Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

epilog

    muzyka w mediach włączyć proszę:))


Odetchnął głęboko, kładąc zimną, bladą dłoń na kierownicy.

Zamknął oczy i starał się wszystko sobie uporządkować.

Znowu jest w Sydney.

Stoi przed swoim starym domem i mimo, że minął już rok, nadal nie jest gotowy.

Gdyby nie błagania matki, nigdy nie wróciłby tu dobrowolnie.

Teraz też nie zostanie dłużej niż godzinę.

Zbyt wiele wspomnień.

Wysiadł z samochodu i skierował się w stronę domu.

- Dlaczego chciałaś mnie tak pilnie widzieć? - syknął, choć wiedział, że nie tak powinny brzmieć jego pierwsze słowa skierowane do matki.

Od razu spuścił wzrok ku ziemi, ne chcąc patrzeć na ściany własnego, rodzinnego domu.

Czuł się tym wszystkim przytłoczony. Tak nagły powrót do przeszłości, do bólu nie był dobrym pomysłem.

- Luke, wejdź, proszę... - zaczęła Liz, wskazując mu dłonią salon, ale on gwałtownie pokiwał głową i cofnął się krok do tyłu.

Ciche westchnięcie opuściło usta kobiety.

Nienawidziła Michaela za to, co zrobił z jej synem. Zrobił z niego wraka człowieka i była pewna, że gdyby mógł, cofnąłby się w czasie i skoczył razem z nim.

- Ostatnio sprzedawali dom... - Jego nazwisko nie mogło przejść jej przez gardło. - Znaleźli tam to. Zaadresowane do ciebie. Pomyślałam, że być może chciałbyś to zobaczyć.

Wyciągnęła zza pleców list, który Luke od razu chwycił, skinął jej głową i po prostu wyszedł.

Udał się na dach.

'Luke,

nie jestem w tym dobry, wybacz mi.

Jeśli to czytasz, to znaczy, że przeżyłeś. Zdecydowałem się skoczyć bez ciebie, bałeś się skoczyć, może tak naprawdę nic dla ciebie nie znaczyłem i wcale nie chciałeś ze sobą skończyć. Nie wiem, zresztą, żadna z tych opcji nie jest zła, naprawdę.

Więc teraz wyobraź sobie, że jestem obok ciebie i mówię te wszystkie słowa, a nie leżę kilka metrów pod ziemią.

Nie kocham cię, przepraszam. Wiem, że chciałbyś usłyszeć coś innego, ale nie, nie kocham cię. Wiem, że ty tak i jestem ci wdzięczny.

Znasz mnie i mnie kochasz. Luke, to nie idzie w parze.

W pewnym momencie życia zacząłem się w nim gubić. Na pewno znasz to uczucie, kiedy wszystko cię przytłacza, a ty czujesz się nikim pod natłokiem kłamstw i cierpienia.

Więc tak, nadal się tak czuję.

Nie mogę poradzić sobie z myślą, że cię ranię, bo uwierz, że naprawdę tego nie chciałem. To coś między nami zabrnęło za daleko i doskonale o tym wiesz.

Pamiętasz, co mi powiedziałeś o aniołach?

Pomimo tego, że ja ściągałem cię w dół i byłem tylko uzależnieniem, ty byłeś aniołem. Może i upadłeś, może i popełniałeś zbyt wiele błędów, ale miałeś skrzydła. Nieważne, jak szare z czasem się stawały.

To zabrzmi banalnie, ale żyj dalej. Zapomnij o mnie, tylko tego chcę.

I proszę, nie zabijaj się. Wierzę w ciebie.

Wiedziałem, że nie skoczysz.

Coś trzyma cię tam, na ziemi, i musisz na to poczekać. Widzisz, twój anioł nad tobą czuwa, to znaczy, że twoje serce nie jest aż tak zniszczone. Lub, że po prostu go nie ma, nie wiem, ale przysięgam, że nie zabrałem go ze sobą, do grobu.

Papierosy, od tego się zaczęło.

Rzuć to, do cholery, błagam. Nigdy więcej po to gówno nie sięgaj.

I czekaj na swojego anioła.

Dziękuję za bycie moim.

A teraz przeczytaj to wszystko od początku, zapal papierosa po raz ostatni i spal ten list ogniem zapalniczki, którą kiedyś ode mnie pożyczyłeś. 

Michael.'

                                KONIEC




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro