Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

❅ ❅ ❅

Dłonie dosłownie zamarzały mu przez panujący mróz. Zima dopiero się rozpoczęła, a temperatury były tak niskie, że nie wystarczyła nawet gruba, puchowa kurtka do odpowiedniego ogrzania się. Płatki śniegu opadały na jego odrobinę garbaty nos, sprawiając, że marszczył go co chwila, starając się w jakiś sposób je strzepać, ale one były szybsze i zanim mu się to udawało, spływały po jego policzkach zamienione w ciecz. Nie cierpiał zimy i najchętniej przespałby ją całą niczym niedźwiedź albo przynajmniej nie wychodził spod pierzyny, dopóki temperatura nie byłaby wyższa niż dziesięć stopni.

I pewnie nasuwa wam się teraz pytanie „to dlaczego w ogóle wychylał stopę spoza materaca?". Otóż, moi drodzy, są rzeczy ważne i ważniejsze.

A do tych naj-naj-najważniejszych, które zawsze miały pierwszeństwo, należał nikt inny jak pewien blondyn o cerze tak nieskazitelnej, że pozazdrościłaby mu jej niejedna kobieta. O dłoniach tak gładkich, że tylko na nie spoglądając, miałoby się ochotę złapać je mocno i nie wypuszczać. O smukłych nogach aż do nieba i głosie tak ciepłym, że otulał do snu lepiej niż ulubiony koc z dzieciństwa.

A przynajmniej tak o Taehyungu myślał Jungkook. Niezmiennie od ponad pięciu lat.

Pozostały dwa dni do Wigilii. Dla większości osób w Seulu to była ostatnia okazja do kupienia wszystkich potrzebnych produktów, aby jedna z ważniejszych kolacji w ciągu roku wypadła jak najlepiej. A dla szatyna ostatnia szansa do kupienia zapasu ciasteczek o smaku korzennym, które tak uwielbiał jego narzeczony. Jednak jak już wszystkim dobrze wiadomo, w okresie świątecznym owe słodycze zyskiwały niezwykłą popularność i Jeon nawet nie zdziwił się, kiedy w dwóch pierwszych marketach, do których pojechał, nie było nawet jednego pudełka łakoci. Ale nie poddawał się, z podgrzewanym siedzeniem w samochodzie był w stanie zrobić wszystko.

Z domu wyjechał około godziny piętnastej, a już dochodziło siedemnasta, co było rzecz jasna spowodowane ogromnymi korkami na ulicach miasta i Taehyung nawet nie spodziewał się, że młodszy wróci z zakupów szybciej niż po trzech godzinach (mimo tego, że na liście miał tylko jedną pozycję), dlatego wykorzystując jego nieobecność, postanowił posprzątać dokładnie cały dom.

Mama zawsze mu powtarzała, że Jezus nie ksiądz, nie patrzy, czy okna są umyte, ale oglądanie śnieżnobiałego śniegu przez przezroczystą szybę jest znacznie przyjemniejsze. A zwłaszcza wtedy, kiedy siedzi się na wielkim fotelu z kubkiem kakao w dłoni, grubym kocem na kolanach i mężczyzną swojego życia u boku, podziwiając lodowe kwiaty spadające na ziemię. I wtedy żaden chłód nie jest już straszny.

Przy wiecznie bałaganiącym szatynie Kim nabrał ogromnej wprawy w szybkim sprzątaniu, dlatego nim się spostrzegł, wszystko lśniło, a on siedział po turecku na strychu, przegrzebując stare kartony w poszukiwaniu lampek, którymi mógłby przystroić ich sypialnię.

To miały być pierwsze święta, które spędzą tylko w swoim towarzystwie, w swoich własnych czterech ścianach, mogąc nawzajem nazywać się „mój przyszły mąż". I mimo że znali się od podstawówki, co roku dawali sobie prezenty, dzielili się babką bożonarodzeniową drugiego dnia świąt, to teraz wszystko miało być dla nich takie nowe, takie inne, a jednocześnie takie samo.

Kolejne pudełko, w którym aż roiło się od ozdób choinkowych, które wzięły się tam nie wiadomo skąd, ale każdy łańcuch z lampkami był albo popsuty, albo mienił się kolorami, które Taehyungowi nie podobały się ani troszkę.

Ostatnia nadzieja – niewielki karton stojący praktycznie w kącie zaciemnionego pomieszczenia. I o ile blondyn nie modlił się zbyt często, tak teraz wręcz błagał niebiosa, aby były w nich srebrne albo przynajmniej złote światełka.

Jednak to, co zobaczył po uchyleniu wieka, było znacznie lepsze niż najwspanialsze świecidełka na całym świecie.

– Przysięgam, że zaraz odpadnie mi nos, ale mam twoje ciasteczka, a nawet trzy opakowania, więc liczę na solidne wynagrodzenie, bo spisałem się super! – Praktycznie wpadł do domu, dumnie kładąc reklamówkę na szafkę w przedpokoju i dopiero wtedy zaczął strzepywać z siebie śnieg, który zdołał uformować się w małą górkę na jego czapce (która swoją drogą i tak za wiele mu nie dawała, bo Jeongguk chciał być przecież modny, a modni ludzie noszą czapki na samym czubku głowy).

Blondyn wyszedł z kuchni, słysząc w końcu głos swojego ukochanego, jednak kiedy tylko zobaczył na ziemi plamy z błota, aż zacisnął dłonie na swoim fartuszku, ledwo powstrzymując się przed krzykiem.

Święta to teoretycznie czas radości, miłości i rodziny, ale im człowiek bardziej się stara, aby wszystko było jak najlepiej, tym łatwiej wyprowadzić go z równowagi nawet błahymi rzeczami. I Kim doskonale o tym wiedział, naprawdę nie chciał zepsuć dnia, który miał zapisać się w ich wspomnieniach na zawsze, dlatego ponownie przybrał na twarz szeroki uśmiech, bardziej niż na brudzie skupiając się na Jeonie. I ciastkach.

– Dziękuję, mój bohaterze – zaświergotał radośnie i podszedł do młodszego, aby złożyć delikatny pocałunek na jego chłodnych wargach, a kiedy już się od niego odsunął, capnął w dłonie reklamówkę z łakociami i pobiegł do salonu, ściągając po drodze fartuszek. – Połóż buty pod kaloryferem, a kurtkę daj do szafy. Będę czekał w salonie z niespodzianką! – dodał, zanim całkowicie zniknął z zasięgu wzroku bruneta, w którego głowie już zaczęły rodzić się myśli, co takiego mógł wymyślić jego narzeczony.

Wykonał posłusznie jego polecenia, a na zmarznięte stopy nasunął futerkowe bambosze, w których najlepiej na świecie ślizgało się po wypastowanej podłodze.

– Co to za niespodzianka? – zapytał, przechodząc przez próg, a przed jego oczami wymalował się najpiękniejszy obrazek na świecie. Taehyung siedział wśród masy poduszek i koców na rozłożonej sofie przed kominkiem, a na stoliku obok niego stały dwa wielkie kubki z parującym jeszcze kakao (co przypuszczał po zapachu czekolady rozchodzącym się po całym pomieszczeniu) i torba z ciastkami, którą sam dopiero dotaszczył do domu.

Starszy poklepał dłonią miejsce obok siebie i już w następnej chwili razem siedzieli pod grubym kocem, wpatrując się w ogniste iskierki tańczące w kominku.

– Byłem dzisiaj na strychu... – zaczął cicho blondyn, czym zwrócił na siebie całą uwagę młodszego. – I znalazłem coś, co powinno ci się spodobać.

Jungkook spojrzał pytająco na tajemniczo uśmiechającego się chłopaka, który zaraz sięgnął dłonią po coś ukrytego za jedną z poduch. I brunet aż wstrzymał oddech przez napięcie, który zaraz wypuścił z siebie z głośnym świstem, kiedy na jego kolanach znalazła się książka. Zwykła, zakurzona, potargana książka. Przez pierwsze kilkanaście sekund po prostu się w nią wpatrywał, chcąc odnaleźć chociażby tytuł bądź autora, ale nic takiego nie rzuciło się w jego oczy.

– Co to? – Przeniósł spojrzenie na siedzącego obok niego Kima, który tylko zachichotał pod nosem, otwierając ją na pierwszej stronie.

I jakie było zaskoczenie Jeona, kiedy zamiast wodospadu tekstu zobaczył nagiego noworodka siedzącego na fotelu.

– Taehyung, słodki Boże, po co pokazujesz mi dziecięcą pornografię?! – pisnął całkowicie niemęsko, zasłaniając sobie oczy, na co starszy tylko westchnął, chwytając go za nadgarstek i kładąc jego dłoń z powrotem na swoim kolanie.

– To ja, pacanie. Dwadzieścia kilka lat temu właśnie tak wyglądałem. – Usta bruneta ułożyły się w kształt małej literki „o", kiedy faktycznie dostrzegł podobieństwo w twarzy przedstawionego na fotografii chłopca. – Ale to jeszcze nic, przewróć kartkę.

Pięciolatek przesypywał piasek do kolejnych foremek, co chwilę musząc poprawiać swoją czapeczkę, która spadała mu na oczy. Nie mógł jej zdjąć, bo mama tak czy siak nasunęłaby mu ją na czubek głowy. Sam tak naprawdę nie wiedział, po co miał ją nosić. Przecież pani w przedszkolu mówiła, że słoneczko jest zdrowe, a to dzisiejsze świeciło bardzo jasno nad jego głową, samo zachęcając do zabawy, ale musiał nosić głupią czapkę, żeby się przed nim schować.

Nagle usłyszał znajomy głos gdzieś z okolic ławki, na której siedziała kobieta, więc skierował wzrok w jej stronę, żeby zaraz poderwać się z miejsca radośnie i pobiec w stronę gości.

– Dzień dobry, pani Jeon, mogę pobawić się z Jungkookiem? – zapytał grzecznie, schylając się przy tym, dokładnie tak, jak uczyli go rodzice. Starsza tylko zaśmiała się, głaszcząc go po głowie.

– Tylko uważajcie na siebie, chłopcy.

I już ich nie było. Taehyung chwycił dłoń swojego młodszego kolegi i razem pobiegli do piaskownicy, bawiąc się w niej przez następne godziny.

Żaden z nich nawet nie zauważył, kiedy mama Kim przyniosła aparat i uwieczniła na zdjęciu dwóch chłopców bawiących się radośnie pierwszego dnia lata.

– Woah... – Wielki uśmiech przyozdobił twarz Jeongguka, kiedy palcem przejeżdżał po nieco wyblakniętym zdjęciu. Nie miał możliwości pamiętania tamtych czasów, dlatego aż się zdziwił, że cały czas trzymali w domu album pełen ich wspólnych wspomnień. – Miałem koszulkę z myszką Mickey! Ale czad!

– Przewracaj dalej – powiedział cichym głosem Taehyung, sięgając do stolika po pudełko swoich ulubionych ciastek, na które cierpliwie czekał cały dzień. Otworzył paczkę, od razu jedno pakując do swoich ust, a drugie do tych młodszego, na co usłyszał bełkot, mający chyba być podziękowaniem.

Pierwszy dzień szkoły małego Taehyunga miał być czymś wielkim. Chłopiec stresował się i cieszył jednocześnie, zaciskając ciągle dłonie na swojej bielutkiej koszuli, która przez ciągłe dotykanie nieco się już pogniotła. I oczywiście tak ważnego dla siebie przeżycia nie mógł przechodzić sam. Całą drogę do szkoły obok niego kroczył o rok młodszy Jungkook, samemu stresując się, jakby to był jego wielki dzień.

– Ale nie znajdziesz sobie innych, lepszych kolegów, prawda, hyung? – zapytał cicho brunet, zwracając tym na siebie uwagę Kima i ich mam, które szły zaraz obok nich.

– No jasne, że nie! Przecież nie ma na świecie lepszego kolegi od ciebie! – odpowiedział praktycznie od razu, niestety odrobinę przy tym sepleniąc, bo zaledwie wczoraj wypadł mu jeden z przednich zębów mlecznych (chyba nie musimy wspominać, kto był tego sprawcą, prawda Jungkook?).

Młodszemu w jednej chwili znacznie ulżyło i mógł poluźnić uścisk na błękitnym kwiatku, którego trzymał w dłoni i miał wręczyć swojemu starszemu przyjacielowi dopiero po ceremonii.

A mamie Taehyunga wcale nie przeszkadzało to, że szli środkiem chodnika, wyciągnęła mały aparat z torebki i wycofując się nieco, ujęła w kadrze dwójkę chłopców idących za rękę – jeden z zaciśniętą pięścią, drugi z kwiatkiem schowanym za plecami.

– Widzisz, mówiłem, że jestem, urodzonym romantykiem! – praktycznie podskoczył, o mało nie wysypując ciastek z opakowania. Na całe szczęście Taehyung miał dobry refleks i w porę je złapał, bo inaczej biedny Jungkook musiałby spać w salonie.

– Może wtedy byłeś, ale widocznie z wiekiem ci przeszło. – Wzruszył ramionami, próbując powstrzymać uśmiech, który pchał mu się na usta. Uwielbiał denerwować swojego narzeczonego.

– Przecież kupiłem ci dzisiaj ciastka! – Wydął policzki, krzyżując ramiona na piersi, przez co blondyn zaczął się jeszcze bardziej upewniać, że ten umięśniony facet „jestem męski, dotknij bicka" ma dwie zupełnie przeciwne twarze.

– Bo ci kazałem.

– A na walentynki? Przecież wtedy to przeszedłem sam siebie!

– Ułożyłeś „gimme nudes" z płatków róż na naszym łóżku. Bardzo romantyczne, Jeon. – Nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem na samo wspomnienie tamtego dnia.

– Przynajmniej skuteczne, bo dalej na mnie lecisz – powiedział dumnie, uśmiechając się do niego w tym swoim tradycyjnym stylu podrywacza. Niestety albo i stety - Kim nie mógł zaprzeczyć.

– Nieważne, dawaj dalej.

Szkolne jasełka to było takie wydarzenie w roku, do którego wszystkie dzieci szykowały się dniami i nocami, aby tylko wypaść jak najlepiej przed liczną publiką składającą się z ich rodziców, krewnych, nauczycieli i pozostałych uczniów, którzy nie brali udziału w spektaklu.

Jednymi z występujących w tym roku byli Taehyung i Jungkook, którzy przebrani w stroje aniołów mieli biegać za stajenką. Może i niewymagająca rola, ale i tak obaj stresowali się nie na żarty i mało brakowało, żeby zaczęli obgryzać sobie wzajemnie paznokcie.

Stali już kolejne minuty za kulisami, aż w końcu do ich uszu dobiegła ta kolęda, podczas której mieli wejść na scenę i odegrać swoją rolę najlepiej, jak potrafili. Pani Choi wywołała ich i już nie było odwrotu.

O dziwo, kiedy tylko wybiegli razem przed publikę, cały stres opuścił ich ciała, sprawiając, że dwa aniołki mogły swobodnie latać na swoich śnieżnobiałych skrzydłach z kartonu, trzymając się za ręce.

I oczywiście siedzące w pierwszym rzędzie mamy obu chłopców nie mogły się powstrzymać przed udokumentowaniem swoich skarbów na kolejnej fotografii.

Uroczy był z ciebie aniołek, Jungkookie. – Blondyn zachichotał, przyglądając się uważniej chłopcu w kruczoczarnych kosmykach, które wręcz zasłaniały jego oczy, a aureolka, którą miał na głowie, trochę za bardzo się z niej osunęła, przez co wyglądał jak anioł po bardzo ciężkiej misji w niebie. Już nie wspominając o skrzydłach, które ledwo trzymały się na sznurkach ze sznurowadeł.

– Mi przynajmniej nie podarło się prześcieradło w połowie występu. – Również się roześmiał, wskazując palcem na widoczną na zdjęciu dziurę, przez którą było widać rajtuzy w kolorowe wzroki.

– Chyba nie muszę mówić, przez kogo mi się podarło, co? – Szturchnął go w ramię dłonią, w której nie trzymał ciastka, przewracając kolejną kartkę. – Ojej... Czemu płaczę? – zapytał od razu, kiedy tylko na kolejnym zdjęciu zobaczyli, jak dwójka dziesięciolatków (Jungkook prawie dziesięcio, ale nie zagłębiajmy się w szczegóły) przytula się do siebie, przy czym po policzkach starszego z nich spływa łza za łzą.

– Hm... To nie było to lato, kiedy byłem na obozie cały miesiąc?

I wtedy Taehyung przypomniał sobie całe trzydzieści dni bez towarzystwa swojego przyjaciela, kiedy nawet nie mógł napisać listu, bo nie znał jego adresu.

– Tak, nie chciałem cię po tym wypuścić do domu, prawda? – zaśmiał się cicho na samo wspomnienie tamtej nocy, kiedy nawet na moment nie chciał puścić swojego sąsiada z ramion (nawet siku poszli razem) i tak przez cały kolejny dzień.

– Teraz też byś tak przeżywał? – zapytał młodszy, przenosząc wzrok z albumu na twarzy swojego mężczyzny, który wpatrzony był w obejmujących się chłopców.

– Teraz nie wypuściłbym cię z łóżka przez trzy dni.

Ciepłe uśmiechy zakwitły na ich ustach, które zaraz połączyły się ze sobą w słodkim pocałunku. Jednak ten nie trwał zbyt długo, bo obaj byli zbyt ciekawi kolejnych stron pełnych wspomnień z ich wspólnej przeszłości. 

Wspólne robienie ciasteczek na wigilię klasową było ich tradycją, odkąd oboje nauczyli się obsługiwać piekarnik (czyli kiedy byli w piątej i czwartej klasie szkoły podstawowej). Tego roku tradycji także stało się zadość i siedzieli w kuchni w domu Jeona, starając się choć trochę trzymać przepisu.

Ale chłopcy nie byliby sobą, gdyby nie zrobili czegoś, za co najpewniej dostaną taką reprymendę, że się nie pozbierają.

Kiedy ciastka piekły się już od dziesięciu minut, a oni skończyli sprzątać mąkę z blatu, Jungkook wpadł na pewien pomysł i nie mógł, po prostu nie mógł nie wcielić go w życie.

Pierwotnie miał zamiar prysnąć bitą śmietaną tylko na Taehyunga, ale to on się uchylił, przez co biała maź przyczepiła się do ściany za nim, powoli po niej spływając.

I tak rozpoczęła się prawdziwa walka na jedzenie.

Po całej kuchni latały najróżniejsze składniki od dopiero posprzątanej mąki po rodzynki, którymi zdobili niektóre ciasteczka (je można było marnować, kto lubił ciastka z rodzynkami?).

Ich zabawę przerwało dopiero głośne odchrząknięcie mamy młodszego z nich. Momentalnie zesztywnieli, patrząc na siebie nawzajem szeroko otwartymi oczami.

– To on zaczął! – krzyknęli razem, wskazując na siebie palcami, co oczywiście musiało być uwiecznione przez stojącą obok mamę Taehyunga, która akurat skończyła fotografować razem z sąsiadką ich ozdoby świąteczne.

– W dalszym ciągu wiecznie bałaganisz – skomentował Taehyung, patrząc z rozbawieniem na zdjęcie, na którym obaj byli cali w najróżniejszych składnikach, a głownie w bitej śmietanie, która wręcz ściekała z ich włosów.

– Ostatnio przecież nie jest tak źle! Nawet zacząłem wynosić brudne naczynia po sobie! – Próbował się usprawiedliwić.

– No może i wynosisz, ale kładziesz je na blacie w kuchni, jakby miały się same umyć.

– Przecież mamy zmywarkę – odpowiedział, jak gdyby nigdy nic, a dźwięk uderzania otwartą dłonią o czoło rozległ się po całym pokoju z towarzyszącym mu „no co?" ze strony Jeona.

– Po prostu przerzuć na następną stronę.

To były pierwsze wakacje, którzy chłopcy mieli spędzić ze sobą jako pełnoprawni gimnazjaliści. Ledwo opuścili szkoły ze świadectwami w dłoni i już biegli do domu starszego z nich, żeby przygotować namiot, prowiant, poduszki i koce, aby ich „biwak" przebiegł jak najlepiej. A mówić biwak w cudzysłowie mam na myśli nocowanie w namiocie w ogrodzie. Może i nie mieli zbyt wielkich możliwości, ale nie mieli zamiaru wybrzydzać.

Spakowali wszystko do wielkich plecaków, które ich ojcowie przywieźli z wojska, a razem z nimi na plecach, kocami w dłoniach, okularami przeciwsłonecznymi na nosach i białymi skarpetkami z sandałami wyglądali jak prawdziwi turyści.

Oczywiście mama Taehyunga nie byłaby sobą, gdyby nie zrobiła im zdjęcia zaraz przed wyjściem z domu.

Niby zwykła noc pod namiotami, ale dla Jungkooka była ona przełomowa. Wpatrując się w oświetlaną przez księżyc twarz starszego, pierwszy raz przez jego myśl przeszło, że jest ładniejszy nawet od Hajin z jego poprzedniej klasy.

– Matko, Jungkook, wyglądałeś tu gorzej niż Namjoon. – Głośny rechot Taehyunga odbił się od ścian salonu, a młodszemu zdawało się, że spłoszył nim nawet sowę, która siedziała na drzewie przed ich domem.

– Wcale nie byłeś lepszy! Serio, ten kapelusz słomkowy mogłeś sobie darować. – Wskazał palcem na nakrycie głowy jednego z chłopców na zdjęciu.

– Przezorny zawsze ubezpieczony, a mi nie uśmiechało się dostać udaru od słońca. – Bo właśnie te słowa pani Kim powtarzała swojemu synowi, kiedy ten wychodził na dwór, wciskając mu najróżniejsze czapki, byleby tylko się zakrył.

– Serio zaczynasz mówić jak swoja matka.

Nie trzeba było być jasnowidzem, żeby się domyślić, że za ten tekst Jeon dostanie dość mocno w ramię. I o dziwo naprawdę go zabolało, co było niezwykłą rzadkością.

– Trzy razy nie, dziękujemy bardzo i idziemy dalej!

I jakie było ich zaskoczenie, kiedy na ostatnim zdjęciu w albumie ujrzeli siebie, skradających sobie nieśmiały pocałunek pod jemiołą na korytarzu domu Kimów.

Ta wigilia miała być wyjątkowa zarówno dla Taehyunga, jak i dla Jungkooka. Rodzice młodszego zostali wezwani w interesach do Japonii, przez co nie mogli być obecni podczas świąt, dlatego państwo Kim nawet się nie zastanawiali i zaprosili bruneta na kolację w ich domu. Pierwszy raz mieli razem zjeść świąteczne ciasto przy choince i wypić kompot owocowy babci Taehyunga, którego do tej pory młodszy nie miał okazji spróbować.

Wszystko miało przebiec w luźnej, przyjaznej atmosferze, mieli śpiewać razem kolędy i zagrać nawet w monopoly (pan Kim nawet zapowiedział już, że chce robić za bank). Dlatego blondyn nie mógł pohamować radości, kiedy w końcu usłyszał dzwonek do drzwi.

Podbiegł do nich i spojrzawszy przez małą dziurkę, otworzył je szeroko, zapraszając swojego przyjaciela z wielkim uśmiechem na ustach.

– Wesołych świąt, Taehyungie – powiedział radośnie, powoli rozbierając się z kurtki i butów, a kiedy stanął już gotowy przed starszym, ukazując mu swój świąteczny sweterek z Mikołajem na samym środku, tamten nie mógł się powstrzymać przed rzuceniem się w jego ramiona.

– Wesołych świąt – odpowiedział, chowając buzię w jego ramieniu. – Rodzice czekają już w salonie, ale postójmy tak chwilę, bo się stęskniłem, dobrze?

Co z tego, że widzieli się ostatni raz dwa dni temu w szkole? Nawet godzina spędzona oddzielnie ciągnęła się w nieskończoność. Jungkook odmruknął mu cicho, zgadzając się na jego prośbę. Bo jakżeby mógł się nie zgodzić?

Jednak w jednym momencie jego spojrzenie powędrowało nieco do góry, przez co od razu uśmiechnął się sam do siebie.

– Taehyung-ah – zaczął cicho, zwracającym tym na siebie uwagę chłopaka, który odsunął się od niego odrobinę, żeby móc spojrzeć mu w oczy pytająco. I momentalnie jego oczy powiększyły się kilkakrotnie, kiedy chłodne wargi przywarły na ułamek sekundy do tych jego.

– Jemioła – wyszeptał tylko, chcąc usprawiedliwić swoje nieco nieczyste zagranie. Ale dla chłopca, którego policzki momentalnie pokryła purpura, nie potrzebne były żadne wyjaśnienia.

Szkoda tylko, że nie zauważyli wtedy, że mama Taehyunga chowała się za ścianą, chcąc zrobić niespodziewane zdjęcie chłopcom, kiedy będą przechodzić przez próg, ale kiedy czekała już dłuższą chwilę i w końcu wyjrzała na korytarz, sprawdzając, co się dzieje, postanowiła udokumentować potajemnie pierwszy pocałunek swojego syna.

Bo kobiety już tak mają. Wiedzą o uczuciach swoich dzieci, zanim te same je odkryją.

– Ona... Kiedy... Skąd... – Taehyung zaczął się jąkać, z szybko bijącym sercem wpatrując się w fotografię na ostatniej stronie albumu. – Czyli...

– Czyli jak mówiliśmy jej o naszym związku dwa lata po tym dniu, ona już o nim wiedziała – dokończył za niego Jungkook, mimo wszystko nie będąc aż tak przerażony jak starszy. Większą uwagę zwracał na to, jak ładnie wyszli na zdjęciu. Dwóch nastolatków w kolorowych sweterkach i z policzkami zroszonymi czerwienią, trzymających się ciasno w swoich ramionach. Dostrzegł nawet to, że kiedy jego oczy były przymknięte, te Kima szeroko otwarte patrzyły na niego z zaskoczeniem. Wszystkie emocje dało się wyczytać z jego twarzy. I mimo że zdjęcie nie miało najlepszej rozdzielczości, miał ochotę wykonać setki jego kopii i wsadzić wszędzie, gdzie się da. Do portfela, oprawić w ramkę i powiesić nad łóżkiem, a nawet zrobić z niego pocztówki i wysyłać rodzinie.

– A ja jej mówiłem, że twoi rodzice zostawiają nam wolny dom i będziemy całą noc grać w gry! Boże, co ona musiała sobie wtedy pomyśleć... – Jednak ten dalej rozpaczał, chowając głowę w zagłębieniu szyi starszego.

– Szczerze? Przez większość wolnego czasu graliśmy w gry. Sądzę, że naprawdę myśli, że to robiliśmy, Tae – odparł spokojnie, gładząc delikatnie ramię starszego, który wydał z siebie ciche westchnienie. – Poza tym, czym się martwisz, słonko? Przecież sama nam już zapowiedziała, że czeka na wnuki.

Ze wszystkich czynności na świecie Jungkook najbardziej uwielbiał rozbawiać swojego narzeczonego, a jego dźwięcznego śmiechu mógł słuchać bez przerwy każdego dnia. Dlatego też nie mógł pohamować swojego uśmiechu, kiedy usłyszał przy swoim uchu ten słodki dźwięk.

– Tak, ale najpierw zafunduję sobie operację wszczepienia macicy. – Potarł głową o ramię młodszego i zaraz po tym całkowicie wtulił się w jego ciało, wyciągając na rozłożonej kanapie. Dalej tlący się przed nimi ogień przyjemnie ocieplał ich ciała, a padający za oknami śnieg jakby wcale nie istniał.

– No wiesz, Taehyungie, może wykorzystamy bożonarodzeniowy cud i się postaramy? Ponoć jak się czegoś bardzo pragnie, to się spełni. – Na jego ustach pojawił się psotny uśmiech, który zaraz zmienił się w pełen podekscytowania, kiedy w jednej sekundzie starszy przeniósł się na jego kolana, siadając na nich okrakiem.

– No to działaj, Jungkookie, chcę zobaczyć ten cud na własne oczy.

❅     ❅     ❅

A/n: wesołych świąt!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro