Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

06

°°°

Szłam razem z Jack'iem na salę gimnastyczną i nie odzywałam się ani słowem. Wzrok utkwiony miałam w szarej podłodze, a ręce ułożone na klatce piersiowej. Cały czas miałam w głowie to, jak wczoraj potraktowała mnie Cher.

Przepłakałam przez nią parę godzin leżąc z twarzą schowaną w poduszkę, chociaż gdy napisałam do Boy'a to humor mi się trochę poprawił.

Rozumiał mnie i potrafił odciągnąć moje myśli od przyrodniej siostry. Zresztą on też nie miał fajnego wieczoru. Pisał mi, że zobaczył na własne oczy, że jego dziewczyna jest okropna i nie widzi w niej swojej ukochanej sprzed parunastu miesięcy. Współczuję mu, nikt nie zasługuje na takie coś, a z tego co mi pisał to jego dziewczyna jest naprawdę okropna.

- Ann! - Dopiero głos przyjaciela wyrwał mnie z rozmyślań. Zamrugałam parę razy przenosząc na niego spojrzenie.

- Co? - Spytałam, a ten westchnął.

- Nie słuchasz mnie. - Stwierdził.

- No nie. - Powiedziałam uśmiechając się, a ten zrobił tzw. "Face palm'a".

- I nawet nie zaprzeczasz. Coś się stało? - Spytał kładąc rękę na moim ramieniu. Nie mówiłam mu o tym jak moja siostra zmieszała mnie z błotem, bo po co? I tak by nic na to nie poradził. Cherlyn nigdy nie przestanie mnie obrażać i po tylu latach powinnam się do tego przyzwyczaić.

- Nie, jest w porzadku. - Odparłam z wymuszonym uśmiechem i weszłam szybko do szatni by uciec od niezręcznych pytań. Kochałam Jack'a, był dla mnie jak brat ale czasem był naprawdę aż za bardzo dociekliwy.

Na moje nieszczęście Cher już tam siedziała i ubierała swoją mega obcisłą koszulkę i bardzo krótkie spodenki. Łudziłam się, że przebiorę się szybko i jej nie spotkam, jednak jak widać wszechświat jest przeciwko mnie.

Gdy usiadłam na ławce wyciagając strój ta od razu do mnie podeszła ze swoim wrednym uśmieszkiem wymalowanym na twarzy.

- Hej Ann.. Słyszałam, że płakałaś. - Zaśmiała się, a ja spuściłam głowę i ubrałam buty. Nie było sensu z nią gadać, więc starałam się ją ignorować.

- Nie masz się czego wstydzić. Ja też płaczę... Jak widzę takie ofiary losu jak ty. - Zaśmiała się i zrzuciła moją torbę z ławki, przez co wszystkie wszystkie książki wylądowały na ziemi z głośnym hukiem. - Lepiej by było gdybyś nie istniała i nie zatruwała nam powietrza.

Z westchnieniem zaczęłam je podnosić ignorując jej słowa, chociaż okropnie bolały, a Cher razem ze swoją chichoczącą świtą wyszła z szatni. Gdy w końcu się przebrałam też opuściłam pomieszczenie i od razu podeszłam do Jackob'a, który stał na uboczu i czekał na mnie.

- Słyszałem, że miałaś bardzo przyjemną sytuację z Cher w szatni. - Powiedział i gdy zabrzmiał gwizdek zaczęliśmy biegać wokół sali.

- Skąd wiesz? - Zapytałam.

- No proszę cię... Od razu jak wyszła zaczęła mówić jaką ty jesteś ofiarą. - Stwierdził i pokręcił głową, a ja westchnęłam.

- Ta... Ja już naprawdę nie wytrzymuje. - Odparłam zatrzymując się. Nauczycielka kazała nam się rozciągać, więc zaczęłam robić skłony. - Gnoi mnie już tyle lat, a ja naprawdę zaczynam brać to wszystko do serca. Mam dość tego wszystkiego... - Westchnęłam przechodząc do następnego ćwiczenia.

- Nie dziwię ci się. Ale dasz radę. Wytrzymaj do końca szkoły, a potem wyjeżdżasz i będziesz mieć spokoj. - Stwierdził Jackob posyłając mi lekki uśmiech.

- Niczym jej w życiu nie zawiniłam, a ta się uparła żeby zniszczyć mi moje. - Powiedziałam cicho i spojrzałam w stronę blondynki.

Wypinała tyłek i cycki na wszystkie strony, a chłopcy nie odrywali od niej oczu podziwiając jej ciało. Posyłała im flirciarskie uśmiechy, a mi podeszło śniadanie do gardła. Jak tak można? Przecież ona chodzi z Lukiem.

Czy ona naprawdę jest taka głupia, żeby flirtować z kolesiami raniąc tym samym Hemmingsa?
Westchnęłam zirytowana i odwróciłam wzrok. Jeszcze chwila i bym wybuchła.

Po paru minutach nauczycielka zarządziła grę w kosza. Nienawidziłam tego. Byłam zdecydowanie za niska, chociaż 167 cm to nie jest mało jak na dziewczynę, ja i tak czułam się jak karaluch w porównaniu do tej całej elity na szpilkach.

Zaczęliśmy grać.
Oczywiście nikt nie chciał mnie w drużynie ale w końcu Mark się zlitował i wybrał mnie tekstem "Ej ty w brzydkim stroju".

Uroczo, nie powiem.

Ogólnie gra jak zwykle była nudna - przynajmniej dla mnie. Jack mógł się wykazać bo był gigantem o długich nogach, przez co zdobył już parę koszy, a ja tylko stałam na środku, a każdy grał nie zwracając na mnie kompletnie uwagi.

W pewnym momencie stałam pod swoim koszem. Nie zarejestrowałam nawet co i kiedy się stało kiedy poczułam mocne uderzenie w brzuch. Siła była tak duża, że upadłam na ziemię przy okazji jeszcze uderzając głową o parkiet.

Jęknęłam głośno, a przed moimi oczami pokazały się ciemne mroczki. Podbiegł do mnie jakiś chłopak, którego nie widziałam bo miałam lekko zamazany obraz.

- Hej nic ci się nie stało? - Zapytał i podał mi rękę, a ja ją chwyciłam i wstałam z cichym jękiem. Lekko kręciło mi się w głowie i trzeba było mnie podtrzymać bym nie upadła.

- Chyba nie. - Mruknęłam i dotknęłam tyłu głowy. Pulsowała niemiłosiernie i już czułam, że będę mieć siniaka.

- Bardzo cię przepraszam. Nie chciałem, naprawdę. - Stwierdził chłopak, a gdy wróciła mi ostrość widzenia spostrzegłem, że to nie kto inny jak Ashton Irwin.

- Nic się nie stało. - Stwierdziłam zawstydzona, a on zmrużył lekko oczy.

- Ej.. Czy to nie ty jesteś tą kelnerką z wczoraj? - Spytał z uśmiechem, a mi zrzędła mina. Super. Teraz znając życie znowu zostanę wyśmiana.

- Ta. - Burknęłam nie chcąc kontynuować tej wymiany zdań. Obróciłam się, ale powstrzymał mnie uścisk na nadgarstku.

- Nie przejmuj się Cher. - Powiedział cicho i się rozejrzał czy nikt nie pożądany nie słyszy. - Ma jakieś urojenia i kompleks wyższości. A ty jesteś śliczna, naprawdę. - Mrugnął do mnie i odbiegł do kolegów, a ja stałam zdumiona i patrzyłam za nim z szerokim otwartymi ustami.

Ja? Śliczna? Chyba coś mu się pomyliło. Wyglądam jak ziemniak z nogami, a do pięknej to mi naprawdę daleko.

- I jeszcze raz przepraszam! - Krzyknął z drugiej strony boiska, a jego dziewczyna od razu się go uwiesiła posyłając mi nienawistne spojrzenie. Gdyby wzrok mógł zabijać to już dawno leżałabym martwa.

- Dobra.. To było dziwne. - Stwierdził Jack, który stał obok mnie. Jego mina była dokładnie taka jak moja i na pewno śmiesznie razem wyglądaliśmy.

- Tak, masz rację. - Poparłam przyjaciela i gdy nauczycielka zaczęła na nas krzyczeć wróciliśmy do gry.

~*~


Na matematyce byłam po prostu nieprzytomna. Mało do mnie docierało i cały czas patrzyłam się w okno rozmyślając i analizując wydarzenia z w-f'u. Dlaczego Ashton był dla mnie taki miły? I czy naprawdę Cher ma taką opinię? Myślałam, że wszyscy ją uwielbiają. Zdziwiły mnie słowa, chłopaka, a z drugiej strony lekko się cieszyłam kiedy powiedział, że jestem śliczna. Na mojej twarzy w tamtym momencie gościł idiotyczny uśmiech.

Pod koniec lekcji nuczycielka zaczęła rozdawać testy. A co ja mogłam dostać? Oczywiście, że pięć, ponieważ nauka to była jedyna rzecz, która mi wychodziła oprócz wykonywania obowiązków domowych.

- Chyba potrzebuje pan korepetycji panie Hemmings. - Usłyszałam głos nauczycielki i od razu podniosłam głowę znad kartki patrząc na rozgrywającą się przede mną scenę.

- Chyba tak. - Mruknął blondyn drapiąc się z tyłu głowy. Popatrzyłam przez jego ramię na jego test i przygryzłamm policzek od środka. Dostał jedynkę z trzema wykrzyknikami i podpiskiem "jeśli chcesz filozofować to przepisz się na humana", na co zaśmiałam się w duchu.

- Poprawa za tydzień w poniedziałek. - Powiedziała i podeszła do jakiegoś innego ucznia.

Nagle Luke odwrócił się i bez pytania zabrał moją klasówkę. Nie protestowałam bo bałam się coś powiedzieć. Wpatrywałam się w Hemmingsa, który ze zmarszczonymi brwiami studiował moje odpowiedzi.

Po chwili podniósł na mnie swoje piękne niebieskie oczy i uśmiechnął się szeroko.

- Dasz mi korepetycje?

~*~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro