Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15

°°°

Luke pov:

Kiedy dziewczyna wyrwała się z mojego uścisku od razu za nią pobiegłem nie chcąc aby mi uciekła. Wsiadła do jakiegoś samochodu, który odjechał z piskiem opon, a ja wybiegłem na ulicę chcąc jeszcze ją złapać i przy sobie zatrzymać. Nie rozumiałem dlaczego tak nagle poszła i to jeszcze przed tym jak miała ściągnąć maskę.

Ciekawość zżerała mnie od środka, w końcu chciałem się dowiedzieć kto była ta tajemnicza dziewczyna, z którą pisałem przez tak długi czas i, której w jakimś stopniu zaufałem.

Niestety ta już odjechała, a mnie nie dane było zobaczyć jej twarzy. Zostawiła mnie i nawet nie poznałem jej imienia choć spędziliśmy ze sobą świetny wieczór i miałem nadzieję, że podczas tego spotkania dostanę odpowiedzi na wszystkie dręczące mnie pytania.

Stałem jeszcze chwilę tępo wpatrując się w miejsce gdzie jeszcze parę minut temu stał samochód, w którym zniknęła Cinderella i zastanawiałem się jakiego ja muszę mieć pecha w życiu. Po paru minutach jednak westchnąłem i przeczesałem dłonią włosy po czym zacząłem wolno wchodzić po schodach.

Przecież nie mogłem stać na środku drogi jak głupi i łudzić się, że brązowowłosa jednak wróci.

Już miałem wchodzić do sali kiedy moją uwagę przykuła srebrna bransoletka leżąca na ziemi, którą od razu podniosłem. Była bardzo ładna, srebrna z zawieszką w kształcie serca i małym grawerem.

- "Od taty dla córki". - Szepnąłem i schowałem ją głęboko do kieszeni tak by mi nie wypadła. Gdzieś ją już widziałem, ale nie miałem pojęcia u kogo.

Znowu westchnąłem. Dlaczego musiała iść? Dlaczego nic nie wyjaśniła? Dlaczego nie zdradziła swojego imienia i dlaczego nie ściągnęła maski wcześniej? Przecież pomimo tego, że miała ją na twarzy widać było, że była śliczna. Miała piękny serdeczny uśmiech, zgrabny mały nosek i ładne oczy, więc naprawdę nie rozumiałem jej stresu.

Słowo "dlaczego" przewijało się cały czas w mojej głowie, ale jak na złość nie potrafiłem na nie odpowiedzieć. Plułem sobie w brodę przez to, że nie rozwiązałem tej sytuacji inaczej, a możliwe, że jedyna szansa poznania tożsamości dziewczyny została przeze mnie niewykorzystana.

Ścisnąłem dłonie w pięści i wszedłem z powrotem na salę chcąc napić się alkoholu i choć na chwilę o tym zapomnieć ale oczywiście nadzieja matką głupich, a od razu po przekroczeniu progu mojego ramienia uwiesiła się roześmiana Cher.

- Lukie szukałam cię! - Wykrzyknęła mi do ucha i zaczęła gdzieś ciągnąć. - Musimy iść, zostaliśmy nominowani na króla i królową balu. - Stwierdziła i pocałowała mnie w policzek zostawiając na nim ślad swojej okropnie różowej szminki, który od razu starłem rękawem.

Skrzywiłem się lekko. Odkąd wszedłem na ten nieszczęsny chat i poznałem Kopciuszka nie patrzyłem na blondynkę tak jak kiedyś. Zacząłem dostrzegać jej wady, które niestety były o wiele liczniejsze od zalet. Cherlyn była samolubna, próżna i najbardziej na świecie kochała pieniądze i dobra materialne, a ludzie, którzy się dla niej liczyli to ci, którzy mieli miliony na koncie.

Byłem z nią bo "wypadało". Nie kochałem jej, nie pociągała mnie w żaden sposób. Może na początku jednak teraz to nie było to samo. Po prostu byliśmy w związku, a ja od paru miesięcy udawałem szczęśliwego kiedy tak naprawdę radość sprawiała mi jedynie tajemnicza dziewczyna z chatu, z którą to właśnie chciałem być.

Odsunąłem ją od siebie.

- Nie nazywaj mnie Lukie. - Stwierdziłem sucho, a ona głupkowato zachichotała na co przewróciłem oczami. Irytujące.

- Daj spokój kotku. To urocze. - Powiedziała i znowu się zaśmiała, a ja miałem ochotę zwrócić całego szampana.

Urocze jest to jak Kopciuszek się rumieni. - pomyślałem.

Musiałem to przyznać - zauroczyłem się. Zauroczyłem się w dziewczynie, której twarzy nawet nie widziałem. Czy to możliwe? Nie zastanawiałem się nad tym jednak wiedziałem, że moje uczucie było szczere i prawdziwe, a ja za wszelką cenę musiałem ją znaleźć.

- Cher. To koniec. - Oznajmiłem, a ona stanęła skamieniała. Uśmiech zszedł z jej twarzy ale zaraz po tym się głośno zaśmiała.

- Dobry żart Lukie. - Stwierdziła, a ja znowu przewróciłem oczami.

- To nie jest żart Cher. Zrywam z tobą. - Odparłem. - Mam ci to przeliterować? - Spytałem, a do niej dopiero teraz dotarła powaga mojej wypowiedzi. Złapała mnie za ramiona, a jej twarz wykrzywiła się w strachu.

- Nie Lukiś! Nie możesz tego zrobić! Jesteśmy parą idealną! Wszyscy nas kochają! - Zaczęła histeryzować zaciskając ręce na moich bicepsach, a ja kolejny raz przewróciłem oczami.

- To koniec. Nie dzwoń do mnie ani nic. A teraz wybacz, ale muszę znaleźć chłopaków. - Stwierdziłem wyrywając się z jej uścisku i zostawiłem płaczącą dziewczynę, która jeszcze starała się mnie zatrzymać jednak ja totalnie ją ignorowałem.

Gdy w końcu znalazłem przyjaciół w tłumie tańczących poszliśmy w czwórkę do baru gdzie od razu podano nam po szklance jakiegoś alkoholu. Opwiedziałem im co się stało, a barman dał mi kolejnego drinka.

Musiałem się upić bo w głowie cały czas miałem obraz pięknej zamaskowanej dziewczyny, która nieszczęśliwie wymknęła się z moich rąk.

~*~

Annabeth pov:

Kiedy z Jack'iem dojechaliśmy szybko wbiegłam do domu o mało nie zabijając się przez moją suknię. Miałam bardzo mało czasu do powrotu Melindy, więc musiałam się sprężać.

Sam pomogła mi rozpuścić fryzurę, a ja przebrałam się w to co miałam przed wyjściem, szybko zmyłam makijaż, a potem moi przyjaciele odjechali by moja macocha ich nie zobaczyła. Byłam im dozgonnie wdzięczna bo bez nie dałabym rady.

Pochowałam sukienkę, maskę i buty do szafy po czym szybko zeszłam ma dół i dosłownie dwie minuty po tym usłyszałam jak Melinda wchodzi do domu zatrzaskując za sobą głośno drzwi.

- Widzę, że wszystko zrobiłaś. - Powiedziała "z uznaniem" rozglądając się po holu i uśmiechając się wrednie.

- Tak, wszystko posprzątane. - Odpowiedziałam cicho nawet na nią nie patrząc. Brzydziłam się tą kobietą.

- Och biedaczka. Ja wiem, że chciałaś iść na bal, ale niestety masz za dużo obowiązków. Następnym razem. Teraz możesz iść do pokoju. - Powiedziała i zniknęła za drzwiami swojej sypialni, a ja pobiegłam od razu na górę. Rzuciłam się na łóżko i schowałam twarz w poduszkę, po czym zaczęłam uderzać pięściami w materac chcąc jakoś rozładować emocje.

Dlaczego one mi to zawsze robią? Dlaczego?

Przewróciłam się na plecy, a głowę położyłam na dłoniach i tępo wpatrywałam się w sufit przetwarzając w głowie wszystkie dzisiejsze wydarzenia z balu i bezwiednie się lekko uśmiechnęłam.

Luke Hemmings.

Luke jest Boy'em. Luke to chłopak, w którym się zauroczyłam. Jednak bałam się ściągnąć dzisiaj maskę i sama nie wiem czemu. Nie czułam się gotowa na spotkanie z nim twarzą w twarz. Myślałam, że zawiodę jego oczekiwania, a on mnie odrzuci zostawiając ze złamanym sercem.

Odruchowo sięgnęłam do swojej bransoletki. Nie było jej. Podciągnęłam się szybko do pozycji siedzącej i sprawdziłam wszystko w około siebie, ale ani śladu. Szybko wstałam i sprawdziłam w szafie, pod meblami i w miejscach gdzie się poruszałam - nie ma. Przetarłam twarz i opadłam z powrotem na poduszki. Nie dość, że zwiałam z balu to jeszcze zgubiłam gdzieś bransoletkę od taty. Cudownie.

~*~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro