38
Tristan wraz ze swoimi dwoma towarzyszami był zaskoczony tym jaki rozkaz otrzymali z samego rana. Oni plus 10 Szturmowców z Dżedpakami miało udać się na jakąś zapyziałą Farmę Wilgoci. Tam mieli uzyskać dalsze instrukcje od oddziału mającego liczyć około 8 ludzi.
Od ponad godziny siedzieli w Marauderze Tresksklera którym dowodził jakiś podporucznik i dwóch pilotów.
- Ktoś wie po cholerę nas wysyłają na takie zadupie? - Spytał Floki, najmłodszy z obecnych Mandalorian
- Masz na myśli Farmę czy może całą tę planetę? - Spytał sarkastycznie Ragnar, najstarszy z trójki
- A czy na jedno nie wychodzi? - Odpowiedział pytaniem na które szturmowcy zachichotali
- Podporuczniku, jak daleko jeszcze do celu? - Spytałem
Podporucznik, na oko mający około 20 lat, skrzywił się na moje pytanie ale spojrzał na urządzenie odmierzające czas.
- Do celu zostało nam około 1 godziny - Odparł tracąc nami zainteresowanie
- Wee, panowie proponuje partyjkę - Zaproponował najmłodszy
Szturmowcy nie odmówili i przyjęli propozycją wielkim entuzjazmem. Ja pozostałem jedynie biernym obserwatorem. Bowiem miałem dziwne przeczucie że coś grubego się kroi. I jakoś nie mogłem się wyzbyć myśli w której widziałem swojego przyszłego szwagra.
Lothal
Minister Tua przechodziła istne załamanie nerwowe. Jej córka zaginęła. Jej porywacze nadal nie wysłali im żadnej wiadomości. Łzy same cisnęły jej się do oczu. Wszystko co robiła, egzekucje, podatki, wysokie normy, wszystko to było dla bezpieczeństwa jej córki. Ale ta teraz zaginęła. A jak coś jej zrobili. Ona ma ledwo 10 lat. Gdyby nie Kornwalski już dawno by się załamała. Ufała mu jak mało komu.
Był u niej ledwo 1 godzinę temu. Zapewniał ją że mają trop. Tylko to ją trzyma przy zmysłach. To że odzyska córkę.
Tym czasem Porucznik Kornwalski zszedł do podziemnego kompleksu więziennego. Czekał tam na niego Komodor.
- Poruczniku? Jak się sprawy mają? - Spytał
- Minister nic nie podejrzewa - Odparł Kornwalski - Cumberlayne co prawda ostrzega ją regularnie ale sam nie zdaje sobie sprawy z naszego planu - Odparł Porucznik
- To dobrze - Komodor był wyraźnie zadowolony - Wódz się obudził, Cumberlayne nie zdoła nas powstrzymać, ma zbyt małe wpływy - Zadowolony zajrzał do jednej z cel - Po za tym to my mamy tutejszą kartę atutową
W ciemnej celi siedziała drobna dziewczynka. Skulona w koncie, trzęsąca się ze strachu. Była kluczem, lecz o tym nie wiedział
Baza Piorun
Sabin i Ezra wraz z towarzyszącym im Erickiem i dwoma szturmowcami, przechodzili zatłoczonym korytarzem bazy. Ezra robił to by się rozruszać i przy okazji porozmyślać nad paroma sprawami. Sabin natomiast nie chciała zostawiać go samego. Eric za to po ostatnim incydencie chciał być blisko Ezry by móc się w jego oczach zrehabilitować ale tak na wszelki wypadek poprosił o eskortę dwóch żołnierzy.
- To przypomnij mi Eric, czym było to zamieszanie przez które musiałem wstać, jak większość ludzi w bazie, o tak Barbarzyńskiej porze? - Spytał zaspany i zirytowany Ezra nie przerywając kroku
Eric zmieszany spuścił wzrok. Sabin rozbawiona złapała go za ramię by dodać mu otuchy i posłała mu szeroki uśmiech i kciuka na pocieszenie co jednak Ericowi nie pomogło.
- To... To tylko problemy z przemytnikiem który najwidoczniej nie wiedział o umieszczonej to Imperialnej Bazie - Bronił się próbując zachować poważną minę
- Ale czy do schwytania go naprawdę potrzebowaliście całej eskadry? - Powiedziawszy to westchnął kręcąc głową dłubiąc palcem w prawym uchu krzywiąc minę - Do tego połowa statków nie nadaje się do pilotażu - Jęknął przenosząc rękę na prawą cześć twarzy - Do tego część pilotów doznała poważnych kontuzji - Żalił się zdegustowany tym wszystkim
- Tak tak, przepraszam, tylko mi wybacz - Poprosił Eric robiąc psie oczka - Pilota wraz z jego drugim pilotem zamknęliśmy tymczasowo w jednym z kontenerów w Hangarze gdzie przenieśliśmy statek bo...
- ... Przez Niekompetencje i głupotę więzienie zrobiło wielkie JEBUDU! - Wtrąciła mu się Sabin którą to wszystko bawiło a Eric posłał jej nienawistny wzrok na co Sabin konspiracyjnie się zaśmiała
- Widzę że zaczęliście się dogadywać - Powiedział zrezygnowany Ezra
- A jakże
- Nie, Skąd!
Powiedzieli to jednocześnie po czym Sabin chichotała a Ericowi pękały żyłki.
Akurat przechodziła koło nich jakaś oficer Imperialna mająca bardzo piękne kobiece kształty. Eric powędrował za nią wzrokiem zapominając o wcześniejszych nerwach. Jednak jednocześnie zwolnił kroku i wpadł na żołnierza im towarzyszącego. Zirytowało to żołnierza który pchnął Erica na przód kolbą karabinu.
- Patrz na Przód - Nakazał Ericowi żołnierz
- To tylko inspekcja żołnierzy, Kapralu - Odparł Eric z cwanym uśmiechem a Sabin na to przewróciła oczami
Ezra uśmiechnął się, o mało się nie śmiejąc. Eric co jak co był jego ulubieńcem, najlepiej go rozumiał i potrafił rozbawić.
- A gdzie nasza droga Sloane? - Spytał Ezra
Sabin natychmiast poczuła niepokój. Stanęła w miejscu co zaniepokoiło Ezre.
- Coś... się stało? - Spróbował się uśmiechnąć ale wiedział jak fałszywie to wyszło
Po minucie ciszy, ciężkiej dla Sabin i Erica, podczas której Ezra nikogo nie popędzał, Sabin w końcu zdobyła się na odpowiedź.
- Wielki Moff Tarkin odwołał ją spod twojego dowództwa na tydzień przed twoim przebudzeniem - Powiedziała z bólem serca, bo normalnie by się do tego nie przyznała, ale polubiła Sloane i uważała ją za... kompankę, ale ta musiała odejść, a i Ezra ją bardzo lubił i słusznie zgadła że ta wieść nim wstrząśnie
A zależało Ezrze na Sloane bardziej niż ktokolwiek mógł myśleć. Tak jak na Ericu, Sabin. Poczuł strach i panikę jakiej nie zaznał od bardzo dawnych czasów. Po raz pierwszy jego plan się sypał. Wiedział że to przez brak czujności. Dał się rozproszyć. Przyrzekł sobie że nigdy więcej. Teraz jednak musiał dać upust swoim emocją.
- Co!? Nienienie! - Powtarzał sobie licząc że to jakiś żart - Toto, to wszystko.... - Nie potrafił się wysłowić przez swą obecną bezsilność - Kurwa! - Walnął pięścią w ścianę
Nagle poczuł przeszywający ból z tyłu głowy. Jakby cos rozsadzało go tam od środka.
- Ezra co ci jest? - Zaniepokojona Sabin złapała Ezre w obawie że ten mógłby upaść
- Wyczuwam... - Erza ledwo opanował zawroty głowy - Wielki mrok - Odparł podchodząc do Iluminatora skąd miał idealne widzenie na zewnątrz bazy
Sabin patrzyła jak Ezra spogląda w niebo jakby spodziewał się zaraz coś tam zobaczyć. Jednak nic po za chmurami i ptakami się nie znajdowało. Tylko czyste niebo nieskażonej przez cywilizację planety.
W tedy z nadprzestrzeni wysoko nad bazą wyszedł Imperialny Niszczyciel. Po nim kolejny i kolejny i nagle kilkanaście naraz a z nich natychmiast zaczęły wylatywać myśliwce TIE kierując się w stronę ich placówki! Nikt szczególnie się tym w bazie nie przejął puki myśliwce nie ostrzelały bazy powodując w pierwszej fazie ataku olbrzymie zniszczenia, wprowadzając chaos i strach w pracownikach Bazy.
- Imperialni atakują swoich!? - Krzyknęła wstrząśnięta Sabin w myślach
Nie była w tym osamotniona. Oficerowie, żołnierze, personel, wszyscy ci ludzie którzy byli wraz z nimi na tym korytarzu z przerażeniem i niezrozumieniem parzyli na to co się wokół nich dzieje.
- Sidius zdecydował się na atak! - Warknął do siebie na głos Ezra ze złością wpatrując się na chmarę myśliwców lecącą nad ich głowami
Myśliwce ostrzelały miejsca w pobliżu ich pobytu, zielone promienie niosącej śmierć plazmy uderzały raz po raz w stalowe poszycie bazy pokazując swą niszczycielską moc, przez co ściany popękały i powylatywały z nich kable, elektronika zaczęła wariować i miejscami się przepalać. Zdezorientowani ludzie zaczęli się rozbiegać we wszystkie strony w poszukiwaniu kryjówki lub drogi ucieczki. W bazie w końcu uruchomił się alarm.
- Musimy się stąd wydostać - Oznajmił twardo Ezra
- Nasze wahadłowce nie umkną myśliwcom! - Zaprotestował Kapitan, szturmowiec towarzyszący im na prośbę Erica
Ten odkrząknął zwracając na siebie uwagę.
- Cóż... - Zaczął nieśmiało z cwanym uśmiechem - Zgadnijcie kto ostatnio przechwycił najszybszy statek w Galaktyce? - Spytał retorycznie z szerokim uśmiechem i błyskiem w oku
Lothal, Rebelianci
Kannan i reszta załogi Ducha wraz z Komandorem Sato czekali oczekiwali na Ashoke w jednym z opuszczonych domów na Przedmieściach miasta. Wszyscy byli podenerwowani napiętą sytuacją. Od czasu uwolnienie więźniów z Perseusza w zasadzie nie napotykali większych trudności w swoich działaniach co jednak ich bardzo niepokoiło bo tak jak zaczęła się ich dobra passa tak stracili trop Ezry całkowicie. Jakby rozpłynął się w powietrzu. I w tedy dostali wieści o zaginięciu Córki Minister Tuy a które oczywiście obwiniono Rebelie co było kłamstwem. Dla Kannana oczywistym było że stoi za tym Ezra i mimo iż martwiono się obsesją jaką ten dostał na jego punkcie to tym razem dowództwo uznało że może być w tym ziarnko prawdy. Szczególnie poparł go w tym X-15, który z małym Rinem, który okazał się być wrażliwy na moc i który po ciężkich oporach ze strony Kannana rozpoczął szkolenie Jedi, byli od teraz najbliższymi mu osobami. Oczywiście Sabin dalej była jego wielką miłością a Zeb towarzyszem. Bracia Alex i Huks również nie byli mu obojętni ale to z byłym Imperialnym Żołnierzem i młodzikiem Kannan zbudował prawie rodzinne więzy. Hera nie miała mu tego za złe. Uznała że ich związkowi przyda się przerwa.
Do domu bez ostrzeżenia weszła Ashoka. Zrobiła to bez podania wcześniej umówionego sygnału.
- Co się stało? - Spytał Komandor
- Wybacz, ale ledwo uciekłam ogonowi - Wyjaśniała - Mieliśmy racje, to Imperialni stoją za porwaniem Córki Minister
- Wiedziałem - Odparł Kannan
- Pytanie teraz brzmi co robimy z tym faktem - Zastanowił się Sato
- Tua wbrew pozorom ma poparcie mieszkańców Lothal- Zauważyła Hera- Może gdybyśmy zwrócili jej córkę...
- To ta przyłączyła by planetę do Rebelii! - Wykrzyknął podekscytowany Alex wchodząc w słowo Herze której to jednak nie uraziło
- Plan dobry, ale muszę go najpierw omówić z dowództwem - Odparł Sato - Jednak jestem dobrej myśli
We wszystkich jakby wstąpił nowy duch. Szykuje się jedna z najważniejszych akcji przeciwko Imperium która może im się powieść! A w bonusie jest utarcie nosa Ezrze którego uważają za pomysłodawcę porwanie Córki Tuy.
Tristan
Nie rozumiałem powodu i celu w tak błahej sprawie jakim był jakiś chłopiec z pustynnej planety. Oddział który na nas czekał okazał się być złożony z 6 szturmowców i dwóch gościach w ciemnych płaszczach i z białymi maskami na twarzach. Ci w maskach którzy okazali się być dowudzcami wydali prosty rozkaz. Szturmowcy z dżetpakami mieli pokryjomu okrążyć farmę a ja z moimi dwoma kolegami mieliśmy ubezpieczać zamaskowanych i szturmowców. Instrukcje jasno mówiły że celem jest mieszkający tak chłopiec. Wszystko ma odbyć się możliwie bez walki. Porucznik, dowudzca wozu którym tu przybyliśmy, miał pozostać na miejscu i czekać na dalsze instrukcje. Był ich planem awaryjnym choć nie wiem co dokładnie mieli na myśli tak go określając. Plan główny zakładał odlot promem. Może spodziewają się że ktoś mógłby przybyć z pomocą chłopcu? Czy to możliwe? Bo to by znaczyło że jest kimś znaczącym. Syn jakiegoś watażki? Gangstera? Biznesmena? To wszystko wydawało się Tristanowi bardzo dziwne.
Baza Piorun
Baza drżała w posagach a ze wszystkich stron wyły sygnały alarmowe a oczy raziły czerwone światła świadczące o złe sytuacji w której personel się znalazł.
Po szoku jakim był atak był atak na Bazę niektóre oddziały i grupy ludzi, zebrane z przeróżnych oddziałów o przeróżnych specjalizacjach, próbowali stawić opór siłą atakującym. Jednak były to, prawda chwalebne, ale jednak próżne wysiłki.
Po krótkiej wymianie zdań wyższych dostępnych dowódzców i o uzyskaniu zgody od Ezry Brodgera, będącego głównodowodzącym Placówki, podjęto ciężką decyzję. Ze wszystkich Interkomów nadano jeden prosty komunikat.
- "Obrona bazy przełamana! Rozpocząć Ewakuację!"
Ezra wraz z Erickiem, Sabin i dwujką szturmowców byli już bardzo blisko Hangaru gdzie miał znajdować się ich transport gdy ostrzelała ich jedna z Inwazyjnych grup szturmowych Imperium. Szturmowcy słóżący Ezrze nie zawachali się i odpowiedzieli ogniem dzielnie osłaniając odwrót swoich dowódzców.
Ezra gdy tylko wybiegł na korytarz prowadzący już bezpośrednio do Hangaru wyciągnął swój świetlny miecz i z gniewem odpalił go odbijając pociski wystrzelone w jego kierunku i uderzając nim w zaskoczonych agresorów. Sabin biegnąca tuż za nim dobyła swoich blasterów i osłaniała go ogniem. Eric gdy tylko wbiegł do korytarza przystopował swój bieg zaskoczony walką jaką zastał. Imperialni technicy, oficerowie mniejszej rangi, piloci, inżynierowie, szturmowcy, mroczni szturmowcy i trzech zamaskowanych agentów Ezry, ramię w ramię odpierali oddziały Imperium które ich napadły.
Nagle usłyszał za sobą stukot stup wielu osób. Z niepokojem odwrócił się za siebie w idealnym momencie by zobaczyć jak za dalszego korytarza wyłania się grupa Szturmowców biegnąca w ich stronę. Sztórmowcy bazy akurat zatrzasnęli wejście do korytarza z którego przyszli gdy jeden z napastników rzucił w nich granatem.
- Uwaga! - Krzyknął Eric a żołnierze zdążyli jedynie spojrzeć na granat nim ten eksplodował wyrzucając ich na sporą odległość
Eric zasłonił się rękami przed odłamkami. Był zbyt daleko by fala wybuchu mogła mu cokolwiek zrobić. Spojrzał na żołnierzy którzy teraz leżeli prawie u jego stup. Kapral jeszcze żył ale jego towarzysz był już na drugim świecie. Eric poczuł złość. Z kamienną twarzą ruszył przed siebie wyjmując z za pasa dwa blastery. Szturmowcy dalej biegli w ich stronę nie przerywając ostrzału. Eric wyłączył swoje uczucia. Nauczył go tego Ezra. Wycelował jeden z blasterów i wystrzelił dwa pociski. Trafiły idealnie w cele kładąc na ziemi dwoje szturmowców. By ominąć pociski wroga obrócił się wokół własnej osi oddając strzały do wroga kładąc martwych kilku kolejnych agresorów. Jednak szturmowcy ułożyli szyk. Nawet z tak dobrym celem Eric był w kropce. A le w tedy do walki wrócił Kapral. Z krzykiem pełnym złości strzelał do wroga. Razem z Ericem położyli wszystkich gęstym trupem. Lecz nadbiegająca druga większa fala wrogich wojsk zmusiła ich do wycofania się do Hangaru
Sabin wraz z Ezrą kończyli właśnie oczyszczania Hangaru z wrogich żołnierzy więc gdy Eric z Kapralem wbiegli do Hangaru natychmiast zamknęli wejście po czym zniszczyli terminal całkowicie unieruchamiając komukolwiek wejście.
- Mój Statek! - Krzyknął jakiś Mężczyzna o brązowych włosach noszący białą koszulę a na niej miał jeszcze czarną kamizelkę
Za nim wybiegł Wookie wyjąc i warcząc co chwilę.
- Kto to? - Spytała Sabin
- Pilot i jego towarzysz - Odparł spokojnie - Han Solo i Chewbacca - Przedstawił ich
Wszyscy w Hangarze spojrzeli sceptycznie na statek zwany Sokołem Tysiąclecia który w ich oczach był walącą się kupą kosmicznego śmiecia. Ezra nachylił się nad Erickiem i szepnął mu konspiracyjnie.
- Poleci?
- Piękny może nie jest ale wystarczająco Hardy - Szepnął mu w odpowiedzi Eric po czym machnął w stronę żołnierzy i personelu by pakowali się na statek i też tak wszyscy uczynili na przekór złości Hana
Ich uwagę przykuł świst przelatującego Wahadłowca. Chwilę później do Hangaru wleciał i wylądował Imperialny Wahadłowiec.
- Kapitanie - Zwrócił się do dalej zezłoszczonego Hana klnącego pod nosem na Imperialnych - Przygotuj statek - Kiwnął Ericowi na znak że ma iść z Hanem i go pilnować - To nasza walka - Powiedział do Sabin idąc w stronę statku skąd wyczuwał potężną siłę
Eric chciał w pierwszym odruchu go zatrzymać ale wiedział że to daremne. Spojrzał więc tylko na Sabin prosząc by strzegła Ezrę. Ta obiecała mu to poprzez kiwnięcie głową po czym ruszyła za Bridgerem a chwile później Eric zrobił to samo w stronę Sokoła.
Byli już w połowie drogi do wachadłowca gdy ze statku wyszły dwie postacie. Tym którym trzymał się z tyłu był, ku zaskoczeniu, smutku i złości Ezry jego, były, przyjaciel, Wielki Inkwizytor. Jednak osoba za którą szedł sprawiła że pożałował że nie kazał Sabin uciekać na statek.
Bo w Walce z Lordem Vaderem nie ma miejsca na słabości.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro