Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XIV

Wiem filmik niewiele ma wspólnego z opowiadaniem ale tu chodzi o muzykę która razem z tym filmem dodała mi inspiracji do tego


Bitwa Lądowa

Kessel – Alex


- Uwaga z lewej! – woła pilot i robi unik

- Mają silny ostrzał! - krzyczy drugi

- Zmniejszmy pułap! - rozkazuje pilot

Jestem Alex, porucznik Alex. Mam czarne włosy i zielone oczy a wzrost przeciętny. Nie jestem szczególnie silnie zbudowany ale nie jestem też słabeuszem. Jestem członkiem oddziału szturmowego który ma uwolnić naszych ludzi pojmanych w czasie bitwy o Alderan. Plan był prosty. Przebić się,uwolnić jeńców, zabrać ich i wracać na statek. Proste? No niezupełnie. Mimo zaskoczenia ich sił w ciąż mieli nad nami przewagę. Głownie w jakości broni. A to ogromna przewaga.

Wyjrzałem za iluminator. W oddali widziałem jak A-Wingi dokonują pierwszego nalotu na bazę. Oby nie pozabijali naszych. Nagle zabrzmiał dźwięk komunikatora na statku.

- Uwaga zaraz rozpoczynamy operacje lądowania, przygotować się – oznajmił i zapaliło się czerwone światło

Wszyscy zaczęli się krzątać i przysposabiając do walki. Niektórzy mieli na sobie eleganckie niebieskie mundury. Byli to żołnierze Izuri. Co ciekawe w ich armii obowiązywał odcień jasno zielony ale ci akurat nosili kolor błękitu i nazywali siebie Błękitną Armią. Wypytałem jednego z nich o co w tym chodzi ale powiedział mi tylko że to taka tradycja że 6 Armia Imienia Tadeusza Bogulskiego nosi błękitne mundury. To jakaś pamiątka zamierzchłej i według niego chlubnej przeszłości Izuri. Co kraj to obyczaj.

Nagle z zamyśleń wybudził mnie dźwięk komunikatora i zmiana światła na żółte.

- Uwaga przygotować się do lądowania – oznajmił pilot

W oddali widziałem walkę naszych myśliwców z myśliwcami wroga. Spojrzałem na nasze transportery. Byliśmy podzieleni na trzy grupy. 1 grupa czyli my miała uwolnić więźniów czyli główny cel operacji spadł na nasze barki. 2grupa atakowała koszary związując siły wroga. 3 grupa miała włamać się do centrum dowodzenia i wykraść jak najwięcej informacji. 1Grupa składała się z 6 transportowców, 2 grupa z 11a 3 grupa z 3. W sumie atakowaliśmy ich siłami w sile 20 transportowców po 25 ludzi. Czyli było nas z 500 z czego 150 toIzurianie. A wiecie ile liczył garnizon wroga? Co najmniej 1000 żołnierzy. Dużo co nie? No niezupełnie bo ich iły są rozproszone po całej bazie a na dodatek zostali zaskoczeni czyli jeśli uda nam się przypuścić silny skoncentrowany atak możemy wygrać tą bitwę.

Huk. Baza zaczęła nas ostrzeliwaćale za późno. Zaczęliśmy lądować a nasze myśliwce które nas osłaniały zaczęły niszczyć ich działa jeden po drugim. Zapaliło się zielone światło a właz się otworzył.

- DO ATAKU! NO DALEJ JAZDA! - Krzyczał dowódca i niemal od rzazu zobaczyliśmy przed sobą dość zaskakująco dużą gromadkę szturmowców w czarnych ale po chwili też w białych zbrojach. Jeden z tych czarnych już leżał. Byłem zaskoczony i myślałem że oni są niepokonani. Ciekawe który to z naszych go zdjął. Powinien dostać medal.

Podbiegłem do skrzyń znajdujących się na placu i przyjrzałem się szybko sytuacji. Więźniowie biegli w naszą stronę. Była tam kapitan Hera.Znaliśmy się z paru misji. Dobry z niej pilot. Patrzę na osobnika obok. Zamieram. To mój brat Haks! Co non tu robi? Dobra nie ważne później się zastanowię. Rozglądam się dalej. Nasi ostrzeliwali szturmowców. Udało się ich przyskrzynić. Dawało się słyszeć krzyki zabijanych i rannych. Wyjmuje mój blaster i zaczynam strzelać. Hałas wystrzeliwanych blasterów ogarną teren a zapach rozgrzanego powietrza wraz z zapachem przypalonych przedmiotów i wybuchów granatów drażnił nozdrza. Pierwsze strzały chybiają zajakimś 6-7 strzałem trafiam ze 3 szturmowców. Rozglądam sięszybko i nagle mi coś mignęło w stronę gdzie ukrywali się ocaleni. Jeden z nich stał na skrzyniach. No wariat pomyślałem,był wystawiony na ostrzał, ale nagle zapalił miecz świetlny i zaczął odbijać strzały z blasterów. Wyszczerzyłem oczy ze zdziwienia. No tak zapomniałem. Dwóch z nich to Jedi. Ale gdzie drugi. A stoi z innymi więźnia..... ZARAZ! Tam jest Szturmowiec Śmierci. Gada z nimi. Jedai nie reaguje. Nie myśląc wiele biegnęprosto w ich stronę ignorując ostrzał wroga. Podbiegam i wycelowuję broń w w jego plecy i krzyczę.

- Pani Kapitan! - Następnie strzelam. No bo jak tamten zszedł to i ten zejdzie. Co nie? No nie zupełnie. Strzał trafił ale nic mu nie zrobił. Obrócił się w moją stronę. W tym momencie już myślałem że pomnie. Chciałem strzelić jeszcze raz ale powstrzymała mnie Kapitan.

- Alex poczekaj! - Krzyknęła Hera wyciągając ręce - On nas uratował – Tłumaczy a ja patrzę na nią jak na wariatkę

- Co? - Mimowolnie wyszło mi z ust to pytanie a potem następne – Jak to? - Ten mój niewyparzony język. Jak ogłupiały patrzyłem to na Here to na brata. Nagle odezwał się czarny.

- Chłopcze sam chciałbym znać odpowiedź ale – przerwał na chwile – No co poradzić jestem teraz z wami – powiedział po czym dodał – Jak chcesz to pogadamy sobie po tej rozpierduszce – oznajmił i byłem pewien że się przy tym uśmiechną

- Dobrze mówi – powiedział Jedi który zeskoczył ze skrzyń i podaje dwa miecze Togrutance – Mamy teraz inne sprawy na głowię – oznajmia po czym zwraca się do szturmowca – Może byś zdjął tę zbroje? - spytał się go lekko się uśmiechając.

- Twoje niedoczekanie – prychną szturmowiec co mnie nie dziwiło

Przyglądałem się tej...yy... osobliwej scenie. W końcu postanowiłem przywrócić ich doporządku.

- Przepraszam że przeszkadzam ale kazano nam wasz uwolnić więc jeśli możemy ... -  nie dokończyłem i wskazałem im kierunek ewakuacji blasterem.

Szybko przytaknęli i zaczęliśmy biec w stronę transportowca unikając strzałów zblasterów. Natychmiast pobiegłem do dowódcy.

- Ser misja wykonana – zameldowałem chowając się przed ostrzałem

- No nie wydaje mi się – odpowiedział a ja spojrzałem na niego ze zdziwioną miną a ten wskazał mi palcem na wprost. Myślałem że się zapadnę. Ten Jedi z kimś rozmawiał. Ta ciemna postać kogoś trzymała. Uf co za utrapienie. Spojrzałem na resztę. Hera tłumaczyła sytuację związaną z czarnym reszta się pochowała i strzelała do wroga... ale zaraz brakuje Togrutanki. Rozglądałem się w poszukiwaniem jej. Co jak co ale ta wyglądała mi na bardziej rozsądną. I kolejny zawód. Ta z kolei zajęła się tym bladym i łysym jak mu było... ee.... chyba Inkwizytorem. Ale trzeba przyznać. Wygina śmiało ciało.

- Czy wszyscy Jedai to narwańcy? – spytałem Lasata

- Tylko ci tutaj – oznajmił i zaczął dalej strzelać a na placu było coraz więcej trupów

Zdziwiłem się widząc kolejnych 5 zabitych Szturmowców Śmierci. Spojrzałem na tego dezertera. Dalej mu nie ufałem. Mimo iż bez wahania zabijał swoich byłych towarzyszy broni. Może dlatego?

No nic. Odwróciłem się i zacząłem strzelać. 1,2,3,4 ha padali jak muchy. Zakrwawione białe zbroje leżały bezwładnie na ziemi lub opierały się o jakieś przedmioty. Unas straty też jednak nie były małe. W większości to ranni. Ich krzyki były straszne. Jeden z naszych trzymał własne jelito. Ech myślałem że rzygnę! Nagle usłyszałem przerażający śmiech. Odwróciłem się do jego źródła. Był to ten młody jeniec. Ale dlaczego trzymał czerwoną klingę. Nie słyszałem co mówił ale nie wydawał mi się ten głos ludzki. Jakby demon go opętał. Nagle rzucił się na Jedai. Ledwo dawał sobie rade przeciwko temu... temu... szaleńcowi?! Już chciałem pobiec mu pomóc kiedy Zeb mnie powstrzymał. Spojrzałem na niego pytająco iz wyrzutem.

- To ich sprawa – powiedział – Lepiej się nie mieszać

- Ale... - Chciałem zaprotestować ale mi tym razem przerwa mi, o zgrozo, szturmowiec

- Nie martw się ten Jedai nie jedno wytrzymał da rade – uspokajał mnie ale tak bez emocji

- Dobra – powiedziałem z wyrzutem i już chciałem, dalej strzelając kiedy zauważyłem że nie ma Mandalorianki – No nie a ta gdzie zniknęła? - spytałem niby zrezygnowany, naprawdę jakbym miał dzieci pilnować

- Spokojnie – powiedziała Hera kładąc rękę na moim lewym ramieniu – Wysłałam ją na mały sabotaż – powiedziała szczerząc się – Niedługo wylatujemy przygotuj się – powiedziała i odeszła. Słowo daje z nią mogę pracować ale nie z jej kompanami. Nagle słyszę dowódcę.

- Wszyscy DO ATAKU! - krzyczy wymachując bronią w stronę wroga. Nasi podnoszą krzyk i szturmują na wrogów a ci po chwili robią dokładnie to samo. I ja się dołanczam. 

Wszyscy biegną jak szaleńcy. Z krzykiem na ustach. Z bronią w ręku strzelając do siebie. W końcu obie strony się ze sobą ścierają i powstajetotalny chaos. Dochodzi do walki wręcz. Strzelam do szturmowca przede mną. Pada martwy. Jestem chyba w samym środku walki. Nagle ktoś mnie wali kolba w głowę. Nie mdleje ale upadam a świat mi wiruje. Czas jakby zwolnił.

Szturmowiec w białej zbroi szarpie się z rebeliantem który chce mu zabrać broń. Rebeliant wali gdzie popadnie szturmowca w białej zbroi. Czarny szturmowiec zadusza od tyłu rebelianta. Szturmowiec zestrzeliwuje rebelianta ale trzech innych się na niego rzuca. Szturmowiec krzyczy z bólu a krew tryska mu ze zbroi. Rebeliant chodzi wśród walczących bez ręki.Jakby otumaniony. Po chwili staje przednim wyprostowany Imperialny oficer wycelowuję w jego kierunku broń i strzela mu w głowę a tenpowoli wyginając się do tyłu upada na kolana a w reszcie na ziemie. Nagle przez mgłę widzę jak ten sam oficer powoli podchodzido mnie. Wokół totalny chaos. Niemal ucichły dźwięki wystrzałów.Tylko dźwięk rozwalanych zbroi, łamiących się kości i ludzi wykrwawiających się w bólu i agonii. Wogóle nie kontaktowałem.Ten przyłożył mi broń do czoła. Już myślałem że po mnie ale wtedy zaczął... Uciekać? Zaraz wszyscy uciekali. Patrzyli w górę.I ja spojrzałem. Pomyślałem że jestem już martwy!. W moją stronę spadał płonące TIE. Niewiele myśląc jedynie się skuliłem i czekałem na to co nie uniknione. Myśliwiec walną wziemię kilka metrów przede mną i pędził rozpędzony w moją stronę tratują wiele martwych ciał jak i żywych ludzi masakrując ciała. Już naprawdę myślałem że po mnie. I tu się okazało że mam ogromne szczęście. Okazało się że opłaca się być nie zbyt wysokim człowiekiem. Myśliwiec przeleciał na de mną tylko lekkomnie raniąc. Zatrzymał się tuż za mną a ja jak otempiały zmiejsca się nie ruszałem. Spojrzałem za siebie.

- Boże co mnie dzisiaj jeszcze spotka? - spytałem sam siebie po czym poczułem wybuch który mnie przewrócił z powrotem na ziemię. Jak widać bóg miał na dzisiaj bardzo ciekawe plany. Nie wiem ile tak leżałem ale leżał bym pewnie jeszcze długo gdyby nie zabrał mnie z tam tond Zeb i mój brat Huks. I muszę przyznać ten zdrajca szturmowiec też im pomógł osłaniając ich trafiając kilku szturmowców. Po chwili wystartowaliśmy. Popatrzyłem po załodze. Wielu zginęło i zostało rannymi. Wszyscy z więźniów byli bezpieczni. Poczułem lekki wstyd. To ja miałem ich ratować podczas gdyby nie oni był bym teraz hen na tamtym świecie. Co mi też strzeliło do głowy żeby tak bez sensu szarżować? Czy aż tak bardzo chciałem się wykazać? Głupek ze mnie. Tylko się wygłupiłem. Ale mimo wszystko byłem im wdzięczny. Dzięki nim żyłem.


Kessel – Narrator


Bitwa była zacięta. I wpowietrzu i na ziemi. Ścierały się ze sobą dwie różne siły.Nie wiadomo było która strona wygra bitwę ani wojnę. Jedno jednak było pewne. Śmierć. Ona jest wszędzie i nigdzie jednocześnie i sprawia że wojna trwa wiecznie. Ten konflikt to tylko zaostrzenie konfliktu który trwał zawsze i wszędzie. Wiecznego konfliktu .Absolutnego konfliktu. Naturalnego konfliktu.

Myśliwce obu stron prześcigały się nawzajem. Robiąc uniki, korkociągi, piruety i inne tego typu wyczyny dawały wspaniały występ. Lecz tylko martwigo widzieli bo tylko oni mieli na to czas.

Żywi wciąż walczyli. Zabijając się i umierając w ramionach najbliższych, wrogów irywali.

Jeden rebeliant kopie szturmowca, ten się przewraca, szturmowiec skacze nad przewracającym się pod nim ciałem innego szturmowca. Szturmowiec Śmierci strzela i bez litości zabija każdego wroga. Następuje wybuch granata. Jedni padają, drudzy szybują a inni w porę odskakują w samym środku wybuchu. Szał wojny ogarną ich wszystkich. Obudzili swedzikie instynkty. Zabijają bo muszą, bo trwa wojna. Wieczna wojna.(*Od Autora: Wiem jestem piźnięty*)

Wszystkie cele zostały wykonane. Grupa 1 odbiła więźniów ponosząc jednak spore straty.Grupa 2 dzielnie i zacięcie odpierała ataki szturmowców wspieranych przez AT-DP. Mimo olbrzymiej przewagi Imperium nie zdołało się przedrzeć ale za to zadało srogie straty rebeliantom. Wszędzie walały się trupy i resztki wyposażenia.Okropny widok. Lepiej poszło grupie 3 która bez większych strat wykonała zadanie przy okazji wysadzając centrum dowodzenia bazy.Myśliwce zdołały się uporać z siłami powietrznymi Imperium ale stracono wiele maszyn które ciężko będzie zastąpić. Teraz jednak wszyscy wracali do rodzimej floty w nadziei iż nie długo będą już bezpieczni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro