16
°°°
Następnego dnia gdy tylko przekroczyłam próg szkoły do moich uszu dotarły piski ekscytacji, które wydawała połowa żeńskiej populacji szkoły. Zamieszanie było wielkie, dziewczyny biegały i poprawiały fryzury, a chłopcy po prostu schodzili im z drogi niechcąc zostać uderzonym jakimś pędzlem do makijażu.
Uniosłam brew i poszłam dalej kierując się do swojej szafki, jednak kiedy minęłam jedną z klas moim oczom ukazał się billboard ze zdjęciem mojej bransoletki i dużym podpisem:
Jeśli jesteś Kopciuszkiem - długa przerwa, stołówka
- No chyba go powaliło. - Mruknęłam pod nosem i szybko wzięłam potrzebne mi książki kierując się w stronę sali lekcyjnej. Musiałam znaleźć Jack'a - i to od razu.
Weszłam do klasy matematycznej i usiadłam na swoim miejscu, a zewsząd dochodziły do mnie podjarane szepty większości dziewcząt mówiące coś o jakimś sprawdzianie organizowanym przez Luke'a.
To była tortura.
Po dzwonku na lekcje przede mną usiadł Hemmings, który był niesamowicie zamyślony i mnie nie zauważył, co dzisiejszego dnia strasznie mnie cieszyło. Czułam się okropnie zostawiając go na balu, ale niestety musiałam. Gdybym nie wróciła na czas Melinda zmieniłaby moje życie w jeszcze większy koszmar niż jest dotychczas.
Cały czas wpatrywałam się w jego plecy w ogóle nie uważając na lekcji i zastanawiałam się co takiego wymyślił Luke żeby znaleźć Kopciuszka. W końcu niektóre z dziewczyn były po prostu przerażone tym co je czekało.
~*~
Gdy w końcu skończyła się piąta lekcja i zabrzmiał dzwonek na długą przerwę wszystkie dziewczyny wybiegły z klas prosto na stołówkę - oczywiście z Cher na czele. Gdy dotarłam na miejsce zauważyłam Luke'a z przyjaciółmi przy jednym stoliku, a do niego ogromną kolejkę. Stałam z boku i obserwowałam rozwój akcji kiedy nagle poczułam jak ktoś staje obok mnie.
- Zrobiłaś mu pranie mózgu. - Usłyszałam cichy śmiech i walnęłam Jackoba z łokcia w żebro, przez co się zgiął cicho jęcząc z bólu.
- Nieprawda. - Mruknęłam, a on przewrócił oczami nadal trzymając się za bolące miejsce.
- Prawda. Widzisz co teraz robi? - Zapytał wskazując na kolejkę. - Próbuje cię znaleźć bo się głupia nie ujawiłaś.
Przygryzłam wargę spoglądając na blondyna, który ze znudzoną miną odprawiał kolejną dziewczynę, która podszywała się pode mnie. Podziwiałam go za upartość i zawziętość, naprawdę. Ja bym już dawno nie wytrzymała z hordą napalonych nastolatek, które tylko marzyły by na nie spojrzał.
- Chciałam! I to nawet nie raz ale-
- Ale co? - Wciął się i po raz kolejny przewrócił oczami.
- Ale patrz na mnie a na niego. - Westchnęłam. - Jesteśmy z dwóch różnych światów i gdyby sie dowiedział to-
- To byłoby dobrze. - Znowu mi przerwał i złapał za ramiona patrząc w oczy. - Ann kocham cię, ale jesteś najwiekszą idiotką na świecie! No może zaraz po Cher i Melindzie. - Stwierdził, a ja się uśmiechnęłam lekko. - Więc rusz ten swój zgrabny tyłek na koniec kolejki i powiedz mu, że jesteś tym pieprzonym Kopciuszkiem bo jak nie to zrobię to sam. - Powiedział i nagle popchnął mnie w stronę kolejki tak, że prawie się przewróciłam. - Ruszaj się głupia, idź.
- Spokojnie, idę już. - Odparłam i stanęłam na końcu, a ona na moje nieszczęście kurczyła się z zawrotną prędkością.
Nadal sceptycznie do tego podchodziłam. A jeśli on się zawiedzie? Pewnie liczył na jaką piękność z bogatego domu, mądrą i wysportowaną, a nie na zwykłą nudną dziewczynę chodzącą w starych powycieranych jeansach i rozciągniętych swetrach. Byliśmy jak ogień i lód, jak dzień i noc - totalnie różni.
Mój przyjaciel stał w drzwiach jedząc jabłko, a ja posłałam mu zmęczone spojrzenie. Ten tylko pokazał mi kciuk do góry szczerząc się szeroko, a ja wywróciłam oczami. Stałam w tej głupiej kolejce i im bliżej blondyna byłam tym bardziej się stresowałam. Bawiłam się swoimi paznokciami i przygryzałam wargę, a gdy mnie i Luke'a dzieliła już tylko rudowłosa pierwszoklasistka umierałam od środka.
Dasz radę Ann. On cię zna i lubi. Na pewno nic złego się nie stanie. Dasz radę! Dasz radę...
- Nie dam rady. - Stwierdziłam i szybko uciekłam sprzed nosa zdziwionego Hemmings'a, który od razu podniósł się z miejsca.
- Zaczekaj! - Usłyszałam za plecami ale tylko przyśpieszyłam wybiegając na dwór. To był zły pomysł, to był okropny pomysł w ogóle przychodzić na stołówkę.
Usiadłam na pierwszej lepszej ławce, a zaraz koło mnie zmaterializował się Jackob.
- Ann co się stało? - Spytał i usiadł obok.
- Spanikowałam okej? Tak po prostu. - Odpowiedziałam cicho, a on mnie przytulił.
- Daj spokój. Nic złego by się nie stało. - Zapewnił gładząc mnie po plecach, a ja westchnęłam.
- Skąd wiesz? - Spytałam, a on uśmiechnął się lekko.
- Powiedziałabyś tylko jaki jest grawer na bransoletce i po sprawie. Nic strasznego.
Miał rację. Miał absolutną rację, ale ja oczywiście musiałam wszystko zniszczyć uciekając. Wiedziałam, że nic złego stać się nie może, jednak w głębi swrca miałam nieuzasadniony strach, że chłopak mnie nie zaakceptuje. Znowu westchnęłam i schowałam twarz w dłoniach kręcąc głową.
- Masz rację. - Mruknęłam, a on uniósł brew.
- W czym?
- Jestem największą idiotką na świecie. - Stwierdziłam, a on się tylko cicho zaśmiał mówiąc ciche "to nic nowego".
Siedzieliśmy tak chwilę w ciszy czekając na dzwonek, jednak nagle usłyszeliśmy oburzony głos mojej przyszywanej siostry, która wybiegła wściekła ze szkoły. Od razu schowaliśmy się za krzakiem i obserwowaliśmy jak podchodzi do swoich koleżanek przeklinając na wszystko pod nosem.
- Wiedziałam, że to ona! - Krzyknęła do swojej przyjaciółeczki, a my po patrzyliśmy po sobie przestraszeni.
- Ta ździra myśli, że jej to ujdzie na sucho? To się myli. I to bardzo. - Warknęła zgniatając w ręce ulotkę Luke'a. Była cała czerwona na twarzy, szczękę miała zaciśniętą, a z oczu ciskały pioruny. Widać było, że była wkurzona i to bardzo.
- Skąd wiesz, że to ona? - Zagadnęła jej koleżanka robiąc balona z gumy, a Cherlyn prychnęła głośno.
- Tylko ona na taką bransoletkę. - Stwierdziła, a ja przełknęłam ślinę.
- Cher co zamierzasz zrobić? - Spytała jej kolejna towarzyszka, a blondynka uśmiechnęła się szeroko.
- Zamierzam ją zniszczyć. Zmienię jej życie w ogromne piekło i sprawię, że będzie chciała po prostu umrzeć. - Powiedziała wściekle cały czas uśmiechając się sadystycznie, a ja przeklnęłam ślinę.
- Co ty wygadujesz? - Przestraszyła się jej przyjaciółka, a Diamond zaśmiała się głośno.
- Zniszczę ją. Zniszczę pieprzoną Annabeth Parker raz na zawsze. - Oznajmiła drąc ulotkę, a ja zamarłam z przerażenia.
Ona wie. To koniec.
~*~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro