki, nie mam nic większego do roboty. – Wzruszyła ramionami.

– Dobrze.

W ciszy – ale takiej przyjemnej, niezobowiązującej, trochę zmęczonej – przeszli na przystanek, wsiedli do właściwego autobusu i usiedli obok siebie. I on był zmęczony – zmęczony fizycznie i psychicznie, zupełnie jak Bee i jak ta cisza wokół nich. W milczeniu, ale z radością, przyjął fakt, że Beatrice znienacka oparła głowę o jego ramię i – coś w nim wtedy pękło – wzięła go za rękę. Ciepło jej dłoni przyniosło mu spokój, którego pragnął od rana.

Jej dotyk dał nadzieję, że jeszcze wszystko się ułoży.

Nie puściła jego dłoni, gdy wysiedli z autobusu, nie puściła, gdy przeszli w kierunku jej mieszkania, nie puściła, gdy prowadziła go na czwarte piętro, szukając jednocześnie kluczy w torebce. Puściła dopiero, gdy weszli do środka; od razu poczuł się nieswojo.

Jeśli myślał, że mieszkanie Sydney było małe, to chyba się przeliczył. Stali w ciasnym korytarzu, ledwo się w nim mieszcząc. Drzwi po lewej były przymknięte, mógł jedynie się domyślać, że pokój należał do Gwen. Bee zaprosiła go gestem do salonu – który chyba jednocześnie pełnił funkcję jej sypialni.

Drewnianą podłogę przykrywał stary wzorzysty dywan z frędzlami przy brzegach. Od razu po lewej ustawiono wąskie biurko z krzesłem, a nad nim półkę wypełnioną po brzegi książkami. Stojąca przy drzwiach od balkonu szeroka kanapa obita ciemnoniebieskim materiałem wydawała się bardzo wygodna; naprzeciwko ustawiono stary telewizor stojący na niskim stoliku, na którym leżały porozwalane magazyny, książki i – o rany – zdjęcia.

Zdjęcia Bena, jak mniemał.

Nie chciał na to patrzeć, ale mimo wszystko zlustrował wzrokiem fotografie. Ben był wysoki, wyższy od Bee o ponad głowę; za każdym razem pozował, obejmując Pszczółkę w pasie. Vincent przełknął głośno ślinę – wydawali się tacy szczęśliwi.

– Gwen ma jakiś projekt z kółka astronomicznego, a potem idzie do koleżanki. – Z letargu wyrwał go głos Bee krzątającej się po kuchni. – Pomyślałam, że lepiej spotkać się u mnie, mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe. Mam prawie gotową kolację. Lubisz risotto z kurczakiem i curry?

Jakoś nie potrafił w sobie zdławić uczucia zazdrości, dlatego szybko przeszedł do kuchni i stanął w progu, opierając się o framugę drzwi i wsadzając ręce do kieszeni. Bee właśnie wrzucała na patelnię pokrojoną paprykę.

– Może ci pomóc? – spytał łagodnie.

Podszedł do Bee od tyłu i przesunął opuszkami palców wzdłuż ramion, by móc ją delikatnie objąć w pasie. Dzisiejsza rozmowa z Jenny kompletnie go wykończyła i jedynie obecność Beatrice potrafiła przywrócić go do życia.

Bee zamarła, gdy tylko ją dotknął. Miał ochotę pocałować ją w szyję, ale coś nie pozwoliło mu tego zrobić. Beatrice powoli obejrzała się przez ramię i posłała mu dziwne spojrzenie, w którym kryła się mieszanina strachu i niepewności. Przełknęła głośno ślinę.

– Vince... – wymamrotała niewyraźnie, wyślizgując się i odsuwając. Wyglądała przez chwilę jak spłoszone zwierzę. – Możesz nie przytulać mnie od tyłu? Bardzo tego nie lubię.

Zmarszczył brwi, krzyżując ręce na piersi, ale pokiwał głową z namysłem.

– Jeśli chcesz, to możesz nakryć do stołu. Zjemy w salonie, dobrze?

Przeniósł okrągły stolik z kuchni do salonu, rozłożył biały obrus i ułożył równo sztućce. Gdy Bee przyniosła gotowe, parujące danie, już czekał z kieliszkami wypełnionymi winem i zapaloną świecą, którą wyciągnął z barku. Martwił się przez moment, czy Beatrice nie będzie zła, że pozwolił sobie tak rządzić się w jej mieszkaniu, ale wydawała się spokojna i w miarę rozluźniona.

Wiedział, że ta sielanka nie będzie trwała wiecznie. Bee patrzyła na niego jakoś dziwnie i gdy otworzyła usta, żołądek zacisnął mu się boleśnie w supeł.

– Jeszcze raz przepraszam za dzisiejszy telefon. Nie wiem, co sobie myślałam, dzwoniąc do ciebie o takiej porze.

Przełknął głośno ślinę.

– Daj spokój, Pszczółko – powiedział miękko. – Nie powinnaś się tym przejmować.

– To... To naprawdę nie zdarza się zbyt często – dodała pośpiesznie wyraźnie speszona, bo wpatrywała się uparcie w talerz. – Nie wiem, dlaczego to się stało. Nie wiem, dlaczego zadzwoniłam akurat do ciebie...

– Bee... – powiedział łagodnie, odkładając widelec i wyciągając ku Beatrice rękę, by móc ścisnąć jej dłoń. – Naprawdę nie musisz mi się tłumaczyć. To raczej ja powinienem to robić.

Wpatrywali się w siebie przez chwilę, znosząc krępującą ciszę. Myślał, że najgorszą rozmowę miał już dzisiaj za sobą, ale chyba się przeliczył – widząc ten dziwny wzrok Bee, podskórnie czuł, że przeprawa z Mandy to dopiero rozgrzewka.

– Muszę ci to wszystko wytłumaczyć. To trochę skomplikowane – zaczął niepewnie, ciesząc się mimo wszystko, że Bee nie zabrała ręki i mógł gładzić jej wierzch kciukiem. Ten dotyk wbrew pozorom bardzo go uspokajał. – Dzisiaj spotkałem się po raz ostatni z Mandy. Wezmę z nią rozwód. Dzwoniłem też do prawnika, pozew jest przygotowany i lada dzień go wyślę. Nigdy nie traktowałem cię jak pocieszenia. To przypadek, że trafiłem na ciebie akurat w takim momencie.

Mówił chaotycznie, ale tyle myśli kłębiło mu się w głowie.

Beatrice patrzyła uważnie, milcząc. Jej oczy lśniły, przygryzała wargę, jakby analizowała, czy mówił prawdę.

– Nie chciałem, żebyś się dowiedziała w takim momencie – zapewnił ją. – Ta cała sytuacja koszmarnie mnie przytłoczyła. Nie miałem z nią kontaktu od kilku miesięcy, a ona nagle się pojawiła... i przez to nie wiedziałem, co robić. Byliśmy razem ponad siedem lat, cholernie ciężko po takim czasie podjąć decyzję o rozstaniu.

– Jeżeli nie chcesz o tym mówić... – zaczęła niepewnie, ale przerwał jej ruchem głowy.

– Chcę, bo nie mogę mieć przed tobą tajemnic.

Vincent upił kilka łyków wina, bo zaschło mu w gardle.

– Mandy była moją pierwszą dziewczyną. Nie miałem nikogo poza nią. Poznałem ją na studiach, gdy jeszcze chodziłem na terapię, bo miałem próbę samobójczą. Nie wyglądałem jak teraz, wciąż zmagałem się z nadwagą, a ona... ona była idealna. Piękna, mądra, zabawna. I zakochała się we mnie, a ja myślałem, że złapałem Pana Boga za nogi. Miałem wtedy ogromne kompleksy, a Mandy... Czym sobie zasłużyłem, żeby zwrócić na siebie jej uwagę?

Bee mu nie przerywała. Jadła powoli, nie spuszczając z niego wzroku. Zabrała jednak rękę, jakby chciała nabrać dystansu nie tylko mentalnie, ale i fizycznie.

– Pomogła mi. Nie zawsze tak, jak tego oczekiwałem, bo potrafiła mi powiedzieć wiele przykrych rzeczy, jednak dzięki niej jestem w tym miejscu. Dbałem o Mandy, bo bałem się, że pewnego dnia zobaczę w jej oczach obrzydzenie do mnie. Bałem się, że jeśli zrobię coś nie tak, stracę kogoś, kto wreszcie mnie zaakceptował. Zawsze jej ustępowałem, bo bałem się, że jeśli jej się postawię, to mnie zostawi.

Mówił to z trudem, ale wiedział, że nie zbuduje z Beatrice nic, jeśli wciąż będzie ukrywał swoje słabości. Musiała je poznać, musiała wiedzieć, jak słabym był człowiekiem, z kim tak naprawdę mogłaby się związać.

– Kochałem ją, a ona pozwalała mi się kochać. To małżeństwo było z pozoru idealne, bo praktycznie się nie kłóciliśmy, bo chciałem, żeby Mandy miała jak najlepiej. To śmieszna sprawa, bo imię Amanda ma właśnie takie znaczenie. „Ta, która powinna być kochana". Więc ją kochałem, ale nie dostawałem zbyt wiele w zamian.

Zaśmiał się bez wesołości.

– Wiesz, że nawet pokłóciłem się z jej powodu z Sydney? W dniu mojego ślubu pożarliśmy się tak, że Sid nie odzywała się do mnie ponad rok. Próbowała mnie przekonać, że popełniam błąd, żeniąc się, bo ona nigdy nie lubiła Mandy, a ja jej zarzuciłem, że po prostu chce mi udowodnić, że nie zasługuję na kogoś takiego jak Amanda. Bo naprawdę tak myślałem, Pszczółko, że nie zasługuję na miłość, a Mandy to pieprzony dar od losu. Tylko że Sydney miała rację. To małżeństwo zaczęło się zaraz sypać, a ja je ratowałem, jak tylko mogłem. Ratowałem, dopóki nie nakryłem jej w łóżku z innym.

– Tak bardzo mi przykro, Vince – wykrztusiła, a jej oczy błyszczały od łez. – Nie zasłużyłeś na to, co się stało. Nikt nie zasłużył.

– Przepraszam za to pytanie, Bee, ale... ale co ty byś zrobiła, gdybyś nakryła swojego męża na zdradzie?

Odchrząknęła, prostując się na krześle.

– Wiesz, Vince... – zaczęła niepewnie lekko zachrypniętym głosem. – Problem polega na tym, że nic bym nie zrobiła. Nic, bo wiem, że Ben nigdy by mnie nie zdradził.

Chciało mu się płakać. To było takie poniżające, bo odnosił wrażenie, że zawiódł jako facet. Nie potrafił zaspokoić potrzeb Mandy, nie starał się wystarczająco, nie potrafił kochać tak, żeby uniknąć takiego upodlenia. A co, jeśli Beatrice uzna, że był chodzącą porażką? Co, jeśli go zostawi, choć nie umiał już sobie wyobrazić, że mogłoby jej zwyczajnie zabraknąć? Chciał spróbować, ale tak bardzo, bardzo się bał, że znowu zawiedzie.

– Nie jestem zła, że wciąż masz żonę. Jestem zawiedziona, bo nie powiedziałeś od razu.

– Nie chciałem cię wystraszyć – wytłumaczył pośpiesznie. – Po pierwsze, nie byłem pewien, czy nie pomyślisz sobie, że jesteś pocieszeniem albo zemstą. Po drugie, wciąż się wahałem, co robić, bo strasznie trudno było mi tak po prostu to zakończyć.

– Nic dziwnego. Czasami angażujemy się tak bardzo, że trudno nam coś przerwać, chociaż cierpimy w relacji. To mają do siebie toksyczne związki, Vince. Mandy, być może nieświadomie, nie wiem, bo jej nie znam... być może właśnie cię od siebie uzależniła. Od tego, żebyś myślał, że to jej obecność jest wyznacznikiem twojej wartości.

– Przepraszam, Bee, że mówię ci dopiero teraz.

– Daj spokój, każdy potrzebuje innej ilości czasu, żeby się przemóc. Tylko proszę, nie miejmy już przed sobą tajemnic. A jeśli nie chcesz mi o czymś chwilowo powiedzieć, to chociaż tego przede mną nie ukrywaj. Ja naprawdę się martwiłam o ciebie przez ostatnie dni. Wyglądałeś, jakby zawalił się cały twój świat, a jednocześnie nie chciałeś sobie pomóc. Nie twierdzę, że akurat umiałabym ci doradzić, ale nie chcę, żebyś myślał, że jesteś w tym sam, bo nie jesteś.

Wpatrywał się w jej błyszczące oczy, wstrzymując oddech. Pszczółka wydawała się pewna siebie, wyglądała pięknie, jakby biła od niej siła i życiowe doświadczenie. Wtedy znowu pomyślał, że mógłby się w niej zakochać. Miał ochotę się rozpłakać i jednocześnie mocno ją pocałować. Miał ochotę ją przytulić i zapewnić, że od teraz będzie lepiej, że się zmieni, że przestanie być taki beznadziejny w miłości.

Dojedli kolację, a potem wspólnie posprzątali i pozmywali. Za oknem zdążył już zapaść mrok, ale Vincent nie chciał się jeszcze żegnać. Bee chyba też nie miała jeszcze dosyć jego obecności, bo gdy skończyli porządki, wzięła go za rękę i zaciągnęła na kanapę.

Objął ją ramieniem, uważnie sprawdzając, czy czuła się komfortowo. Nie chciał sprawić jej żadnej przykrości, bo widział, jak reagowała na dotyk. Bał się jednocześnie zapytać, co się za tym kryło. Skoro Bee prosiła o szczerość, to pewnie w końcu i ona będzie gotowa, by o tym mówić.

Pszczółka wydawała się rozluźniona, bo nie tylko pozwoliła, by ją przytulił, ale też oparła głowę w zagłębieniu jego szyi. Serce zabiło mu mocniej, bo mógł do woli napawać się jej słodkim zapachem – przyniosła ze sobą do mieszkania woń ciepłych bułeczek i słodkich ciast.

– Bee, jest jeszcze jedna sprawa.

– Hm? – Podniosła głowę i obrzuciła go uważnym spojrzeniem.

– Mandy nie odpuści tak łatwo, już mi to zapowiedziała. Ten rozwód może toczyć się miesiącami. Nie wiem, co wymyśli, ale boję się, że dowie się o tobie i wykorzysta cię jako argument. Może zarzucić, że byłaś moją kochanką, że ty rozwaliłaś ten związek, ogólnie będzie dążyć do postawienia się w roli ofiary. Chciałem cię ostrzec, bo to może być wykańczające, i nie oczekuję, że...

– Vince – przerwała mu stanowczo, nieco się odsuwając – uwierz mi, że naprawdę zdaję sobie z tego sprawę. Nie zostawię cię z tego powodu. Jedyne, o co się martwię, to jak to może wpłynąć na Gwen. Boję się, że i ona zostanie w to wciągnięta, a na razie wciąż z nią nie porozmawiałam ani o tobie, ani o... nas. – Machnęła ręką, nieco się rumieniąc. – Wiesz, że może pojawić się nawet argument, że jest twoją córką. Tego się boję.

Przełknął głośno ślinę. No tak, zapomniał o Gwen. Nic dziwnego, że Bee się martwiła, jej dziecko nie powinno być wciągane w tak popapraną sprawę. Mandy i tak w końcu dokopie się do Beatrice i nie wiadomo, jak wykorzysta fakt, że ta miała dziecko. Może i teraz wydawało się to niedorzeczne, ale wcale by się nie zdziwił, gdyby Mandy wysnuła tezę, że Gwen to jego dziecko – oczywiście to kłamstwo, ale pewnie nie dałoby się uniknąć badań DNA i wciąganiu w to wszystko małej.

Może jednak powinien to zakończyć?

Tę myśl jednak wyparło uważne spojrzenie Bee.

– Vince, mimo wszystko jestem gotowa podjąć ryzyko.

Przysunął się do Bee i łagodnie odgarnął jej włosy z twarzy. Przesunął kciukiem po zarysie szczęki, wciąż czujnie sprawdzając, czy Beatrice godziła się na to wszystko. Pragnął smaku jej ust tak bardzo, że ledwo oddychał. I ona wstrzymała oddech, gdy wreszcie ją pocałował.

To był taki dziwny pocałunek. Mógł w nim znaleźć pełno niepewności, strachu i dystansu. Smakował winem, które wcześniej pili. Pozwolił sobie wpleść palce w jej włosy, objął ją drugą ręką w pasie i przytulił mocniej do siebie, bo pragnął jej bliskości równie mocno co powietrza. Bał się, że ją zrani, dlatego nie odważył się na nic więcej.

Gdy Bee oddała pocałunek, świat runął mu na głowę. W jej geście również czaiło się równie dużo niepewności i lęku, ale pozwoliła sobie pogładzić go po policzku. Pachniała słodyczą, która mąciła mu wszystkie zmysły.

Odsunęli się od siebie po długiej chwili, oboje przejęci, zarumienieni, z błyszczącymi oczami. Beatrice wzięła głęboki, nieco drżący wdech, a potem uśmiechnęła się łagodnie, co go uspokoiło. Tak bardzo się bał, że ją spłoszy.

– Nie nałożyłeś dzisiaj żelu – stwierdziła radośnie Bee, czym kompletnie wybiła go z rytmu. Przeczesała mu łagodnie włosy palcami. – Nie wiem, czemu go nakładasz. W tej wersji wyglądasz świetnie.

– Bo jak nie nałożę żelu, to nad nimi nie panuję. Zaraz zaczynają się kręcić.

Zaśmiała się, ukazując tę uroczą przerwę między jedynkami.

– Moje też się kręcą i też nie umiem nad nimi zapanować.

– Ale ty wyglądasz w tym pięknie, a ja nie.

Przygryzła wargę, hamując śmiech.

– Nie wiem, czemu tak mówisz. Mnie podobasz się w obu wersjach.

Chciał ją znowu pocałować, ale wtedy odsunęła się od niego, wyplątując z mocnego uścisku.

– Vince, może to głupie, ale pomyślałam sobie... Masz gdzie spędzić te święta?

– Nie zastanawiałem się nad tym. – Wzruszył ramionami.

Jego myśli wystarczająco dużo czasu pochłaniały planowana przeprowadzka, Mandy i Bee. Domyślał się, że Sid zaprosi go na obiad, ale jakoś nie miał ochoty znowu spędzać czasu z nią i Chelsea, bo czułby się jak piąte koło u wozu.

– Jeśli chcesz, to możesz do nas wpaść. I tak będziemy we dwie z Gwen, a jeśli masz ochotę... To zapraszam. Upiekę piernik cynamonowy. – Znowu się uśmiechnęła.

– Dobrze, bardzo chętnie.

Spojrzał na zegarek i zaklął w myślach. Było już po dziewiątej, a przecież jutro rano musiał iść do pracy.

– Będę się zbierać. Zobaczymy się jutro rano?

Kiwnęła w odpowiedzi głową, odprowadzając go do przedpokoju. Gdy tylko się przebrał i sprawdził w telefonie, że za dziesięć minut ma autobus do siebie, pozwolił sobie na szybki pocałunek, bo naprawdę nie chciał się rozstawać. Nie miał jednak śmiałości pytać się o nocleg, bo widział, że była wykończona. Oboje mieli za sobą ciężką noc.

Pogładził ją jeszcze po policzku, nie mogąc się napatrzeć na jej promienny uśmiech. Nagle jego wzrok spoczął na bliźnie przecinającej lewą skroń. Przesunął po niej palcem, bo wcześniej nie zwrócił na nią uwagi.

– Wypadek w dzieciństwie? – spytał.

Bee uśmiechnęła się kwaśno, a oczy jej gwałtownie pociemniały.

– Powiedzmy.

Coś w jej głosie kazało mu się wycofać, dlatego pospiesznie się pożegnał i wyszedł z jej mieszkania, uśmiechając się mimowolnie od ucha do ucha. Nie sądził, że ten dzień skończy się tak dobrze.

Jednak pewna myśl nie dawała mu spokoju.

Czy Bee była naprawdę aż tak samotna, że święta spędzała jedynie z córką? Czy była aż tak samotna, że poczuła potrzebę zaproszenia Vincenta, by wypełnił pustkę w jej mieszkaniu?

~*~

Po wycieku danych zastanawiam się intensywnie, czy nie założyć nowego konta. No wiecie, świeży start ze starymi opowiadaniami. Trochę mi szkoda, bo przez lata konsekwentnie tworzyłam tu swój mały kawałek literackiego świata, zebrałam cudownych Czytelników, a teraz przez niepokojącą sytuację mogłabym stracić tak wiele.

Nawet jeśli zamknę to konto, to wcześniej chciałabym doprowadzić "CinnamonLove" do końca. Panie, daj mi siłę, bo został mi ostatni rozdział, a kiedy tylko otwieram plik, czuję autentyczny ból i porażającą niemoc. Mam w głowie tyle pomysłów, a jednocześnie tak mało siły, by w miarę zgrabnie to zakończyć. Trzymajcie kciuki, bo bardzo tego teraz potrzebuję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro