Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

north | 9

Luke ściągnął kaptur z głowy i uśmiechnął się lekko, widząc Michaela na dachu. Siedział jak zawsze, z głową zwieszoną w dół, machając lekko nogami.

Tym razem jednak było sporo po północy, oni nie widzieli się tydzień, parę rzeczy się zmieniło.

Zajął miejsce obok siwowłosego chłopca, odchrząkając cicho i wyciągając z kieszeni paczkę papierosów. Zapalił go, choć noc była wietrzna i trochę mu to zajęło.

- Nie bałeś się przyjść tu po północy? - w głosie Clifforda wyczuł nutę ironii, ale był przyzwyczajony. Przewrócił tylko oczami i zaciągnął się miętowym smakiem nikotyny. Właściwie, lubił to, jego wieczną pogardliwość.

- Naprawdę sądzisz, że mógłbym bać się ciemności, głupich wymysłów, żyjąc tyle czasu wśród ludzi i poznając ich najczarniejsze myśli? - parsknął opryskliwie, spoglądając na niebo. Myślał, że już nie będzie tego robił, ale Luke nie był osobą, która łatwo godziła się z przemijaniem, odejściem czegoś, co stanowiło dużą część jego pokruszonego, czarnego serca. Idealne niebo zawsze go pocieszało, ale nawet ono dziś wydawało mu się rozdarte. Było pełno przecięć, z których spadały anioły, wprost w objęcia ludzi, którzy każdego potrafili zniszczyć i ściągnąć na sam dół. Nawet istotę, która była uosobieniem dobra, udawało im się kiedyś złamać.

Luke mógł śmiało podzielić ludzi na dwa typy. Tych, których łamali, i tych, którzy byli złamani od samego początku.

- Ja boję się ciemności. - Michael zwiesił głowę, przyglądając się uliczce pod nimi. Hemmings był zszokowany, ale przyzwyczaił się do tego, że Clifford jest pełen sprzeczności. - Moje serce jest najczarniejszym miejscem na świecie. Czasami czuję się jak szaleniec, jestem z tym pogodzony, ale ja a inni ludzie to coś innego. Czarne serce oznacza samotność, i myślę, że nie wiele możemy na to poradzić.

Hemmings zrozumiał, że definicją ciemności dla Michaela było jego własne serce.

- Bądźmy samotni razem.

Wzruszył ramionami. To było dla niego oczywiste. Zaciągnął się ponownie i uchylił lekko wargi pozwalając dymowi opuścić usta.

Michael drgnął.

- Czy to w jakiś sposób zaproszenie do twojego świata? - Uniósł brew.

Blondyn przewrócił oczami.

- Nie. Jeśli będzie coś między nami, cokolwiek, zranisz mnie, a ja zranię ciebie, prędzej czy później. Nasze czarne serce są wystarczająco wybuchowe, jeśli mnie zostawisz, ono wybuchnie. Jeśli coś wybucha, pozostają z tego drobne kawałeczki, proch. Więc wyobraź sobie, że to stanie się z naszymi sercami, kiedy któregoś z nas zabraknie. Po prostu bądźmy samotni razem. Tak jest prościej.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro