12
°°°
Minęły kolejne dni, a ja nawet nie zdążyłam zauważyć kiedy przeleciały mi przed nosem. Jutro w końcu odbywał się bal, a ja nadal nie wiedziałam czy mam się cieszyć czy nie.
Przez ten cały czas gdy tylko miałam wolną chwilę pisałam z Boy'em. Zbliżyliśmy się do siebie. I to bardzo. Jego tożsamość nadal pozostała w ukryciu, jednak jutrzejszego dnia oboje mieliśmy ściągnąć maski anonimowości i porozmawiać ze sobą twarzą w twarz.
Stwierdzenie, że się bałam byłoby dużym niedomówieniem. Byłam przerażona. Po tylu tygodniach pisania z nieznajomym w końcu miałam go poznać i dowiedzieć się kim jest. Nie byłam pewna czy byłam gotowa, jednak danego słowa nie można cofnąć i musiałam się ujawnić bo nie miałam wyboru.
~*~
Myłam podłogę w holu, kiedy weszła do niego Cher brudząc go swoimi szpilkami i zostawiając na panelach ciemne ślady. Uśmiechnęła się wrednie i poszła do salonu przy okazji wywracając wiadro z wodą na umyte dokładnie przed sekundą miejsce, przez co w korytarzu powstał kolejny Ocean Spokojny.
Zacisnęłam ręce na mopie wyobrażając sobie, że to szyja tej tlenionej blondynki. Tak bardzo chciałam już skończyć szkołę i wyjechać na studia żeby nie musieć się już z nimi użerać. Zaczęłam wycierać rozlaną wodę i oczywiście sprzątanie zajęło mi 2 razy więcej czasu. Kiedy skończyłam mopowanie poszłam do salonu, gdzie Melinda oglądała kolejny odcinek jakiegoś tele show, a kosmetyczka robiła jej nowy manicure.
- Dopiero skończyłaś? - Zapytała, a ja przytaknęłam odgarniając włosy z czoła. - Uwijasz się jak mucha w smole. Ale nie ważne. Możesz iść, ale jutro po szkole idź po suknię Cherlyn do krawcowej.
- Właściwie to chciałam się spytać czy.. eee.. Czy też mogę iść na bal? - Spytałam splatając dłonie. Moja macocha spojrzała na mnie zdziwiona unosząc oskubaną brew.
- Ty? Na bal? - Zapytała i prychnęła pod nosem kpiąco.
- Tak. Bardzo mi zależy i-
- Masz chociaż sukienkę? - Spytała z powątpiewaniem, a ja pokręciłam przecząco głową. - Tak myślałam.
- Sukienka się nie liczy chciałabym tylko...
- O co chodzi mamo? - Spytała Cher, która pojawiła się nagle w salonie. Przebrała się w kolejny zestaw ciuchów, a na jej twarzy gościł nowy makijaż. I tak jej kuż nie pomoże.
- Annabeth chce iść na jutrzejszy bal. - Odpowiedziała Melinda i ziewnęła.
- Co?- Blondynka otworzyła szerzej oczy, a potem się zaśmiała. - To są jakieś żarty. Ona? - Złapała się za brzuch wybuchając jeszcze większym śmiechem, a jej matka oczywiście jej zawtórowała.
- Nie są. - Powiedziała Melinda i uśmiechnęła się do mnie sztucznie. - Oczywiście, że możesz iść moje dziecko. Tylko masz jutro baaardzo dużo obowiązków. - Wzruszyła ramionami w bezradnym geście, ale ja i tak się uśmiechnęłam.
- Ze wszystkim zdążę przed balem. Obiecuję. - Powiedziałam i szybko poszłam na górę zanim zmieni zdanie.
Zamknęłam drzwi i się o nie oparłam wzdychając głęboko, a na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech. Nie mogłam w to uwierzyć. Pójdę na bal i spotkam się z Boy'em! Rzuciłam się na łóżko i od razu sięgnęłam po telefon wchodząc na chat.
Cinderella: Zgadnij co...!
Napisałam, a po paru chwilach dostałam wiadomość.
ArtficialBoy: Nie wiem. Co?
Cinderella: Czarownica pozwoliła mi iść na bal!!! :D
ArtificialBoy: To świetnie! :D Przytulił bym cię teraz, ale nie mam jak. Nie mogę się już doczekać aż cię zobaczę <3
Cinderella: Ja też :)
Rzuciłam się na łóżko odpisując chłopaki i prawie piszcząc ze szczęścia. Tak bardzo się cieszyłam. Szczerzyłam się od ucha do ucha i gdyby ktoś mnie teraz widział to uznałby mnie za wariatkę. No ale cóż.. tak wygląda szczęście.
~*~
Następnego dnia obudziłam się przed budzikiem w wyśmienitym humorze. Z uśmiechem zrobiłam jedzenie, po czym zaniosłam je Melindzie i Cher i nawet ich głupie dogryzki mi nie przeszkadzały. Potem od razu gdy przyjechał po mnie Jack ucałowałam go w oba policzki i pojechaliśmy do szkoły.
Bardzo się zdziwił moim zachowaniem, ba! Myślał, że coś brałam, ale opowiedziałam mu o wszystkim, a on obiecał, że pomoże mi ze wszystkim o co go poproszę. Uwielbiałam go, wiedziałam, że mogę na niego zawsze liczyć.
Zajęcia minęły mi jak z bicza strzelił, a po szkole pojechałam z przyjacielem po suknię Cher, która ważyła przynajmniej z 10 kilo, przez co moje plecy strasznie cierpiały. Gdy przyniosłam ją do domu blondynka od razu ją wzięła, a raczej wyrwała niż rąk i zamknęła się w swojej sypialni, a ja zerknęłam na kartę zadań, którą wywiesiła na ścianie Melinda.
Mina mi od razu zrzędła. Tego było o wiele za dużo. Miałam pomyć wszystkie okna i podłogi, poodkurzać wszystkie dywany i wyprać pościele, których w tym domu było od groma. Do tego oczywiście pościerać kurze i wymyć całą porcelanową zastawę, której i tak nikt nie używał. To chyba jakieś jaja.
Spojrzałam na zegarek: 16.23. Bal zaczynał się równo o 19.30, więc przy odrobinie szczęścia mogłam zdążyć.
Z pozytywnymi myślami wzięłam się za sprzątanie.
~*~
Była 18.58. Właśnie odkurzałam dywan w salonie kiedy próg pomieszczenia przekroczyły Cher i Melinda. Rozejrzały się, a na ich twarzach malował się wyraz niezadowolenia. A raczej udawany wyraz niezadowolenia, którym starały się ukryć uśmiech satysfakcji. Śpieszyłam się bo zostało mi mało czasu, a byłam cała spocona i brudna. W dodatku zostały mi jeszcze do pościerania wszystkie kurze, więc miałam naprawdę niewiele czasu na wyszykowanie się.
Cherlyn miała za to już pokręcone włosy i była wymalowana niczym modelka na sesję zdjęciową. Na swoją fryzurę to chyba zużyła trzy lakiery do włosów, albo nawet i więcej bo świeciły się jak kula disco, ale wolałam nie wiedzieć.
- I jak? - Spytałam pokazując ręką wokoło.
- Dobrze. - Odparła macocha i puściła do salonu Pinkie, która od razu narobiła na dywan centralnie na środku. Jęknęłam cierpiętniczo kiedy ta mała bestią nasrała jezcze na kanapę. One sobie chyba żartują.
- Oj Pinkie nie ładnie tak. - Powiedziała Cher niby karcącym głosem biorąc psa do rąk. Uśmiechnęła się do mnie wrednie, a ja załamana upadłam na kolana i od razu wzięłam się za sprzątanie.
- Nie wiem czy zdążysz na ten bal. Zostało ci jeszcze dużo roboty, a widziałam, że w kuchni nawet nie zaczęte. - Stwierdziła Melinda, a ja przetarłam zmęczone oczy.
- Nie martw się. I tak byś zrobiła z siebie pośmiewisko. - Zaśmiała się mija przyszywana siostra i wylała na podłogę jeszcze wodę z butelki, którą miała w ręce. Zagotowałam się od środka, a one wyszły po drodze jeszcze zostawiając brudne ślady na panelach.
Usiadłam na podłodze i oparłam się o kanapę. Twarz schowałam w dłoniach by po chwili spojrzeć na zegarek - 19.04. Nie mam szans zdążyć na bal. Z moich oczu zaczęły płynąć łzy, które od razu starałam i poszłam do siebie. Spojrzałam w lustro. Wyglądałam okropnie. Najbardziej jednak żałowałam tego, że nie dowiem się kim jest boy. Że się z nim nie spotkam i nie porozmawiam.
Głupia. Czego się mogłam po nich spodziewać? Że dadzą mi piękną sukienkę i podwiozą pod same drzwi sali gimnastycznej? Wiadome było, że nie planowały mnie puścić na bal choćby na sekundę, a ja idiotka dałam się zwieść.
Wyciągnęłam telefon i przecierając załzawione oczy napisałam SMS'a do Jack'a:
' Nie przyjeżdżaj po mnie. Melinda dała mi tyle roboty, że się nie wyrobie do jutra. Baw się dobrze'
Potem rzuciłam komórkę na kanapę i na niej usiadłam. Po chwili usłyszałam dźwięk parkującego auta i wyjrzałam przez okno. To po Cher przyjechał Luke, niczym książę na białym koniu, a ona wybiegła do niego w tej swojej okropnej sukience rzucając mu się na szyję.
Zasłoniłam firankę.
Dlaczego ja? Dlaczego one zawsze muszą wszystko zrujnować? To jedyna taka noc, a mi oczywiście Melinda musiała to zrobić... Po moich policzkach znowu poleciały łzy. Jak widać nigdy nie spotkam swojego księcia.
~*~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro