Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

05

°°°

Wstrzymałam oddech, a moje oczy zrobiły się wielkie ze zdziwienia. Nie, to nie może być prawda...

Przy stoliku siedział nie kto inny a Cher razem ze swoimi przyjaciółkami i - na moje nieszczęście - z Lukiem. Przerażona obróciłam twarz w stronę Sam.

- Nie mogę tam iść. - Oznajmiłam ciągnąc ją spowrotem na zaplecze. Zamknęłam za nami drzwi i wzięłam dwa głębokie wdechy.

- Dlaczego? Bo Cher tam jest? - Prychnęła.

- Tak. Znaczy nie. Znaczy bo... bo wszyscy tam są. - Odparłam i przetarłam twarz dłonią.

Jeśli mnie tu zobaczą w takim wydaniu to nie będę miała życia. Już Cherlyn się o to postara, ja to wiem. Nie mogłam się tam tak pokazać, nie przy Luke'u.

- Poszłabym za ciebie, ale tamto małżeństwo czeka na wino. Przecież nic ci się nie stanie. - Powiedziała i położyła mi rękę na ramieniu. - Pokaż tej suce, że cię gówno obchodzi.

- Ale ona tylko czeka na mój najmniejszy błąd. Myślisz, że nie wykorzysta jakoś tego, że pracuję jako kelnerka w dodatku w restauracji jej mamy, a raczej w restauracji, którą jej matka przejęła po moim zmarłym ojcu? Nie wykorzysta tego przeciw mnie i nie nagada czegoś swoim znajomym? - Oznajmiłam na jednym wydechu, a ona się zaśmiała.

Byłam załamana.

- Wow. Ale się rozkręciłaś. - Zaśmiała się i uśmiechnęła lekko, a ja przewróciłam oczami.

- To nie jest śmieszne. - Odparłam poważnie, a ona westchnęła.

- Ann.. Dasz radę. Spytasz się co chcą, a potem ich obsłużysz. Przecież to nic takiego. A teraz dajesz. - Wypchnęła mnie z zaplecza podając notatnik i długopis, a potem zabierając butelkę wina odeszła w stronę starszego małżeństwa. Na odchodne jeszcze posłała mi uśmiech i pokazała kciuki w górę.

Zaraz wsadzę jej te kciuki do dupy. Co ona sobie wyobraża?

Przełknęłam ślinę i poprawiłam kosmyki, które wyleciały mi z kucyka.
Powoli ruszyłam w stronę Cher i jej znajomych powtarzając sobie, że dam radę, a gdy już do nich podeszłam cała ich uwaga skupiła się na mnie. Westchnęłam cicho.

- Cześć. Co podać? - Spytałam siląc się na miły ton. Starałam się nie patrzeć ani na Cher ani na Luke'a, a mój wzrok skupiłam na białej kartce przede mną.

- Och, Annabeth jak miło cię tu widziec. - Usłyszałam skrzeczący głos mojej przyszywanej siostry i podniosłam na nią wzrok. Jej okropnie różowe usta były wykrzywione w sztucznym uśmiechu, a swoje tlenione blond kudły nawijała na palec wskazujący. - Chcę karmelowe latte z mlekiem i lekką pianką. Tylko nie jestem pewna czy umiesz takie zrobić. Z twoimi kompetencjami nawet wody do szklanki byś nie nalała. - Stwierdziła, a jej towarzyszki zachichotały głośno.

- Umiem. - Mruknęłam i zapisałam jej zamówienie na kartce, a na moje policzki wstąpił okropny rumieniec zażenowania.

- Przy okazji fajny fartuch. - Zaśmiała się, a jej "przyjaciółki" jej zawtórowały. - Kosztował więcej niż 5 zł? Bo wygląda pięknie, jakby był szyty na miarę. Pasuje ci. Taki brudny... Jak ty.

- Zamawiacie coś jeszcze? - Siliłam się na spokojny ton i pod żadnym pozorem nie chciałam patrzeć na Luke'a, którego ramię Cher kurczowo obejmowała. Co za poniżenie.

- Dla moich przyjaciółek to samo co ja, a chłopcy nie piją takich rzeczy, więc daj im colę. - Odpowiedziała za nich jak jakaś królowa.

Miałam ochotę jej odpowiedzieć, ze tamci też potrafią mówić jednak nie chciałam stwarzać jeszcze więcej kłopotów.

- Dobra. - Powiedziałam cicho i się odwróciłamz zamiarem odejścia, jednak zanim to zrobiłam usłyszałam jeszcze jej głos.

- I widzę, że w końcu znalazłaś swoje miejsce. W kuchni... Usługując innym, lepszym ludziom. - Powiedziała to na tyle głośno żeby każdy w restauracji mógł to usłyszeć.

Moja oczy się zaszkliły, ale po prostu szybko od nich podeszłam, a za plecami słyszałam jeszcze jej śmiech. Podeszłam do baru i rzuciłam notes. Od razu podeszła do mnie Sam.

- Ann.. Nie przejmuj się. - Powiedziała i złapała mnie za ramiona. Ja je tylko strąciłam i pokiwałam głową.

- Nie dam rady. Słyszałaś co Powiedziała? Ja... Muszę się przewietrzyć. - Stwierdziłam i odwiązałam faruszek, po czym wyszłam na dwór tylnym wyjściem. Usiadłam na murku i schowałam twarz w dłoniach. Od razu po moich policzkach popłynęły łzy. Może i często słyszałam takie rzeczy w domu, jednak nigdy nie czułam się tak okropnie poniżona i to jeszcze przed swoim crushem.

Cher wgniotła mnie w ziemię, zdeptała jak robaka niszcząc doszczętnie dumę jaka mi została.

W tamtym momencie czułam się jak nic nie warty śmieć. Chciałam po prostu zniknąć.

~*~

Luke's POV:

Nie byłem chętny na tą randkę ani trochę. Cher z drugiej strony była wniebowzięta i prawie siłą zaciągnęła naszą grupę do restauracji swojej matki.

Wychwalała ją przez całą drogę, a ja puszczałem wszystko mimo uszu bo nic mnie to nie interesowało.

W końcu gdy dotarliśmy na miejsce usiedliśmy przy jednym z większych stolików i czekaliśmy na kelnerkę bądź kelnera.
Cher od razu uczepiła się mojej ręki i zaczęła gadać ze swoimi przyjaciółkami o jakiś szpilkach od Gulliego czy coś.

Calum, Ash i Mike zaczęli się cicho śmiać gdy zauważyli moją minę męczennika, chociaż sami nie byli w lepszej sytuacji bo przyjaciółki mojej dziewczyny były takimi samymi koalami jak Diamond.

Posłałem chłopakom spojrzenie mówiące "przestańcie albo was zabije" i zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu. Było duże i całkiem ładnie, bogato urządzone. Jednak mój wzrok przykuł bar, a raczej dziewczyna, która z miną męczennika za nim stała i mówiła coś do drugiej kelnerki.

Chyba nie chciała tutaj podejść, ale ta druga ją lekko popchnęła i w końcu skierowała się w naszą stronę. Obserwowałem jej każdy niepewny krok. Czy kelnerka nie powinna witać swoich klientów z uśmiechem? Tym czasem ta szła jak na ścięcie po popełnieniu jakiegoś przestępstwa.

Gdy w końcu podeszła, Cher i jej przyjaciółki od razu przestały gadać, a nasze wszystkie spojrzenia przenieśliśmy na dziewczynę stojącą przed nami.

- Cześć. Co podać? - Spytała, a ja chciałem spojrzeć na jej twarz, ale ona unikała mojego wzroku jak ognia.
Skądś ją kojarzyłem, ale nie miałem pojęcia skąd. Jej postawa wydawała się być całkiem znajoma, ale nie byłem pewny.

- Och, Annabeth jak miło cię tu widzieć. - Słysząc to imię od razu w mojej głowie zapaliła się jasna lampka. Czy to przypadkiem nie jest ta dziewczyna, która siedzi za mną na matmie?

- Chcę karmelowe latte z mlekiem i lekką pianką. Tylko nie jestem pewna czy umiesz takie zrobić. Z twoimi kompetencjami nawet wody do szklanki byś nie nalała. - Powiedziała wrednie się uśmiechając, a jej koleżanki zachichotały okropnie. Dlaczego to zrobiła?

Spojrzałem na kelnerkę, która zacisnęła mocniej palce na długopisie, a czubki jej uszu zrobiły się całe czerwone.

- Umiem. - Mruknęła cicho. Cały czas próbowałem się upewnić czy to ta dziewczyna z klasy, ale ona nadal na mnie nie patrzyła co niesamowicie mnie irytowało.

- Przy okazji fajny fartuch. Kosztował więcej niż 5 zł? Bo wygląda pięknie, jakby był szyty na miarę. Pasuje ci. Taki brudny... Jak ty. - Powiedziała, a ja popatrzyłem na nią wielkimi oczami.

Zachowała się po prostu jak ostatnia suka. Wiem, że to moja dziewczyna, ale bez przesady. Mogła się pohamować. Co ta Annabeth jej takiego zrobiła, że blondynka traktuje ją jak nic nie wartego śmiecia. Już zamierzałem coś powiedzieć jednak przerwał mi głos kelnerki

- Zamawiacie coś jeszcze? - Zapytała dziewczyna, a ja widziałem, że próbuje udawać, że nic nie usłyszała. Nie dziwię się jej. To co powiedziała blondynka było łagodnie powiedziawszy wrednie, chamskie i nie na miejscu.

- Dla moich przyjaciółek to samo co ja, a chłopcy nie piją takich rzeczy, więc daj im colę. - Odpowiedziała za nas. Osobiście miałem ochotę na kawę, ale jak widać moje zdanie się nie liczyło.

- Dobra. - Kelnerka się odwróciła, ale zaraz znowu Cher zabrała głos.

- Widzę, że w końcu znalazłaś swoje miejsce. W kuchni... Usługując innym, lepszym ludziom. - Powiedziała głośno, a zaraz potem zaczęła się głupio śmiać.

Popatrzyliśmy z chłopakami na nią z niedowierzaniem. Jak mogła coś takiego powiedzieć? Może ta dziewczyna potrzebuje tej pracy żeby zarobić na coś ważnego, albo żeby pomóc rodzinie. To nie jej wina, że pracuje jako kelnerka i żadna praca nie hańbi.

Diamond powinna brać z niej przykład bo sama gówno robi i żeruje na pieniądzach matki.

Dziewczyna za to po prostu spuściła głowę i szybko odeszła w stronę baru. Zobaczyłem jak ta druga do niej podchodzi, ale ona tylko rzuciła notes, coś powiedziała i ściągnęła faruch. Zobaczyłem jak kręci głową, wyciera oczy i szybko wychodzi, a ta druga wzdycha głośno i patrzy za nią smutym wzrokiem.

Spojrzałem znów na swoją dziewczynę. Śmiała się w najlepsze.

- Dlaczego to zrobiłaś? - Zpaytałem wkurzony.

Podniosła mi ciśnienie. Nikt, ale to nikt nie zasługuje na takie traktowanie, a Cher widocznie się zapomina i ktoś musi jej przypomnieć gdzie jest jej miejsce.

- Ale co? - Spytała głupkowato, a ja musiałem się powstrzymać aby naprawdę nie zrobić jej krzywdy.

- Dlaczego byłaś taka w stosunku do tamtej dziewczyny. - Powiedziałem jaśniej. Dlaczego ja w ogóle jestem z tą idiotką? - Co ci takiego zrobiła? Zachowałaś się okropnie.

- Po prostu istnieje i to mi przeszkadza. - Powiedziała i zaczęła się śmiać, a ja się od niej odsunąłem. Popatrzyła na mnie niezrozumiale i przysiadła się spowrotem.

- O co chodzi Lu? - Wydęła dolną wargę jeżdżąc pomalowanym na czerwono paznokciem po moim ramieniu. - Coś się stało?

- Nie poznaje cię. - Stwierdziłem odpychając jej dłoń i zobaczyłem, że podchodzi do nas druga kelnerka.

Postawiła przed nami tacę nie zaszczycając nas nawet spojrzeniem. W sumie się jej nie dziwię. Cher okropnie potraktowała jej przyjaciółkę.

- A gdzie Annabeth? - Zapytała niby miłym tonem, a dziewczyna  popatrzyła się na nią morderczym wzrokiem. Miałem wrażenie, że powstrzymuje się przed rzuceniem na blondynkę.

- Ma przerwę. - Odparła chłodno i odeszła, a Cherlyn zaczęła się śmiać. Nie wytrzymałem. Po prostu wstałem od stołu wyciagając z kieszeni kluczyki od auta.

- Gdzie Idziesz Lukey? - Spytała moja dziewczyna zdziwonym tonem.

- Muszę się przejść. Nie dzwoń do mnie. - Odpowiedziałem i wyszedłem z restauracji.

Biedna kelnerka. Usiadłem na ławce przed restauracją i westchnąłem. Moja dziewczyna to okropna suka i mam tego świadomość. Gdybym mógł to zerwałbym z nią od razu jednak było to nie zgodne z tym co przygotowali dla mnie moi rodzice.

Oni uwielbiali blondynkę. Dla nich była idealna, a oni oczywiście chcieli aby weszła do rodziny. Patrzyli przez pryzmat tego, ż była ładna i bogata. Niedoczekanie.

Usłyszałem cichy płacz. Wstałem i przeszedłem trochę dalej by znaleźć źródło dźwięku.
Wtedy zobaczyłem ją.

Zobaczyłem, jak kelnerka siedzi na murku i płacze. Łzy spływały jej po policzkach kapiąc na beton, a ona sama oddychała głośno i nierówno. Ręce miała wplecione w swoje włosy, a jej ciało okropnie drżało.

Ale nic z tym nie zrobiłem. Nie miałem odwagi tam podejść. Po prostu odwróciłem się i wróciłem do domu zachowując się jak zwykły tchórz.

Nie wiedziałem co mogłem zrobić w tamtej sytuacji, nie wiedziałem jak jej pomóc. Byłem za słaby. I dopiero kiedy mój telefon zabrzęczał oderwalem się od negatywnych myśli. Oczywiście nie na długo bo to co przeczytałem sprawiło, że moje serce na chwilę stanęło.

Cinderella: Potrzebuję cię

~*~

Wattpad mnie nie kocha i nie chce opublikować poprawnej wersji rozdziału :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro