Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

36

Powyżej macie moi mili utwór który uwielbiam od dzieciństwa, odkąd pamiętam, a że pochodzę z rodziny patriotów zawsze mnie wzruszał, i który zainspirował mnie do napisania wielu rozdziałów wielu książkach ale szczególnie tu, w tym rozdziale 

Dziękuje ci panie Dębski

Dziękuje ci najświętszej pamięci panie Sienkiewicz 

Dziękuje ci Polsko że trwasz 

Dziękuje ci moja rodzino, może nie idealna, ale moja i z zasadami

Dziękuje ci moje życie, nie zawsze łatwe i sprawiedliwe ale takie co sprowadziło mnie do tej strony

Ale przede wszystkim dziękuje wszystkim moim czytelnikom którzy czytają nie tylko tą ale i inne moje książki

Odstępują one od wszystkich innych

Nie wyjątkowością, nie profesjonalizmem ale swą ORGINALNOŚCIĄ 

Dzięki nim mogę wyrażać siebie, nie bać się krytyki, mogę być sobą i za to dziękuje

Ten rozdział dedykuje wszystkim 

Mojej rodzinie, Polsce, Japonii (mojej duchowej ojczyźnie), Wattpadowi ale przede wszystkim głównie wam wszystkim

Niech Moc będzie z nami... Nie.. Niech Moc będzie z Wami, już na zawsze a nawet i dłużej

Dziękuje i zapraszam na rozdział 



Kannanowi i reszcie ledwo udało się uciec Inkwizytorom choć nie obyło się od szarpaniny z tym związanej. Jednak ci podjęli pościg za nimi. W takiej chwili Kannan dziękował Mocy w myślach za to że zwerbowali X-15. Co jak co ale jak zacznie strzelać to wszyscy na ziemię! Jak nie trafi we wroga to przynajmniej go skutecznie zatrzyma. 

Kannan natomiast uciekając z innymi biegł ostatni. Co jakiś czas zatrzymywał się krzyżując miecze z Inkwizytorami by choć na chwile ich powstrzymać ale niestety najdłużej do zdołał z nimi krzyżować miecze nie dłużej niż pół minuty. Ale dostrzegł coś i zrozumiał jednocześnie choć dopiero po kilkunastu minutach w pełni wszystko pojął. 

- Nie jesteście Inkwizytorami!  - Krzyknął Kannanrobiąc zamach na przeciwnika

 Zaskoczeni posiadacze czerwonych ostrzy przez te słowa które ich zaskoczyły o mało nie stracili głów ale w porę odskoczyli po czym wymienili z Kananem kilka szybkich ciosów mieczami.

- Jestem zaskoczony że się domyśliłeś - Stwierdził jeden z nich nawet nie próbując zaprzeczać  słowom Kannana - Po czym, poznałeś? - Spytał autentycznie ciekawy 

- Inkwizytorzy nie odstępowali by chronionego więźnia choćby za cenę życia a was nie było gdy go odnaleźliśmy i nawet po tym nic nie robiliście choć z pewnością wiedzieliście że rozmawiamy z nim w celi! - Odpowiedział gniewnie - A to oznacza że nie tylko nie jesteście z Inkwizycji ale też wyjawia fakt komu tak naprawdę służycie i że to wszystko było jego planem! - Chciał to ukryć, powstrzymać, ale łzy same cisnęły mu się do oczu - To pochwycenie Ezry na Lothalu, jego zeznania, cała ta bitwa, odnalezienie więźnia to jego plan czyż nie!? - Krzyknął na dwójkę przeciwników którzy popatrzyli po sobie a po mimice ciał można było dostrzec spore zaskoczenie       

Nagle jeden z nich zaczął się głośno śmiać.

- Pacz Omego, plan Cienia został jednak odkryty - Powiedział z wyraźną kpiną cały czas chichocząc 

- Nie będzie zły że im to mówimy moja Alfo? - Odparł drugi z wyraźną Troską która zaskoczyła Kannana 

- Jestem pewien że nie - Odparł szybko niejaki Alfa - Wszystko bowiem już zostało załatwione co trzeba było! - Krzyknął z dumą Alfa a Kannan dałby sobie rękę uciąć że widział przez chwil jak Omedze nogi drżą na ren głos 

- O czym wy...? - Chciał spytać łamiącym się głosem

- Jak to o czym? - Niemal krzyknął podekscytowany Alfa - Senso! Sensoda! - Krzyczał w swoim języku, nie pamiętał z jakiej planety pochodzi ów język ani jak on sam się nazywał ale pamiętał że to słowo kojarzyło mu się z walką, i jakby oczarowany własnymi słowami a Kannan nawet nie zdążył się nad tym zastanowić gdy został zaatakowany przez Omege jakby słowa Alfy były jakimś znakiem 

Tym czasem w przestrzeni kosmicznej Rebelianci utrzymywali przewagę. Szyk obrońców został rozerwany i Lekkie Statki Imperialne zostały odepchnięte na znaczną odległość, odpowiednią dla sił Rebelii, by nie przeszkadzały w operacji uwalniania więźniów. Większość drużyn zakończyło swoje zadania, pozostało już ich tylko kilka. 

- Admirale! Wroga Flota wychodzi z Nadprzestrzeni! - Krzyknął jeden z oficerów na mostku Admirała Radusa 

Ze sterburty wyłoniło się 7 Niszczycieli typu Imperial. Miały przewagę ogniową i strategiczką. Starki Rebelii były ustawione do nich bokiem więc mogły wykorzystać przeciwko nim jedynie połowę swej siły ognia która i tak w całości była drastycznie mniejsza od potęgi siły ognia Straszliwych Niszczycieli. 

Generał Tagge, który dowodził siłami Imperium które przybyły na odsiecz, był profesjonalistą i człowiekiem bardzo przezornym. Zdawał sobie jako jeden z nielicznych ludzi w Imperium o realnym zagrożeniu ze strony Rebelii i nie zamierzał ulegać im żadnym aspekcie.

- Niech myśliwce zajmą siły powietrzne wroga nim nasze okręty zbliżą się na odpowiednią odległość względem sił nieprzyjaciela - Rozkazał oficerom na bieżąco słuchających i wykonujących jego poleceń - Gdy tylko przejmą w pełni panowanie w przestrzeni wysłać na stacje siły desantowe ze wsparciem - Dodał nad wyraz szybko - Tym czasem flota niech ostrzela  wroga z dział dalekiego zasięgu a Lekkie Krążowniki niech zajdą ich od tyłu

Niszczyciele zaczęły posyłać w stronę rebeliantów serie potężnych zielonych śmiercionośnych pocisków a myśliwce i krążowniki rozpoczęły realizacje własnych zadań zgodnie z rozkazami i przesłanymi szczegółowymi wykresami dotyczących zadać dla poszczególnych jednostek. 

- Generale - Podszedł do niego jego Adiutant - A co z ich lewą burtą? - Spytał - Mogą uciec, w ogóle jej nie osłaniamy - Zauważył zaniepokojony takim niedopatrzeniem 

- Prawda, ale nie martw się, działamy z godnie z rozkazami z góry - Odparł Generał choć z lekkim choć wyczuwalnym niesmakiem - Po za tym są tam resztki sił obronnych stacji więc liczę że za chwile zrozumieją co nie co i przystąpią do kontrataku - Odwrócił się do Adiutanta - Idź Piett i przekaż przy okazji przekaż przy okazji Avengerowi by Kapitan Needa przygotował się do abordażu na stację  

Piett przytakną po czym udał się pośpiesznie przekazać rozkazy a Oficerowie słuchający mowy Generała lekko się uśmiechnęli a obawy szybko ich opuściły. Trzeba działać zawsze zgodnie z rozkazami Naczelnego Dowództwa ale to nie oznacza że w trakcie nie wystąpią "nieprzewidziane sytuacje" i trzeba będzie, a w ręcz będzie to konieczne, nagiąć rozkazy rozkazy. 


Tym czasem Hera, wraz z resztą, była już stosukowo blisko Ducha gdy nagle dobiegł do niej dźwięk komunikatora. 

- Co jest Zeeb?

- Hera mamy problem! - Krzyknął Zeeb przez komunikator

- Co jest? - Spytała sfrustrowana nie przerywając Biegu 

- Przybyła flota Imperialna, spychają naszą flotę, Radus ma za kilka minut zarządzić odwrót - Oznajmił jej wściekły - Do tego dzieciak mi zniknął!

- Jaki dzieciak!? 

- Ten małolat z Lothalu co mi go bezczelnie zostawiłaś na statku! - Krzyknął urażony - Mówił coś że wie co zrobić ale za cholerę nie wiem co miał na myśli!

Hera miała same złe przeczucia. Coś czuła że to bez sensu brać tego dzieciaka do załogi ale rekomendował go Generał i w sumie to nie mieli jak go odesłać. Miała tylko nadzieje że nie odrąbie czegoś złego.


Tym czasem w pomieszczeniu z Głównym Generatorem Stacji 

Funkcjonariusze mający za zadania pilnować prawidłowego działania Generatora byli od lekkim napięciem. Towarzyszyło im 5 szturmowców i 1 oficer IBB.

- Podobno przybyła flota - Stwierdził jeden z żołnierzy zakuty w czarny skafander 

- Czyli praktycznie po wszystkim? - Spytał drugi 

- Ta, ale jak pomyślę ile zajmie nam napisanie raportu z tych wszystkich skoków napięcia i awarii to aż....

- Cisza tam i pracować - Oficer IBB uciszył marudzących  

Ci posłusznie umilkli i kontynuowali pracę. 

Stojący niżej przy jednym ze słupów Generatora żołnierz dokonywał diagnostyki ów urządzenia które nie zdawało się wykazywać żadnych poważnych problemów. Jednak nagle usłyszał jakiś szelest i brzdęk. Zdawało mu się że dochodzi z drugiej strony urządzenia. Okrążył więc szybko urządzenie obawiając się znaleźć jakąś poważną usterkę. Jednak jego oczom ukazał się jakiś dzieciak.

- Co do? - Zdziwił się strasząc chłopca który dopiero teraz zobaczył Imperialnego - Kim jesteś!? - Krzyknął na cały głos alarmując wszystkich w pomieszczeniu przy okazji sięgając po blaster 

Dzieciak jednak był szybszy bo chwycił plecak który miał przy obie i skoczył z nim w stronę Imperialnego. Ten nie spodziewał się że to może coś mu zrobić gdyż nie mógł wiedzieć że w plecaku znajdują się bardzo ciężkie przedmioty. Przez to chłopak zdołał zepchnąć Imperialnego w przepaść wraz z plecakiem. Jednak dzieciak nie mógł odetchnąć gdyż Szturmowcy zaczęli do niego zewsząd strzelać. Jednak dzieciak zgrabnie unikał pocisków. Albo był nieźle wyćwiczony albo miał cholernego farta, tego nie wiedzieli. 

Dzieciak szybko skrył się za urządzeniem. Żołnierze nie mieli jak go dosięgnąć więc dwóch z nich udało się do urządzenia.  Już myśleli że go mają jednak ze dziwieniem odkryli że dzieciak zniknął. Rozejrzeli się zdezorientowani w około i w tedy jeden z nich zauważył niewielki szyb wentylacyjny pod urządzeniem. Za duży by przeszedł tamtędy dorosły człowiek ale dzieciak już mógł się zmieścić.  

- Cholerny dzieciak - Przeklnął jeden ze Szturmowców gdy nagle oboje usłyszeli za sobą jakieś pikanie - Co to? - Spojrzeli za siebie i zobaczyli coś co nie pasowało do konstrukcji urządzenia a mianowicie cos jakby małą okrągłą piłkę przyczepioną do ścianki urządzenia 

- Karabast - Westchnął cierpieńczo Szturmowiec któremu opadły ramiona

W tym momencie pikanie ustało, zapaliła się czerwona lampka i nastąpiła eksplozja a raczej seria eksplozji która zmiotła wszystkich w pomieszczeniu.


Tym czasem Kannan skutecznie choć nie bez problemów odpierał ataki dwóch agentów Cienia skutecznie odparowując i blokując większość ich ataków jednak skutecznie uniemożliwiały mu one wyprowadzenie skutecznego kontrataku. Ruchy Agentów były doskonale zgrane i skoordynowane. Mogło by się zdawać że są jakby jednym organizmem a przynajmniej że dzielą wspólnie umysł. 

Kannanowi udało się jednak w końcu znaleść lukę w ich obronie. Gdy niejaki Omega zamachnął się swoim mieczem z zamiarem ucięcia Kannanowi głowy ten, przy wcześniejszym odepchnięciu mocą Alfy, się uchylił i zgrabnie wyprowadził kopniak w brzuch Agenta który po chwili z jękiem bólu uderzył o ścianę korytarza. Alfa, drugi agent, wyraźnie się wściekł i uniósł miecz ku górze  chcąc zaatakować Kannana jednak w tym momencie usłyszeli echo eksplozji i poczuli jak konstrukcja Stacji się chwieje. 

- Co się dzieje? - Spytał się Kannan z niepokojem obserwując otoczenie

Omega który szybko zdążył stanąć na równe nogi sięgnął do dziwnego prostokątnego urządzenia którego Kannan nigdy wcześniej nie widział.  

- Ktoś wysadził Główny reaktor Stacji - Powiedział w kierunku Alfy - Mniejsze reaktory nie dadzą rady utrzymać stacji! - Niemal krzyknął

- Ajajaj, no szkoda - Westchnął Alfa gasząc swój miecz choć nie wydawał się w cale niezadowolony - To widzimy się kiedy indziej - Pomachał Jedi na pożegnanie i wraz z Omegą zaczęli biec w przeciwnym kierunku do Kannana 

- Chwila...co? - Kannan był zdezorientowany widząc uciekających Agentów którzy szybko zniknęli mu z pola widzenia - Pozwolili mi uciec? - Spytał się siebie   

Po chwili jednak nastąpił potężny wstrząs po którym zgasły jasne światła które zastąpiły awaryjne czerwone. Nie czekając dłużej Kannan zaczął biec w przeciwnym kierunku do Agentów w nadziei że znajdzie statek którym da rade uciec nim stacja rozpadnie się. 


Sytuacja Imperialnej Floty była wyśmienita gdyż praktycznie, czyli w kilka minut, udało im się odepchnąć Flotę wroga od stacji a Niszczyciel Avenger, szykował się już do desantu na pokład stacji. W tedy jednak ich oczom ukazały się wielkie eksplozje z wnętrza stacji.

- Co się dzieje!? - Zażądał informacji Generał Tagge

- Reaktor stacji wysadzony, zaraz się rozpadnie! - Zameldował Piett 

- Jesteśmy za blisko - Zorientował się Tagge przeklinając sytuację gdyż flota Rebelii była teraz znacznie mniej narażona na kolizje ze szczątkami stacji niż jego Flota - MANEWR WYMIJAJĄCY! - Wrzasnął wściekły na siebie za nieprzewidzenie takiej ewentualności - CO Z AVENGEREM!?

- Wycofuje się ale jest za blisko! - Krzyczał jeden z oficerów

- Nie obchodzi mnie jak oni to zrobią, AVENGER MA PRZETRWAĆ! - Krzyknął z taką powagą jakby zależało od tego jego życie

I tak było. Flota karała swoich dowódców za utratę nawet jednego Niszczyciela, lekką ręką wydając na takich wyroki śmierci. Powodem był koszt tych Statków bo każdy taki jeden to często 100% zasobów i możliwości finansowe a także Ekonomiczne nawet kilku Systemów Gwiezdnych. Jeśli Straci Avengersa to Tagge z pewnością sam strzeli sobie w głowę.

Tymczasem na pokładzie najbardziej zagrożonego okrętu załoga była bliska paniki. Stacja rozpadała sie w zastraszająco szybkim tępię. Nie mogło minąć wiele czasu nim dojdzie do implozji energii. Komendy i rozkazy były wydawane gorączkowo, często sprzeczne ze sobą. Kapitan Need starał się zachować spokój i z garstką pozostało przy zdrowych zmysłach ludzi opracowywał plan działania.

- Gdy stacja eksploduje jej szczątki nas bez problemu zmiotą jednak jeżeli ustawimy się przodem do epicentrum wybuchu możemy to przetrwać, boczne pancerze są słabsze od przednich co daje nam szanse - Oficerowie, a było ich tylko kilku przytakiwali  gdyż zdawali sobie sprawę że każdy zwrot w którąkolwiek stronę może się źle skończyć - Ustawcie 70 ocy na osłony, 25% na silniki, reszta na pozostałe systemy, to nasza jedyna szansa - Znacząco podkreślił - Powodzenia

Wszyscy w milczeniu zasalutowali i ruszyli wykonywać rozkazy zostawiając Kapitana który dopiero teraz mógł wypuścić z siebie choć trochę emocji i zacząć wewnętrznie się modlić by jego plan, choć szalony, się udał. 


Brom Titus, Głównodowodzący na stacji Więziennej o mało nie zemdlał z przerażenia kiedy zameldowaniu mu o wysadzeniu Głównego Generatora. Tym bardziej w momencie gdy sytuacja zaczynała się uspokajać. Mógłby wiele o tej sytuacji myśleć, rozważać opcje, podejmować decyzje lecz wiedział że w gruncie rzeczy nie da się w tej sytuacji zrobić nic prócz jednego.

- Opuścić Stację!


- Wzywam Herę Syndulle! Tu Admirał Radus! - Usłyszała Hera w komunikatorze 

Akurat dotarli do statku. Musieli tylko czekać na Kanna i bachora ktòry, jak im się wydawało, postanowił przebić wszystko co mogli sobie wyobrażać i wysadził w zasadzie stacje. A w każdym razie skazał ją na zagładę. 

- Słucham Admirale! - Odpowiedziała Hera

- Dobre wieści! Rozpad stacji wprowadził zamęt w Imperialnej Flocie, wròg się rozprasza! To niepowtarzalna szansa na odwrót! Rozkazuje wszystkim siłą się wycofać do własnych punktòw zbornych!

- Tak jest Admirale 

- Powodzenia i niech Moc będzie z wami! - Pożegnał się przed zerwaniem połączenia

Hera była praktycznie załamana. Ich flota zaraz stąd zniknie a muszą czekać jeszcze na te dwie "niedorajda". Mimowolnie się uśmiechnęła. Przypomniały jej się te stare dobre czasy. Gdy Ezra był jeszcze z nimi.

- Lecimy! - Krzyknął nagle ktoś z boku Hery

Spojrzała tam i z zaskoczeniem zobaczyła Kannana.

- Jak ty tak szybko? - Spytała się

- Nie pytaj tylko leć! - Odparł w odpowiedzi Kannan

- A dzieciak? - Spytała się wystraszona

- Dzieciak? - Spytał zdziwiony Kannan 

- Zabarykadował się w działku i nie chce wyjść - Odparł Zeb 

- Dobra nie ważne, lecimy  - Stwierdziła oddychając z ulgą 

Błyskawicznie odczepili się od Stacji i odlecieli. W przestrzeni już latała znaczna ilość złomu. Następowały coraz gwałtowniejsze eksplozje.

- Do wszystkich - W komunikatorze rozbrzmiał głos Admirała Radusa - Złom przeszkadza w koordynacji więc wszyscy uciekają na własną rękę, powodzenia 

- Czyli co, jesteśmy sami? - Spytał Zeb

- Nie całkiem

Cała trójka spojrzała za siebie by zobaczyć Admirała Trencha. 

- Admirale - Zaczęła z szacunkiem Hera 

- Pomogę jak tylko mogę - Odparł wydając po tym dziwne dźwięki - Jeśli pozwolicie

- Jasne, nie mamy nic do stracenia - Odparł Kannan

Duch przemierzał stertę śmieci w miarę spokojnie co jakiś czas uderzając w mniejsze lub nieco większe śmieci które jednak nie robiły mu większych szkud. 

- Chyba... się wycofali - Zagadnął Zeb i w tedy statkiem wstrząsnęła eksplozja 

Po chwili nad statkiem przeleciał myśliwiec TIE. 

- Karabast! - Warknęła Hera gwałtownie nurkując w dół 

Tuż za nią podążyła grupa kilku TIE-ów. Sprawnie wymijali przeszkody ze śmieci które nierzadko latały z niemałą prędkością. Hera gwałtownie zmieniała kursy by zmylić Imperialnych co do swojego celu.

- Proponuje wycofać się w sferę ponad złomem - Zaproponował Admirał

- Ponad? - Zdziwiła się Hera robiąc kolejny ostry manewr 

- Równie dobrze możemy lecieć w linii prostej a i tak dotrzemy na miejsce odpowiednie do wykonania skoku - Stwierdził Kannan

- Masz racje lecz...- Nie dane mu było skończyć

Ci bowiem nie byli świadomi tego że centralnie tuż za nimi znajdował się Gwiezdny Niszczyeciel Avenger.

- Ser, cel jest w polu rarzenia - Odparł oficer pokładowy

- Dobrze - Odparł zadowolony Kapitan Need - Strzał ostrzegawczy utrze im trochę nosa

Po chwili przednie działo, umieszczony blisko czubki końca Niszczyciela, otowżył ogień i posłało w stronę Ducha kilka strzałów które zatszęły mocno całym statkiem.

- Co się dzieje!? - Spytała zaskoczona Hera 

- To albo 4 lipca albo ktoś usiłuje nas zabić! - Odparł w odpowiedzi Kannan

- A co to 4 lipca? - Spytał Zeb z Trenchem ale nie usłyszeli odpowiedzi gdyż w statek uderzyły kolejne pociski które mocno nadszarpnęły kadłub statku

- Imperium chyba przestaje oszczędzać na szkoleniach bo ci tu mają niezłego cela - Stwierdziła Hera

- Uważaj Idioto - Krzyknął na strzelca przednich dział Kapitan Need - Miałeś jej przytrzeć nosa nie odstrzelić! 

 Żołnierz wstał i odwrócił się do kapitana

- Przepraszam Sir, staram się jak umiem - Odpowiedział skruszony

Jednak Kapitanowi natychmiast rzucił się w oczy Zez żołnierza.

- Kto go zrobił strzelcem? - Spytał Kapitan swojego Adiutanta lecz zamiast niego odpowiedział  żołnierz z boku, sądząc po dystynkcjach, wyższy stopniem 

- Ja! - Odparł w zasadzie oficer również z Zezem - To mój kuzyn 

- Kto to? - Spytał Kapitan Adiutanta

- To lebiega - Odparł Adiutant 

- Wiem, nazwisko!

- Lebiega, Major Lebiega - Powtórzył Adiutant 

- A jego Kuzyn?

- To też Lebiega, Kapral Filip Lebiega 

Kapitan przetarł czoło po czy popatrzył po całym mostku.

- Ile Lebieg mamy na pokładzie? 

- JOŁ! - Wykszyknęła nagle większość załogi mostka 

Kapitan z Adiutantem rozejrzeli się po mostku z niemałym zaskoczeniem. 

 - Wiedziałem, otaczają mnie lebiegi - Stwierdził gdyż od dawna wiedział że nikt normalny z rekrutów z tych regionów galaktyki nie mógł być aż tak dobrym żołnierzem - Strzelać Lebiegi! - Rozkazał odwracając się do iluminatora 

Tym czasem załoga Ducha nieświadoma sytuacji zgrabnie choć z trudnościami, omijała pociski z Niszczyciela. 

- Dobra, już prawie jesteśmy na miejscu - Odparł Kannan

- Szykujcie się do skoku - Zakrzyknęła Hera

Tym czasem na Niszczycielu.

- Jesteśmy coraz bliżej - Oznajmił Adiutant - Za niecałą Minutę będą nasi 

- Doskonale - Odparł Kapitan - Szykować się do ataku

- Szykować się do ataku! - Krzyknął Adiutant 

- Na 3 - Rozkazał z pewnym siebie uśmiechem - 1...2... Czekaj!

W tym momencie Duch zniknął w nadprzestrzeni prawie oszałamiając Kapitana który nie mógł uwierzyć że taka okazja wymsknęła mu się z rąk.    

A tym czasem na Niszczycielu Flagowym Generała Teggea 

- Tak Gubernatorze Tarkin, Rebelianci odbili więźniów i czmychnęli z sektora  - Zameldował Tarkinowi któremu towarzyszyła Gubernator Pryce

- W takim razie zdaje się że mamy kreta - Odgadł Wieli Moff 

- Potrzebna nam grupa która ich zinflirtruje  - Odparła Gubernator 

- No tak - Odarł Tagge  - Ale kto miałby się tego podjąć? - Spytał Generał 

- Myślałem - Zaczął Tarkin - O grupie Apolla

- O matko! - Powiedziała nagle wystraszona Gubernator Pryce - To normalni już wyszli?


Tym czasem na pokładzie promu Imperialnego koło zniszczonej stacji Imperialnej

Mając czas wolnej po udanej misji Agenci cienia, Alfa, Omega i Beta się relaksują

https://youtu.be/SrZDYnbPD8M

(Sorki, chciałem to opisać ręcznie ale się nie dało)


Kilka miesięcy później


Ezra powoli otworzył oczy przez mocne oświetlenie które jak na złość było włączone w pomieszczeniu w którym leżał. Pierwszą jego myślą było spytanie samego siebie dlaczego nie wyłączył w nocy światła. Próbując wstać poczuł przeszywający ból w kościach.

- Ezra! - Usłyszał kobiecy głos od swojej prawej strony

Spojrzał tam i zobaczył Sabin. Siedziała na krześle obok łóżka. Zdziwiło to Ezre bo nie przypominał sobie by miał krzesło w swoim pokoju. I ta myśl pozwoliła mu przypomnieć sobie co zaszło i poczuł nie tylko olbrzymi gniew ale i zażenowanie. Jak to się stało że dał się tak łatwo podejść!? Ze złością zacisną dłoń w pięść tak mocno że aż go zabolało. Spojrzał na nią i szybko się uspokoił a jego wyraz twarzy można było odczytać jako zrezygnowany. 

- Martwiliśmy się o ciebie - Usłyszał męski głos który jak się okazało należał do Erica który tym razem nie uśmiechał się a zamiast tego był bardzo poważny - Gdyby nie też żołnierz byłbyś martwy 

Ezra pomyślał że będzie musiał się odwdzięczyć temu żołnierzowi. Powoli usiadł na łóżku co spowodowało spazmy bólu. 

- Nie forsuj się tak! - Upomniała go wkurzona Sabin uderzając go "lekko" w łepetynę na co ten jęknął - Skończony idiota! Na 5 minut nie można ciebie z oczu spuścić!

- Wiem że jestem wyjątkowy - Odparł z lekkim uśmiechem Ezra

- Nie fantazjuj! - Krzyknęła zalana czerwienią Sabin ponownie waląc dłonią o głowę Ezry a następnie w policzek 

- Ale dlaczego dwie kary na raz!? - Spytał się z głosem małego dziecka

- Taka promocja - Odparła Sabin udając focha i pokazując mu język

- To może buziaczek w policzek by bul sobie poszedł? - Spytał cwaniacko się przy tym uśmiechając

- Ezra do cholery! - Krzyknęła zaczerwieniona

- Dobra ja ci dam - Odparł z szerokim uśmiechem przybliżając się do Sabin

- Co ty wyrabiasz! - Krzyknęła zaczerwieniona Sabin odpychając twarz Ezry 

- No co? Nie o to chodziło? - Spytał zdziwiony

- EZRA! TY NAWET NIE UWARZASZ JAK JA CIĘ KARAM! - Krzyczała machając rękami cała zawstydzona przez tego debila jak o nim myślała 

Ten zaczął się jedynie głupkowato śmiać w przeciwieństwie do Erica który podszedł do łóżka Ezry piorunując go wściekłym spojrzeniem. Ezra zrozumiał że najlepiej go teraz nie denerwować więc się uspokoił. 

- No dobrze... To co się działo podczas mojej "nieobecności"? - Spytał robiąc cudzysłów  

- I to za długiej nieobecności! - Warknęła  Sabin choć w jej oczach było widać ten charakterystyczny dla smutku błysk - Nie było cię z nami 5 miesięcy!

Ezra zamarł na moment. Poczuł jak kręci mu się w głowie ale to tyle, ku zdziwieniu Sabin. Po kilku chwilach jego twarz wyglądała normalnie. 

- Rozumiem - Wyszeptał cicho - To co się działo? - Spytał wymijająco

Początkowo to zdziwiło Sabin. W końcu powinien się tym przejąć, ba, kto by się nie przejął tym że stracił 5 miesięcy życia!? Już miała zacząć się wściekać ale w tedy pomyślała że to blef ze strony Ezry. Blefuje, nie chce teraz o tym myśleć. Stracił czas życia, nie którzy odrzucają stratę, nie myślą o niej w ten sposób próbując jej zaprzeczyć. Może to właśnie robi Ezra? Próbuje o tym nie myśleć?

 - Nic wielkiego, no może poza tym że Rebelianci zbiegli Ponownie zbiegli - Odparł Erick już nieco w lepszym chumorze -  od razu ci mówię że odwołałem schwytanie syna Generała - Odparł szybko wiedząc o co Ezra chce się spytać - Wiem że tą sprawę chciałaś załatwić nie tylko osobiście ale i szybko a wiem także że przetrzymywanie go nie wiadomo ile w niczym by nam nie pomogło - Odparł Erick lekko się przy tym, śmiejąc czym zaraził się Ezra - A! I Generał Iruma, nie ukrywam, był bardzo wzburzony gdy się dowiedział że został wezwany bez potrzeby

- Było to częścią planu od początku - Odparł Ezra ze spokojem miał na myśli oczywiście ucieczkę Rebeliantów ze stacji - I cieszę się że odczytałeś moje intencje - Erick lekko skinął na to głową - A Generałem się nie przejmuj, przejdzie mu, jak zwykle 

- No tak tylko że mieli udać się szukać fikcyjnego świata a tym czasem Alfa i Omega zameldowali mi że odkryli nasz mały podstęp - Odparł Erick beztrosko po czym zastygł ze strachu gdy zauważył wzrok Ezry 

A jego wzrok mógłby miażdżyć i to bez żartów.  Niebieskie oczy zalały się ognistą czerwienią ale i pewną przerażająca pustką. Pomieszczenie w którym się znajdowali stało się teraz jakby mniejsze, mroczniejsze, ciemniejsze. Panowała w nim teraz jakaś duchota, napięcie ciężkie do wytrzymania. To tak jak gdy się przeżywa koszmar i ma się jednocześnie wrażenie że jedzie się w kolejce górskiej i to na samym przodzie. Zawroty głowy i olbrzymi w niej ciężar a jednocześnie coś przez co chcielibyśmy zacząć latać. 

- Czy wiesz co to oznacza? - Spytał się sucho Ezra

- No... Oni teraz.. - Chciał coś mówić ale czuł jakby coś zaciskało się na jego szyi

- Syn Generała Carlista jest lepiej chroniony - Odpowiedział za niego Ezra dalej suchym głosem - To niweczy nasze plany plus naraża naszą grupę specjalną na schwytanie 

- Oood..wołałem.. ich... - Zdołał ledwo powiedzieć a w zasadzie to wyszeptać nim ból stał się tak wielki że upadł na kolana walcząc o każdy oddech co z przerażeniem obserwowała Sabin 

Jednak Ezra jedynie prychnął na to. Mieli uwierzyć w Planetę. Mieli tracić czas i energię na jej poszukiwania wystawiając tym samym syna Carlista na ich ataki ale to niweczy ich plany. Szukając planety znajdowali by poszlaki podstawione przez JEGO ludzi czyli wiedzieli by gdzie są! Zawsze! Wszędzie! Byli by na wyciągnięcie ręki! A teraz nie wiedzą gdzie są! Choć Ezra musiał przyznać przed sobą że przekombinował z tą planetą. Choć Rebelianci złapali się na tyle Haków że sądził że i na ten się zasadzą. Przegiął, Erick nie był w zasadzie w pełni winny. I dlatego go nie zabije. Choć nie tylko dlatego. Był przydatny i inteligentny. Ale przede wszystkim był... Jego.

- Zawiodłeś mnie Erick - Odparł z pogardą i złością Ezra - To wszystko było w twoich rękach ale nie podołałeś, powinienem cię zabić - Sabin pobladła na samą myśl że Ezra faktycznie mógłby to zrobić, choć widziała kilka razy już jak kogoś pozbawia życia, a na twarzy Ericka malowała się ogromna panika a oczy się zaszkliły  -  ...ale jesteś zbyt przydatny i to twoje pierwsze potknięcie więc ci daruje - Odparł po czym wypuścił Erica z uścisku mocy po czym ten upadł całkiem na ziemię łapczywie pochłaniając powietrzę - Wybacz że musiałaś to oglądać  - Zwrócił się do Sabin jakby nic się nie stało która była zaszokowana całym zajściem 

Jej uwagę jednak przykuł też stan Ezry. Jego skóra jakby straciła na kolorze i zrobiła się blada a oczy były podkrążone i straciły ten swój blask który Sabin, choć skrycie, tak bardzo lubiła. Zaniepokoiło ją to bo Ezra podczas ich kolacji na Mandalorze potwierdził co prawda to że korzysta z ciemnej strony ale zapewnił ją też że nie ma to wpływu na jego wygląd zewnętrzny. W tedy nie drążyła tematu gdyż odpowiedź ją satysfakcjonowała jednak teraz zaczynała się zastanawiać czy aby Ezra jej nie oszukał lub czegoś zataił. 

- A co z GS? - Spytał Ezra Ericka po chwili milczenia 

Sabin zmarszczyła brwi i od razu spojrzała na Ezre i zadała pytanie nim Erick zdążył podnieść się na klęczkach i nim zdążył powiedzieć choćby sylabę.

- Co to GS? - Starała się nie pokazać strachu z przed chwili ale zdradził ją lekko drżący głos

- A to... Nie martw się - Uspokoił ją ale widząc jej zaciętą minę dodał - Wybacz ale nie mogę ci powiedzieć

Sabin była sfrustrowana, Ezra o tym wiedział, ale przysłowiowo zacisnęła zęby i nie ciągnęła tematu. Po za tym wolała go już bardziej nie denerwować. 

- To co z tą sprawą? - Ponownie spytał Ezra 

- Spokojnie - Uspokoił go Erick wyprostowując się choć ciągle trzymał się za obolałe gardło  - Były problemy ale wysłałem tam swojego oficera, zrobi tam porządek - Zapewnił z cwanym uśmiechem, a przynajmniej chciał by tak to wyglądało 


Dyrektor Krennic przebywał w tej chwili w swoim gabinecie słuchając 5 symfonii Onderońskiej popijając swoje ulubione wino w pozycji pół leżącej. Nogi leżały skrzyżowane na biurku a na siedzisku fotela niemalże leżał uśmiechnięty od ucha do ucha z zamkniętymi oczami całkowicie zrelaksowany po raz pierwszy od bardzo dawna. 

Powodem tego był fakt, że, w końcu, pozbył się tych przeklętych ludzi Cienia i nie widział ich od przeszło 4 miesięcy. Coś tam podsłuchał że jakaś grupa została nagle powstrzymana przed wykonaniem zadania i wysłana na jakąś planetę, nie dosłyszał nazwy, której imię zaczyna się na literę T a po niespełna miesiącu wszystkich tam odesłali i mógł w końcu cieszyć się błogim spokojem.

Tak przynajmniej mu się zdawało.

Usłyszał nagle jak grodzie do jego mini apartamentu  się otwierają i jak ktoś ośmiela się wejść bez zaproszenia co go podrażniło lecz nie zdenerwowało całkowicie. 

- Jeśli nie przynosisz mi nic ważnego to lepiej zmykaj nim odeślę cię front - Odparł ze spokojem

Jednak człowiek który tu wszedł poczuł jedynie zirytowanie po czym kopnął krzesło dla gości które było tuż przed nim z taką mocą że te walnęło w biurko nim przewróciło się na ziemię. 

Krennic zaskoczony o mało nie spadł jednocześnie o mało nie plamiąc sobie białego munduru Winem. Wściekły stanął na równe nogi odwracając się do nieproszonego przybysza z zamiarem zrugania go za taką niekompetencje. Jednak gdy zobaczył jasno-beżowy, a przynajmniej na taki wyglądał, kolor munduru szybko zdał sobie sprawę że to ktoś ważny i opanował gniew i się wyprostował.

- Komandor-Dyrektor Orson Krennic - Przedstawił się z lekkimi oporami gdyż nie wiedział z kim ma do czynienia 

- Inspektor-Pułkownik-Major Imperialnego Biura Bezpieczeństwa Sekcji do Spraw Tajnych Projektów - Przedstawił się przybysz po czym dodał widząc zaszokowaną twarz Krennica - Twój nowy szef 

- Tak jest Inspektorze - Przytaknął mu z udawanym entuzjazmem 

Ten podszedł do niego powoli na kilka kroków patrząc Dyrektorowi prosto w oczy. Krennic czuł się przytłoczony. Nie dość że że jego dobre dni się skończyły bo przeklęty Cień sobie o nim przypomniał, to przecież oczywiste że to on go tu wysłał, to jeszcze ten cały Inspektor górował nad nim nie tylko stopniem ale i wzrostem. 

- Podobno macie tu niezły bałagan - Powiedział jakby była to rzecz oczywista co lekko zmieszało Krennica

- Bałagan... Nie rozumiem...

- WYŁĄCZ MUZYKĘ I ZAKŁADAJ PŁASZCZ! - Ryknął Inspektor jakby nigdy nic

Krennic pobladł jednak nie spanikował. Nim wykonał polecenie spokojnie, z pozoru, przełknął ślinę i dopiero po tym wyłączył radio a następnie spokojnie założył płaszcz. Inspektor tym czasem odwrócił się do Krennica plecami i odszedł od biurka na kilka kroków oglądając pomieszczenia. 

- Odbijają wam więźniów z konwoju, oficerowie umierają w punktach medycznych z niewyjaśnionych przyczyn i jeszcze mniej jasnych okolicznościach, dochodzi do zamachów - Wyliczał Inspektor w skrócie to co się działo na tej stacji - Bez powodu mnie tu nie przysłali - Oparł krzyżując za plecami dłonie będąc ciągle odwróconym do Krennica plecami i spoglądając w Gwiazdy za Iluminatorem 

- Winni poniosą konsekwencje - Mówił niepewnie drżącym głosem na co Inspektor miał ochotę wypowiadać przeróżne epitety - Ja.. dołożę wszelkich starań - Zapewnił po chwili pewnie unosząc dumnie podbrudek 

Inspektor odwrócił się do Dyrektora i podszedł ponownie do biurka Krennica. 

- Na początek kilka szybkich zadań - Odparł Inspektor który już miał dość tej rozmowy 

- Oczywiście - Zgodził się 

- Zaprowadzicie mnie natychmiast do Generatora gdzie miał miejsce wybuch - Zażądał 

Krennica to lekko przestraszyło bo prace naprawcze nie szły tam najlepiej co ukrywał w raportach dla Coruscant.

- Ale ja jestem w stanie zebrać wszystkich pracowników tu, w tym sektorze stacji - Próbował się wykręcić 

- Nie! - Warknął Inspektor zirytowanym tonem

- Rozumiem, czy mam iść z panem? - Na to pytanie Inspektor obrzucił Dyrektora spojrzeniem jakby był Debilem

- Idziemy! 

Krennic na razie więcej się nie odezwał i bez słowa podążył za Inspektorem i za pomocą komunikatora wezwał swojego adiutanta. Miał już dość tego dnia. 


Tatooine

Tristan, mający na sobie swoją zbroję, kopną zły boguducha winny pusty walający się stary  pożyczony pojemnik. Miał już serdecznie dość tej planety. Temperatury, istot i tego przeklętego piasku który nie dość że szorstki i suchy to jeszcze włazi wszędzie! 

I tu niby tysiące lat temu rozpościerały się olbrzymie dżunglę bogate w wodę i zwierzynę a tubylcy byli na olbrzymim poziomie rozwoju!? Jak teraz się tak rozglądał to śmiał w to wątpić. Przecież tą planetę można że słońcem pomylić. Zdarzają się tak niefortunne pomyłki gdy nie które statki lecące na Tatooine wlatują wprost w słońce układu przekonane że to planeta! 

Tęsknił teraz za Mandalorą, za Matką, Ojcem i swoją siostrą Sabin która ponownie gdzieś zniknęła. Nikt nie wiedział gdzie jest i co robi. Ma nadzieje jednak że jest w lepszym miejscu niż on.

Gdy tak rozmyślał poczuł jak ktoś na niego wpada. Spojrzał na tą osobę. Był to blondwłosy nastolatek. Po ubiorze był w stanie zrozumieć że musi pochodzić z okolicznych farm.

- Uważaj dzieciaku - Powiedział mu ostro ale nie gniewał się na niego 

- Przepraszam - Odparł lekko spłoszony blondwłosy chłopak 

- Luke! - Krzyknął jakiś chłopak, też nastolatek, czarnowłosy - No chodź już! Jak nie wrócimy za godzinę twój Wuj cię ukatrupi! 

- Już idę Biggs! Przecież pamiętam! - Krzyczał odbiegając od Tristana jakby o nim zapominając 

Dalej widział już tylko jak obaj znikają za pobliskim budynkiem. W takiej chili zazdrościł im tej wolności i braku trosk. Niechętnie jednak musiał wrócić do patrolowania swojej ulicy.

Jednak nie wiedział że pewna postać, okryta ciemnym płaszczem i nosząca białą maskę, obserwowała ich ukradkiem z wielkim zainteresowaniem. 



Jakiś czas później, Gwiazda Śmierci

Dyrektor Krennic wiele przeżył i wiele słyszał. Był w stanie wiele znieść i wiele usłyszeć. Ale tego co tu usłyszał, tych bredni, to według niego wskakiwało na znacznie wyższy poziom. 

Gdy dotarli na Generatora dostał lekką reprymendę od Inspektora za jego stan. Następnie przesłuchał pracowników i techników. Wyglądało to wszystko na zwykłą procedurę co było znośne dla Krennica. Jednak w tedy niespodziewanie Inspektor zażądał udania się do najbliższej sali konferencyjnej. Tak też uczynili jednak na miejscu ze Dyrektor zdziwieniem odkrył obecność w niej kilku wyższych stopniem dowódców Stacji i Holograficzny obraz Gallena Erso. Postanowił w tedy trzymać się z boku mając nadzieje że wszystko się wyjaśni. 

Inspektor dopytywał o szczegóły postępów budowy stacji, o materiały, urządzenia, czas itp. Ponownie wyglądało to na zwykłą procedurę związaną z funkcją Inspektora. 

I w tedy, gdy Porucznik Lee, odpowiedzialny za systemy podtrzymywania życia na Stacji skończył swój wykład kończąc je prośbą o zwiększenie ich dostaw spotkał się z natychmiastową odmową. Zaskoczyło to wszystkich w tym Krenica i Gallena. W odpowiedzi Porucznik próbował wyjaśnić potrzebę ściągnięcia tych systemów w czym pomagało mu kilku innych dowódców jednak to co usłyszeli ponownie wszystkich zaskoczyło.    

- Nieważne - Odparł beznamiętnie Rainer na argumentacje Oficerów - Skupić się w pełni na uzbrojeniu - Rozkazał czym  przeraził projektantów stacji 

 - To nie dorzeczne! - Krzyknął Gallen Erso z hologromu - Wie pan czym to grozi!? Bez tych systemów ogromna część stacji może ulec skażeniu pochodzącym z uzbrojenia!

- On ma racje Komisarzu-Pułkowniku! - Stawił się za Gallenem Krennic  odzywając się poraz pierwszy podczas tej dyskusji - Po za tym jeśli główna broń zacznie strzelać mając niezabezpieczone reaktory to może ona...

- To nie jest istotne - Przerwał mu odwracając się do Krennica Rainer którego to wszystko w ogóle nie poruszyło - Obrona i atak są teraz najważniejsze, bez tego stacja nie przetrwa w przypadku ataku

- Jakiego ataku!? Czy pan siebie słyszy!? Tą stacje nie zniszczy cała flotylla ani tym bardziej pojedyńczy strzał! - Krzyczał wściekły na Oficera Gallen - Jednak Stacja sama się zniszczy jeżeli tak nierozważnie będziemy tasować zasobami i priotytetami!   

- Wie pan coś o tym, Profesorze? - Spytał się z wyczuwalną groźbą Rainer niebezpiecznie mrużąc oczy - Czy może chciałby pan się czymś z nami podzielić?

Gallen przełknął ślinę spuszczając wzrok lekko w dół. Krennic zauważył to i zrozumiał że Erso coś ewidentnie przed nim cały czas ukrywał ale teraz, w tym momencie, musiał wybronić Gallena, za nie ważną jaką cenę, gdyż był mu niezbędny do zbudowania jego wymarzonej broni! 

- Profesor chciał powiedzieć że rozważniej i korzystniej było by zwrócenie szerszej i baczniejszej uwagi na kwestie reaktorów - Wtrącił się broniąc Gallena Krennic z pozoru melancholijnym humorem i o ile na twarzy Dygnitarza Imperium rysował się do tej pory lekki uśmiech to teraz całkiem znikł - Jestem pewny że nie spowolni to prac a zapewni lepsze i bardziej kompatybilne funkcjonowanie stacji - Dodał

Blondwłosy wysłannik przeklętego Cienia nie wydawał się przekonany tą argumentacją. Otrzymał szczegółowe instrukcje dotyczące oczekiwań co do tej stacji. Powinien je zrealizować ale argumentacja Krennica uświadomiła mu coś a mianowicie że mogą być inni, tacy jak on, Inspektorzy, Oficerowie czy nawet Moffowie którzy chcieli by dokonać inspekcji co mogło zdradzić do której strony faktycznie ona należy. Siłą rzeczy plan może okazać się niemożliwy do zrealizowania nawet nie tylko w tym ale w przeciągu kilku następnych lat. A Generał Iruma już przygotował Armie i podłoże Polityczne do Akcji. Brakowało tylko stacji. A może to i lepiej, pomyślał Emisariusz. Bez tego wybuchnie konflikt który pokarze Galaktyce grozę Wojny i potrzebę zmian tak jak Wojny Klonów.  

- Zgadzam się na to - Powiedział w końcu po długim milczeniu jednak ani śniło mu się uśmiechać, wiedział że czeka go trudna rozmowa z przełożonym, a on nie lubił kiedy plany jego "przyjaciela" nie mogły być realizowane - Ale uzbrojenie zachowuje status priorytetu! - Podkreślił machając palcem - Czy zrozumieliście? - Zagroził im

- Naturalnie - Oznajmił uroczystym tonem Krennic kłaniając się lekko Emisariuszowi 

- Oczywiście - Odparł ciszej choć z wyczuwalną złością Gallen przez co wszyscy w pomieszczeniu na chwile przejechali po nim wzrokiem 

Galenowi wargi drgały, chciał mówić, krzyczeć, ale nie mógł bo naraził by tym nie tylko siebie. Kotłował się w środku z powodu swej bezsilności. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro