17
°°°
W końcu po całym dniu siedzenia w szkole, który minął mi na ukrywaniu się przed Cher wróciłam do domu. Ściągnęłam buty i od razu usłyszałam dźwięk szpilek uderzających o podłogę, a po chwili przede mną stanęła bardzo zdenerwowana, a raczej totalnie wkurzona Cherlyn.
Przełknęłam ślinę - tyle było z mojego uciekania.
- Co ty sobie wyobrażasz?! Myślałaś, że się nie dowiem o twoim podstępie suko?! - Wykrzyczała i uderzyła mnie w twarz.
Wydałam z siebie zduszony krzyk i otworzyłam szeroko oczy. Od razu złapałam się za piekący policzek, na którym widniało rozcięcie, które zrobiła swoim tipsem i przygryzłam wargę. Nie mogłam uwierzyć, że to zrobiła. Jak mogła podnieść na mnie rękę?? Aż tak zniszczyłam jej życie swoim istnieniem, że musi posuwać się do rękoczynów?
- Nie myśl sobie, że wygrałaś. - Kontynuowała bez względu na mój stan. - To ja zawsze wygrywam i teraz też tak będzie. Naprawdę uważasz, że Luke wymieniłby mnie na ciebie? Jesteś naprawdę aż tak głupia?? - Zaśmiała mi się kpiąco w twarz, a w moich oczach zebrało się coraz więcej łez. Nie tylko spowodowanych bólem policzka, ale też słowami wypływającymi z jej ust, które raniły jak małe szpilki wbijane prosto w serce.
- Będziesz płakać? - Zakpiła i zaśmiała się szyderczo. - O jak mi przykro! Dla Luke'a i tak jesteś nic nie wartą służącą, więc zostaw go w spokoju bo pożałujesz, że się urodziłaś szmato! I nie żartuję! - Wykrzyczała i mocno mnie popchnęła tak, że prawie upadłam, po czym szybko poszła do salonu przeklinając głośni pod nosem.
Wzięłam swoją torbę i pobiegłam do swojego pokoju hamując łzy jak najbardziej się dało. Jednak nie zdało się to na długo bo po przekroczeniu progu od razu rzuciłam się na łóżko i schowałam twarz w ppoduszkę, po czym wybuchłam głośnym szlochem.
~*~
Następnego dnia w szkole byłam nieobecna. Cały czas chodziłam zamyślona starając się unikać Cher, a w dodatku Jack miał przyjść dopiero godzinę później bo miał wizytę u lekarza, więc byłam skazana na samotność.
Cały czas myślałam o słowach blondynki i czułam się po prostu fatalnie. Ona miała rację. Byłam tylko zwyczajną, w dodatku brzydką i nudną służącą, na którą Luke nigdy nie zwróciłby uwagi.
Łudziłam się, że coś z tego może wyniknąć, tlił się we mnie ten mały płomyczek nadzieji, że kiedyś będę szczęśliwa z Hemmingsem. Jednak byłam w ogromnym błędzie. Byliśmy otoczeni z każdej strony ludźmi pokroju Cher, którzy nigdy nie zaakceptowali by naszego domniemanego związku i nie daliby nam spokoju. To była przegrana sytuacja.
Gdy przed lekcją wymieniłam książki i obróciłam się z zamiarem odejścia od szafki, przez przypadek wpadłam na kogoś. Spojrzałam w górę prosto w błękitne tęczówki i przełknęłam w myślach na pech, który ostatnimi czasy mnie nieustannie prześladował. Oczywiście osoba, która przede mną stała to nie kto inny jak Luke Hemmings.
- Hej Annabeth. - Przywitał się z lekkim uśmiechem, który niepewnie odwzajemniłam.
- Cześć. - Odpowiedziałam niemrawo i ruszyłam w stronę klasy chcąc od niego uciec. Czułam się dziwnie w jego w obecności, a o niezręczności nawet nie wspomnę. - Potrzebujesz czegoś?
- Zastanawiałem się czy nie mogłabyś mi pomóc z matematyki. - Odpowiedział idąc za mną. Delikatnie rozejrzałam się na boki dostrzegając niedaleko Cher, która razem ze znajomymi stała niedaleko i mierzyła nas nienawistnym spojrzeniem.
- Uhm.. ja.. - Zaczęłam, a widząc jak ta robi gest ucięcia gardła głośno westchnęłam. - Przykro mi, ale chyba nie dam rady.
- Aha.. ok. - Od razu zmarkotniał i podrapał się po głowie.
- Przepraszam, naprawdę bym chciała ale.. - Powiedziałam ale prawie od razu mi przerwał.
- Nie, jest w porządku. Masz swoje sprawy i to rozumiem. - Uśmiechnął się, a mi aż od tego zmiękły kolana. Uwielbiałam jego uśmiech.
- Uhm.. jak tam szukanie Kopciuszka? - Spytałam chcąc jakoś zmienić temat. Oczywiście od razu sztrzeliłam sobie mentalnego liścia za wybranie takiego drażliwego pytania, jednak byłam naprawdę ciekawa.
- Źle. Ona chyba naprawdę nie chce się ujawnić. - Mruknął przygryzając wargę, a ja westchnęłam.
Gdybyś tylko wiedział...
Dokładnie wtedy zabrzmiał dzwonek i blondyn przepraszając mnie odbiegł w stronę kolegów, a mnie za to od razu dopadła Cher.
- Widzę, że się nie posłuchałaś. Trudno. Jak widać sama się o to prosiłaś Kopciuszku. - Powiedziała wrednie, akcentując ostatnie słowo i odeszła z tajemniczym uśmiechem na twarzy, a ja weszłam do klasy, zajęłam miejsce w ławce i schowałam twarz w dłoniach.
Wiedziałem, że miałam przesrane.
~*~
Była długa przerwa i kierowałam się na stołówkę. Mijałam roześmianych ludzi, którzy w ogóle nie zwracali na mnie uwagi, po czym usiadłam przy jednym z wolnych stolików. Po chwili poczułam czyjeś dłonie na plecach i podskoczyłam przestraszona.
- Witam księżniczkę. - Zaśmiał się Jackob i zajął miejsce naprzeciw mnie, a ja przewróciłam oczami.
- Przestań.. - Mruknęłam i zaczęłam jeść jabłko, które miało być dzisiaj moim śniadaniem.
- Oj no sorry. - Odparł i zaczął jeść swoje kanapki. Siedzieliśmy w komfortowej ciszy, ja rozmyślałam, a Jack sprawdzał powiadomienia na twitterze. Po chwili na środku stołówki zrobiło się straszne zamieszanie, ktoś zaczął coś ogłaszać, a inni zaczęli ustawiać się po kilku przy jednym stoliku.
Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam jak Cher wchodzi na niego z megafonem w ręce i uśmiecha się szeroko.
- Witajcie uczniowie! I Lukiś! - Powiedziała, a echo rozniosło się na całe duże pomieszczenie. Odszukałam wzrokiem blondyna, który siedział z przyjaciółmi przy stoliku parę metrów dalej i wpatrywał się w Diamond jak w idiotkę. - Jak dobrze wiecie mój chłopak szuka pewnej dziewczyny, Kopciuszka.- Powiedziała, a po sali rozniósł się szmer. Zmarszczyłam brwi.
Czy oni przypadkiem nie zerwali?
- A ja jako idealna dziewczyna wiem kim ona jest. Mam tutaj nawet jej pamiętnik. - Uśmiechnęła się wrednie i spojrzała prosto na mnie sztyletując mnie wzrokiem.
Moje oczy rozszerzyły się ze zdziwienia i z przerażenia patrząc na przedmiot w jej rece.
Jak ona go znalazła?! Przecież to niemożliwe, ukryłam go w środku deski pod moim łóżkiem, więc skąd ona go ma do cholery?? Poczułam rękę Jackoba na ramieniu i przygryzłam mocno wargę bojąc się co może zaraz nastąpić. Jeśli ona go przeczyta to będzie mój koniec.
- Poczytam wam teraz. - Zaśmiała się, a ja zamknęłam powieki, pod którymi zbierały mi się łzy.
- Więc..."Drogi pamiętniku miałam sen, który był piękny ale też nierealny. Byłam księżniczką na balu razem z przystojnym księciem, którym ku mojemu zaskoczeniu okazał się być Luke. On jest taki przystojny i czarujący... " - Z każdym słowem moje oczy szkliły się jeszcze bardziej, aż w końcu słone łzy zaczęły płynąć mi po policzkach.
To mój pamiętnik! Jak ona mogła? To była moja prywatność! Jednak wpatrywałam się w jej szczupłą sylwetkę, którą teraz górowała nad wszystkimi. Oczywiście po stołówce rozniósł się śmiech, a Hemmings zaczął rozglądać się po sali by znaleźć Kopciuszka.
- Ale czytajmy dalej bo to nie koniec! - Zaśmiała się i odkaszlnęła. - "Zastanawia mnie jakby było z nim być.." - Kontynuowała, po sali po raz kolejny rozniósł się głośny śmiech. Luke tylko zdziwiony słuchał każdego wyrazu i rozglądał się po sali kiedy Cher czytała dalej. Ja tylko cicho płakałam.
- "Najgorsze jest to, że on nigdy mnie nie zauważy!" O jak mi przykro biedactwo! - Zaśmiała się głośno, a cała stołówka jej zawtórowała. Jack przyciągnął mnie do mocnego uścisku szepcząc na ucho żebyśmy stamtąd wyszli jednak ja uparcie wpatrywałam się w Cherlyn chcąc wytrzymać do końca.
- "Może kiedyś będziemy razem.. Może będzie nam pisane szczęśliwe zakończenie." - Skończyła i wbiła we mnie spojrzenie po czym ogłosiła:
- podpisała "Annabeth Parker". - Ogłosiła, a wszyscy zaczęli się rozglądać. Blondynka kontynuowała. - Jak widzisz Lukey to ta żałosna kujonka jest twoją "piękną" księżniczką. Niestety w prawdziwym życiu jest brudną i biedną sprzątaczką. Naprawdę masz tak niskie standardy? - Zakończyła śmiejąc się kpiąco i zamknęła pamiętnik.
Wskazała na mnie palcem, a wszystkie głowy obróciły się w moją stronę.
Już nie hamowałam łez. Luke spojrzał na mnie, po czym szybko wstał z miejsca chcąc do mnie podejść, a w tle zabrzmiał śmiech Cherlyn.
Wyrwałam się z objęć Jacka i biorąc torbę pobiegłam do wyjścia ze szkoły odprowadzona spojrzeniami uczniów. Co za koszmar... Łzy spływały mi po twarzy kiedy biegłam w stronę domu. Miałam gdzieś pozostałe lekcje, nie przejmowałam się też dziwnymi spojrzeniami przechodniów, chciałam po prostu zniknąć.
Po paru minutach wbiegłam do domu i od razu skierowałam się do swojego pokoju nie ściągając nawet butów. Zabarykadowałam drzwi i rzuciłam torbę na łóżko. Sama zaś oparłam się o drzwi i zjechałam po nich na podłogę wybuchając głośnym płaczem.
Luke się dowiedział. Zostałam upokorzona. To koniec.
~*~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro