Historia Poboczna - Kallus
Gdy go poznałem początkowo niezbyt mnie zainteresował. Wydawał się być zwykłym młodych chuliganem. Taki miejscowy żartowniś. kilkakrotnie obrzucał moich ludzi bobami z farbą. Bardzo nas to irytowało. Dziwiło mnie że nie ruszało to ludzi z tutejszego garnizonu a nawet wydawali się równie bardzo rozbawieni co ten dzieciak. Nie rozumiałem tego. Jednak zmieniło się to podczas pościgu za dwójką rebeliantów.
Ukradli część naszych zapasów amunicji ale w porę ich wykryliśmy. Trochę ich ścigaliśmy ale ostatecznie udało się ich dopaść w jednym z zaułków. To jednak była płapka. Mnie i moich pięciu ludzi otoczyła w sumie banda 12 rebeliantów. To tego jakimś sposobem odcięli nam łączność!
To właśnie w tedy kiedy byliśmy skazani na łaskę bądź niełaskę buntowników... To Ezra nas ocalił. Przynaje że minu szoki kiedy rebelianci oberwali kilkoma bombami z farbą do dziś mnie bawi. To dało nam sposobność dzięki której obezwładniliśmy większość z wrogów. Jednemu z nich jednak udało się zbiec więc pognałem za nim. Dopadłem go na targu gdzie mnie zaatakował. Zaciekle walczyliśmy na pięści. Gdy już myślałem że zdobywam przewagę ten chwycił jakąś twardą rurkę i z całych sił mi nią przyłożył.
Bolało okropnie. W tedy myślałem że to już mój koniec. Że zginę tu! I w tedy gdy miał zadać mi kolejny cios dojrzałem jak coś się na niego rzuca. Gdy się lekko podniosłem zobaczyłem Ezrę siłującego się z rebeliantem. Targał go za włosy i drapał jak wściekły kociak. Opamiętałem się dopiero kiedy rebeliant złapał go za barki i odrzucił daleko w bok.
Krew we mnie zawrzała. Poderwałem się z ziemi, wyjąłem blaster i wystrzeliłem. Zaskoczony buntownik padł martwy. Jak najszybciej podbiegłem do dzieciaka... którego już nigdzie niebyło. Znikną niczym zjawa.
Ponownie spotkałem go po tygodni... W Imperialnych koszarach. Bawił się ze szturmowcami. Siedział na baranach u jednego z nich i udawał że go ujeżdża. Byłem trochę w tedy zły bo wpuścili do obiektu cywila ale oni powiedzieli w tedy że to u niego norma. Że sam się tu wślizguje co jakiś czas i że wszyscy się już do tego przyzwyczaili.
W tedy się mu nie przedstawiłem. Szczerze wolałem go unikać. Przymknąłem oczy na jego wybryki i pozwoliłem na te jego odwiedziny.
Z czasem zacząłem się do niego coraz bardziej przekonywać i sam zacząłem go lubić. Wieczne uśmiechnięte dziecko o nieograniczonych pokładach energii.
I to właśnie niedługo po tym doszło wybuchu w jego domu i początek naszej... nowej znajomości.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro