Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XIII

Kessel - Kannan



,,A skąd ta pewność mój drogi Kannanie że mnie znałeś?" - to pytanie powtarzało się kilku krotnie w mojej głowie przez co na chwilę straciłem kontakt z rzeczywistością - ,,Co on chciał przez to powiedzieć" - pytam sam siebie. Wtem w ostatniej chwili dostrzegam jak Ezra szarżuje na mnie i niemal przebija czerwonym mieczem moją klatkę piersiową ale na szczęście w ostatniej chwil odskoczyłem lekko w bok a jego miecz odbiłem swoim. Przez chwile się siłowaliśmy mieczami po czym lekko się od siebie odsunęliśmy by po chwili zasypać się serią uderzeń. Syk mieczy i zapach rozgrzanego powietrza wypełniło otoczenie. Ezra przy każdym ciosie wydawał z siebie dziwne a nawet straszne dźwięki a w jego oczach widniało szaleństwo, chęć mordu i.... radość? W końcu odskoczył na dalszą odległość by złapać oddech i nie powiem walka trwała dobre kilka chwil a i ja miałem tego już dość!

Nagle do moich uszu przywędrował złowieszczy śmiech. Spojrzałem na Ezre i przybrałem pozycje obronną.

- Nawet nie wiesz jak długo czekałem na tą chwile – powiedział spokojnie jakby szaleństwo które przed chwilą go opętało nigdy nie istniało... ale nagle jego źrenice przerażająco szybko się zwężyły i krzykną – NAWET NIEWIESZ JAK BARDZO CHCIAŁEM CIE ZABIĆ! - krzyczał a jego głos nie przypominał ludzkiego.

Wtem znów się na mnie rzucił wykonując w powietrzu potężny piruet lecz ja wbiłem w sam jego środek miecz co go zmusiło do stanięciu na nogach w mocno wygiętej pozycji. Przygniatałem go mieczem w nadziei że go przewrócę alewtedy całą siłą odepchną mnie i przyjął pozycje bojową. W tym samym czasie ruszyliśmy biegiem na siebie i skrzyżowaliśmy miecze. Zaczęła się kolejna wymiana ciosów



Hera


- Wszyscy do statków! - wołam – Wynosimy się z tond! - patrzę na zebranych – A gdzie Kannan? - pytam się

- Walczy z Chłopakiem – odpowiada mi były żołnierz Imperium a ja patrzę na niego z niedowierzaniem w oczach – Jak mi nie wierzysz to sama zobacz – powiedział i wskazał palcem na wprost ale w tym dymie ledwo na było coś dostrzec. Widzę Ahsoke walczącą z Inkwizytorem i żołnierzy obu stron wściekle się ostrzeliwujących. Wtem ich dostrzegam choć chyba wolała bym nigdy tego nie widzieć. Szturmowiec miał racje. Walczą. Poczułam jakby coś ukłuło mnie w serce. A więc tak się czuje matka kiedy widzi kiedy jej dzieci zabijają się nawzajem. Szybko się opanowałam. Teraz musiałam być silna. Wpadłam na pewien pomysł – Sabin! - Krzyknęłam a dziewczyna odwróciła się do mnie – Czas abyś zademonstrowała nam trochę swoich artystycznych zdolności – powiedziałam i wskazałam w stronę Kannana i Ezry na co ta lekko posmutniała.

- Już się robi – powiedziała i pobiegła przed siebie



Sloane


- ,,Co to było" - pytam się siebie - ,, Te oczy, ten uśmiech i ten śmiech, co z nim nie tak" - Siedziałam schowana bezpiecznie za sceną i myślałam nad zaistniałą sytuacją - ,, Nigdy więcej się na coś takiego nie piszę" - postanawiam


*Retrospekcja*


- Więc jeszcze raz żebym dobrze zrozumiała – powiedziałam do Kallusa – Ja będę stała w jego przebraniu na scenie i niby grozić mu mieczem – wskazałam na Cienia – W nadziei że w celu ratowania towarzysza wszystko nam wyśpiewają? - spytałam retorycznie

- Tak jest szansa że by go ratować wyśpiewają nam wszystko – oznajmia Kallus

- W sumie podoba mi się ten plan – powiedział Cień

- A co jeżeli nic nam nie powiedzą? - pytam

- To po prostu ich rozstrzelamy i tyle – oznajmia Kallus

- Ale jest jeden szkopuł – powiedział Cień

- Jaki? - pyta się Kallus

- Będę musiał jej pokazać twarz – oznajmia

- Cieniu – Kallus łapie się za głowę – Zlituj że się ona nikomu nie powie – mówi do niego

- Przyrzekam ci że nie pisnę ani słowa na twój temat – zapewniam go a ten się przez chwile zastanawiał

-No dobra – w końcu się zgadza

- Dobrze to ja idę przekazać plan Inkwizytorowi a wy się tu przebierzcie – oznajmia i kieruje się w stronę wyjścia

- Chwila co? - pytam się zażenowana

- No co musicie stąd wyjść już przebrani by nikt się nie domyślił podstępu, zaraz ci przyniosę ubrania Cieniu – oznajmił i wyszedł z wrednym uśmieszkiem a ja patrzyłam przed siebie z pustym wzrokiem

Wtem z transu wybudziła mnie machająca ręka Cienia. Spojrzałam na niego po czym złapałam jego rękę i odepchnęłam od siebie.

- Dobra do roboty – powiedziałam i zaczęłam się rozbierać a po chwili on poszedł w moje ślady

Zaczął zdejmować maskę i ujrzałam jego długie granatowe gęste włosy i lekko opaloną młodą twarz. Zaraz kojarzę go i lekko się zaśmiałam.

- Teraz cię pamiętam z akt Ezra Bridger czy tak – pytam na co on tylko prychną

- No i? - spytał bez emocji

- Jak to się stało że do nas dołączyłeś? - spytała

- Zawsze byłem z wami – odpowiedział

- Ale czy przypadkiem twoi rodzice nie.... - nie dał jej skończyć

- Nie wracajmy do tego to już przeszłość liczy się przyszłość – oznajmił czym mi zaimponował


*Teraźniejszość*


Z zamyśleń obudził mnie ogromny huk. Zdjęłam tą maskę i spojrzałam zza skrzyń co się stało. Nagle spostrzegam leżącego ogłuszonego przez wybuch Cienia.



Sabin


Skradam się wśród strzałów i trupów zakładając ładunki wybuchowe a obok odpowiednie pojemniki z farbą. Staram się nie myśleć o Ezrze, nie teraz. Dobra jeszcze ten ładunek tu i możemy zaczynać. To będzie piękne wybuchowe dzieło sztuki. Te wychodzą mi najlepiej i wszyscy puki co je chwalą , prócz Imperialnych. Zacofani. Nie znają się na sztuce wybuchów. Lubię malować na ścianach czy innych obiektach ale prawdziwa sztuka trwa tylko przez chwile.

- ,,Dobra to ostatnia" - mówię do siebie i biegnę szybko do Hery. Po przebiegnięciu paru metrów dobiegam do celu. Bitwa była chaotyczna ale to nie był problem – Gotowe na twój znak – powiedziałam i pokazałam jej detonator na co ta kiwnęła głową i wcisnęłam guzik po czym rozległ się potężny Huk a dym który się uniósł uformował się w kształt symbolu rebelii. Mówiłam. Wybuchy to sztuka.


Cień


Cios mieczem wbok zablokował więc kopie Kannana w brzuch a następnie mały piruecik i kopie go w w jego prawy policzek a ten się przewraca. Szybko do niego podchodzę i odpycham miecz po który próbował sięgnąć. Uśmiecham się bardzo szeroko z radości że w końcu go wykończę. Nagle nastąpił jakiś wybuch przez który straciłem równowagę lecz nie upadam ale wykorzystał to Kannan i szarżując na mnie uderza mnie z całej siły swoją głową moją a następnie resztkami sił kopie mnie w pierś co wyrzuca mnie na kawałek od niego. Wszystko to trwało kilka sekund. W tym momencie chyba straciłem przytomność.



Kallus


Ten huk był tak potężny że wszystkich przewrócił na ziemię. Szybko się podniosłem i od razu spostrzegłem Cienia leżącego na ziemi i natychmiast do niego popędziłem. Złapałem go za głowę i szybko sprawdziłem puls. Żył. Nagle koło mnie pojawiła się Sloane.


- Daj pomogę ci – oznajmiła za co byłem jej dozgonnie wdzięczny zanieśliśmy go w bezpieczne miejsce w bazie



Kannan


Próbowałem się podnieść ale bul głowy był tak wielki że mi to uniemożliwił. Wtem poczułem że jacyś ludzie łapią mnie zaramiona i podnoszą. Początkowo się przestraszyłem. Myślałem że to Imperialni. Ale szybko dostrzegłem że noszą błękitne mundury czyli to nie mogli być Imperialni. Zauważyłem też że taszczą mnie do naszego transportowca. Wsiadłem otumiony do statku który pochwili wystartował. Zobaczyłem nad sobą twarz Hery.

- Kannan wszystko dobrze jesteś bezpieczny – oznajmiła

- Ty to masz szczęście Jedi – oznajmił oschły głos byłego szturmowca

- Ta, cały ja – zażartowałem - Gdzie lecimy? - spytałem

- Na Orlika – wyjaśnił jeden z żołnierzy – Okręt flagowy Izuri tam będziemy bezpieczni – dokończył

- Tej Izuri? - spytałem – Myślałem że wasz rząd skapitulował – powiedziałem

- Rząd tak ale Armia Izuri nigdy nie kapituluje – oznajmił z dumą żołnierz i przyznaje ten entuzjazm był zaraźliwy a po chwili widzieliśmy za iluminatorem ów statek i bitwę która się wokół niego toczyła.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro