18
~*~
Budzik zadzwonił o 6.30, ale ja i tak nie spałam. Po wczorajszym wydarzeniu z Cher nie mogłam zmrużyć oka. Zamknęłam swój pokój od środka i nie wpuszczałam nikogo ani nie wychodziłam. Miałam gdzieś Cherlyn i Melindę, niech sobie radzą same. Po tym jak potraktowała mnie blondynka naprawdę nie miałam ochoty na nic, nawet na życie.
Ale w końcu musiałam wyjść.
Nie mogłam się przecież cały czas ukrywać. Nie mogłam ich unikać wieczność (chociaż bardzo chciałam).
Założyłam kapcie i jak najciszej mogłam zeszłam po schodach nie chcąc natknąć się na którąś z kobiet. Tamte dwie jeszcze spały, więc o tyle mi się poszczęściło. Zjadłam płatki i napiłam się herbaty po czym od razu wróciłam na poddasze i usiadłam na parapecie.
Pogoda obrazowała mój humor idealnie. Było szaro, pochmurno i siąpił lekki deszcz. Nie miałam na nic siły, a jedyne co robiłam to płakałam. Spojrzałam w lustro, które wisiało na ścianie na przeciwko - wyglądałam jak milion nieszczęść. Podpuchnięte oczy, blada skóra i ślady łez na policzkach. Cher wygrała. Upokorzyła mnie przed całą szkołą, a co najważniejsze - przed Lukiem.
Głupia mogłam marzyć, że wszystko będzie dobrze, że nam wyjdzie.. ale po przedstawieniu blondynki Hemmings na pewno nie będzie chciał mieć ze mną nic wspólnego. Przecież było to niemożliwe. Nikt nigdy by mnie nie chciał, w końcu nie byłam nikim ciekawym, zabawnym czy chociażby ładnym. Byłam zwyczajna.
Włączyłam telefon i od razu pojawiło mi się ponad 50 wiadomości i prawie tyle samo nieodebranych połączeń od Jackoba. Wczoraj tu był, ale nie chciałam się z nikim widzieć. Wiem, że go zraniłam, tym, że nie chciałam z nim rozmawiać, ale nie chciałam żeby widział mnie w takim stanie. Nie chciałam żeby ktokolwiek mnie widział. Jedyne o czym marzyłam to żeby każdy dał mi święty spokój.
~*~
[Luke's pov]
Nie mogłem się na niczym skupić. Odkąd dowiedziałem się kto jest Kopciuszkiem w moim sercu i umyśle toczyła się ogromna walka. Nie wiedziałem co miałem o tym wszystkim sądzić.
Annabeth? Annabeth okazała się być kopciuszkiem.
To było po prostu dziwne. Moje uczucia względem niej były dziwne. Przez cały ten czas to ona była tą tajemniczą dziewczyną, a ja nie miałem o niczym pojęcia. Mogłem się przecież domyślić! Tyle razy z nią rozmawiałem chociażby o sytuacji w jej domu, ale oczywiście byłem zbyt głupi żeby połączyć fakty. Ścisnąłem mocniej bransoletkę, która znajdowała się w kieszeni moich spodni. Może i byłem ogromnie zdziwiony jednak było to bardziej pozytywne uczucie niż negatywne. Ann była miła, mądra, miała dobre serce i była naprawdę bardzo ładna. W sumie to mój ideał, potrafiła mnie zrozumieć i zawsze dawała dobre rady, ktore zawsze się sprawdzały.
Uśmiechnąłem się pod nosem.
W końcu ją znalazłem.
- Luke, słuchasz mnie w ogóle? - Z rozmyślań wybudził mnie głos Caluma. Zamrugałem kilka razy wyrywając się z zadumy u spojrzałem na nich nieprzytomnie.
- Ta, jasne.. A co mówiłeś dokładnie? - Spytałem i podrapałem się po głowie.
- To, że niezła akcja była wczoraj. - Powiedział, a ja tylko westchnąłem głośno przypominając sobie to okropne przedstawienie, które zgotowała wszystkim Cherlyn. Naprawdę nie wiem jakim cudem mogłem z nią być.
- Ta, była..
- Cher to suka. Ale nigdy nie podejrzewałbym, że zakochasz się tej całej Annabeth. - Powiedział Ashton śmiejąc się cicho.
- Ej nie zakochałem się w niej! - Zaprotestowałem od razu. Ten tylko spojrzał na mnie w miną"żartujesz sobie?" unosząc brew.
- Stary, gadasz o niej od paru tygodni bez przerwy, pisałeś z nią po nocach, a gdy napisała pierwsza to cieszyłeś się jak pięciolatek gdy dostanie lizaka i mam rozumieć, że nic do niej nie czujesz? - Zapytał Mike z uśmiechem i poklepał mnie po ramieniu, a ja się zarumieniłem.
- No dobra, kogo ja oszukuję. - Westchnąłem. - Zauroczyłem się. Lepiej wam?
- Lepiej. - Powiedzieli wszyscy razem, na co przewróciłem oczami.
- Nigdy bym nie przewidział, że jakaś dziewczyna skradnie serce naszemu Lukisiowi. - Zaśmiał się Cal i teraz to on poklepał mnie po plecach. - Tylko mam pytanie. Co ty tu do cholery jeszcze robisz?!
- Że co? - Popatrzyłem na niego nie dokońca wiedząc o co mu chodzi.
- Boże stary! Tam gdzieś płacze twoja miłość, a ty stoisz tu i czekasz na matmę. Odbiło ci? - Stwierdził, a ja westchnąłem.
- No ale co ja mam zrobić, powiedz mi. - Mruknąłem. - Ann jest teraz pewnie załamana przez Cher, która swoją drogą jest okropną szmatą, a ja nie wiem co mam zrobić żeby ją jakoś pocieszyć.
- Z kim ja żyję... - Westchnął Hood robiąc tzw. facepalm'a.
- Bierz moje auto i jedź do niej Romeo! - Powiedział Mike i wręczył mi kluczyki. - A potem pocałuj ją jak w tych wszystkich filmach i żyjcie razem długo i szczęśliwie!
- Dzięki chłopaki. - Przytuliłem szybko każdego z nich i pobiegłem do samochodu Clifforda. Zapiąłem pas i przycisnąłem pedał gazu ruszając do domu Annabeth.
~*~
[Annabeth's pov:]
Minęło parę godzin, a ja cały ten czas przesiedziałam na parapecie płacząc z kubkiem gorącej czekolady w ręce. Byłam żałosna użalając się tak nad sobą no ale w sumie to nic innego mi nie pomagało. Płakałam bo chciałam i miałam gdzieś to jak musiałam okropnie wyglądać.
W pewnym momencie drzwi od mojego pokoju zaskrzypiały, a do mojej sypialni weszła Cher z szerokim uśmiechem na twarzy. Ja tylko wywróciłam oczami i wróciłam do gapienia się w widok za oknem.
- Oddaję. - Zaśmiała się i rzuciła mój pamiętnik na łóżko. - Bardzo mi się przydał. Następnym razem radzę ci nie chować go pod łóżkiem. O i przy okazji "pożyczyłam" sobie twoją sukienkę z balu Kopciuszku. - Stwierdziła, a ja zacisnęłam palce na kubku.
- Czego ty jeszcze chcesz? Wygrałaś. Po tym wszystkim Luke nie będzie chciał ze mną rozmawiać ani nic z tych rzeczy, więc daj mi spokój Cher. - Mruknęłam przełykając gulę w gardle cały czas na nią nie patrząc. Rzygać mi się chciało od samego jej słuchania.
- Och, to na pewno. Ale po prostu lubię się napawać twoim żałosnym widokiem. Swoją wygraną. - Uśmiechnęła się wrednie i poprawiła swoje blond kudły.
Już miałam jej coś odpowiedzieć ale moj wzrok przykuł czerwony samochód, który zaparkował na podjeździe.
- Co do cholery? - Szepnęłam gdy zobaczyłam, że z auta wysiada Luke.
- Pewnie przyszedł do mnie! - Pisnęła blondynka i już jej nie było. Usłyszałam tylko stukot butów na schodach i jej śmiech.
Luke szukał czegoś wzrokiem dopóki nie zobaczył mnie w oknie. Podszedł pod nie z gitarą, którą wyciągnął z samochodu i nagle z domu wybiegła Cher. Chciała go pocałować ale on odepchnął ją lekko i kucnął na jednym kolanie.
- Nie ma mowy... - Mruknęłam niedowierzająco i otworzyłam okno, przez co buchnęło we mnie zimne powietrze. Czy on będzie grał????
- Annabeth! Wiem, że głupio wyszło z tym pamiętnikiem i w ogóle ale obiecałem ci coś kiedyś i zamierzam dotrzymać obietnicy. - Oznajmił i po tych słowach rozbrzmiał dźwięk gitary.
Luke zaczął śpiewać.
Z każdym słowem mój uśmiech się poszerzał, a w oczach pojawiało się więcej łez. To było piękne. To było tak cholernie piękne. Jego głos, melodia i to jak się we mnie wpatrywał.
- "She sleeps alone
My heart wants to come home
I wish I was, I wish I was beside you
She lies awake
I'm trying to find the words to say
I wish I was, I wish I was beside you"..
Piosenka była cudowna, a głos Luke'a niesamowity. Do tego mina blondynki stojącej obok niego była nie do opisania.
Gdy skończył rzuciłam się biegiem w stronę schodów nie zważając na to, że byłam ubrana w brązowy sweter i szare dresy, na nogach miałam kapcie, a włosy miałam uczesane w rozwalonego już koka. Po prostu zbiegłam po schodach wprost w ramiona Hemmingsa.
Przytuliłam się do niego, a on od razu otulił mnie swoimi ramionami. Przymknęłam oczy zaciągając się zapachem jego perfum i zacisnęłam ręce na jego kurtce.
- To było niesamowite. Dziękuję.- Wyszeptałam, a z moich oczu popłynęły łzy. Wiedziałam, że sie uśmiechnął, a jego dłoń zaczęła gładzić moje plecy bym się uspokoiła. Odsunęłam się od niego dopiero po dłuższej chwili. - Ale po tym wszystkim co przeczytała Cher powinieneś się ze mnie śmiać czy coś... - Mruknęłam wycierając mokre policzki.
- Ann. Powtarzałem ci to milion razy. Nigdy bym się z ciebie nie śmiał. Nie gdy w końcu cię znalazłem. - Uśmiechnął się i znowu przyciągnął mnie do siebie.
- Zaśpiewałeś mi. - Stwierdziłam nadal znajdując się w jego ramionach.
- Obiecałem ci, że kiedyś to zrobię, więc oto jestem. - Zaśmiał się. - I wiem, że to było do bani, i wiem, że jestem idiotą, że pozwoliłem ci wtedy uciec z balu i wiem, że nie jestem wybitnie mądry, że się nie domyśliłem i wiem, że ty-
Nie dałam mu skoczyć tylko przyciągnęłam go do siebie i złączyłam nasze usta w pocałunku.
Usłyszałam z tyłu pisk przerażenia i uśmiechnęłam się pogłębiając pocałunek oplatając szyję Luke'a swoimi rękami.
- Dość!!! Przestańcie!! - Krzyczała Cherlyn, a my w końcu odsunęliśmy się od siebie. - To nie tak ma być!!! Ty nasz być ze mną!!!!! Nie z tą głupią służącą!!!
- Krzyczała na cały głos, a łzy rozmazały jej cały makijaż. Wow, musiała naprawdę kochać Luke'a.
- Ona na ciebie na zasługuje!! Ja powinnam być z tobą i to nam jest pisane bycie razem! - Gorączkowała by się pewnie jeszcze dłużej gdyby nie ptak, który po prostu... narobił na nią.
Razem z Hemmingsem zaczęliśmy się śmiać, a ta zaczęła uciekać z piskiem.
- To jeszcze nie koniec! Bedziesz mój! - Krzyknęła.
- Nie, bo kocham Ann. - Powiedział blondyn, a ja popatrzyłam na niego zdziwiona.
- Ty.. C-co? - Spytałam.
Nie zważałam na Cher, ani na to, że zaczyna padać, po prostu patrzyłam w jego błękitne tęczówki i oczekiwałam odpowiedzi.
- Kocham cię Ann. Pokochałem cię nawet gdy nie miałem pojęcia kim jesteś. - Oznajmił patrząc w moje oczy. - Kocham cię. - Wyszeptał i znowu mnie pocałował.
- Ja też cię kocham Luke. - Powiedziałam, a on uśmiechnął się całując mnie jeszcze raz.
Naprawdę byłam wtedy szczęśliwa.
~*~
To już ostatni rozdział, został jeszcze tylko epilog ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro