north | 9
Luke ściągnął kaptur z głowy i uśmiechnął się lekko, widząc Michaela na dachu. Siedział jak zawsze, z głową zwieszoną w dół, machając lekko nogami.
Tym razem jednak było sporo po północy, oni nie widzieli się tydzień, parę rzeczy się zmieniło.
Zajął miejsce obok siwowłosego chłopca, odchrząkając cicho i wyciągając z kieszeni paczkę papierosów. Zapalił go, choć noc była wietrzna i trochę mu to zajęło.
- Nie bałeś się przyjść tu po północy? - w głosie Clifforda wyczuł nutę ironii, ale był przyzwyczajony. Przewrócił tylko oczami i zaciągnął się miętowym smakiem nikotyny. Właściwie, lubił to, jego wieczną pogardliwość.
- Naprawdę sądzisz, że mógłbym bać się ciemności, głupich wymysłów, żyjąc tyle czasu wśród ludzi i poznając ich najczarniejsze myśli? - parsknął opryskliwie, spoglądając na niebo. Myślał, że już nie będzie tego robił, ale Luke nie był osobą, która łatwo godziła się z przemijaniem, odejściem czegoś, co stanowiło dużą część jego pokruszonego, czarnego serca. Idealne niebo zawsze go pocieszało, ale nawet ono dziś wydawało mu się rozdarte. Było pełno przecięć, z których spadały anioły, wprost w objęcia ludzi, którzy każdego potrafili zniszczyć i ściągnąć na sam dół. Nawet istotę, która była uosobieniem dobra, udawało im się kiedyś złamać.
Luke mógł śmiało podzielić ludzi na dwa typy. Tych, których łamali, i tych, którzy byli złamani od samego początku.
- Ja boję się ciemności. - Michael zwiesił głowę, przyglądając się uliczce pod nimi. Hemmings był zszokowany, ale przyzwyczaił się do tego, że Clifford jest pełen sprzeczności. - Moje serce jest najczarniejszym miejscem na świecie. Czasami czuję się jak szaleniec, jestem z tym pogodzony, ale ja a inni ludzie to coś innego. Czarne serce oznacza samotność, i myślę, że nie wiele możemy na to poradzić.
Hemmings zrozumiał, że definicją ciemności dla Michaela było jego własne serce.
- Bądźmy samotni razem.
Wzruszył ramionami. To było dla niego oczywiste. Zaciągnął się ponownie i uchylił lekko wargi pozwalając dymowi opuścić usta.
Michael drgnął.
- Czy to w jakiś sposób zaproszenie do twojego świata? - Uniósł brew.
Blondyn przewrócił oczami.
- Nie. Jeśli będzie coś między nami, cokolwiek, zranisz mnie, a ja zranię ciebie, prędzej czy później. Nasze czarne serce są wystarczająco wybuchowe, jeśli mnie zostawisz, ono wybuchnie. Jeśli coś wybucha, pozostają z tego drobne kawałeczki, proch. Więc wyobraź sobie, że to stanie się z naszymi sercami, kiedy któregoś z nas zabraknie. Po prostu bądźmy samotni razem. Tak jest prościej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro