Cześć druga: NIEPEWNOŚĆ
Nie warto uciekać przed nieuniknionym,
gdyż wcześniej czy później trafia się w miejsce,
gdzie nieuniknione właśnie przybyło i czeka.
Terry Pratchett
Przeglądnęła się w lustrze, po raz ostatni sprawdzając czy na pewno wszystko do siebie pasuje. Nie mogła uwierzyć, że zgodziła się na ten szalony pomysł Christiny. Przecież mówi się, że ubieranie sukni ślubnej dla zabawy przynosi pecha! Z drugiej strony – straciła już tak wiele, że jeden pech w przód już niczego by nie zmienił.
Obróciła się wokół własnej osi, z zachwytem patrząc jak błyszczący materiał, długiej do ziemi sukni, podąża za nią. Jej biust był idealnie wyeksponowany gorsetem bez ramiączek, przez którego środek biegły czarne wzory, znikając w zwiewnym tiulu spódnicy. Christina musiała wyglądać naprawdę pięknie w dniu swojego ślubu.
- Dobra! Pimky dał się namówić na dowózkę alkoholu. Nawet nie zauważył, że zniknęłaś! - powiedziała Christy, zamykając za sobą drzwi do garderoby, na tyłach bufetu. Przyjrzała się jej uważnie, kiwając głową z nieskrywaną aprobatą. - Wyglądasz naprawdę przepięknie. Daj, upnę ci włosy.
Hermiona usiadła na jedynym krzesełku w pomieszczeniu, pozwalając aby dłonie przyjaciółki czyniły cuda z jej zazwyczaj niesfornymi włosami.
Nie wysilała się za bardzo, nie było większego sensu, skoro nie miała zamiaru spędzić całej nocy po drugiej stronie bufetu. Mimo to, gdy Hermiona spojrzała w lustro, śmiało stwierdziła, że powoli zamienia się w lepszą wersję siebie.
Nogi wciąż nieco bolały od biegania, jednak czuła rosnące w niej podniecenie. Pojawiła się w pracy punktualnie, tak jak kazał szef. Obsługiwała klientów bez żadnego zająknięcia, z cierpliwością czekając na znak od Christy. Dopiero wtedy ruszyła na zaplecze modląc się, by cały plan wypalił. Naprawdę nie chciała stracić tej pracy.
- Gotowe – oznajmiła tymczasowa fryzjerka. Nałożyła jej na twarz, zakrywającą oczy maskę. - Powalisz go na kolana.
Hermiona podziękowała jej uśmiechem, zerkając nerwowo na zegarek. Już czas. A co jeśli naprawdę go zawiedzie? Odetchnęła głośno.
- Będzie dobrze, Miona, zobaczysz. - Poczuła delikatną dłoń Christy na ramieniu, a w jej serce wlało się echo gryfońskiej odwagi. - Pamiętaj tylko by wrócić przed dwunastą!
*~*~*
Tłum ludzi był tak gęsty, że nie sposób było przedrzeć się na środek bez jakichkolwiek uszczerbków. W czasie drogi zdążyła zostać dwa razy pchnięta, a raz straciła jeden pantofelek. Nie było to jednak ważne.
Podniosła suknię do góry, uważając by nikt na nią nie nadepnął, i brnęła przed siebie, szukając wzrokiem wspomnianego w liściku klosza. Był naprawdę ogromny, więc nie miała z tym większego problemu.
Stanęła w umówionym miejscu, nerwowym ruchem poprawiając sukienkę i z zaciekawieniem rozglądając się po tłumie ludzi wokół niej. W tych różnorodnych przebraniach, naprawdę ciężko było rozpoznać niektóre twarze. Czarodzieje przebierali się, o dziwo, nie tylko w postacie z ich świata, ale także ze świata mugolskich książek czy filmów. Wokół niej wirowała w tańcu cała gama kolorów, przyprawiając o lekkie zawroty głowy.
Nie wiedziała ile czasu stała w jednym miejscu, wsłuchując się w muzykę graną przez „Górskie trolle". Miała wrażenie, że zaraz zasłabnie od coraz wyższej temperatury, gdy poczuła lekkie szturchnięcie w ramię. Zesztywniała na moment, przygotowując się mentalnie na widok swojego „Łagodnego"... a wtedy usłyszała dziwnie znajomy głos.
- Czy mi się wydaje, czy stoisz na środku sali?
Obróciła się gwałtownie, ze zrezygnowaniem wciągając powietrze. Nie wiedziała do końca, czego tak właściwie się spodziewała. Zarzekała się, że nie ma znaczenia kim jest, ani jak wygląda, jednak widok nieporadnego Ranly'ego Dunsky, nieco ją zawiódł. Poczuła silne wyrzuty sumienia.
- Cześć Ranly, - pochyliła się w jego stronę, starając się przekrzyczeć dudniącą muzykę. - Jesteś Łagodnym Smokiem?
- Aktualnie jestem Zorro – odpowiedział mężczyzna pokazując na swój czarny strój. Jego małe, ciemne oczy błysnęły dumą. - Ale dla ciebie, moja pani, mogę być kim tylko zechcesz.
Hermiona pokręciła głową, starając się zrozumieć logikę Ranly'ego. Lubiła go, jednak uważała, że nie był do końca rozgarnięty. Po chwili złapał za poły peleryny, przybliżając się do niej niebezpiecznie.
- Poczekaj tu, moja pani. Przyniosę nam coś do picia.
Nim zdążyła odpowiedzieć, zniknął w tłumie, a jej zebrało się na płacz. Czy naprawdę była aż tak krnąbrna i zarazem naiwna, wyobrażając sobie nie wiadomo jak idealnego księcia z bajki? Chyba już na zawsze zostanie sama...
- Drapieżna Dziewica?
Zesztywniała słysząc swój niedorzeczny pseudonim. Tylko jedna osoba go znała. Czy to możliwe, że wciąż nie spotkała swojego anonimowego rozmówcy?
Po raz kolejny tego wieczoru wstrzymała oddech, tym razem przymykając także powieki.
Powolnym ruchem obróciła się za siebie, nakładając na twarz delikatny uśmiech. Kiedy spojrzała na twarz swojego rozmówcy, cały jej zapał zniknął gdzieś w otchłani umysłu, a serce ścisnęło się z bólu, znów.
- Draco Malfoy? - zapytała niepewnie, jednak nie miała wątpliwości. Tylko jedna osoba była znana z tak bardzo jasnych włosów i tylko jedne oczy miały tak przenikliwą, stalowoszarą barwę. Mimo, że tym razem widziała w nich jedynie iskierki zaciekawienia oraz szczęścia, tak dla niego nietypowych, nie było możliwości aby rozmawiała z kimkolwiek innym. - Jesteś Łagodnym Smokiem?
- To ja – zmarszczył brwi, zbliżając się o krok. Widziała jak próbuje ją rozpoznać, dopasować do jakiejkolwiek znanej mu osoby, dlatego czym prędzej poprawiła niewiele zakrywającą maskę. W tym momencie żałowała, że nie założyła niczego innego. - Znamy się?
Spojrzała na niego z niedowierzaniem. Pytał naprawdę, czy stroił sobie z niej żarty?
Chodzili przecież sześć lat do szkoły. Na korytarzach Hogwartu, a teraz także w murach Ministerstwa, widzieli się niemal codziennie. Jakim cudem jej nie poznał?
Popatrzyła mu w oczy, spodziewając się dojrzeć stały chłód oraz smutek, jednak nie znalazła ich. Wydawał się być szczęśliwy, jednak nie było możliwości aby było to szczere. Gdyby wiedział kim jest, z pewnością by się nie cieszył.
- Tak – odpowiedziała zdawkowo, nerwowo poprawiając idealnie ułożone włosy. - To była pomyłka. Wybacz, muszę już iść.
Widziała zdziwienie w jego oczach, jednak nie mogła zostać. Wykorzystała chwilę zaskoczenia i wmieszała się w tłum, przepychając w stronę ustawionego na czas balu bufetu.
Nie zrobiła jednak więcej niż kilka kroków, kiedy poczuła jego chłodną dłoń na swoim ramieniu. Przeszedł ją przyjemny dreszcz.
- Zaczekaj – poprosił, a ona ujrzała w jego oczach coś jeszcze – desperację. - Tak długo czekałem na to spotkanie. Dlaczego już uciekasz?
Nagle znikąd pojawił się Ranly, z dwoma kubkami w dłoniach. Nie potrzebował żadnych słów wyjaśnienia. Wystarczyło, że zobaczył z kim stoi jego „partnerka", aby wiedzieć, że jest przegrany. Spojrzał na nią z wyrzutem.- Moja pani, z Draconem Malfoy'em. Oczywiście, że tak.
Nawet gdyby chciała coś powiedzieć, nie zdążyłaby, tak szybko zniknął w tłumie.
Odwróciła się z powrotem w stronę Malfoy'a, ze zdumieniem zauważając, że się jej przygląda.
- Naprawdę mnie nie poznajesz?
Uniósł dłoń, dotykając jej policzka z niezwykłą jak na niego delikatnością.
- Tych oczu nie byłbym w stanie zapomnieć nigdy.
Zmieszana odsunęła się o krok, jednak postanowiła nie uciekać. Nie poznał jej, a ona nie musiała przyznawać się kim jest. Po tej nocy urwie kontakt, a za nie więcej niż tydzień z pewnością zapomni o jej istnieniu.
- Zatańczysz?
Z roztargnieniem zobaczyła, że po dżentelmeńsku wyciągnął w jej stronę dłoń, a ciało zareagowało samo. Już po chwili sunęli po parkiecie, nie zważając na otaczających ich ludzi. Ta chwila była całkowicie dla nich.
- Zagrajmy w dwadzieścia pytań – odezwał się po dłuższej chwili, okręcając ją wokół własnej osi.
- Dziesięć.
Spojrzał na nią z rozbawieniem w oczach, jednak postanowiła się nie uginać. Zbyt wiele informacji może pomóc mu dojść do tego kim jest. Nie chciała tego, nie teraz.
- Dobrze. - Zgodził się, o dziwo, dobrodusznie. Nigdy nie widziała Dracona Malfoy'a w takim wydaniu. Czyżby to, jaki był na co dzień było jedynie maską? No tak, pisał przecież, że nie chce już tak żyć...
- Jeżeli miałabyś wybrać między zjedzeniem dziesięciu czekoladowych żab i dziesięciu mandarynek co byś wybrała?
- Dziesięć czekoladowych żab – odpowiedziała, bez wahania. Nigdy nie lubiła tych pomarańczowych, kwaśnych według niej, owoców. - Co to za głupie pytanie?
- Nie ma głupich pytań, są jedynie głupie odpowiedzi. Większość kobiet odpowiedziałaby, że madarynki.- Przewróciła oczami, ale nie skomentowała jego słów. - Piwo kremowe czy Ognista?Zmarszczyła brwi.
- To zależy od sytuacji, ale myślę że Ognista. Najbardziej jednak lubię wino skrzatów.
- Naprawdę?
Roześmiała się.
- Co w tym dziwnego?
Pokręcił głową z niedowierzaniem, zatrzymując się nagle w miejscu.
- Przejdziemy się?
Kiwnęła głową, dając poprowadzić się w stronę wyjścia. Kiedy wychodzili zerknęła przelotem na wielki zegar nad drzwiami. Wskazówki na tarczy wskazywały, że miała jeszcze dwadzieścia pięć minut. Dobrze.
- No więc? - zagadnęła, kiedy szli przez kilka sekund w ciszy.
- Co więc?
- Nie odpowiedziałeś co w tym dziwnego.
Zaśmiał się lekko, tak szczerze i tak pięknie, że niemal zaparło jej dech w piersiach. Jeszcze nigdy nie słyszała tak cudownego dźwięku z jego ust.
- Wino skrzatów jest najmocniejszym trunkiem w świecie czarodziejów. Większość kobiet nie daje sobie z nim rady.
- Nie jestem jak większość kobiet... – wzruszyła ramionami, jakby to była najbardziej logiczna rzeczy na świecie. - Nawiązując tym też do pierwszego pytania.
Pokręcił głową, a uśmiech wciąż nie schodził z jego twarzy.
Poczuła coś na kształt dumy, że jej towarzystwo tak dobrze wpływało na jego samopoczucie. Tylko, że on nie wie, że ty to ty...
- Książki czy imprezy?
Popatrzyła na niego jakby użył niecenzuralnego słowa.
- Książki, oczywiście. - Przez moment wystraszyła się, że jej ton był za bardzo przemądrzały, przywodzący na myśl lata szkolne, jednak poza ledwie widoczną zmarszczką na czole, nie okazał żadnej reakcji.
- Uczyłaś się w Hogwarcie czy gdzie indziej?
- W Hogwarcie.
- Często mijaliśmy się na korytarzach?
Zdawkowo kiwnęła głową, czując jak spinają się w niej mięśnie. Chyba wyczuł, że schodzi na niepewny grunt, bo nieco zmienił bieg rozmowy.
- Urodziłaś się w Londynie?
- Tak.
Od kilku minut spacerowali po jednej z większych sal Ministerstwa, teraz przemienionej w ogromnych rozmiarów park. Tyle roboty tylko po to, by jacyś bogaci, nadęci czarodzieje mogli odetchnąć „świeżym" powietrzem, bez wychodzenia na dwór.
- Jakiej drużynie kibicowałaś na Igrzyskach Świata w Quidditcha?
Kopnęła pobliski kamień, wstrzymując się chwilę od odpowiedzi. Wiedziała, że uwielbiał ten sport, jak więc zareaguje na jej odpowiedź? Nie będzie kłamać, nie miało to żadnego sensu.
- Nie lubię Quidditcha.
O dziwo, nie zareagował w żaden negatywny sposób. Pokiwał jedynie głową i szedł dalej jakby wcale nie było tematu.
- Też uważałaś, że włosy Snape'a wyglądają jakby nigdy nie widziały szamponu?
Hermiona roześmiała się głośno, nie mogąc uwierzyć, że marnował pytanie na coś tak błahego.
- Tak. Zostały ci już tylko dwa pytania, wiesz?
Kiwnął głową, poważniejąc nagle.
- Byłaś w szeregach Voldemorta?
Spojrzała na niego z niedowierzaniem. Czy on naprawdę o to zapytał?
Zatrzymali się przy niewielkiej, białej altance, po raz pierwszy od dłuższego czasu patrząc sobie w oczy.
- Nie, nigdy. - Jej głos był tak cichy, że nie była pewna czy w ogóle usłyszał. Nie wiedziała dlaczego poruszył tak drażliwy i zarazem ciężki dla siebie temat. Słyszała jak bardzo przeżył czas wojny. Odchrząknęła i dodała po chwili ,już pewniejszym głosem. - Ostatnie pytanie.
Momentalnie się ożywił, jednym susem przyskakując do jednej ze ścianek altanki. Złapał za niewielką różę i podsunął Hermionie, uśmiechając się zalotnie.
- Czy zgodzisz się spotkać ze mną jeszcze raz?
Przekrzywiła głowę, zabierając kwiat z jego rąk. Nie potrafiła powstrzymać szerokiego uśmiechu pchającego się na jej usta.
- Może.
Nie zauważyła momentu kiedy całkowicie zmniejszył dzielącą ich odległość. Ostatnim co pamiętała był widok jego pięknych oczu i ciepły oddech na jej ustach. Zaledwie milimetry dzieliły ich od pocałunku... i wtedy poczuła jak jej różdżka zaczyna wibrować, niemalże wkręcając się w kostkę. Przez chwilę nie wiedziała o co chodzi, ale świadomość spadła na nią niczym grom z nieba. Jednym ruchem odsunęła się od niego.
- Naprawdę muszę iść, wybacz.
Nie czekając na odpowiedź, rzuciła się w stronę – jak jej się wydawało – wejścia do głównej sali. Tłum, który nagle zaczął zbierać się w prowizorycznym parku, oddzielił ją od Malfoy'a, jednak usłyszała jego wołanie by poczekała. Nie mogła.
Nie obracając się za siebie ani na sekundę, pognała w stronę drzwi. W tym momencie ważyły się losy jej pracy.
*~*~*
Siedziała na ulubionym fotelu, ściskając w dłoniach kubek z herbatą. Dzisiejszy dzień miała wolny, przynajmniej od pracy w bufecie. Pozostało jej jedynie wysprzątanie gabinetów popołudniu, ale do tego zostało jeszcze trochę czasu.
Przeciągnęła się niczym kotka, a ciszę przerwało głośne strzelanie kości.
Mimo obolałego po wczorajszym dniu ciała, czuła się naprawdę rozluźniona i szczęśliwa.
Wszystko udało się dokładnie tak, jak zaplanowała Christina. Poznała swojego Smoka, najwyraźniej rzeczywiście powaliła go na kolana swoim wyglądem, a w dodatku zdążyła do bufetu tuż przed szefem. Co prawda usiadła przy zmywaku dosłownie w ostatniej chwili przed jego wejściem, jednak udało się. Wczorajszy dzień można było uznać niemalże za perfekcyjny. Niemal.
Mimo tego spokoju i rozluźnienia, czuła także żal. Żal o to, że Smok okazał się jej największym wrogiem ze szkolnych lat. Osobą, która wciąż nie darzyła jej nawet znikomym szacunkiem. Wiedziała, że będzie musiała trzymać się podjętej poprzedniego dnia decyzji i zerwać całą korespondencję – nie było innego wyjścia.
Nie mógł się dowiedzieć, że to ona była kobietą, którą uznał za „najcudowniejszą na świecie". Nie potrzebowała w swoim życiu kogoś takiego jak Dracon Malfoy, nie ważne jak bardzo był przystojny i jak bardzo zawrócił jej w głowie tymi wszystkimi listami. Łagodnego Smoka znała od najlepszej strony, z kolei Dracona... tylko od tej najgorszej. Już raz została zraniona, nie chciała cierpieć po raz kolejny.
Podniosła się z miejsca, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Zmarszczyła czoło, zastanawiając się kto postanowił ją odwiedzić – nie spodziewała się nikogo. Zanim jednak zdążyła dojść do drzwi, te otworzyły się z cichym zgrzytem, a do środka wślizgnęła się Christina.
Gdy zobaczyła Hermionę, stojącą ze zdziwioną miną dwa kroki od niej, uśmiechnęła się radośnie.
- Już się bałam, że cię nie będzie! - Zawołała, łapiąc ją za dłoń i ciągnąć z powrotem w stronę fotela. Gdy usiadły, złapała za najbliższą poduszkę i utkwiła spojrzenie w Hermionie.
- No więc opowiadaj, jak było? Kto to jest?
Hermiona przewróciła oczami, nawet nie próbując tłumić uśmiechu. Mogła się spodziewać, że z natury ciekawska Christy złapie ją przy pierwszej lepszej okazji i wyciśnie co ciekawsze informacje.
- Było wspaniale. Nie spodziewałam się, że może być właśnie taki... myślę, że nikt nie zna go z tej strony.
- Ale kogo? Kto to był? - Christina wręcz wychodziła z siebie, by tylko poznać tajemniczego wielbiciela Hermiony, jak sama nazywała Łagodnego.
Granger odwróciła spojrzenie od przyjaciółki, za wszelką cenę pragnąc ukryć wyraz twarzy.
- Dracon Malfoy.
Cisza, która zapadła po tych dwóch słowach, zdawała się wwiercać w bębenki, drażniąc jednocześnie wszystkie zmysły. Trwała dobrych kilka minut, dopóki Hermiona nie wytrzymała napięcia i nie spojrzała z powrotem na Christinę.
Na widok rozszerzonych oczu i szeroko otwartych ust, omal nie parsknęła śmiechem. W innej sytuacji pewnie by się nie powstrzymywała, jednak teraz... cóż, temat był po prostu delikatny.
Uśmiechnęła się, machając Ramon dłonią przed oczami.
- Halo! Ziemia do Christy. Żyjesz?
- Draco Malfoy? - zapytała, zupełnie ignorując zaczepkę przyjaciółki. Hermiona westchnęła ostentacyjnie i zaczęła kiwać głową dla potwierdzenia. Wiedziała, że na jednym pytaniu z pewnością się nie skończy. - Ten Draco Malfoy? Ten przystojniak z hipnotyzującymi oczami? Ten, który razem z drugim przystojniakiem pracuje w Departamencie Magicznych Gier i Sportów?Hermiona po raz kolejny przewróciła oczami.
- Nie udawaj, że nie wiesz kim jest Malfoy.
- Oczywiście, że wiem! - obruszyła się Christy, zupełnie przecząc logice swoich poprzednich pytań. - Nie mogę uwierzyć, że mi nie powiedziałaś!
- Jak to nie? Przecież właśnie...
Ramon machnęła ręką, przerywając Hermionie w pół zdania. Pochyliła się w jej stronę i złapała za dłonie.
- Masz opowiedzieć mi wszystko. Wszystko co do joty.
Granger spojrzała na nią uważnie, jakby ważąc w myślach wszystkie za i przeciw. Z wiadomych powodów miała problemy z zaufaniem do ludzi, dlatego bała się. Bała, że zostanie to wykorzystane przeciwko niej. Ale czy naprawdę wszyscy naokoło czyhają na jej zdrowie psychiczne? Czy Christina nie udowodniła już, że jest warta zaufania?
Spojrzała w znajome, niebieskie tęczówki i poczuła pewność.
Usta jakby same się otworzyły i zaczęły relacjonować przebieg całego wczorajszego wieczoru, zgodnie z życzeniem Christiny, nie pomijając nawet najmniejszego faktu.
- Właśnie dlatego muszę urwać cały kontakt – zakończyła, nienawidząc się za tę żałosną nutę we własnym głosie.
Ramon podniosła głowę, jakby nagle wybudziła się z jakiegoś letargu. W jej oczach błyszczało niedowierzanie.
- Dlaczego?
- Dlaczego? - prychnęła Hermiona, czując rosnącą frustrację. - Christy, czy ty mnie w ogóle nie słuchałaś? Nie wie kim jestem! Wyobrażasz sobie jego reakcję, jakby dowiedział się, że ja to ja? Chyba by...
- Był zachwycony.
Spojrzała na nią z niedowierzaniem. Czy ona ma dobrze pod sufitem?
- Ty chyba żartujesz. Nie znasz go nawet w połowie tak jak ja, a ja znam go tylko z najgorszej strony. - W miarę jak mówiła, Christina coraz szybciej kręciła głowa. Poczuła silną irytację.- Nie kręć tak tą głową! On mnie nienawidzi! Gardzi mną! Jestem dla niego tylko zwykłą szlamą, a teraz w dodatku złodziejką...
Christina pochyliła się w jej stronę, po raz kolejny łapiąc za ręce.
- Nie jesteś złodziejką – powiedziała łagodnie, zmuszając by spojrzała jej w oczy. - A status krwi nie ma żadnego znaczenia. Już nie. - Podniosła ją z miejsca i podprowadziła do niewielkiego lustra na przedpokoju. - Spójrz na siebie, co widzisz?
Co mogła widzieć? Siebie. Duże, czekoladowe oczy, długie, kręcone włosy, owalna twarz...
- Widzę zgorzkniałą kobietę, która zbyt wiele w życiu przeszła, żeby nakładać na siebie jeszcze problem w postaci Dracona Malfoy'a.
- Użalasz się nad sobą wiesz? - Ałć, uderzyło w jej dumę. Christina położyła jej dłoń na ramieniu, pochylając się tak, by jej twarz znalazła się w odbiciu, tuż obok twarzy Hermiony. - Wiesz co ja widzę? - Pokręciła przecząco głową. - Widzę młodą, piękną i niezwykle utalentowaną kobietę, która rzeczywiście dużo przeszła w życiu, ale która ma szansę na prawdziwe szczęście i własnowolnie z niego rezygnuje.
Słowa Christiny odbijały się w jej umyśle jeszcze przez parę sekund, nie dając spokojnie odetchnąć. Wiedziała, że przyjaciółka chciała dobrze, jednak tylko jeszcze bardziej ją poruszyła.
Pokręciła głową i ściągnęła dłoń Christiny ze swojego ramienia.
- Muszę iść do pracy.
- Nie masz przypadkiem wolnego?
- Od pracy w bufecie, tak. Zostały mi jeszcze te nieszczęsne gabinety...
- Odprowadzę cię. - Zadeklarowała Christy, sięgając po kurtkę przerzuconą przez oparcie krzesła
.Hermiona zmierzyła ją spojrzeniem, jednak wzruszyła ramionami. Przecież jej nie zabroni.
- Byłaś szczęśliwa? - usłyszała, kiedy wyszły z klatki i ruszyły w stronę tunelu między blokami.
- Kiedy?
- Wczoraj. Z nim.
Hermiona zatrzymała się, patrząc na nią wyzywająco. Co to w ogóle za pytanie?
- A jakie to ma znaczenie?
- Po prostu chcę wiedzieć jak się czułaś. - Christy wzruszyła ramionami i wyciągnęła dłonie w jej stronę, aby przenieść się za pomocą teleportacji łącznej.
Hermiona westchnęła, jednak nie odpowiedziała.
W ciszy przeniosły się w stałe miejsce aportacji i ruszyły w stronę wyjścia.
- Byłam. - Powiedziała w końcu Granger, odwracając się w stronę budynku, jakby w jego murze znajdowały się odpowiedzi na wszystkie dręczące ją pytania.
- Słucham?
- Pytałaś, czy byłam szczęśliwa. Odpowiedź brzmi: byłam – odetchnęła z mocą, po czym odwróciła się w stronę towarzyszki. - Jednak, jak mówiłam, nie ma to żadnego znaczenia. Jestem tylko...
- Już ci mówiłam kim jesteś!
Przewróciła oczami.
- Dobrze. Nawet jeśli jest tak jak mówisz i nawet jeśli mu się spodobałam, to do dziś z pewnością mu przeszło. - Z każdym kolejnym słowem jej głos stawał się coraz bardziej dobitny, a także przepełniony żalem. - Jego najdłuższy związek trwał rok, ale w tym czasie miał dziesiątki innych panienek! Niby dlaczego teraz miałby się zmienić? To Draco Malfoy! Na pewno już o mnie zapomniał...
Christina pokręciła sceptycznie głową, jednak nie odezwała się już ani słowem, bo w tym samym momencie weszły do Ministerstwa.
Hermiona spojrzała na nią badawczym wzrokiem, zastanawiając się dlaczego tak właściwie jej towarzyszy. Przecież także miała dziś wolne, a nic nie stało na przeszkodzie, by mogła wrócić do domu. Zanim jednak zdążyła o to spytać, usłyszała jej lekko drwiący głos. Obróciła się gwałtownie, aż rozbolał ją kark.
- Na pewno już zapomniał, co?
- I co w związku z tym?
Christina wyciągnęła dłoń przed siebie, pokazując na tablicę ogłoszeń tuż przy wejściu. Z początku nie rozumiała na co ma patrzeć, a kiedy dotarło do niej co tak rozbawiło Christy, poczuła jak jej serce wykonuje ogromne salto- patrzyła na ogromny plakat przedstawiający szkic kobiety w długiej, ślubnej sukni i z przepięknie upiętymi włosami, ale bez twarzy. Zamiast oczu, nosa czy ust, widniał duży znak zapytania, ciągnący się od czoła aż po brodę. Kobieta z rysunku podkasała spódnicę sukni, a pod jej lewą dłonią zaczynał się, rzucający w oczy napis:
Czy ktoś widział, czy ktoś wie:
Przepiękna dziewczyna ubrana na balu w białą suknię i maskę,bardzo pilnie poszukiwana.Wszelkie informacje proszę zgłaszać do gabinetu Dracona Malfoy'a, nr 568, Departament Magicznych Gier i Sportów.
Nieznajoma, jeśli to czytasz, odezwij się.
Świat zawirował jej przed oczami, a serce biło tak, jakby miało zamiar wyskoczyć z piersi. Gdyby nie szybka reakcja Christiny, z pewnością zaliczyłaby bolesne spotkanie z podłogą.
*~*~*
Zbierała właśnie ostatnie worki, układając je pod ścianą. Sprzątanie poszło jej dziś w zadziwiającym tempie i nie miała pewności, czy była to kwestia braku jakichkolwiek ohydnych wydzielin, czy też jej ogromnego rozkojarzenia.
Wciąż nie potrafiła dojść do siebie po ujrzeniu tego plakatu. Nie mogła uwierzyć, że tak bardzo pragnął dowiedzieć się kim jest. Czym go tak zafascynowała? Tymi poszukiwaniami tylko dodał jej zmartwień.
Christina oczywiście wpadła w tak wielką euforię oraz poczucie triumfu, że nawet nie chciała słuchać o możliwości nie ujawnienia się. Dla niej było to tak logiczne jak dwa plus dwa, równa się cztery, Hermiona jednak uważała inaczej. Używała dokładnie tych samych argumentów co wcześniej, jednak spłynęło to po przyjaciółce jak po przysłowiowej kaczce.
Westchnęła, czując nagły przypływ potrzeby aby w coś uderzyć. Nienawidziła takich sytuacji, czuła się naprawdę bezsilna, a w tym momencie dodatkowo żałowała, że nie pomyślała i nie schowała tego cholernego listu zanim wpadł w ręce Ramon. Cóż, stało się.
Obeszła resztę pomieszczeń, sprawdzając czy wszystko wygląda tak jak powinno, jako ostatni zostawiając sobie gabinet z numerem 568. Nie wiedzieć czemu, obawiała się tam wejść. Było to zupełnie niedorzeczne i irracjonalne, przecież oporządzała to pomieszczenie codziennie! Teraz jednak, po przeczytaniu tego piekielnego plakatu czuła, jak jej dłonie zaczynają drżeć z każdym kolejnym krokiem.
Stanęła przed drzwiami, dając sobie sekundę na oddech. Zebrawszy się na odwagę, wyciągnęła dłoń by złapać za klamkę, a ta wręcz uciekła spod jej dłoni. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że drzwi zostały otwarte, a wzrok przesłania jej szeroka klatka piersiowa, z emblematem ministerstwa na szacie.
- O, szlamcia, - odezwał się Zabini, przywołując na twarz ironiczny uśmiech. - Przyszłaś posprzątać nasz bałagan? Cudownie.
Świdrował ją spojrzeniem, najwyraźniej zupełnie nie zamierzając się odsunąć. Jednak gdy zrobiła krok w przód, łaskawie ruszył w tył, mamrocząc coś na temat szlamu.
- Smoku, idziesz? - Smoku! Jak mogła wcześniej nie skojarzyć tego przezwiska?
Z przerażeniem spojrzała w stronę biurka, zza którego podnosił się Draco Malfoy.
Sięgnął po płaszcz powieszony na oparciu, ale nadal nie podnosił wzroku znad biurka.
- Nie mogę uwierzyć, że się nie pojawiła – powiedział w końcu, dopinając guziki i zakładając szalik. Nawet taki okutany po samą szyję był naprawdę bardzo przystojny.
Hermionę tak zafascynował jego wygląd, że dopiero po chwili dotarły do niej jego słowa. Kto się nie pojawił?
- Daj spokój, stary. - Mogłaby przysiąc, że Zabini machnął ręką, jednak nie mogła tego zobaczyć, zbyt zajęta udawaniem, że sprząta. - Bal był wczoraj, a dziś dużo osób miało wolne. Znajdziesz ją.
Zanim zdążyła pomyśleć, upuściła na ziemię ciężki i z pewnością bardzo drogocenny dzban.
Po co go w ogóle podniosła? Nie była pewna.
Z przerażeniem uniosła głowę, a jej wzrok spotkał się ze spojrzeniem Malfoy'a. Zamarła, czując jak na twarz wypływają jej rumieńce. Miała ochotę przymknąć powieki w oczekiwaniu na stek wyzwisk, słów niedowierzania, czegokolwiek co wskazywałoby na to, że ją rozpoznał.
Tych oczu nie byłbym w stanie zapomnieć nigdy...
Nic takiego nie miało jednak miejsca. Mężczyzna stał przez moment, wpatrując się w nią z jakimś dziwnym namysłem, o którym świadczyła głęboka zmarszczka na czole. Trwało to jednak ułamek sekundy. W następnej chwili pokręcił głową i odwrócił spojrzenie.
- Co robisz łamago?! - warknął Zabini, przywracając ją do pionu. Zupełnie zapomniała, że w pomieszczeniu jest ktoś jeszcze.
Czym prędzej wyciągnęła różdżkę, żeby naprawić szkodę.
- Nie wiem co tacy jak ty robią wśród takich jak my. Jesteś...
- Blaise. - Nie reagowała na słowa Zabiniego, jednak kiedy usłyszała ganiący głos Malfoy'a, omal znów nie wypuściła z rąk nowo naprawionego dzbana. - Daj spokój, chodźmy już.
Widziała kątem oka jak posyła przyjacielowi srogie spojrzenie, a ten kiwa głową i wychodzi. Już miała odetchnąć z ulgą, kiedy usłyszała jak Malfoy zamiast ruszyć za nim, podchodzi w jej stronę.
Czyżby jednak poznał...?
- Granger.
Przymknęła oczy, biorąc dwa płytkie wdechy.
- Tak?
Przyglądał jej się chwilę, jednak tym razem unikała kontaktu wzrokowego. Za dużo jak na jeden dzień.
- Jutro będę siedział do późna. Nie przychodź sprzątać.
Skinęła zdawkowo głową, czując jak napięcie niemal rozsadza jej głowę. Sekundy w czasie których wychodził ciągnęły się w nieskończoność. Kiedy wreszcie zamknęły się za nim drzwi, opadła na podłogę, starając się opanować bijące w zawrotnym tempie serce.
*~*~*
- Ale jak to cię nie rozpoznał? - zapytała Christina, a jej mina przywodziła na myśl dziecko, które właśnie usłyszało, że jego nowa zabawka wypadła przez okno i roztrzaskała się w drobny mak. - Przecież mówiłaś, że stwierdził...
- Tak, że „tych oczu nie byłby w stanie zapomnieć nigdy". - Cytując słowa Malfoy'a, Hermiona zrobiła palcami w powietrzu cudzysłowie. Poprawiła kucyk i wróciła do podliczania zysków z całego tygodnia. Co prawda nie był to jej obowiązek, jednak z pewnością radziła sobie z tym lepiej niż Pimky. - Cóż, jak widać te słowa niewiele dla niego znaczyły.
Christy przewróciła oczami, przygryzając kawałek marchewki.
- Ci faceci...
Hermiona uśmiechnęła się pod nosem, doskonale wiedząc, że przyjaciółka przejmuje się całą tą sytuacją o wiele bardziej niż ona sama. Oczywiście było jej przykro, jednak z drugiej strony także się ucieszyła. Nie będzie musiała znosić upokorzenia, jakie nastąpiłoby po tym, gdyby się dowiedział. Nie był już dla niej aż tak niemiły, to prawda, jednak nie miała pewności jakby się zachował w podbramkowej sytuacji. Pewnie powróciłby uśpiony gdzieś głęboko, wredny Ślizgon...
- A mówiąc już o mężczyznach – słysząc zadziorną nutę w głosie Christy, podejrzliwie podniosła głowę do góry. Widząc, że patrzy w stronę lady, zmarszczyła czoło. - Chyba ktoś do ciebie.
- Co?
Nie otrzymała jednak odpowiedzi. Zamiast tego, Christina złapała ją za ramiona i obróciła w przodem do lady, popychając lekko w tamtą stronę.
Hermiona omal nie zachłysnęła się powietrzem, kiedy zobaczyła siedzącego przy bufecie Malfoy'a. Wyglądał na załamanego i sfrustrowanego jednocześnie.
A gdzie jego świta w postaci Zabiniego?
Gwałtownie pokręciła głową, zapierając się nogami.
- Nigdzie nie idę.
- Właśnie, że pójdziesz. Chyba czas wreszcie porozmawiać. - Poczuła mocny uścisk na ramieniu, jednak nic sobie z tego nie zrobiła. Nie pójdzie tam. Nie i już!
- Ty idź go obsłuż. Ja muszę jeszcze skończyć te rachunki...
Obróciła się w stronę stolika, jednak nic na nim nie było. Zacisnęła dłonie w pięści.
- Christy!
- Co? Rachunki już skończyłaś.
- Ty wredna...
- Tak, tak to ja. Jeszcze mi podziękujesz – skomentowała, nic nie robiąc sobie z mamrotania Hermiony. Kobieta wiedziała, że zachowuje się jak mała dziewczynka, jednak nie potrafiła powstrzymać tego panicznego odruchu.
- Nie idę.
Christina zmierzyła ją uważnym spojrzeniem, w którym pojawiły się złośliwe iskierki.
- Jak sobie chcesz...
Odeszła zanim Hermiona zdążyła się odezwać, jednak doskonale zrozumiała przesłanie. Jeżeli ty nie pójdziesz, zrobię to ja. A wtedy wszystkiego dowie się właśnie ode mnie.
Rzuciła się przed siebie, łapiąc za notes i w ostatniej chwili wyprzedzając Christinę.
- W czym mogę służyć? - Była dumna, że w jej głosie nie było słychać ani jednej, zdyszanej nuty.
Nie zdążyła jednak wyłapać momentu gdy podniósł głowę, po raz kolejny została więc ofiarą jego hipnotyzującego spojrzenia.
Przyglądał się jej przez chwilę, po czym spuścił wzrok na trzymaną w dłoniach solniczkę. Wzruszył ramionami.
- Małą czarną.
Skinęła głową i schyliła się do ekspresu, który znajdował się pod ladą.
Chciała odejść na czas parzenia kawy, jednak wymowne spojrzenie Christiny kazało jej zostać w miejscu.
Odchrząknęła, nie bardzo wiedząc jak zacząć rozmowę z kimś, kto nawet nie zauważał jej obecności. Poczuła jak serce ściska jej się z żalu.
- Czy coś jeszcze mogę...
- Granger – przerwał jej, jakby w ogóle się nie odzywała. Spojrzała na niego tak zdumiona, że z trudem powstrzymała się od rozchylenia ust.
- Tak?
Odczekał chwilę, po czym westchnąwszy głośno, podniósł spojrzenie po raz kolejny. Tym razem jednak przyglądał się jej jakoś inaczej, tak, że poczuła, jak jej serce wykonuje fikołka.
- Przez tyle lat wyzywałem cię, nawet przez chwilę nie myśląc o tym, jak się czujesz... - zaczął, a ona poczuła, że jej zdziwienie zaraz sięgnie zenitu. O co mu chodziło? - Wtedy nie wiedziałem jak to jest być ocenianym przez innych, nie wiedziałem, że niszczę ci życie. Bo niszczyłem, prawda?Nie mogąc zapanować nad własnymi odruchami, skinęła zdawkowo głową. Oparła się o blat, żeby nie upaść na podłogę – tak bardzo trzęsły jej się nogi.- Cóż, karma o której wszyscy mówią, rzeczywiście powraca. -
Podała mu kawę, a on skwapliwie objął ją dłońmi. Nie patrzył już na nią, za co była mu w pełni wdzięczna. Cieszyła się, że rozmawia z nią normalnie, zastanawiała się jednak dlaczego to robi? Wcześniej nie zwracał na nią uwagi. Była dla niego jak powietrze, co się więc zmieniło? Po raz kolejny zadała sobie pytanie czy rzeczywiście jej nie rozpoznał, czy też nie chciał rozpoznać...
- Snujesz się wśród ludzi, którzy mówią o tobie, widząc tylko te złe rzeczy, stawiając cię w świetle przeszłości. A kiedy wreszcie znajdujesz kogoś, kto może pomóc ci wydostać się z tego beznadziejnego stanu, okazuje się, że jest dla ciebie nieuchwytny...- podniósł wzrok i spojrzał jej prosto w oczy, głęboko i tak szczerze, że gdyby nie blat, o który wciąż się opierała, z pewnością wylądowałaby na podłodze. - Znasz to uczucie?
Na jej twarzy zrodziło się zdziwienie, jednak spróbowała zatuszować je poprawiając swój kucyk. I co miała mu odpowiedzieć?
Nagle w jej umyśle zapaliła się lampka. A może rzeczywiście się ujawnić? Może nie bezpośrednio, ale... dać jakieś wskazówki? W końcu właśnie rozmawiał z nią, - z Hermioną Granger, normalnie. Co jej szkodziło?
- Tak, znam – odpowiedziała wreszcie, a on spojrzał na nią ze zdziwieniem, jakby całkowicie zapomniał, że tu jest. - Wiem jak to jest być obmawianym przez wszystkich, zwłaszcza niesłusznie – skrzywił się, jakby mimowolnie, jednak postanowiła kontynuować. - Znam także uczucie, o którym mówisz. To okropne wiedzieć, że jest osoba, która rozumie cię jak nikt inny, a której nie możesz się choćby odezwać. Zwłaszcza kiedy wiesz, że ta osoba jest tuż obok ciebie, a wystarczy po prostu uważniej patrzeć.
Posłała mu wymowne spojrzenie, a on wyglądał jakby nagle dostał olśnienia. Kiedy podnosił się z miejsca, nie spuszczając z niej wzroku, miała wrażenie, że jej serce wyskoczy z piersi ze szczęścia i niepewności.
- Masz rację – przyznał, odstawiając nienapoczętą kawę. A ona po raz kolejny poczuła zdziwienie. Przecież nie dała mu żadnej rady. - Ta osoba może być tuż obok mnie... Jesteś naprawdę mądra, Granger.
Uśmiechnął się do niej, znów po raz pierwszy, szczerze, po czym położył na blacie złoty galeon i ruszył w stronę wyjścia.
Hermiona obserwowała jego plecy, zastanawiając się co właśnie nastąpiło. Co zrobiła, bądź powiedziała, nie tak? Czy nie wyraziła się w miarę jasno?
Chyba nigdy nie zrozumie mężczyzn.
- I co? I co? - zawołała Christy, łapiąc ją za nadgarstek i ciągnąc na zaplecze. Stojącego przy blacie klienta spławiła ruchem ręki, po czym schowała je za meblościanką.
- Powiedziałaś mu?
- Próbowałam.
- I..?
Hermiona wzruszyła ramionami, starając się nie okazywać jak wielką czuje porażkę.
- Nie zrozumiał.
Christy dosłownie zdębiała, a jej ręce bezwładnie opadły wzdłuż ciała.
- Ale jak to?
- Normalnie. Dałam mu wskazówkę, ale nie zrozumiał. Po prostu podziękował, wstał i wyszedł.
Opadła na krzesło i oparła policzek na dłoni. Christina słysząc jej słowa, parsknęła śmiechem.
- To jest facet, Miona, f a c e t. Im trzeba wszystko dosłownie, inaczej nigdy nie zrozumieją.
- Myślisz, że nie wiem? - przewróciła oczami, uśmiechając się do własnych wspomnień. - Niemal wychowałam się z dwoma. Znam zachowania facetów.
- Więc o co chodzi?
Hermiona znów westchnęła, wzruszając ramionami. Sama nie rozumiała.
- Miałam wrażenie, że prowadzi jakąś grę i chce, żebym wzięła w niej udział – wytłumaczyła, jednak nie było to do końca logiczne, bo Christy posłała jej podejrzliwe spojrzenie. - Nie wiem, zazwyczaj rozumiał przesłania między wierszami... przynajmniej w listach.
Christina westchnęła i zeskoczyła ze stolika, na którym siedziała. Sięgnęła na szafę, ściągnęła z niej jakieś papiery, po czym podała Hermionie.
- Może zaskoczy, kto go tam wie? Na razie o tym nie myśl, tylko weź te papiery i wypełnij.
- Co to jest? - Hermiona wzięła niewielki plik i przejrzała go pobieżnie. - Departament Przestrzegania Prawa Czarodziejów?
- Potrzebują pracowników, a ty nadajesz się jak nikt inny.
- Ale...
- Żadnego ale. Męczysz się tutaj, przecież widzę. Co ci szkodzi spróbować? Możesz wreszcie zmienić swoje życie – i nie mam tu na myśli tylko pracy.
Uśmiechnęła się tajemniczo i wróciła za ladę, zostawiając ją z mętlikiem w głowie.
c.d.n.
*~*~*
Mamy drugą część :) Jest w niej wiele podobieństw do filmu, na którym się wzorowałam. Niektóre zachowania mogą wydawać się nielogiczne, dlatego proszę o podejście do tej miniaturki na luzie :D
Trzecia, i jednocześnie ostatnia część, pojawi się za tydzień w piątek.
Będę wdzięczna za gwiazdki i opinie :)
Buziole! ;*
Lady_M.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro