07
°°°
- Co? - Wydutkałam po chwili gdy w miarę otrząsnęłam się z szoku.
Luke Hemmings właśnie poprosił mnie o korepetycje. Czy ja śnię?
- Pytam czy dasz mi korepetycje z matmy? - Powtórzył pytanie. Odłożył mój sprawdzian na ławkę i uśmiechnął się do mnie, na co do moich policzków przypłynęła cała krew.
- Ja ci mogę dać. - Wtrąciła Cher "słodkim" głosem, która od samego początku się nam przysłuchiwała. - Annabeth nie będzie mieć czasu. - Stwierdziła posyłając mi wredne spojrzenie.
- Skąd niby wiesz? - Zapytał ją lekko wrogim tonem mrużąc groźnie oczy.
Z tego co zauważyłam od rana się kłócą, a blondyn stara się omijać swoją dziewczynę jak najbardziej się da, choć ta i tak mu nie pozwala. Zastanawia mnie co się takiego stało, że Luke się do niej prawie w ogóle nie odzywa. Pokłócili się, czy blondyn w końcu zauważył, że Diamond jest suką?
- Bo wiem Lukey. - Odparła z uśmiechem. Oparła się o oparcie i zaczęła nawijać swoje złote loki na palec wskazujący. - Nie będzie ci dawać korepetycji i tyle.
- To moja sprawa, kto będzie mi dawać korepetycje, a ty... Przykro mi ale się nie nadajesz. - Powiedział zirytowany i przeniósł znów spojrzenie na mnie totalnie ją ignorując na co blondynka fuknęła obrażona. - To jak?
- Ale.. Ale dlaczego ja? - Zapytałam cicho. Nadal nie mogłam pojąć tej sytuacji. Mój crush pytał się mnie o korepetycje. Sam. Na. Sam. Byłabym dziwna jeśli bym się tym nie przejęła, a w dodatku - gdybym się nie zgodziła.
- Bo masz najlepsze oceny w klasie? - Zadał pytanie retoryczne przewracając oczami, a ja się lekko uśmiechnęłam, ale zaraz potem mina mi zrzędła przypominając sobie najważniejszy aspekt.
- Chętnie, ale nie wiem czy mi pozwolą.
- Czemu mieliby ci nie pozwolić dawać korepetycji? - Spytał zaciekawiony i oparł się łokciem o moją ławkę, uważnie wpatrując się w moją twarz.
- Bo.. Uhm.. Mam dużo pracy. - Powiedziałam gdy kątem oka zobaczyłam wściekłe spojrzenie Cherlyn.
- To jak będziesz mieć czas. Naprawdę potrzebuje tych korepetycji. - Powiedział błagalnie, a ja westchnęłam drapiąc się z tyłu głowy.
- Skoro tak to uhm... Jak będę mieć czas. - Pokiwałam głową, a on się uśmiechnął rozradowany.
- To świetnie. Tu masz mój numer... - Napisał go na kartce w moim zeszycie. - Zadzwoń jak będziesz mieć czas. - Uśmiechnął się, a ja drżącym rękami wzięłam swój notatnik.
- Ok. - Tylko na tyle było mnie stać. Moje oczy były okrągłe jak dwa latające spodki kiedy wpatrywałam się w estetyczne pismo na kartce. Mam. Jego. Numer. Mam numer Luke'a Hemmingsa. Moje serce zaczęło bić jak oszalałe i nawet jeśli wiedziałam, że nie mam u niego szans to i tak powstrzymywałam się przed wielkim atakiem "fangirlu".
- To jesteśmy umówieni. - Stwierdził i się odwrócił, a ja poczułam jak nienawistne spojrzenie Cher wypala mi dziurę w głowie.
Spojrzałam na nią i od razu tego pożałowałam. Z jej oczu ciskały gromy, a z nosa wychodziła para. Jej wypielęgnowane dłonie zaciskały się na długopisie tak, że aż pobielały jej knykcie i prawdopodobnie wyobrażała sobie moją szyję na miejscu przedmiotu. Zjechałam niżej na krześle mając nadzieję, że zniknę.
O cholera... W co ja się wpakowałam.
~*~
Chowałam właśnie książki do szafki kiedy drzwiczki zamknęły się z głośnym hukiem tuż przed moim nosem. Zdziwiona spojrzałam na Cher, która cała czerwona patrzyła na mnie morderczym wzrokiem.
Dyszała lekko ze złości, a za jej plecami stały jej przyjaciółki, które zabijały mnie wzrokiem. Przełknęłam ślinę i spojrzałam na nią.
- O co chodzi? - Spytałam, choć doskonale zdawałam sobie sprawę w czym ma problem.
- Nie masz prawa dawać korepetycji MOJEMU chłopakowi. - Warknęła wskazując na mnie palcem.
- Luke mnie o to poprosił, a ja zamierzam mu tylko pomóc. - Stwierdziłam i się odwróciłam z zamiarem odejścia. Nie obchodzi mnie jej zdanie i jej zidiociałe zakazy, więc nie było o czym gadać. Jednak blondynka nie dała za wygraną i szarpnęła mnie za ramię odwracając w swoją stronę.
- Nie wyobrażaj sobie za dużo. Może i ciebie poprosił ale tylko dlatego, że jesteś kujonem. Nic nie wartym kujonem rozumiesz? Nie łudź sie, że Lukiś chociażby spojrzy na ciebie jak na dziewczynę paskudo. - Powiedziała i popychając mnie z całej siły na szafki odeszła, a jej koleżanki podreptaly za nią prychając pod nosem
Oparłam się głową do tyłu i przymknęłam oczy czując, że zbierają się w nich łzy. Ma rację. Luke poprosił mnie o korepetycje bo jestem kujonem i mam dobre oceny. Dla niego jestem tylko tą co wkuwa i to się nigdy nie zmieni.
~*~
Po szkole Jack szybko odwiózł mnie do domu, a ja od razu skierowałam się do salonu, gdzie jak zwykle siedziała Melinda, która jak zwykle grzała swój tyłek na kanapie i oglądała jakiś serial.
- Melindo? Masz może chwilę? - Spytałam swojej macochy i że stresu poprawiłam swoją srebrną bransoletkę, którą dostałam od taty na urodziny.
- Zależy na co. - Odpowiedziała znad pudełka sushi nawet na mnie nie patrząc.
- Mmm... Bo...
- Nie jąkaj się dziewucho. - Przerwała mi, a ja cicho westchnęłam.
- Tak, przepraszam. - Wyprostowałam się i wzięłam wdech. - Zostałam poproszona o udzielenie korepetycji z matematyki jednemu uczniowi i chciałam się zapytać czy przez najbliższy tydzień mogę mu ich udzielać, ponieważ to dla niego bardzo ważne. - Powiedziałam wypowiadając zdania w jak najbardziej mądry sposób. Z nią trzeba było tak postępować bo i tak nie zrozumie połowy rzeczy i nie będzie się miała do czego przyczepić.
- Zobacz mój dobry humor. Możesz, ale pod warunkiem, że wszystkie twoje obowiązki będą wykonane w perfekcyjny sposób i tylko półtorej godziny dziennie. - Odparła i wróciła do oglądania serialu. - A teraz zejdź mi z oczu.
- Dziękuję. - Powiedziałam i szybko poszłam do swojego pokoju. Wyciągnęłam telefon z torby i wzięłam głęboki wdech. Wybrałam numer do Luke'a i napisałam mu SMS'a:
'Hej, tu Annabeth. Jeśli nadal chcesz mojej pomocy z matmą to mam wolne za 2 godziny.'
Prawie natychmiast dostałam odpowiedź:
'Świetnie, nadal chce. To czekam. Zaraz ci wyśle adres :)'
Uśmiechnęłam się i otrzymałam sms z jego miejscem zamieszkania. Od razu zeszłam na dół i zaczęłam myć wszystkie blaty w kuchni, wycierać, zamiatać i odkurzać. Uwinęłam się w półtorej godziny i tak jak zaznaczyła Melinda - wszystko było perfekcyjne. Uznałam, że nie będę się stroić dla Luke'a bo pomyśli sobie, że jestem jakąś idiotką czy coś, której się podoba. I co z tego, że była to prawda, ale nie chciałam sobie robić przed nim pustej lali.
Ubrałam się więc zwyczajnie w czarne jeansy i szaro - czarny sweter, na nogi założyłam swoje czarne trampki, a włosy rozpuściłam i zapięłam grzywkę z lewej strony spinką. Blondyn mieszkał tylko 25 minut ode mnie, więc spakowałam wszystkie książki do torby i wyszłam z domu. Szłam szybko i po drodze wysłałam wiadomość do Boy'a:
Cinderella: Właśnie idę na spotkanie z moim księciem ;) Życz mi szczęścia
ArtificialBoy: Czyli jednak nie masz aż tak źle w życiu ;) Powodzenia :*
Uśmiechnęłam się sama do siebie i po chwil już stałam przy ogromnej rezydencji. Trochę czasu zbierałam się w sobie, ale zadzwoniłam do drzwi, po czym otworzyła mi je miło uśmiechająca sie starsza kobieta.
- Ty musisz być Annabeth, prawda? - Spytała i przepuściła mnie w drzwiach.
- Tak. - Odpowiedziałam z lekkim uśmiechem rozglądając się po ogromnym holu. Jeśli myślałam, że żyje w dużym domu to się myliłam. Ten dom w porównaniu z moim to pałac. Wszystko było nowoczesne jednak jasne kolory i złote zdobienia dodawały temu pomieszczeniu naprawdę piękny klimat.
- Luke czeka u siebie w pokoju. Na piętrze pierwsze drzwi na lewo. - Pokazała mi kierunek, a ja podziękowałam i ruszyłam w stronę schodów. Gdy wchodziłam na górę serce waliło mi jak oszalałe. A gdy stanęłam przed białymi drzwiami myślałam, że dostanę zawału. Ale już nie mogłam się wycofać.
Wzięłam głęboki wdech i zapukałam do drzwi.
~*~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro