35
Kannan biegł, biegł i biegł. Wydawało mu się że utknął. Jakby zatrzymał się w miejscu albo trafił do wymiaru gdzie sią tylko te przeklęte korytarze które nie mają końca.
- Karabast! - Warknął gwałtownie się zatrzymując
Przebiegał tak dobre kilkanaście minut i nie znalazł tego dzieciaka co powiedział że jest od Bridgera. Biorąc pod uwagę wielkość kompleksu i zawiłość korytarzy on mógłby być wszędzie. Mógł już też opuścić stacje. Zrezygnowany wciągnął mocno powietrze by się uspokoić gdy nagle, ku jego przestraszeniu, właz od jednej z cel otworzył się.
Niepewnie, po tym jak rozejrzał się wokół siebie, wszedł do środka. Tam ujrzał...Chyba najpaskudniejszą istotę w swoim życiu. Już nawet Huttowie przy tym to uroczę larwy. Nie żeby kiedykolwiek uważał larwy za przykłady słodkości.
- Kto tu jest? - Spytała nerwowo postać
Była podłurzne a nogi strasznie miała grube...Znaczy całe to coś było strasznie tłuste ale nogi to w ogóle fenomen w tym zestawieniu. Ale stopy cieniutkie. Nie było rozdzielenia między głową a resztą ciała. Nie było szyi. Do tego olbrzymie usta i czerwone i oczy a twarz blado brązowa. I jakby cały obcy oblewał się tłuszczem. Wymioty same pchały się do ust.
- Kto tu jest? - Spytała istota przykuta łańcuchami do ściany
Kannan najchętniej by teraz stąd wyszedł ale poczuł jak ktoś kładzie mu rękę na prawym ramieniu. Wzdrygnął się i odskoczył odwracając się do tyłu i poczuł ulgę gdy zobaczył Here.
- Kannan?
- Co ty tu robisz!? - Spytał z ogromną ulgą w głosie
- Szukam cię od kilkunastu minut - Wygarnęła mu grożąc palcem - Z X-sem i Alexsem - Wskazała kciukiem za siebie - Misja zakończona, wracamy - Oznajmiła mu
- A on? - Spytał Kannan
Hera spojrzała na istotę za nim i skrzywiła się.
- A co to za paskudztwo? - Spytała się a X i młody Huks pochylili się oboje do tyłu by na to spojrzeć i zderzyli się o swoje głowy ale tylko Huks syknął z bólu
- Przyjaciele, pomóżcie - Prosiła postać - Uwolnijcie mnie
- Bez urazy ale kim ty jesteś? - Spytał Kannan krzywiąc minę
- Przynajmniej odsłońcie mi oczy - Poprosił
Hera i Kannan popatrzyli na siebie. Hera lekko kiwnęła głową do Kannana by on to zrobił. Ten drgnął i cofnął się na milimetr. Hera posłała mu zirytowane spojrzenie kładąc ręce na biodrach. Kannan na to gwałtownie pokręcił głową machając przy tym energicznie rękami. Z ust Hery wydobył się ciężki warkot i skierowała się do dziwactwa by zdjąć mu opaskę z oczu a Kannan lekko zawstydzony skrzyżował ręce za plecami. Gdy Hera, z oporami i szczerym obrzydzeniem, Kannanowi nawet wydawało się że zrobiła się bardziej zielona niż jest na co dzień, zaczęła zdejmować mu opaskę Kananowi coś podeszło do gardła. Paska spadła i ukazały im się paskudne ogromne czerwone ślepia. Hera szybko się odsunęła odwracając się do ściany powstrzymując wymioty. Kannan chciał do niej podejść ale zauważył że istota patrzy jakby na niego.
- AAA!!! BŁAGAM WAS! ZABIERZCIE TO STĄD ALBO DAJCIE MI KARABIN! - Zaczęła krzyczeć istota a Kannan rozglądał się na około nie wiedząc o co chodzi tym bardziej że cały czas zdawało mu się że istota patrzy się na niego - NIE MOGĘ DŁÓŻEJ PATRZEĆ NA TEN PEDALSKI RYJ!
Kannan natychmiast zalał się żółcią gdy to usłyszał ale jeszcze bardziej go wkurzyło gdy usłyszał chichoty X I Alexs za celą. Nawet Hera zaczęła się chichrać.
- ZA CO TAKIE TORTURY!? - Krzyknęła postać starając się wyrwać ze ściany - Co prawda na lewe oko mało widzę bo mam wadę wzroku ale prawe wciąż świdruje tą chłopską mordę
Alexs nie wytrzymał i zaczął się na ziemi tarzać ze śmiechu. Było też słychać walenie jakby ktoś walił łbem o ścianę a Hera już klękała na ziemi ze śmiechu. A Kannan był już bardziej czerwony ze złości niż miecze świetlne Sithów.
- Zlitujcie się - Załkała postać- Zabijcie
Teraz cała trójka zaczęła się tarzać ze śmiechu nie robiąc sobie nic że Kannan może zaraz dostać urazu mózgu.
- My chyba musimy już iść - Warknął mając ostatnie siły cierpliwości w sobie Kannan
- NIE! Uwolnijcie mnie! - Krzyknęła postać
- Jak tyyy go tak zwwysyywałeeeeś to nniiii wiiiimm czy on ci popopomożeee - Wyjąkał pomiędzy śmiechem Huks dając X-sowi dodatkową dawkę śmiechu przez co ponownie się na ziemie wywalił
- Co? - Spytała cicho postać - Ale ja nie mówiłem o nim tyko o sobie! - Odparła postać
Śmiechy ucichły a krew częściowo ustąpiła z głowy Kannana. Wszyscy spojrzeli się w stronę istoty marszcząc brwi ze zdziwienia.
- Tam jest lustro - Jakoś dało to coś rade wskazać lustro nad wejściem akurat nad Kannanem
Przez chwile wszyscy znajdowali się w stanie otępienia. Szczególnie Kannan gdyż to on padł ofiarą pomyłki też ze swojej winny ale kto mógł by przypuszczać że jest tu lustro i że ta istota takna nie zareaguje a raczej na swoje odbicie.
- NIE GABCIE SIĘ TAK TYLKO MNIE UWOLNIJCIE WY !$%$#*&^(%$#!&)&*^&$$#$^$$$^^$%%%!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
- EJEJEJEJEJEJEJ! - Oburzyła się Hera stając na równe nogi - Spokojnie bo się to skończy źle! - Pogroziła mu palcem
- Przepraszam - Powiedziała istota spokojnie widocznie przestraszona
- Dobra ludziska! - Do celi wszedł X-15 - Cicho! - Wysyczał zły po czym potłukł lustro a młody Huks zamknął cele
- Co wam jest!? - Zbulwersował się Kannan
- Wyjrzyj a się przekonasz - Powiedział mu Alex wskazując kciukiem na wejście
Kannan zirytowany podszedł do wejścia po czym je otworzył. Następnie ostrożnie wychylił twarz po czym z już przestraszoną miną schował się za ścianę z powrotem w celi.
- Kurwa - Wymknęło się Kannanowi ku niezadowoleniu Hery - Nigdy nie sądziłem że to powiem ale nie damy rady - Przyznał i wskazał w stronę w którą przed chwilą patrzył - Jest ich dwóch
- Szturmowców? - Spytała z niedowierzaniem Hera sięgając po blaster ruszając w stronę drzwi mimo że X-15 wyraźnie jej machał by tego nie robiła a twarz młodego Huksa wykrzywiła się z przerażenia - Przecież lejemy ich po tyłkach w większej liczbie to co niby moż.... - Ledwo tam spojrzała a już po sekundzie wpadła na Alexsa przygniatając go do ściany i przypadkowo uderzając go w czułe miejsce każdego chłopaka
- A nie mówiłem! - Wysyczał X-15
- To nie szturmowcy - Wyszeptała Hera - Tylko...I-Inkwizytorzy!
- Co oni tutaj robią? - Spytał sam siebie Kannan
- Pilnują mnie - Oznajmiła postać - Na zalecenie tego psa, pfu - Splunął obrzydliwą substancją - Bridgera
Nie wszyscy pojęli co powiedziała Istota. Chwile im to zajęło. Gdy jednak już zrozumieli i spojrzeli na stwora zobaczyli już przy nim Kannana.
- Powiedz co wiesz! - Warknął
- Najpierw mnie uwolnijcie! - Zarządała istota
- Kannan!
- Uwolnimy się gdy nam wszystko powiesz!
Istota popatrzyła po wszystkich i gdy zrozumiała że nie ma wyboru ciężko westchnęła.
- Dobrze - Oznajmiła a cała czwórka nastawiła uszy - Bridger z moją pomocą chciał...
- ...Znaleźć planetę która jest ukryta w Nadprzestrzeni!? - Spytała Sabin patrząc na niego z boku kompletnie zaskoczona i nie do końca wierząc w to co usłyszała
- Tak - Odpowiedział jej krótko z wielkim bananem na ustach Ezra
Sabin patrzała na niego jak na ostatniego debila, za którego go z resztą uważała. Ale to co teraz od niego usłyszała było kompletną głupotą! Planeta w nadprzestrzeni!? To nie możliwe! Tylko ktoś tak głupi jak Ezra mógł wpaść na tak debilny pomysł.
- Jesteś debilem - Stwierdziła masując czoło i kręcąc głową z politowaniem
Ten zaczął się całkiem otwarcie śmiać i szczerze śmiać. Sabin przymrużyła oczy i stwierdziła ż z tym debilem to jednak musi zostać bo jeszcze na głupsze plany wpadnie. Zaraz jak to było? A tak: "Zwabiłem do Imperialnego Więzienia Rebeliantów by ich wzmocnić poprzez dołączenie do nich dowódców dawnej Floty Separatystów, [...], ponadto jest tam taki jeden więzień którego mam nadzieje że znajdą ale tego już ma dopilnować mój agent, [...], da on im odpowiednie dane dzięki którym odnajdą planetę ukrytą w Nadprzestrzeni, dzięki czemu będę mógł się skupić na dalszej realizacji mojego planu". Ta, to najważniejsze. Tylko po co on chciałby wzmacniać Rebeliantów? Czy przypadkiem nie z nimi walczy? I dlaczego zadaje sobie tyle trudu by zwabić ich na jakąś wyimaginowaną planetę? I czym jest ten cały tajemniczy Plan?
Przemyślenia przerwała jej Sloane która stojąc z boku odkaszlnęła.
- Przepraszam że wam przeszkadzam ale czy moglibyście się przesunąć dalej? - Spytała ukrywając zirytowanie - Nie wiem czy wiecie ale inni też chcieli by coś zjeść
A no tak, przez tą rozmowę całkowicie zapomniała że byli na stołówce. Akurat stali przy kuchni skąd można było wziąć talerze i nałożyć sobie dowolne z dostępnych w specjalnych pojemnikach potraw. Sabin mogła mówić co chce o Imperium ale musiała przyznać że karmi całkiem przyzwoicie.
Przesunęła się dalej podobnie jak chwile wcześniej Ezra. Posuwali się powoli i co chwila nakładała sobie jakieś frykasy. Spojrzała na Sloane która wydawała się spięta w przeciwieństwie do Ezry który był w wyśmienitym humorze.
- Co ci? - Spytała na co te zaklęła pod nosem a Ezra słysząc to pytanie spojrzał na Sabin przymrużonym okiem po czym wrócił do wybierania posiłku
- Kolejne napady plemion - Wycedziła spięta - Ci debile nie potrafią zareagować na nawet najmniejszy atak tych band - Sabin cicho zachichotała po czymz nerwów tak mocno ścisnęła widelec, który chyba nieświadomie złapała, i ścisnęła tak mocno że ten się złamałpo czy walnęla pięścią w blat - Tysiąc uzbrojonych po zęby żołnierzy nie może sobie poradzić z 300 dzikusami!? - Warknęła s furią i ogniem w oczach przez co sabin poczuła lekkie zdenerwowanie i zaczęła się przysuwać bliżej Ezry - JAK TO MOŻLIWE!? - Krzyknęła z furią po czym spojrzała w swoje lewo gdzie stali w kolejce dwaj oficerowie bladzi z przerażenia - MACIE CZELNOŚĆ NAZYWAĆ SIEBIE OFICERAMI! - Warknęła na nich wymachując palcem w ich stronę po czym przywaliła prawą ręką w blat a ci uciekli w popłochu a Sloane spojrzała na Sabin która teraz patrzyła na nią z wyłupiałymi z szoku oczami gdyż nie widziała jeszcze Sloane tak wściekłej - I jeszcze ten ich wódz - Kontynuowała z sykiem swój wywód - Aaaa! - Warknęła odsuwając się od stołu zostawiając na nim tace po czym zaczęła walić nogą w stół z wściekłości - Ten śmieć śmie się buntować ale nie stanie z otwartym czołem! - Kopnięcia stawały się coraz mocniejsze i Sabin zastanawiała się jak to jest że Ezra nic sobie z tego nie robił tylko wybierał spokojnie grzyby z sałatki -Co z niego za wojownik!? Co z niego za wódz!? - Nagle usłyszała z Sabin jak ktoś za nimi radośnie się śmieje jakby usłyszał dobry kawał na co Sloane się gwałtownie do nich odwróciła - CISZA!!!!! - Wrzasnęła a żartownisiów, troje, tak to przestraszyło że zastygli w szoku a jeden z nich wydał z siebie niezbyt miły dla ucha odgłos po czym spalił buraka. Sloane wróciła do blatu i wzięła kilka mocnych wdechów na uspokojenie po czym spojrzała na Sabin - No tak, ty coś o tym wiesz - Fuknęła ze zrezygnowaniem i lekko chrypą
- Można tak powiedzieć - Stwierdziła z przekąsem prowokacyjnie i bezczelnie się uśmiechając
W Sloane ponownie się zagotowało ale tym razem nie pozwoliła by emocję nią zawładnęły. Najpierw to przeniesienie, później te plemiona i niekompetentni podwładni a teraz to rebeliancka szmata!
- Pfy, ale i tak was masakrujemy - Stwierdziła Sloane z przekąsem - Tak jak tych dzikusów - Dodała - Już zgłosiłam zapotrzebowanie na gazy bojowe
Sabin przeraziło tak szczere wyznanie Sloane ale wiedziała że lepiej będzie jak nie zareaguje na tą zaczepkę. Zrobiła więc to co trzeba było a mianowicie ugryzła się w język i wyrzuciła z pamięci jej oświadczenie i zamiast drążyć nieprzyjemny temat wróciła do wcześniejszego.
- Wy nas masakrujecie? - Spytała zdziwiona Sabin
- Tak was! - Tym razem to Sloane się uśmiechnęła prowokacyjnie
- Nie widziałaś prawdziwej Masakry! - Zbulwersowała się Sabin którą Sloane już zaczynała wkurwiać
- Żadne z was nie widziała prawdziwej Masakry - Wtrącił się rozbawiony Eraz w ten śmieszny spór a zrobił to nie chcąc ryzykować jakiejś bójki między nimi
Obie spojrzały na siebie po czym na niego spod łba.
- Doprawdy? - Spytały jednocześnie
- No! - Oznajmił z entuzjazmem i błyskiem w oku jak dziecko które nie może doczekać się kolejnej części swojego ulubionego filmu - No mówię wam! Rozkaz 66! To dopiero było! Takich obrazów to ze świecą szukać! Podczas szkolenia mi pokazywali! - Mówił z takim entuzjazmem że się bały że zaraz ta taca z jedzeniem to na zieme spadnie - I wszystkie klony robiły "pif-paf" - Był tak podekscytowany gdy o tym opowiadał że chyba instynktownie gestykulował co zaczynało irytować obie kobiety a Sabin zirytowana musiała się nieco od niego odchylić by w głowę nie dostać - Było super! Ciała Jedi leżały wszędzie! Było naprawdę zajebiście!
- Eh - Sabin westchnęła i położyła ręka na jego ramieniu a Sloane spojrzała na nich kotem oka - Na pewno zabiliście tam wszystkich Jedi Ezra - Stwierdziła a Sloane pokręciła głową a Ezra nieco się zirytował z strącił jej rękę ze swojego ramienia
- Oczywiście że zabiliśmy! - Syknął ze skwaszoną miną - Po czym ruszył dalej a tuż za nim obie dziewczyny - Nie było by super gdybyśmy tak któregoś przeoczyli
Sabin już miała gdzieś co mówił tak jak Sloane od jakiegoś czasu którą bardziej interesowało co mieli kucharze jeszcze do zaoferowania. Popatrzyła na stół poświęcając mu całkowitą uwagę.
- Poproszę zupę - Poprosiła kucharza który po coś sięgał do szafki
Kucharz podniósł się i okazał się być nim Quermianin, gatunek istot który wyróżnia się bardzo długimi szyjami i maleńkimi głowami a także generalnie długimi kończynami, brakiem nosów i posiadaniem dwóch mózgów, jeden mniejszy w głowie i drugi większy w klatce piersiowej. Był ubrany w typowy fartuch i czapkę kucharską, i z jakiegoś powodu nosił sztuczne długie czarne wąsy. W prawym ręku trzymał łyżkę do nalewania zupy. Gdy jednak zobaczył kto przed nim stoi, czyli Ezre, przerażony podskoczył unosząc ręce do góry puszczając łyżkę. Próbował ją złapać, jak się okazało nieporadnie. Parę razy już ją miał ale mu wylatywała aż w końcu spadła mu na ziemię. W tym samym czasie schylił się po nią chowając się za blatem. Wychylił głowę by ze strachem spojrzeć na trójcę stojących przed ladą. Natomiast Ezra, Sabin i Sloane mieli wymalowanego na twarzy istnego Madefucka.
- A ja szpinak ze śmietaną - Zaczął nie zmieniając wyrazu twarzy Ezra - ale nie tą łyżką, Niezdaro! - Prawie na niego warknął zły
Ten całkowicie wyszedł z pod lady śmiejąc się nerwowo po czym złapał za nową łyżkę i z prędkością światła po czym podał im drżącymi rękami to czego chcieli na tace.
- Cholera - Wyszeptał pod nosem Ezra idąc dalej a za nim dziewczyny - Cholera, Cholera, Cholera
- UU, kartacz - Westchnęła ze ślinką Sabin
- Cholera, co za śmieszne słowo - Wyszeptał do siebie - Czekaj! - Zatrzymał się nagle przez co Sloane o mało nie wpadła na zaskoczoną Sabin - Wyczuwam zakłócenia w Mocy - Oznajmił im mrużąc oczy i przykładając prawą rękę do czoła po czym przepchnął dziewczyny ponownie do kucharza przez co Sloane a mało się nie wywaliła
Kucharz zaczął się trząść i kulić ze strachu. Zdawało się że zaraz zrobią mu coś strasznego. I na to też wskazywała mina Ezry.
- Nie dałeś nam krakersów! - Oznajmił nagle z promiennym uśmiechem rozbawiony kręcąc palcem
Sabin myślała że zaraz upadnie a Sloane postanowiła schować swoją dumę i schowała twarz w swoich ziemniakach.
Przez chwile kucharz nie reagował myśląc że to żart lub podstęp ale w końcu podał im szybko krakersy które wzięli i sobie poszli a Sabin posyłała mu przepraszające spojrzenie. Ten obserwował ich gdy odchodzili z trwogą wymalowaną na twarzy.
[Zapewne czytelnicy są zdziwieni reakcjami owego kucharza i to że jakiś obcy zdołał zdobyć pracę w Imperium. O tuż śpieszymy z odpowiedzią. W tym celu musimy cofnąć się kilka lat do tyłu]
Corruscant, Stolica Starej Republiki, 19 BBY - Rada Jedi
Rada Jedi, istniejąca od wielu stuleci i prowadząca działania Zakonu, spotkała się na kolejnym posiedzeniu. Zebrali się wszyscy a min.: Mistrz Yoda, Mistrz Windu, Mistrz Ki-Adi-Mundi i Mistrzyni Shaak Ti.
- Za wiele strachu w młodym Anakinie czuje - Kontynuował Yoda - Mistrzem on zostać nie może - Stwierdził w zamyśleniu
- Może przywrócić równowagę mocy - Zauważył Mistrz Windu
- Rację ty masz - Przytaknął my Yoda kiwając głową
Tym czasem siedzący na przeciwko tej dwójki inny Mistrz i członek Rady z rasy Quermia, Yarael Poof, patrzył się na nich zagubionym wzrokiem.
- Myślałem, że mówiliście, że źle to się skończy - Powiedział do owej dwójki która jednak go zignorowała
- Chłopcem z przepowiedni on może być - Stwierdził Yoda
- Czy mogę spytać o tą przepowiednie? - Odezwał się ponownie Poof - Czy jest coś o czym ja nie wiem?
- Jutro powiem mu o decyzji Rady - Zdecydował Windu ignorując Poofa
- Oł, to teraz jest Rada tak? - Spytał retorycznie całkowicie zirytowany - Nie tylko was dwóch? - Wskazał na nich - A co z tobą, psia mordo? - Zwrócił się do Mistrza Oppo Rancisisa - Wiedziałeś że mamy teraz posiedzenie rady? - Wskazał na sale
Tym razem zdołał sprawić że rozmawiająca dwójka spojrzy na niego ale szybko powrócili do swojego debatowania.
- Poinformować Senat musimy, iż nasza wrażliwość na Moc zmalała - Oznajmił Yoda
Tym czasem Poof przechylił się w bok o 45 stopni w dół ciągle patrząc na Windu i Yode.
To kto teraz użyje Mocy? - Spytał retorycznie tonem jakby ich o coś oskarżał czym zwrócił na siebie uwagę reszty Rady - Ja mogę jej użyć - Oznajmił z lekkim przekąsem - Zagłosujmy, ponieważ naprawdę nie wiem co to znaczy - Powiedział wskazując szybko wszystkim palcem jak na wyliczance po czym się skulił ze skruszoną miną - Czy ktoś rozumie o czym ja mówię? - Spytał się bawiąc się jednocześnie palcami
Yoda i Windu powoli przenieśli wzrok z Poofa na siebie.
- Wystarczy na dziś - Stwierdził Windu - Musimy coś zjeść
- Po Pizze, Yarel Poof uda się - Zaproponował Yoda - Zgadzacie się? - Zapytał Radę
- TAK! - Odpowiedzieli wszyscy chórem podnosząc rękę ku górze
Poof westchnął spuszczając swą głowę na kolana.
- Wczoraj wypiłem tylko jedną kawę i odebrałem receptę - Zaczął wylizać na palcach - I jeszcze muszę ją zrealizować - Dodał niby od niechcenia - Czy ktoś jeszcze ma taki problem!? - Spytał się z wyrzutem i urazom w głosie - Ale dobrze, jeśli taka jest wola Rady, pójdę - Zadeklarował stawiając przy tym warunek
- TAK! - Potwierdzili wszyscy jednogłośnie
- Dobrze! - Odparł teatralnie Poof co wyglądało jakby strzelał focha - Słuchaj Shaak Ti muszę pożyczyć twój wóz - Zwrócił się do niej
Ta zaczęła się bawić palcami i zastanawiać się jak z tego wybrnąć nie patrząc się nawet na Poffa a jedynie na sufit.
- Em...Pod sklepem on został - Wypaliła niepewnie
- Widziałem go na dole - Poinformował ją beznamiętnie Poof
Ta spuściła głowę, dalej nie patrząc na Poofa, mamrocząc pod nosem że się zgadza i coś o ubezpieczeniu a reszty nikt nie słyszał.
- Okej, więc idę - Mówił spokojnie lecz było w tym głosie słychać coś po czym można było poznać że ma ich wszystkich w we d**** - Jestem jednym z 12 Jedi w Radzie Jedi i dziś moim zadaniem jest przyniesienie Pizzy! - Mówił z udawanym entuzjazmem po czym ruszył tyłem ciągle mówiąc i patrząc na radę nieustannie utrzymując ten życzliwy lecz nieszczery ton i uśmiech - Ekstra! Moi rodzice są dumni!
[Dobra...A więc teraz powróćmy do współczesności]
Poof odprowadził Sloane i Sabin z Ezrą na czele i dopiero w tedy lekko odetchnął z ulgą. Zgarbił się lekko otępiały po czym zapał z przerażeniem swoje policzki.
- Wszyscy których znałem nie żyją - Powiedział cicho załamanym głosem pełnym smutku
Nagle znikąd podleciał do lady Szturmowiec. Ustawił się wyprostowany, lewą rękę miał schowaną za plecami a prawą miał uniesioną na wysokość twarzy z wyciągniętym ku gurze palcem wskazującym.
- Macie jeszcze trochę makaronu z serem? - Spytał się bardzo miłym tonem
- Tak! Mamy! - Odparł błyskawicznie Poof unosząc ręce z radości ku gurze uśmiechając się przy ty bardzo szeroko i przeszczęśliwie
[Haha, myśleliście że to koniec? Nie! To teraz zakończymy jego wątek!]
Corruscant, Wieczór, 19 BBY - Rada Jedi
Dzwi prowadzące do Sali Rady otworzyły się i wszedł przez nie Mistrz Poff któremu widoczność zasłaniały spiętrowanę kartony z Pizzą.
- Nie mieli Pizzy Calamari... - Zaczął mówić od razu na wejściu - ...bo Mon Calamiari to też ludzie, o czym nie wiedziałem... HYYYYYYYYYY!!!!! - Przeraził się gdy zobaczył zdemolowaną Salę Rady Jedi i zaschniętą krew na ścianach a także na zniszczoną elektronikę - Czy cala Rada nie żyje!? - Krzykną choć wiedział że i tak nikt mu nie odpowie - OMG, Lepiej się pośpieszę, mam mało czasu! - Stwierdził po czym szybko odłożył Pizze na ziemię...Po czym wskoczył na najbliższy Fotel - "Hej, wszyscy jestem Yoda" - Zaczął emitować nieudolnie głos Yody - "Mmmm, Dziwnie będę mówić" - Zaśmiał się w stylu Yody po czym zrobił palcami niby duże uszy Yody - Gniew prowadzi do nienawiści a nienawiść nie dopuszcza innych do głosu!!!!! - Zbulwersował się wyrzucając z siebie całą frustrację i w tej samej chwili coś na zewnątrz pierdolnęło mocno co zachęciło go do wstania, ale bynajmniej się wybuchem nie przejął co świadczył o tym jego bardzo dobry humor, po czym wybiegając z Sali zgarnął połowę Pizzy dla siebie
[Dobra, to koniec jego wspaniałej Historii...Wracamy do głównej Historii]
Ezra z Sabin i Sloane usiedli przy jednym z wolnych stołów.
- Ja was Imperialnych nigdy nie zrozumiem - Stwierdziła Sabin wzdychając nad swoim jedzeniem
- Dlaczego? - Spytał zaciekawiony Ezra biorąc do rąk sztuczce
- Jakbym to jeszcze ja mogła wiedzieć - Powiedziała niby to do nich niby to do siebie ale jednak nie do końca, patrząc w sufit
- Dobra ta zupa - Stwierdziła Sloane mając gdzieś przemyślenia Rebeliantki
Sabin spojrzała na z irytacją. Ezra się spiął wyczuwając jej irytacje ale na razie machnął na to mentalnie ręką i wziął się do jedzenia.
- Ooo, w końcu coś pozytywnego cię dzisiaj spotkało - Stwierdziła prowokująco Sabin
- Cieszę się że cieszysz się moim szczęściem - Skwitowała Sloane ignorując Rebeliantkę i nie zaszczycając jej spojrzeniem
Sabin jednak nie była z tych co tak łatwo się poddają.
- Oo, i to niezmiernie się cieszę - Odparła ze sztuczną sztucznością - Takiej chudej szkapie przyda się trochę tego...i owego
Sloan zawiesiła się z łyżką przy jej ustach jednak zacisnęła zęby po czym zjadła łyżkę zupy.
- Dziękuje że się o mnie troszczysz - Oznajmiła oschle
- Powinnaś jednak jeść więcej czerwonego mięsa bo coś ciężko cycki ci rosną - Na ten kąśliwy tekst Ezra wypluł swój szpinak którym ze smakiem się zajadał i zaczął się dusić
W Sloane się wprost zagotowało ale już po chwili naszła ją szatańska myśl.
- To już wiem dlaczego ci tak dupa rośnie - Stwierdziła spoglądając na Sabin ze słodkim uśmieszkiem
Sabin zalała czerwień, tak ze wstydu jak i ze złości. Jeszcze nikt nie śmiał obrazić jej idealnych kształtów! Nawet ten idiota Ezra zawieszał widok na jej ciele! Chciała jakoś kąśliwie odpowiedzieć ale Sloane jej to uniemożliwiła.
- Powinnaś jeść więcej białego mięsa -Stwierdziła poważnie - Wróć się po rybę - Zaproponowała
- Pfy, ta ryba przecież jest nieświeża - Fuknęła Sabin
- Co ty gadasz? Nie cuchnie - Protestowała Sloane marszcząc brwi
- Cuchnie jak nie świeża! - Brnęła dalej w to Sabin a uspokojony już Ezra patrzył się teraz na nie z lekkim otępieniem
-Jak to nie świeże! - Zbulwersowała się i gwałtownie wstała - Ludzie, sprawdzić to! - Krzyknęła do zebranych w stołówce i wskazała ryby
A że Sloane wydawała się nie skora do żartów ani w humorze to wszyscy ruszyli sprawdzać ryby.
- Co wy wyprawiacie - Pobiegła tam Sabin - Zatrujecie się jeszcze! - Warczała na wszystkich
- Co tu się dzieje? - Spytał otępiały Ezra
Jednak nikt mu nie odpowiedział a Sloane ruszyła ku stoisku z rybami.
- Nie słuchać jej! To Imperialne ryby! Źle pachną? Przecież to tylko zapach może!
I harmider powstał i chaos. Wszyscy żywo dyskutowali o jakości tych ryb i szybko powstały dwa obozy.
- Nieświeża - Stwierdził Oficer
- Co ty świeża - Stwierdził Szturmowiec
- Jest nie świeża - Stwierdził Kapitan Szturmowców kręcąc głową ze skwaszoną miną po tym jak ją powąchał
- Właśnie że świeża - Odparł Kadet Marynarki
- W cale nie - Odparł inny Kadet
- Świeża ryba tak nie śmierdzi - Odparł Naukowiec
- Na pewno świeża - Powiedział pewnie Oficer
- TA RYBA ŚMIERDZI! - Wydarła się jedna strona na czele z Sabin
- W CALE NIE! - Wydarła się druga na czele z Sloane
- TA RYBA ŚMIERDZI!
- W CALE NIE!
Ezra przyglądał się temu siedząc po środku sporu i nie wiedział jak zareagować, uciekać czy zacząć się śmiać czy może spierdzielać jak najdalej od tych bab.
- TA RYBA ŚMIERDZI!
- W CALE NIE!
- Co jest dziewczyny? - Spytał pojawiając się znikąd Eryk z tacą z jedzeniem rozglądając się po stołówce z niemałym zaskoczeniem
- Mamy tu spór! - Krzyknęła Sabin
- Spór? - Spytał zaskoczony Eryk i spojrzał na swoją rybę którą wziął po czym ją powąchał i skrzywił się - Moja nie jest świeża - Stwierdził zatykając nos
Sloane żyłka pękła po czym przywaliła Erykowi z całych sił w szczękę tak mocno że mu ząb wypadł i poleciał na kilka metrów. Tym samym rozpoczęła si bójka w stołówce. A Ezra skulił się chowając pod stołem z beztroskim uśmiechem i powtarzając sobie w głowie :"Będzie dobrze, Będzie dobrze".
Kannan
Po usłyszeniu tych rewelacji zastanawiałem się czy maj one jakiś sens. Ezra w sumie jest trochę szalony ale co ja teraz niby o nim wiem ale coś takiego. Nie...Coś musi się za tym kryć. Tylko co?
- Dziękujemy za te informacje - Oznajmiła dziwadztwu Hera która chyba przeżywała podobne dylematy co ja - Co chcesz w zamian?
- Tylko nie kasę - Wtrącił się Alexs nieśmiało - Mamy w Rebelii jej za mało - Wyjaśnił
- Po prostu mie wypuśćcie! - Warknęła postać - Bym mógł roskwasić o ścianę ten Pedalski Ryj!
- Mówisz teraz o sobie czy o Kannanie? - Spytał Alexs z perfidnym uśmiechem na ustach
- TY! - Syknął Kannan próbując ko walnąć ale uskoczył i schował się za X-sem
Hera tym czasek kręcąc oczami i stwierdzając że z nimi to jak z dziećmi odłączyła stwora od ściany.
- Ale swoją drogą - Zaczął Alexs lekko chichocząc - Nie spodziewałem się tutaj Imperialnej Inkwizycji
Nagle ni stąd ni stamtąd drzwi od celi walnęły i spadły na schody.
- NIKT NIE SPODZIEWA SIĘ IMPERIALNEJ INKWIZYCJI!!!!! - Krzyknęli Inkwizytorzy odpalając swoje czerwone miecze!
Lothal
Po długiej, wielogodzinnej, debacie z Komendantem Minister Tua wykończona podziękowała Komendantowi za poświęcony jej czas. Ten wstał, lekko się kłaniając i skierował się w stronę wyjścia. Tua chciała się teraz zrelaksować więc wyjęła fajkę którą trzymała w szafce. Z reguły nie paliła ale teraz chciała po prostu jakoś odreagować. W końcu była sama i nie spodziewała się gości. Jednak kilka chwil po wyjściu Komendanta do pomieszczenia wszedł Imperialny Oficer. Natychmiast go poznała. Porucznik Kornwalski. Pochodził z Izurii ale był z tych co porzucili swoją niegdysiejszą ojczyznę dla Imperium. Jedynak, wychował się w sierocińcu, rodzice zginęli podczas Wojen Klonów z rąk Separatystów w Nieszczęśliwym wypadku. Droid Taktyczny miał usterkę i źle obliczył trasę do którego miał dotrzeć okręt przez co ostrzelał złą planetę.
Był młodym, przystojnym mężczyzną. Niebieskooki brunet, dobrze zbudowany wyglądający na 25 lat mimo że za chwile stuknie mu 30-stka. Od dawna się znali, czasami łączy ich coś więcej, i ufali sobie. Ktoś mógłby sobie pomyśleć że to nie do pomyślenia by Minister zaprzątała sobie głową takimi sprawami ale każdy potrzebuję czasami chwile takiej ulgi, odpoczynku.
Ucieszona na jego widok wstała tym bardziej że spodziewała się od niego dobrych wieści. Jednak gdy ten stanął po środku pomieszczenia po czym zdjął swoją oficerską czapkę nerwowo ją ściskając wiedziała że coś jest nie tak.
- P...Porwali ją - Powiedział w końcu
Nie musiał jej da razy powtarzać. Odrzuciła fajkę, okrążyła biurko i podeszła do niego cała podenerwowana.
- Gdzie jest Katia? - Spytała cicho głosem pełnym niepokoju
- Coś.. się wydarzyło - Zaczął nie wiedząc jak ubrać to wszystko w słowa - Porwali ją - Powtórzył to co wcześniej powiedział
Tua poczuła jak traci czucie w ramionach. Serce zaczęło jej bić mocniej i mocniej. Czuła gorąc, okropny skwar. Odsunęła się od oficera nie mogąc przyjąć do wiadomości co jej przekazuje.
- Transporter nie dotarł do Miasta - Kontynuował niemrawo - Podejrzewamy że jest to robota jakiejś bandy - Brnął dalej a Tua czuła jak zaczyna jej brakować powietrza
Nie potrafiła nic powiedzieć. Czuła że gdy tylko spróbuje to zrobić rozpłaczę się. Postanowiła więc milczeć. Tępo odwróciła się i skierowała się w stronę biurka a po policzku spłynęła jej pojedyńcza łza. Oficer niepewnie z początku ruszył za nią.
Tajna Baza Niezależnej Floty Operacyjnej "Piorun"
P walkach na jedzenie i pięści trwających z godzinę w końcu nastał spokój o który modlił się Ezra chowając się już za stołem. Najbardziej szalała Sabin. Masakrowała wszystko co się rusza, a najbardziej, z jakiegoś powodu, Eryka. Gdzie on nie był. Latał, pływał w zupie, sałatkach, leżał wśród pieczeni, robił za taran... No był wszystkim. Nic dziwnego że nie kontaktowa gdy tak teraz leżał sobie na stole. To wszystko mogło trwać dłużej, cała stołówka zdemolowana. Na szczęście Sloane się opamiętała i wezwała Gwardię czyli Mrocznych Szturmowców. Szybko zaprowadzili porządek. Dali po głowie wszystkim po za Sloane i Sabin. Jak się sabin od tego odkręciła tego nikt nie wie.
Ktoś nieśmiało popukał placem Ezre po ramieniu. Ezra się tam spojrzał i zobaczył tego asystenta jego głównego Doktora o ognistych włosach.
- Panie - Zaczął ognistowłosy naukowiec splatając ze sobą obie swoje dłonie co świadczyło o zdenerwowaniu - Mam dobrą i złą wiadomość - Oświadczył lekko pochylając głowę ku dołu
- Zacznij od złej - Westchnął Ezra wstając z ziemi ocierając czoło
- Nie działa - Powiedział całkiem spuszczając głowę ku ziemi
- Hmm - Przytaknął lekko nerwowo - A dobra?
- Zbudowaliśmy ją! - Odpowiedział tym razem patrząc na Ezre cały podekscytowany
- Haa! - Ucieszył się Ezra unosząc ręce ku gurze - Nareszcie! - Niemal krzyknął z podekscytowania patrząc ku sufitowi ale po tym nagle się na kilka sekund zawiesił - Jak to nie działa? - Spytał zwracając wzrok na Naukowca ciągle mając ręce rozpostarte ku gurze - JAK TO NIE DZIAŁA! - Niemal zaczął biec a młody ledwo odskoczył wystraszony w bok robiąc przejście Ezrze po czym pobiegł za nim
A Sloane z Sabin jedynie wymienili między sobą zakłopotane spojrzenia. A Eric tym czasem spadł ze stołu na którym leżał.
Tym czasem Ezra po jakże szybkim pokonaniu szeregu korytarzy wbiegł do wielkiej Hali gdzie prowadzono doświadczenia naukowe. Czekał już tam starszy chudy naukowiec wraz z jakimś innym naukowcem.
- To ja tu sobie oszczędności sobie od ust odbieram, żebyście mieli minimalną krajową.... JAK TO NIE DZIAŁA!? - Wydarł się niemal na cały głos
Starszy niespecjalnie się przejął humorem Ezry w przeciwieństwie do towarzyszącego mu naukowca i ognistowłosego którzy dygotali ze strachu.
- Mój panie - Starszy uprzejmie lekko się ukłonił - Miał miejsce... incydent konstrukcyjny
- Mówiliśmy by lepiej dobrać ludzi do roboty - Powiedział zdobywszy się na odwagę ognisto włosy za co Ezra posłał mu mroczny psychopatyczny uśmiech na co ten pisnął i odskoczył w bok
- Co poszło nie tak!? - Wysyczał Ezra
Godzinkę Wcześniej, W okolicach jednego z głównych generatorów Gwiazdy Śmierci
W okolicach reaktora dwójka robotników prowadziła prace wykończeniowe. Ta konkretna ściana musiała być wyłożona specjalnym materiałem podobnym do gipsy który absorbował szkodliwe dla istot żywych substancje. Musiała też być równa inaczej fale powstałe podczas wytwarzania energii mogły by ją łatwiej rozwalić.
- Ach, kurwa jak szkło - Stwierdził zadowolony obcy
Był to dziwny gatunek, z reguły chudzi jak ten, cali w sierści, ten w kolorze granatu, mieli dziwną szpiczastą wydłużoną głowę lecącą po lekkim łuku. Duże czarne oczy a z okolic policzków wyrastały im ogromne kły. Ręce mieli cieniutkie a palce mili z mocnego metalu które potrafiły by zabić. Nogo mieli równie cienkią. A szyja przypominała patyk. A same głowy mieli bardzo duże co najmniej dwukrotnie większą od przeciętnego człowieka. Mieli też długi ogon.
- Tak się robi - Powiedział swojemu ludzkiemu kolędzie z nie małą nadwagą
- Kurwa robi - Zakpił z kolegi - Dwa metry ściany pół dnia szlifować, zamiast siateczką na szybkości opierdolić...
- Ty! Fuszerkę to se możesz robić jak se założysz własną działalność gospodarczą - Zbulwersował się kosmita - Ale ja to firmuje moim nazwiskiem! - Wskazał dumnie na siebie - Na ścianach Łęciny nie znajdziesz szczeciny!
- No i chuj że gładkie jak dołów narobiłeś - Zripostował mu kolega - Weź tu kurwa kinket powieś
- A chuj mi w d***, sprawdzimy
Akurat mieli pod ręką drabinę więc ją podstawili a obcy wszedł na nią podłanczając światło. Chwile mu to zajęło bo kabelki były w sporym nieładzie ale ostatecznie udało mu się.
- No i zapal na próbę - Kazał ludzkiemu koledze a ten spełnił prośbę - I jak jest? - Spytał
- No jak, chujowo - Odparł nie musząc za dużo się zastanawiać
- Sam jesteś chujowy ty.... - Mówił zbulwersowany schodząc w dół puki nie spojrzał na ścianę
A tam wszędzie mniejsze i większe dziury i wypuklenia w ścianie.
- No chujowo - Przyznał Obcy ludzkiemu koledze
- Uwaga! Uwaga! - Usłyszeli głos z jednego z operatorów reaktora z komunikatorów - Za pięć minut przystępujemy do próbnej aktywacji Reaktora nr.7 - Oświadczył a obaj pracownicy popatrzyli na siebie z niepokojem - Prosimy o tymczasowe oddalenie się od miejsc pracy
Oboje spojrzeli na ścianę, teraz całą podziurawioną.
- Spierdalamy - Szepną Obcy do Kolegi a ten mu przytaknął
I tak jak oboje postanowili uciekli tak daleko jak tylko mogli.
Teraz
- Coś poszło nie tak przy budowie reaktora - Stwierdził Naukowiec towarzyszący Starszemu Naukowcowi
- Zatrudnienie prywatnej firmy to był zły pomysł - Westchnął ognisto włosy
Ezra po raz kolejny posłał mu wściekłe spojrzenie ale szybko złapał się prawą ręką za głowę wzdychając ciężko.
- Kurwa - Przeklnął cicho i tym razem wszyscy prawie odskoczyli od Ezry - Dobra - Uspokojony sięgnął do komunikatora
- Tak mój Panie? - Spytał żołnierz
- Łączyć z GI - Rozkazał
- GI? - Powtórzył cicho żołnierz nie rozumiejąc - Acha, Głównym Inspektoratem czego?
- GÓGNA PSIEGO! Łączyć z Generałem Irumą! - Warknął wściekły - Idioto - Dodał na koniec
Topendia
Planeta ta od roku znajduje się pod oblężeniem Imperialnym. Leży na Zewnętrznych Rubieżach blisko Drogi Hydiańskiej, ważnej trasy nadprzestrzennej od której między innymi jest uzależniona władza Imperialna. Panowanie nad trasami daje wielkie wpływy i władzę. Pozwala szybko przemieszczać jednostki a handel w tych rejonach rozwija się najszybciej. Planeta Topedia jest jedną z wielu znajdujących się w okolicach Trasy lecz nie przynależała nigdy tak do Imperium jak i do nieistniejącej już Starej Republiki. Planeta kupców i bogaczy, pełna egzotycznych tropików, lasów deszczowych i pięknych krajobrazów niczym z Raju, przyciągała wzrok Imperium jednak jej potężne systemy obronne zmuszały Imperium do głębokich przemyśleń względem inwazji do której jednak statecznie doszło po kolejnych zerwanych negocjacjach w sprawie przystąpienia planety do Imperium. Cesarz planety, Protegos II, wiedział że wojnę przegra ale idąc za przykładem swoich wielkich przodków nie zamierzał podporządkować się jakiejś większej władzy. Po za tym nie wierzył w kompletną klęskę. Wierzył w mury i ich starożytną potenge. Wierzył że i tym razem oprą się wrogą Cesarstwa. Imperium uderzyło pełną mocą i w dwa miesiące planetarne cała planeta znalazła się pod butem Imperium. Cała prócz jednego stosunkowo niewielkiego skrawka planety.
Miasto Terma, stolica planety, o populacji blisko Miliarda ludzi położona nad jedną z cieśnin która oddzielała od siebie oba morza. Otaczające je olbrzymie stalowe mury, umieszczone w nich potężne działa i mieszczące się na nich potężne słupy generujące pole siłowe otaczające ogromne miasto sprawiały, że miasto uchodziło za niezdobyte i niepokonane i w istocie takie było gdyż oblegały je już w Historii 23 armie, Republiki, Sithów, Mandalorian, Separatystów, Piratów i wielu, wielu innych i jeszcze żadne nie zdobyła miasta.
W mieście panowała piękna marmurowa architektura. Widoczne zewsząd bogactwo i sztuka onieśmielały wszystkich obcych którzy odwiedzali planetę. Potężne posągi przypominały o dawnej chwale a starożytne świątynie o znaczeniu i świętości miasta. A było o czym pamiętać. Cywilizacja ta liczy sobie już dobre 10000 lat. W tym czasie, stosunkowo jeszcze młoda Republika, toczyła wojnę z Imperium Kamauryjskim a także jakoś w tym okresie odkryto planetę Ryloth. Mówi się że cywilizacje na Tapendi założyli uciekinierzy jednej z planet splądrowanej przez Mandalorian lecz nazwa jak i lokalizacja tej planety zostały zagubione w mrokach Historii. W ciągu zaledwie 3 tysiącleci opanowali własny system i rozpoczęli stopniową kolonizacje i ekspansje choć nie robili tego z chęci podboju. Dla nich wojna była czymś naturalnym i pożądanym. Był to czas gdy żołnierze mogli zdobyć zaszczyty i trofea a ludność opiewać i radować się z ich zwycięstw. U szczytu swej potęgi planeta ta panowała, włączając w tym własny system, ponad 135 innych systemów gwiezdnych. Jej złoty wiek przypadł na rok 3653 gdy Cesarstwo wsparło Imperium Sithów w Wielkiej Wojnie Galaktycznej przeciwko Republice u schyłku wojny. Nie była to jej pierwsza ani ostatnia wojna z Republiką ale była z nich wszystkich największa i najważniejsza. Wówczas to na ponad 500 lat kontrola nad drogą Hydiańską była całkowicie w ręku Cesarstwa. Jednak wraz z klęską w, okolicach roku 2123 w cieśninach Arguniańskich w której zginął sam Cesarz, Cesarstwo słabło i kurczyło się niekiedy odbijając utracone tereny bądź podbijając nowe ale z reguły nie na długo. Dopiero ostatnia wojna z Sithami między Republiką a Bractwem odmieniła los kraju. Od dawna Cesarstwo miało złe stosunki w Sithami i mieli na kontach już kilka konfliktów ten jednak był jedyny na taką skale. Cesarscy walczyli mężnie na wielu frontach tej wojny w tym i na Rusanie gdzie odniesiono ostateczne zwycięstwo. Tak jak dla Republiki tak i dla Cesarstwa zaczął się okres stabilizacji. Jednak stare rany nie zagoiły się a Cesarstwo miało wielu wrogów. Osłabione przez Federacje Handlową i inne korporacje zmagały się z tendencjami Separatystycznymi na swoich planetach. Gdy powstała Konfederacja Niepodległych Systemów wiele planet Cesarstwa przyłączyło się do niej co spotkało się z interwencją Cesarskich oddziałów. Nim jeszcze w galaktyce rozbrzmiały działa Wielkiej wojny w Cesarstwie lała się krew a gdy już nastał czas Wojen Klonów Cesarstwo ponownie stanęło po stronie Republiki oddając ogromną daninę krwi... po nic. Wraz z proklamacją Imperium Galaktycznego zbuntowane planety Cesarstwa uznano za część Imperium. Jako że Topendia nigdy nie była częścią Republiki zamknęła swoje granice wiedząc że konflikt z nowym mocarstwem byłby samobójstwem. Ostatecznie słabe Cesarstwo zrzekło się władzy nad resztą swych kolonii i wycofało do macierzystego systemu. Przez ponad dekadę ten stan się utrzymał a Cesarstwo ponownie się ustabilizowało.
Aż do dziś.
Dzień był piękny i słoneczny. Ludzie masowo wyszli na ulice by skorzystać z tego pięknego dnia. Zdawać by się mogło że miasto nie toczy żadnego konfliktu a wojna jest jedynie koszmarem odwiedzających ludzi w snach.
Na jednym z głównych placów, na środku którego znajduje się piękna fontanna z iglicą na której szczycie stoi anioł z mieczem który unosi ku gurze lecz ostrze ma skierowane ku ziemi a pod iglicą znajdują się cztery złote posągi lwów Tependiańskich, o sześciu par cienkich oczu i pięciu ogonach, z których pysków leje się woda. Wokół tętniło przyjemne i spokojnie rzycie mieszczan. Jedni spacerowali inni Handlowali w swoich malutkich straganach sprzedając kwiaty, jedzenie, balony i inne akcesoria. Dzieci bawiły się grupkami a ich matki radośnie ze sobą gawędziły.
Spokojne gwar i życie mieszkańców miasta nagle zmąciło niespodziewane trzęsienie ziemi. Wszyscy zatrzymali się rozglądając się z zakłopotaniem i nierozumieniem wypisanym na twarzach. Wstrząsy były lekkie ale się nasilały. Ludzi ogarnął niepokój który nie czyli mimo że od roku nad miastem wisiały Imperialne Niszczyciele które nie raz próbowały zasypać miasto swoimi bombami. Ludzie zaczynali się odsuwać z placu. Kilku milicjantów uspokajało ludzi a inni raportowali do swoich przełożonych o tej anomalii. I nagle gdy już nawet pojazdy dygotały od siły wstrząsów te ustały, nastało kilka sekund ciszy. Nikt się nie poruszył ani nie odważył się głośno niczego powiedzieć.
Huk działa blasterowego zaskoczył wszystkich ale to że nagle część marmurowej posadzki została wyrwana i jej odłamki poszybowały ku gurze rozsypując się po placu raniąc kilku Milicjantów wprawił ludzi w przerażenie. Ludzie pod nakazem Milicjantów padli na ziemię przerażeni. Dym szybko ustępował ale nikt na to nie zwrócił uwagi gdyż usłyszeli nowe przerażające dźwięki które wydawały Imperialne czołgi szturmowe. Z dziury która powstała wyłoniło się olbrzymie wiertło przytwierdzone do tyłu imperialnego czołgu. Tuż za nim wyjechał przodem kolejny Imperialny czołg z przytwierdzonym megafonem.
- UWAGA! UWAGA! - Krzyczał operator megafonu - PODDAJCIE SIĘ! DO OBYWATELI TERM! PODDAJCIE SIĘ IMPERIUM! - Powtarzał nieustannie w kółko i w kółko
Ludzie wpadli w panikę zaczęli uciekać podczas gdy z dziury zaczęły wyłaniać się Imperialne transportowce przewożące żołnierzy. Niszczyciele na niebie otworzyły ogień. Zielone promienie zalały niebo uderzając w dalej działające pole siłowe. Właz z czołgu z wiertłem otworzył się tak jak właz z czołgu który wjechał tuż za nim.
- Sir, sukces! - Krzyknął dowódca czołgu - Jesteśmy w Termach! - Krzyknął
- Aa!! Excellent - Powiedział tylko lekki piskliwym głosem mężczyzna o chudej głowie w prostych okularkach w stroju Imperialnego oficera - W porządku to teraz do pałacu Cesarskiego - Oznajmił - Nie pozbierają się po tym przez 100 lat! - Zaśmiał się szyderczo
Tym czasem transportery rozstawiły się a żołnierze wystawili z nich Karabiny blasterowe E-11 w przerażonych cywili.
- ZABIĆ! - Ryknął okularnik - Zabić ich wszystkich!
- Dobrzy Bogowie - Powiedział jeden z obywateli patrząc na to wszystko z przerażeniem
- OGNIA! - Krzyknął ktoś
W stronę cywili poleciała salwa z Karabinów kosząc wszystkich i niszcząc co popadnie. Jeden za jednym padali na ziemię martwi a inni starali się ratować ucieczką.
- Nie uciekajcie - Oświadcza przez megafon czytając z notbuka jeden z czołgistów stojący na widoku na miejscu dowódcy - Armia Imperialna jest waszym przyjacielem
Karabiny blasterowe E-11 tym czasem kosiły kolejnych przypadkowych obywateli miasta które już nie miało szans na przetrwanie. Oficer Imperialny tym czasem chichrał się z tego widoku niczym dziecko. Podszedł do niego jeden z żołnierzy, zasalutował i podał notbuk. Ten uspokoił się i wziął go od żołnierza. Zatopił się w lekturze i uśmiechnął szeroko.
- Broń nie wypaliła - Wyszeptał - Więc Generał Iruma został przydzielony jako jej nadzorca- Zaśmiał się złowieszczo i drapieżnie - Jak daleko jeszcze on zajdzie? - Spytał retorycznie - Jaką on jeszcze posiada władzę?
Mandalora
Do biura Gubernatora Saxsona weszło troje żołnierzy z jednostki Mandalorian służących Imperium. Tak jak Saxson mieli na sobie zbroje. Gubernator stał przed wielkim oknem skąd miał widok na majestatyczny obraz Stolicy planety. Gdy żołnierze stanęli na baczność odwrócił się do nich.
- Wzywał pan Gubernatorze - Odezwał się żołnierz z lewej
- Tak - Przytaknął - Do rzeczy chłopcy - Odparł biorąc ze swojego biurka trzy elektronotesy
Podszedł powoli do pierwszego z żołnierzy. Zmierzył ich wzrokiem po czym podał mu jeden z elektronotesów. Następnie podał je pozostałej dwójce. Następnie odszedł do swojego biurka. żołnierze popatrzyli po sobie niepewnie.
- Przepraszam Gubernatorze ale co to jest? - Spytał żołnierz który dostał notes jako pierwszy
- To jest mój drogi - Odparł siadając przy swoim biurku na fotelu - Przepustka na wsze wakacje
- Wwakacje, sir? - Spytał zdziwiony
- Tak - Odparł z cwanym uśmiechem opierając się o biurko - No chyba że wolicie że nazwę to przeniesieniem
Z satysfakcją obserwował jak żołnierze z niepokojem zerknęli na swoje Notesy. Zachichotał lekko i spojrzał ponownie na żołnierza który zadał mu wcześniej pytanie.
- Tristan, mam nadzieje że rozumiesz co to oznacza? - Spytał retorycznie ale ten wiedział że i tak musi odpowiedzieć
- Tak panie Gubernatorze - Odparł sucho po czym ponownie przeniósł wzrok na notes gdzie widniała nazwa planety na którą go przenoszą a była to Tatooin
Tajna Baza Niezależnej Floty Operacyjnej "Piorun"
Ezra po opuszczeniu placówki Badawczej skierował się sam w stronę Baraków dowództwa. Nie myślał o sytuacji sprzed chwili bo bał się że wybuchnie. Plan miał się zrealizować w przeciągu od kilku do kilkunastu dni a tu się okazuje że jego realizacja przedłuży się o może i nawet ROK! Ale nagle poczuł się jakoś lepiej i ogarnęło go przyjemne uczucie. Nie potrafił go zidentyfikować ale czuł się dziwnie usatysfakcjonowany. Naszła go myśl "Może to i lepiej?", i szybko zgodził się z tą myślą. Wiele aspektów jego planu miały wady z czego z trudem sobie sam przyznawał. Ale ten rok pomoże zalepić dziury w jego planie. I może w końcu przekona w pełni do swoich racji Sabin i Sloane.
Idą korytarzami minął dwóch Imperialnych oficerów. Zasalutowali mu po czym gdy ich minął poszli dalej. Nie zwrócił na nich uwagi zatopiony w swoich myślach ale nagle poczuł dziwne mrowienie na karku i zdał sobie sprawę co się dzieje jednak nim zdołał się choćby odwrócić poczuł jak dwa pociski blasterowe trafiają prosto w plecy. Upadł na ziemię i ledwo podpierając się rękami. Ogromny ból przeszył jego ciało. Czuł się jakby stracił czucie w części ciała.
Niespodziewani napastnicy tym czasem podbiegli do Ezry i wspólnie w niego przycelowali chcąc dokończyć dzieła. Usłyszał sygnał przeładowanego pistoletu i po tym wywnioskował że to broń jedno lub kilku strzałowa.
- Ezra Bridger pseudonim "Cień" - Odezwał się jeden z nich i poczuł jak w niego celuje z blastera - W imieniu Izuri Walczącej zostałeś skazany na śmierć - Zdołał to usłyszeć nim stracił przytomność
Poczuł jak po ciele przeszedł go dreszcz i szykował się już na śmierć plując sobie w twarz że tak dał się dziecinnie podejść i że to tak banalnie się skończy gdy nagle jeden z nich dostał pociskiem i padł martwy z miną pozbawioną wyrazu mówiącą jasno że nie spodziewał się tego i prawdopodobne że nie wiedział że umiera. Drugi z napastników w rogu korytarzu dostrzegł Szturmowca który teraz celował w niego. Zdążył jedynie skierować blaster w stronę Szturmowca gdy ten wystrzelił pocisk który trafił napastnika prosto w głowę zabijając go na miejscu. Szturmowiec po tym jak stwierdził że w okolicy nie ma innych nieprzyjaciół podbiegł do swojego dowódcy który leżał teraz bezwładnie na zimnej posadzce bazy. Bał się najgorszego. Przyklęknął przy nim po czym sprawdził mu puls. Z ulgą odetchnął gdy stwierdził że jego stan jest o wiele lepszy niż mogło by się wydawać po popalonych ranach które paskudnie zdobiły plecy dowódcy.
- SCC-7890 do dowództwa - Powiedział włączając Komunikator - Zgłaszam Strzelaninę w korytarzu nr 3 blisko Placówki Badawczej, potrzebna pomoc Medyczna - Zakomunikował
- Przyjąłem, zaraz tam będziemy - Odparł żołnierz
No spóźniony rozdział ale jest i nie marudzić X3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro