XXV
Kallus
- JAK TO WRACAMY NA LOTHAL! - Wydarłem się całkowicie w szoku kiedy Ezra mi o tym powiedział. Wrócił całkiem niedawno w dosyć dobrym humorze. Obecnie znajdowaliśmy się na korytarzu niedaleko mostka
- A no takie mamy rozkazy od Wielkiego Moffa... - Nie dałem mu skończyć
- Ale byliśmy tam zaledwie tydzień temu! A ja tam siedzę tam blisko pół roku! - Krzyczałem wściekły
- Widać ta planeta cię przyciąga - Zażartował sobie bezczelnie
- Cieniuuu! - Zacisnąłem pięść przed jego twarzą i mimo iż dalej się uśmiechał to po skroni spłynęła mu strużka potu
- Spokojnie Kallusie, tylko żartowałem - Spokojnie złapał moją pięść i powoli ją opuścił na dół - Po za tym nie chcę byś leciał ze mną na Lothal - Spojrzałem na niego zaskoczony ale szybko poczułem ulgę i wdzięczność
- A więc gdzie ja lecę? - Spytałem bo to raczej oczywiste że gdzieś chce bym poleciał
- Pamiętasz jeszcze Lune Ethard? - Czy pamiętam? He! Chyba żartuje sobie
- Jak bym mógł o niej zapomnieć. Jeszcze w życiu nie widziałem żeby ktoś się tak do ciebie kleił - Uśmiechnąłem się przebiegle a ten się lekko zaczerwienił ale starał się zachowywać normalnie
- Taaa, to właśnie ona, może będzie mi w stanie w czymś pomóc - Wyjaśnił - Ma kontakty i dosyć szeroką wiedzę a do tego jest po naszej stronie, a konkretnie po mojej
- Dobra - Zgodziłem się - Dalej mieszka na Christophsis?
- Tak, nie rozstaje się z planetą
- Chyba że chodzi o ciebie - Żyłki zaczynały mu strzelać
- Ty lepiej tyle nie gadaj tylko bierz dupe w troki i przywieź ją na ten statek! - Niemalże warkną
- Dobrze dobrze - Skierowałem się do końca korytarza - Przyprowadzę ci twoją księżniczkę - Powiedziałem z szatańskim uśmieszkiem i szybko biegiem się zmyłem i z tyłu słyszałem jeszcze tylko głośne
- KKKKAAAAAALLLLLLLLLLLUUUUUUUUUUSSSSSSSSSSSSS!!!!!!!!!!!!!!!!!!! - Aż paru mijanych po drodze żołnierzy słysząc ten krzyk i widząc mnie biegnącego sami zaczęli brać dupy za pas
Sabin
Ten wrzask był przerażający. Słyszałam go mimo iż byłam chyba po drugiej stronie statku włócząc się bez sensu. Kierowałam się jak najszybciej do źródła dźwięku ale szybko zorientowałam się że nie wiem skąd dochodził. Nagle zobaczyłam biegnącego Kallusa. Bardzo szybko biegnącego. W ostatniej chwili odskoczyłam bo by o mało we mnie wpadł
- Cześć Wren! - Przywitał się Kallus mijając mnie ale nie przerywając biegu. Patrzyłam się aż nie znikną za zakrętem i w tym momencie ziemia się zatrzęsła. Powoli odwróciłam głowę w stronę z której przybiegł Kallus i w tym momencie wybiegł z tam tond tłum szturmowców, techników i oficerów. Aż się za nimi kurzyło. Szybko przywarłam do ściany by mnie nie stratowali!
- CO TU SIE DO CHOLERY WYPRAWIA! - Krzyknęłam ale nikt mnie nie słuchał. W końcu tłum znikną a ja dalej w szoku ze zdwojoną czujnością ruszyłam z powrotem na mostek
Lotkal
Hera
Wróciłam do swojej kajuty całkiem wykończona. Nic tylko praca i praca ostatnio. Na nic innego nie ma czasu. Chciałam się położyć na swoim łóżku ale coś na im leżało. Było ta kwadratowe pudełko. Usiadłam na łóżku i wzięłam pudełeczko do rąk a następnie je otworzyłam. Były tam moje ulubione, owocowe, czekoladki. Przyjrzałam się pudełeczku ale nigdzie nie było napisane od kogo to. Mimo to wiedziałam od kogo ono jest. Mimowolnie na mojej twarzy pokazał się niewielki uśmiech.
Garel - Kantyna w Stolicy
Jak każda kantyna i ta przyciągała do siebie w większości same zbiry chcące utopić swe smutki lub sukcesy w alkoholu. Było to miejsce spotkań najróżniejszej gamy istot. Ale w takich miejscach nie tylko topiło się swoje myśli. Było to też miejsce w którym można było dostać wiele. Narkotyki, broń, przyprawy. Ale najcenniejszym towarem... była informacja.
Młody chłopak, na oko nastolatek, siedział w ciemnym zakątku kantyny czekając na kogoś. Popijał sobie powoli swój trunek w dosyć nie wielkim kubeczku. Nie spieszyło mu się. Jak to miał w zwyczaju przysłuchiwał się rozmową innych zbierając informacje. Bo może coś ciekawego się dowie. Kto wie?
Do stołu młodzieńca przysiadł się starszy Quarren. Miał już swoje lata. Było to łatwo stwierdzić gdyż na jego skórze znajdowało się wiele ciemnych plam. Oczy miał podkrążone, to pewnie albo z niewyspania albo przedawkowania alkoholu, ale to już nie jego sprawa
- W końcu dotarłeś Schel - Odezwał się młody - Masz coś dla mnie?
- To zależy od tego czy ty masz zapłatę - Młodzieniec prychną i rzucił Quarrenowi sakiewke pełną złotych kredytów
- To czy teraz masz coś dla mnie? - Spytał jeszcze raz a ten skiną głową
- Coś się szykuje - Zaczął - Nie wiem jeszcze dokładnie co i kto to robi ale ktoś skupuje Raidonium, materiały wybuchowe i takie tam od wielkich bossów i rodzin mafijnych
- Ciekawe, raidonium tak? - Spytał retorycznie ale Quarren i tak odpowiedział
- Nie wiem po co ono komu z poza Imperium ale raczej nic dobrego z tego nie wyniknie - Stwierdził
- A o jakich ilościach tu mówimy?
- Od 5 do nawet 15 zbiorników, każdy o pojemności 50 litrów, w ciągu miesiąca. Zaznaczę że proceder trwa pół roku
- Wiesz ile już zebrali?
- Nie dokładnie, ale na pewno spore ilości - Po chwili dodał - Wystarczające by wysadzić gmach senatu - Młodzieniec spojrzał na niego. Też doszedł do tego wniosku. Każdy w galaktyce wiedział o groźbie którą wystosował wobec Imperium "V". Ale dalej coś mu tu nie pasowało. Ale teraz musiał wszystko przekazać swojemu panu. Aż w myślach się na to uśmiechną. Już chciał odejść ale nagle Quarren złapał go za rękę - To nie wszystko siadaj - Młodzieniec by tym zaskoczony ale usłuchał się i zaczął słuchać - Słyszałeś kiedyś o sekcji Zero? - Zaprzeczył - Ja do nie dawna też nie. To w zasadzie organizacja legenda. Najtajniejsza z tajnych w strukturach Imperium
- I po co mi o tym mówisz? Po za tym to nie możliwe by ktoś o niej nie wspomniał. Przypominam ci że mam bardzo dużo dojść i bym coś o tej organizacji słyszał gdyby istniała - Czuł się jakby ktoś uraził jego dumę
- Jeszcze niedawno bym się z tobą zgodził ale faktem jest że podobno organizacja ta zwerbowała, pod przymusem, do siebie samego Dyrektora Krennica - Oczy młodzieńca rozszerzyły się na tę wieść
- Skąd to wiesz?
- Podobno go odwiedzili podczas inspekcji jakiejś inspekcji swojego projektu - Wyjaśnił - Nie miał podobno wyboru, jakby się do nich nie przyłączył to stryczek murowany - Młodzieniec przez chwilę myślał nad tym wszystkim
- Jesteś pewien wiarygodności tych informacji - Bardziej stwierdził niż spytał
- Oczywiście - Młodzieńcowi więcej nie było potrzeba. Wyją jeszcze piętnaście kredytów i dal je Quarrenowi
- Zabaw się - Powiedział i wyszedł pozostawiając zadowolonego Quarrena. Gdy już wyszedł z kantyny wyszeptał do siebie - Jeżeli to wszystko prawda długo sobie Schel nie pożyjesz więc dobrze wykorzystaj ostatnie chwile życia
Eric
Wraz z Cieniem i panią kapitan naradzaliśmy się w sprawie naszych dalszych posunięć. Od powrotu z planety Cień jest jakoś dziwnie podekscytowany. Ja go tylko zaworze na planetę ale nie wiem gdzie chodzi i co robi. Ale mi to tam nie przeszkadza puki mogę być blisko niego. Ach te jego błękitne oczy. WRUĆ! O czym ja myślę! Mentalnie walę głową o ścianę.
- Eric? - O mało nie podskoczyłem na głos Ezry... tfu... Cienia
- Hm?
- Wraz z Sabin polecisz coś dla mnie załatwić - Już chciałem spytać o co chodzi kiedy na mostek weszła Sabin. Lekko zdezorientowana? - O Sabin właśnie będziemy cię potrzebo... - Przyjrzał się jej - Coś się stało?
- Nie nic, tylko o mało nie zostałam stratowana przez Kallusa i uciekający za nim tłum - Stwierdziła i na chwile na całym mostku zapanowała cisza. Dlaczego wszyscy przerwali pracę?
- Dobra nie ważne - Stwierdziła Sloane i wszyscy wrócili do pracy - Wracając do meritum
- A tak, Sabin, Eric, chciałbym byście polecieli na Kamino - Nie powiem byłem zaskoczony
- Dlaczego na Kamino - Spytałem
- Odbierzecie dla mnie bardzo ważną rzecz, dodam że jest bardzo cenna i chce mieć pewność że nic się jej nie stanie - Podkreślił - Możecie wziąć lekki Krążownik, ale nie wolno wam zajrzeć do środka przesyłki, czy to jasne - Mocno podkreślił
- Jasne - Z Sabin odpowiedzieliśmy wspulie ku naszemu lekkiemu zdziwieniu
- To super! - Powiedział z szerokim uśmiechem - Kallus udał się w razie czego na Christophsis, ja z Panią Kapitan udaje się na jakiś czas na Lothal ale spotkamy się na Mon Cala, rozumiemy się? - Tylko kiwnęliśmy głowami - W porządku to do roboty - Wszyscy się rozeszli a ja podszedłem do Sabin
- To co? Gotowa na przygodę? - Spytałem z uśmiechem i o dziwo ta go odwzajemniła
- Ależ oczywiście - Powiedziała w łobuzerskim tonie i wyszła szybkim krokiem z mostka. I ja ruszyłem ku mojej kajuty się przygotować. Kątem oka dostrzegłem Cienia za nim skręciłem w korytarz. Jaki on jest słod... ZAMKNIJ SIĘ!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro