04
°°°
Rano obudziłam się o 20 mimut później niż zwykle. Gdy spojrzałam na zegarek od razu wyskoczyłam z łóżka i szybko się ubrałam w przyszykowane poprzedniego wieczoru rzeczy. Wczoraj do późna pisałam na chacie i teraz niestety zaspałam.
Melinda mnie zabije.
Zwiazując włosy zbiegłam po schodach i wparowałam do kuchni ślizgając się na swoich kapciach. W pośpiechu przygotowałam śniadania dla wszystkich i ledwo co zdążyłam o umówionej godzinie je przynieść. Oczywiście za karę muszę dzisiaj zostać dłużej w restauracji, ponieważ jak to określiła moja macocha "muszę się nauczyć dyscypliny". Szybko wzięłam swoją torbę, narzuciłam na siebie za dużą szarą bluzę i prawie w biegu wpadłam na miejsce pasażera w aucie. Jackob'a.
- Co dzisiaj tak szybko? - Zapytał roześmiany i ruszył w stronę szkoły.
- Zaspałam. Do późna pisałam z Boy'em. - Wydyszałam przecierając ręką twarz przy okazji przy tym ziewając.
- Boy? Bedziesz go tak teraz nazywać? - Zapytał z krzywą minął, a ja wzruszyłam ramionami.
- Raczej tak. Dopóki mi nie powie jak ma na imię.
- O ile ci w ogóle powie. - Zauważył przyjaciel, a ja westchnęłam i popatrzyłam za szybę patrząc na mijane przez nas widoki.
- Powie. Tylko jeszcze nie teraz. - Stwierdziłam.
Byłam pewna, że kiedyś będzie mi dane poznać imię nieznajomego. Polubiłam go strasznie mocno. On jako jeden z nielicznych stara się i przede wszystkim potrafi mnie zrozumieć. Mimo krótkiej znajomości już się do niego przywiązałam i naprawdę mogłabym się załamać gdyby okazało się, że chłopak chciałby zerwać kontakt czy coś w tym stylu.
Nie rozmawialiśmy z Jackobem przez resztę czasu, a w tle leciała jakaś rockowa muzyka, aż w końcu stanęliśmy pod znienawidzoną szkołą.
Wysiedliśmy z auta, a przyjaciel oznajmił mi, że musi do toalety, więc poklepał mnie po ramieniu i pobiegł do pomieszczenia zostawiając mnie na środku korytarza. Gdy na niego czekałam usiadłam na ławce i wyciągnęłam telefon żeby sprawdzić czy nie dostałam żadnej wiadomości od Boy'a.
Niestety nad znaczkiem skrzynki odbiorczej widniała czerwona cyferka "0", która nieprzyjemnie drażniła moje oczy. Westchnęłam chowając komórkę do kieszeni.
- Hej. - Usłyszałam nad głową i podniosłam wzrok. Od razu wstałam z miejsca patrząc szeroko otwartymi oczami na chłopaka stojącego przede mną. - Nie musisz wstawać. - Zaśmiał się, a ja zarumieniłam się przez mój głupi gest.
- Ee.. Potrzebujesz czegoś? - Spytałam spęszona skubiąc skórki przy paznokciach. Okropny nawyk.
- Właściwie to tak. Powiesz mi, która godzina? Bo dziewczyna wzięła mój telefon i nie wiem. - Podrapał się z tyłu głowy, a ja po chwili spojrzałam na ekran komórki.
- 7.59. - Odparłam cicho, a ten uśmiechnął się.
- Ok. Dzięki wielkie. - Poklepał mnie po ramieniu i odszedł, a ja osłupiała stałam na środku korytarza patrząc się w jego plecy. W takim stanie też zastał mnie Jack gdy wyszedł z toalety.
- Halo. - Machnął mi ręką przed oczami. - Ziemia do Ann.
Dopiero wtedy zreflektowałam się i zamrugałam parę razy powiekami odwracając się w stronę przyjaciela.
- Sory. - Powiedziałam. Pokręciłam głową i westchnęłam klepiąc się lekko po policzkach żeby trochę ochłodzić ich temperaturę.
- Co się stało? - Spytał ciekawy kiedy zobaczył moje zachowanie i w tamtym momencie zadzwonił dzwonek. Szybko zaczęliśmy się kierować w stronę klasy przepychając się przez tłumy uczniów.
- Przed chwilą Calum Hood zapytał się mnie o godzinę. MNIE. - Oznajmiłam, a on przewrócił oczami. Zajęliśmy miejsca w swoich ławkach, a on nachylił się do mnie tak by nikt nie słyszał naszej rozmowy.
- Znowu zaczynasz teorie spiskowe? - Zapytał.
Wtem nauczycielka weszła do klasy prosząc wszystkich o ciszę i spokój, ponieważ ma do powiedzenia "ważne rzeczy". Oczywiście były to same niepotrzebne nikomu bzdury, ale nikt się nie wykłucał.
- Nie zaczynam. - Powiedziałam szeptem mrożące go wzrokiem. - A teraz siedź cicho, chcę się czegoś nauczyć.
~*~
Otworzyłam kluczem drzwi domu i ociężale weszłam do środka. Nie czułam nóg, bowiem pan z wychowania fizycznego uparł się, że musimy zaliczyć biegi na 800 metrów póki jest pogoda. Byłam cała spocona i jedyne o czym marzyłam to prysznic i ukochane łóżko, do którego teraz ciągnęło mnie jak nigdy.
Niestety jak wspominalam były to tylko marzenia.
Za parę minut musiałam znaleźć się w restauracji na swoją zmianę, która miała trwać do wieczora, przez co w łóżku znajdę się prawdopodobnie po północy. Westchnęłam cierpiętniczo ściągając buty i rzucając je byle gdzie.
Szybko poszłam do swojego pokoju i gdy tylko przekroczyłam próg sypialni do moich uszu dotarł dźwięk przychodzącej wiadomości. Szybko wyciągnęłam telefon, a na moich ustach zagościł szeroki uśmiech kiedy zobaczyłam nazwę swojego nowego znajomego.
ArtificialBoy: Hej, już po szkole? :)
Cinderella: Tak, ale niestety muszę iść do pracy i będę tam siedzieć przynajmniej do 21.00 :/
ArtificialBoy: A kiedy zrobisz lekcje? Pouczysz się? Czy twoja macocha nie wie, że masz szkołę i własne życie?
Cinderella: Wie, ale mało ją to obchodzi. Muszę kończyć bo zaraz zaczynam zmianę. Do napisania później ;)
ArtificialBoy: Pa, do potem <3
Na moich policzkach pojawił się lekki rumieniec kiedy spojrzałam na emotikon. Wysłał mi serduszko, co było niesamowicie kochane z jego strony. Wiedział dokładnie jak mnie podejść bowiem moje prawdziwe serce się roztopiło przez głupi znaczek.
Szybko przebrałam się w jasne jeansy oraz czarną bluzkę z długim rękawem i wyszłam z domu. Musiałam iść szybko żeby się nie spóźnić, przez co moje nogi cierpiały katusze. Po jakiś 20 minutach byłam już na miejscu, a gdy weszłam do restauracji od razu ujrzałam Sam, która wycierała wolne stoliki.
- Hej. - Przywitałam się biorąc zza baru biały fartuszek, który przewiązałam sobie w pasie.
- Jak tam, Ann? Melinda cię znowu tu przysłała? - Zapytała Samantha rzucając mi szmatkę. Oczywiście nie złapałam jej i wylądowałała na podłodze, przez co musiałam się schylić i znów nadwyrężyć swoje obolałe mięśnie.
- Ta. - Przewróciłam oczami i zaczęłam wycierać jeden ze stolików. W restauracji nie było za dużo gości, więc mogłyśmy swobodnie rozmawiać nie martwiąc się, że ktoś niepowołany nas usłyszy. - Muszę tu siedzieć do 22.00. A jutro mam klasówkę z biologii, o której ta baba doskonale wiedziała..
- A to suk..
- Sam. - Popatrzyłam na nią ostro, a ta westchnęła.
- Przepraszam no. Ale jak słyszę o tej kobiecie to mam ochotę ją zabić. - Stwierdziła i weszła za bar.
- Nie dziwię ci się. Jednak to nasza pracodawczyni. Minimalny szacunek się należy.
Rozumiałam jej zachowanie. Sama codziennie i niejednokrotnie w myślach obrzucałam swoją macochę i siostrę milionem nie za przyjemnych epitetów, jednak nigdy nie odważyłam się powiedzieć tego na głos. Nigdy nie wiadomo czy akurat nie usłyszy i miałabym jeszcze bardziej przesrane.
- A kto tak mówi? Mogę wyrażać swoje zdanie kiedy chce i żadna stara prukwa nie będzie mi zabraniać. - Prychnęła Sam, a ja się cicho zaśmiałam. - Pójdziesz na zaplecze i przyniesiesz papierowe ręczniki? Ktoś tu coś wylał.
- Jasne. - Odparłam i poszłam we wskazane miejsce. Rozejrzałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu papieru. Gdzieś tu przecież musi być - pomyślałam i zobaczyłam je na jednej z wyższych półek. Serio? Wzrostem akurat nie grzeszę, a cały świat jest przeciwko mnie i nawet durne ręczniki się buntują. Wspięłam się na jakiś duży karton i po chwili starania w końcu je dosięgnęłam
Wyszłam z pomieszczenia i podeszłam do Sam, która była przy barze i szukała swojego notatnika.
- Proszę. - Podałam jej ręczniki, a ta podziękowała mi uśmiechem i wyciągnęła z półki mały czerwony zeszycik.
- Obsłużysz stolik nuner 5? Właśnie weszli nowi klienci, a ja obsługuję to starsze małżeństwo pod oknem. - Spytała i nie czekając na moją odpowiedź podeszła do pary z wielkim uśmiechem na ustach.
Ja za to westchnęłam i poprawiłam kucyka. Wyciągnęłam z kieszeni mały notatnik i długopis po czym rozejrzałam się po restauracji.
Ruszyłam w stronę odpowiedniego numeru, ale gdy spojrzałam na stolik, który miałam obsłużyć stanęłam jak wryta.
-Nie... To się nie dzieje naprawdę... - pomyślałam przełykając ślinę.
~*~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro