Sylwia - Melancholia
Siedziała w swoim pokoju, skanując go przekrwionymi od płaczu oczami.
Brała głębokie wdechy, starając się uspokoić nierówny oddech.
Coś jej jednak nie pozwalało.
Serce niebieskookiej krajało się, lecz sama nie wiedziała z jakiego powodu.
W jej życiu przecież nie działo się już nic złego.
Wakacje powinny ją radować, napawając ją natchnieniem do rysowania.
Ale nie.
Nie rysowała.
Łzy poplamiłyby białe kartki papieru, nie pozwalając na dalszą pracę.
Skuliła się tylko, osuszając rękawem mokre policzki.
Była sama w domu.
Nie przeszkadzało jej to, wręcz przeciwnie.
Nie lubiła płakać, gdy ktoś był w pobliżu.
Wywoływałoby to w niej swego rodzaju presję.
Jej matka zapytałaby spokojnie, co się stało, a po nie uzyskaniu odpowiedzi, zdenerwowałaby się.
Mogłaby nawet podnieść głos, wywołując w szatynce wspomnienie przeszłości.
Dziewczyna nienawidziła, gdy ktoś krzyczał w jej obecności, a tym bardziej na nią.
Czuła się wtedy strasznie.
Wstała i skierowała kroki w kierunku łazienki, przechodząc przez otwarte drzwi od jej pokoju.
Gdy tylko znalazła się przed zlewem, opłukała spokojnie twarz letnią wodą, oczyszczając lekko twarz w łez.
Przetarła ręcznikiem buzię i spojrzała na swoje odbicie.
Czerwone oczy podkreślone zostały przez czarne worki, znaczące o braku wystarczającej ilości snu.
Uśmiechnęła się lekko pod nosem.
Wróciła do swojego pokoju i zamknęła za sobą drzwi, spokojnie wzdychając.
To nie tak, że nienawidziła siebie.
Zaakceptowała swój wygląd już jakiś czas temu.
Powodem jej płaczu była depresja, nie pozwalająca jej spędzić tygodnia bez wylania łez.
Zaczynała jednak powoli oswajać się z powtarzającym się uczuciem bólu i bezradności.
Wydmuchała nos i usiadła przy biurku, wyciągając szkicownik oraz piórnik.
Włączyła laptopa, a na nim muzykę.
Podłączyła słuchawki i włożyła je do uszu.
Otworzyła szkicownik na pustej kartce i chwyciła w dłoń ołówek, rysując kółko.
Uśmiechnęła się pod nosem, słysząc jedną ze swoich ulubionych piosenek.
Zatopiła się w świecie muzyki, rysując kolejną wyimaginowaną postać, której i tak nigdy nie skończy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro