Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12

°°°

Minęły kolejne dni, a ja nawet nie zdążyłam zauważyć kiedy przeleciały mi przed nosem. Jutro w końcu odbywał się bal, a ja nadal nie wiedziałam czy mam się cieszyć czy nie.

Przez ten cały czas gdy tylko miałam wolną chwilę pisałam z Boy'em. Zbliżyliśmy się do siebie. I to bardzo. Jego tożsamość nadal pozostała w ukryciu, jednak jutrzejszego dnia oboje mieliśmy ściągnąć maski anonimowości i porozmawiać ze sobą twarzą w twarz.

Stwierdzenie, że się bałam byłoby dużym niedomówieniem. Byłam przerażona. Po tylu tygodniach pisania z nieznajomym w końcu miałam go poznać i dowiedzieć się kim jest. Nie byłam pewna czy byłam gotowa, jednak danego słowa nie można cofnąć i musiałam się ujawnić bo nie miałam wyboru.

~*~

Myłam podłogę w holu, kiedy weszła do niego Cher brudząc go swoimi szpilkami i zostawiając na panelach ciemne ślady. Uśmiechnęła się wrednie i poszła do salonu przy okazji wywracając wiadro z wodą na umyte dokładnie przed sekundą miejsce, przez co w korytarzu powstał kolejny Ocean Spokojny.

Zacisnęłam ręce na mopie wyobrażając sobie, że to szyja tej tlenionej blondynki. Tak bardzo chciałam już skończyć szkołę i wyjechać na studia żeby nie musieć się już z nimi użerać. Zaczęłam wycierać rozlaną wodę i oczywiście sprzątanie zajęło mi 2 razy więcej czasu. Kiedy skończyłam mopowanie poszłam do salonu, gdzie Melinda oglądała kolejny odcinek jakiegoś tele show, a kosmetyczka robiła jej nowy manicure.

- Dopiero skończyłaś? - Zapytała, a ja przytaknęłam odgarniając włosy z czoła. - Uwijasz się jak mucha w smole. Ale nie ważne. Możesz iść, ale jutro po szkole idź po suknię Cherlyn do krawcowej.

- Właściwie to chciałam się spytać czy.. eee.. Czy też mogę iść na bal? - Spytałam splatając dłonie. Moja macocha spojrzała na mnie zdziwiona unosząc oskubaną brew.

- Ty? Na bal? - Zapytała i prychnęła pod nosem kpiąco.

- Tak. Bardzo mi zależy i-

- Masz chociaż sukienkę? - Spytała z powątpiewaniem, a ja pokręciłam przecząco głową. - Tak myślałam.

- Sukienka się nie liczy chciałabym tylko...

- O co chodzi mamo? - Spytała Cher, która pojawiła się nagle w salonie. Przebrała się w kolejny zestaw ciuchów, a na jej twarzy gościł nowy makijaż. I tak jej kuż nie pomoże.

- Annabeth chce iść na jutrzejszy bal. - Odpowiedziała Melinda i ziewnęła.

- Co?- Blondynka otworzyła szerzej oczy, a potem się zaśmiała. - To są jakieś żarty. Ona? - Złapała się za brzuch wybuchając jeszcze większym śmiechem, a jej matka oczywiście jej zawtórowała.

- Nie są. - Powiedziała Melinda i uśmiechnęła się do mnie sztucznie. - Oczywiście, że możesz iść moje dziecko. Tylko masz jutro baaardzo dużo obowiązków. - Wzruszyła ramionami w bezradnym geście, ale ja i tak się uśmiechnęłam.

- Ze wszystkim zdążę przed balem. Obiecuję. - Powiedziałam i szybko poszłam na górę zanim zmieni zdanie.

Zamknęłam drzwi i się o nie oparłam wzdychając głęboko, a na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech. Nie mogłam w to uwierzyć. Pójdę na bal i spotkam się z Boy'em! Rzuciłam się na łóżko i od razu sięgnęłam po telefon wchodząc na chat.

Cinderella: Zgadnij co...!

Napisałam, a po paru chwilach dostałam wiadomość.

ArtficialBoy: Nie wiem. Co?

Cinderella: Czarownica pozwoliła mi iść na bal!!! :D

ArtificialBoy: To świetnie! :D Przytulił bym cię teraz, ale nie mam jak. Nie mogę się już doczekać aż cię zobaczę <3

Cinderella: Ja też :)

Rzuciłam się na łóżko odpisując chłopaki i prawie piszcząc ze szczęścia. Tak bardzo się cieszyłam. Szczerzyłam się od ucha do ucha i gdyby ktoś mnie teraz widział to uznałby mnie za wariatkę. No ale cóż.. tak wygląda szczęście.

~*~

Następnego dnia obudziłam się przed budzikiem w wyśmienitym humorze. Z uśmiechem zrobiłam jedzenie, po czym zaniosłam je Melindzie i Cher i nawet ich głupie dogryzki mi nie przeszkadzały. Potem od razu gdy przyjechał po mnie Jack ucałowałam go w oba policzki i pojechaliśmy do szkoły.

Bardzo się zdziwił moim zachowaniem, ba! Myślał, że coś brałam, ale opowiedziałam mu o wszystkim, a on obiecał, że pomoże mi ze wszystkim o co go poproszę. Uwielbiałam go, wiedziałam, że mogę na niego zawsze liczyć.

Zajęcia minęły mi jak z bicza strzelił, a po szkole pojechałam z przyjacielem po suknię Cher, która ważyła przynajmniej z 10 kilo, przez co moje plecy strasznie cierpiały. Gdy przyniosłam ją do domu blondynka od razu ją wzięła, a raczej wyrwała niż rąk i zamknęła się w swojej sypialni, a ja zerknęłam na kartę zadań, którą wywiesiła na ścianie Melinda.

Mina mi od razu zrzędła. Tego było o wiele za dużo. Miałam pomyć wszystkie okna i podłogi, poodkurzać wszystkie dywany i wyprać pościele, których w tym domu było od groma. Do tego oczywiście pościerać kurze i wymyć całą porcelanową zastawę, której i tak nikt nie używał. To chyba jakieś jaja.

Spojrzałam na zegarek: 16.23. Bal zaczynał się równo o 19.30, więc przy odrobinie szczęścia mogłam zdążyć.

Z pozytywnymi myślami wzięłam się za sprzątanie.

~*~

Była 18.58. Właśnie odkurzałam dywan w salonie kiedy próg pomieszczenia przekroczyły Cher i Melinda. Rozejrzały się, a na ich twarzach malował się wyraz niezadowolenia. A raczej udawany wyraz niezadowolenia, którym starały się ukryć uśmiech satysfakcji. Śpieszyłam się bo zostało mi mało czasu, a byłam cała spocona i brudna. W dodatku zostały mi jeszcze do pościerania wszystkie kurze, więc miałam naprawdę niewiele czasu na wyszykowanie się.

Cherlyn miała za to już pokręcone włosy i była wymalowana niczym modelka na sesję zdjęciową. Na swoją fryzurę to chyba zużyła trzy lakiery do włosów, albo nawet i więcej bo świeciły się jak kula disco, ale wolałam nie wiedzieć.

- I jak? - Spytałam pokazując ręką wokoło.

- Dobrze. - Odparła macocha i puściła do salonu Pinkie, która od razu narobiła na dywan centralnie na środku. Jęknęłam cierpiętniczo kiedy ta mała bestią nasrała jezcze na kanapę. One sobie chyba żartują.

- Oj Pinkie nie ładnie tak. - Powiedziała Cher niby karcącym głosem biorąc psa do rąk. Uśmiechnęła się do mnie wrednie, a ja załamana upadłam na kolana i od razu wzięłam się za sprzątanie.

- Nie wiem czy zdążysz na ten bal. Zostało ci jeszcze dużo roboty, a widziałam, że w kuchni nawet nie zaczęte.  - Stwierdziła Melinda, a ja przetarłam zmęczone oczy.

- Nie martw się. I tak byś zrobiła z siebie pośmiewisko. - Zaśmiała się mija przyszywana siostra i wylała na podłogę jeszcze wodę z butelki, którą miała w ręce. Zagotowałam się od środka, a one wyszły po drodze jeszcze zostawiając brudne ślady na panelach.

Usiadłam na podłodze i oparłam się o kanapę. Twarz schowałam w dłoniach by po chwili spojrzeć na zegarek - 19.04. Nie mam szans zdążyć na bal. Z moich oczu zaczęły płynąć łzy, które od razu starałam i poszłam do siebie. Spojrzałam w lustro. Wyglądałam okropnie. Najbardziej jednak żałowałam tego, że nie dowiem się kim jest boy. Że się z nim nie spotkam i nie porozmawiam.

Głupia. Czego się mogłam po nich spodziewać? Że dadzą mi piękną sukienkę i podwiozą pod same drzwi sali gimnastycznej? Wiadome było, że nie planowały mnie puścić na bal choćby na sekundę, a ja idiotka dałam się zwieść.

Wyciągnęłam telefon i przecierając załzawione oczy napisałam SMS'a do Jack'a:

' Nie przyjeżdżaj po mnie. Melinda dała mi tyle roboty, że się nie wyrobie do jutra. Baw się dobrze'

Potem rzuciłam komórkę na kanapę i na niej usiadłam. Po chwili usłyszałam dźwięk parkującego auta i wyjrzałam przez okno. To po Cher przyjechał Luke, niczym książę na białym koniu, a ona wybiegła do niego w tej swojej okropnej sukience rzucając mu się na szyję.

Zasłoniłam firankę.

Dlaczego ja? Dlaczego one zawsze muszą wszystko zrujnować? To jedyna taka noc,  a mi oczywiście Melinda musiała to zrobić... Po moich policzkach znowu poleciały łzy. Jak widać nigdy nie spotkam swojego księcia.

~*~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro