Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11

°°°

Skończyłam właśnie pomagać Benowi - naszemu kucharzowi, w noszeniu jedzenia na zaplecze i teraz wycierałam blaty w restauracji.

Było ok. godziny 18.00, a ja musiałam tu pracować odkąd skończyłam lekcje. Samantha jeszcze nie zaczynała zmiany dlatego na razie byłam sama bez żadnych rąk do pomocy. Padałam z nóg i w tamtym momencie moim jedynym marzeniem było ciepłe łóżko i długi sen. Oczywiście nadzieja matką głupich bo znając życie w domu czekać na mnie będzie kolejna góra obowiązków.

Po paru minutach usłyszałam jak dzwoneczek nad drzwiami oznajmia pojawienie się nowego klienta. Podniosłam wzrok i ku mojemu zaskoczeniu ujrzałam Luke'a, który nie był chyba w wyśmienitym humorze. Usiadł przy barze, a ja przerwałam mycie stołu i powoli do niego podeszłam przygryzałam wargę.

Ciekawiło mnie co tutaj robił. Doskonale wiedział, że nie będzie tu Cherlyn, a więcej powodów by odwiedzać to miejsce raczej nie miał. No chyba, że po prostu przyszedł się czegoś napić.

- Hej. Co podać? - Zapytałam odkładając szmatkę pod blat. Podniósł na mnie wzrok i westchnął przeczesując blond włosy rękach. Cholera, uwielbiałam gdy to robił.

- Colę z lodem bo niestety jestem autem. - Mruknął, a ja przytakęłam. Wzięłam szklankę i nalałam mu napoju. Przeskanowałam jego sylwetkę zwrokiem. Wyglądał na zmęczonego, był zgarbiony, a twarz schowaną miał w dłoniach. Jego koszula w czarno- białą kratę wisiała na nim nie zapięta, a na ręce nie widniał tak jak codziennie jego srebrny zegarek. Podejrzewam, że wychodząc musiał się spieszyć.

- Zły dzień? - Spytałam podając mu zamówienie, a on znowu westchnął. Upił łyka napoju i przymknął na chwilę oczy, a po chwili odchrząknął i zaczął mówić.

- Ta. Była awantura w domu o strasznie idiotyczną rzecz, w dodatku nie mogę porozmawiać z przyjaciółką bo musi wykonywać swoje wymuszone obowiązki, więc uznałem, że muszę gdzieś wyjść, a moja pierwsza myśl to była właśnie ta restauracja. - Stwierdził i napił się kolejnego łyka.

Rozumiałam go. U mnie w domu średnio raz dziennie była jakaś awantura. W dodatku sama też miałam okropny humor bo oczywiście zamieniłam z Boy'em raptem trzy wiadomości po szkole i od razu musiałam lecieć do pracy.

Usiadłam naprzeciw niego bo nie było dzisiaj w ogóle klientów, więc mogłam sobie na to pozwolić. Nadal to było dla mnie dziwne. Luke Hemmings ze mną rozmawia o swoich problemach. Ze zwykłą osobą, z którą tak naprawdę go nic łączy oprócz korepetycji z matematyki.

- Pewnie nawet cię to nie obchodzi. Sam nie wiem czemu ci o tym mówię. - Wzruszył ramionami dopijając wszystko ze szklanki.

- Nic nie szkodzi. Sama mam przyjaciela, którego pocieszam jak ma gorszy dzień, czyli teoretycznie codziennie, więc ciebie też mogę wysłuchać. - Powiedziałam z uśmiechem, który on odwzajemnił.

- Myślałem, że to twój chłopak, a nie przyjaciel.

Otworzyłam szeroko oczy. Czy mu chodziło o Jack'a? O tego Jack'a, który jest dla mnie jak brat?

- Kto? - Spytałam by się upewnić.

- No ten typek w okularach. Jak on ma? John? Josh? - Powiedział, a ja się głośno zaśmiałam. Popatrzyła na mnie z uniesioną brwią, a ja prawie spadłam z krzesła przez śmiech. Przecież to było niedorzeczne. - Co?

- Jack. I to nie jest mój chłopak. Chodzi mi akurat o kogoś innego. - Powiedziałam kiedy w końcu się uspokoiłam. Oparłam się na łokciach o blat i wytarłam załatwione oczy. Okej, może nie na miejscu był się tak śmiać, ale słowa blondyna naprawdę mnie rozśmieszyły.

- Ah.. Sory nie wiedziałem. - Mruknął drapiąc się po karku.

- Nie ma sprawy, rozumiem, że może to tak wyglądać skoro spędzamy cały czas razem, ale jesteśmy tylko przyjaciółmi. - Wyjaśniłam i westchnęłam. - A co do twojego problemu to skoro miałeś awanturę to spróbuj jeszcze raz pogadać z rodzicami. Nie wiem o co poszło, ale na pewno nie o coś aż tak okropnego prawda? Wyjaśnijcie sobie wszytko na spokojnie, a powinno być okej. - Powiedziałam, a on spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął.

Naprawdę chciałam mu jakoś pomóc, ale nie wiedziałam jak. W końcu podobał mi się i normalne było to, że chciałam dla niego jak najlepiej. Już miał mi coś odpowiedzieć kiedy do restauracji weszła jakaś para i zajęła jeden ze stolików, a za nimi do pomieszczenia wkroczyła Sam jak zwykle z markotną miną.

Westchnęłam i wstałam z miejsca przy okazji zabierając od chłopaka szklankę.

- Miło się rozmawiało, ale jak widzisz. Praca wzywa. - Uśmiechnęłam się przepraszająco, co on odwzajemnił i ruszyłam w kierunku pary by przyjąć klientów kiedy zatrzymał mnie jego głos.

- Dzięki za rozmowę. Krótką bo krótką, ale rozmowę. - Zaśmiał się i wyszedł, a ja z lekkim uśmiechem zaczęłam obsługiwać klientów.

- Czy to nie był przypadkiem chłopak wrednej blondzi? - Spytała Samantha gdy już para złożyła zamówienie, a ja wróciłam do baru. Oparłam się o blat i ziewnęłam głośno bo zmęczenie przejmowało nade mną kontrolę.

- Ten sam. Luke pieprzona perfekcja Hemmings. - Westchnęłam i podałam Benowi kartkę z zamówieniem.

- A co on tutaj takiego robił? - Poruszyła sugestywnie brwiami, a ja przewróciłam oczami.

- A co mógł tu robić? Zamówił coś do picia i poszedł. - Odparłam tylko. Chciałabym żeby przyszedł tu w innym celu, niestety nie mogłam nawet o tym pomarzyć. Usiadłam na krześle i zaczęłam malować w notesie koślawe kwiatki czekając aż Ben przygotuje posiłek.

- Idziesz na bal? - Spytała po chwili i ubrała swój biały fartuszek, a ja spojrzałam na nią zdziwiona.

- Skąd o nim wie... Jack.

- Tak. Jack. - Uśmiechnęła się do mnie, a ja pokręciłam rozbawiona głową. Ten chłopak zawsze wszystko wygada. - Musimy ci kupić sukienkę. Boy musi wiedzieć z jaką pięknością ma do czynienia. - Zaśmiała się klepiąc mnie w ramię, a ja się lekko skrzywiłam.

- O nim też ci powiedział?  - Spytałam, a ona przytaknęła.
- Ech.. Nie mam pieniędzy na nową sukienkę. A poza tym pewnie będę miała milion obowiązków. - Mruknęłam beznamiętnie, a ta zmrużyła oczy.

- Nie możesz zrezygnować z czegoś takiego przez Melindę. - Stwierdziła poważnie i położyła dłonie na biodrach. W tamtym momencie wyglądała jak matka, która upominała niegrzeczne dziecko.

- Nie man zamiaru, ale znając życie tak będzie. - Stwierdziłam i usłyszałam sygnał od Bena, który sygnalizował to, że jedzenie jest gotowe. Zadowolona z zakończenia tematu wstałam i zaniosłam przygotowane danie parze, którzy podziękowali mi miłymi uśmiechami.

Gdy wracałam do baru poczułam w kieszeni wibracje i automatycznie się uśmiechnęłam. Wyciągnęłam telefon i wyświetliłam wiadomość od boya, po której przeczytaniu westchnęłam.

ArtificialBoy: Nadal masz pracę?

Cinderella: Niestety :/

ArtificialBoy: nie chcę przeszkadzać,ale znowu miałem awanturę w domu i muszę z kimś pogadać

Czytając jego odpowiedz znowu westchnęłam. Czy dzisiaj każdy ma zły dzień? Czy świat jest dzisiaj przeciwko każdemu?

Cinderella: Ty też? I o co poszło?

ArtificialBoy: O przyszłość. Kurde, już z nimi nie wytrzymuje

Cinderella: Na pewno chcą dla ciebie dobrze :)

Starałam się go jakiś pocieszyć, jednak miałam wrażenie, że moje wiadomości to tylko puste słowa, które nic nie zmieniają.

ArtficialBoy: Jasne. I nie myślą o moim szczęściu. Nie chcą nawet słyszeć o szkole muzycznej

Westchnęłam i w końcu usiadłam za ladą. Sam popatrzyła na mnie ze zmarszczonymi brwiami, ale ja tylko zbyłam ją machnięciem ręki i skupiłam się na swoim rozmówcy. Współczułam mu, ale też trochę zazdrościłam. Ja się nigdy nie pokłócę z rodzicami o przyszłość bo ich nie mam. Nikt nigdy nie będzie się o mnie martwić czy coś w stylu stylu.

Automatycznie dotknęłam swojej srebrnej bransoletki i westchnęłam smutno. Chciałabym żeby moja mama tu była, ona wiedziałaby co zrobić.

- Co jest? - Spytała Samantha widząc moją minę. Podeszła do mnie i położyła mi dłoń na ramieniu.

- Nic. - Odpowiedziałam z lekkim uśmiechem i zaczęłam mu odpisywać.

Cinderella: Wiem, że to może wydać się łatwe, albo głupie. Albo i to i to, ale myślę, że powinieneś z nimi poważnie porozmawiać. Wytłumacz im, że muzyka jest twoim powołaniem, że tak to ujmę. Próbuj do upadłego. Nie możesz się poddać jeśli chodzi o twoje marzenia ;)

Jak na zwykłego SMS-a to się rozpisałam, ale musiałam to zrobić. Od razu dostałam odpowiedź.

ArtificialBoy: Jesteś już drugą osobą, która mi mówi o rozmowie z nimi

Cinderella: Czyli już musisz to zrobić ;) Nie masz wyjścia i tak wiem, że to zrobisz, a nawet jak nie to i tak będę wiedzieć.

ArtificialBoy: Skąd?

Cinderella: Bo mi o tym napiszesz :) i przy okazji... Bardzo bym chciała usłyszeć jak śpiewasz.

ArtificialBoy: Na pewno usłyszysz. Już ja się o to postaram :)

Uśmiechnęłam się i schowałam telefon do kieszeni kiedy kolejni kliencie przekroczyli próg lokalu. Zaczęłam pracę, a w głowie już wyobrażałam sobie głos mojego tajemniczego księcia.

~*~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro