Rozdział I
Mario niespokojnie przewracał się z boku na bok. Nie mógł zasnąć. Przeżywał koszmar. Pot spływał mu strumieniami po plecach, a serce biło, jak oszalałe. Adrenalina krążyła w jego żyłach. Bał się. Zaczął się trząść, jakby dostał napadu padaczki. Po policzkach spływały stróżki niekontrolowanych łez. Siniaki, stłuczenia, zadrapania zaczęły boleć ze zdwojoną siłą, nie pozwalając zapomnieć o potworze w ludzkiej skórze. O jego chłopaku, ex chłopaku, Manuelu Neuerze.
Nawet pobyt z dala od bramkarza nie mógł uspokoić Mario. W ciemności widział czające się błękitne oczy, które rozkoszowały się okrucieństwem. Księżyc zaś rozświetlał blond włosy o barwie dojrzałej pszenicy.
Götze nie umiał rozróżnić koszmaru i rzeczywistości. Przez długi, długi czas koszmar był częścią jego życia i uwolnić się od niego było ciężko.
Wtulił się w miękką, puchatą poduszkę i podciągnął kolana do brody. Bał się, że na jego sponiewierane plecy spadnie kolejne uderzenie rózgą, brzuch zostanie skopany. Neuer nigdy nie bił go po nogach, rękach, czy twarzy... Nie chciał, żeby zostały ślady, które by zaalarmowały kogoś z drużyny...
Mario poczuł na swoich plecach delikatny dotyk, szorstkich dłoni. Odetchnął z ulgą nie Manuel. Neuer zawsze dbał o swoje ręce, smarując je kremem, aby były delikatne. Do jego nosa dotarł znajomy zapach trawy. Nie wiedzieć, czemu Robert pachniał zawsze świeżo skoszoną trawą. Dla Mario była to najpiękniejsza woń na świecie. Kojarzyła mu się z bezpieczeństwem.
- Ci... Spokojnie, Mario. Oddychaj. Jego tu nie ma - szeptał Robert, próbując uspokoić roztrzęsionego przyjaciela.
- Jutro, a w zasadzie dzisiaj jest trening - wydukał Niemiec, nadal łkając w poduszkę. - On nigdy nie pozwoli mi odejść...
- Nie dam mu cię skrzywdzić. Obiecuję.
Nagle do drzwi mieszkania Roberta w Monachium, ktoś zaczął uporczywie walić.
- Lewy, otwieraj! Wiem, że u ciebie jest ta dziwka! - krzyczał wyraźnie pijany Neuer. - Wiesz, że ta szmata cię kocha?! I kiedy tłukę go niemalże do nieprzytomności, to błaga cię o ratunek. Łzy pięknie lśnią w jego oczach, a mi staje. Ich mag es.*
Robert z trudem pohamował swój gniew miał ochotę rozszarpać bramkarza na strzępy i rzucić go psom na pożarcie.
- Lewy, otwieraj, bo pożałujesz! Zniszczę twoją karierę! - darł się wniebogłosy Niemiec, a piana mu spływała z zapijaczonego pyska.
Lewy niechętnie wstał z łóżka i poszedł otworzyć drzwi.
- Czego?! - warknął Polak, patrząc wprost w zamroczone, niebieskie oczy Neuera. Położył ręce na biodrach i wyzywająco uniósł podbródek, aby zniwelować dzielącą ich wysokość.
- Czy ty uważasz, że się ciebie boję?! Takiego małego, nic nieznaczącego robaka, jak ty.
Niemiec nie czekając na odpowiedź Polaka, uderzył go w twarz i wkroczył do środka.
- Mario, idziemy! - krzyknął, ciągnąc młodszego zawodnika za kark. - Lewy, uroczo wyglądasz, jak krew ci z nosa leci. - Zaśmiał się i kopnął Polaka kilka razy w brzuch. - Pobawiłbym się z tobą dłużej, aby cię złamać, ale Mario potrzebuje szczególnej uwagi. Chyba wiesz, co mam na myśli? - Uśmiechnął się sugestywnie. - Auf wiedersehen*, Robert.
Na odchodne jeszcze raz kopnął Polaka, tym razem w krocze i wyszedł, ciągnąc za sobą Mario.
Polak mógł, tylko patrzeć na oddalające się sylwetki dwóch Niemców.
'Trzeba się było nauczyć karate, kiedy Ania kazała' - pomyśłał, z trudem podnosząc się z ziemi.
Spojrzał na zegar, który wskazywał drugą. Mając, nadzieję, że Anka nie obrazi się o telefon w środku nocy, wybrał do niej numer. Po drugim sygnale odebrała.
- Musimy porozmawiać - powiedział po prostu, a kobieta tylko mruknęła z niezadowoleniem, nie rozłączając się jednak.
- Dobrze, ale później. Nie wiem, ja u ciebie, ale u mnie jest druga w nocy i chce mi się spać.
- Aniu...
- Już dobrze, mów.
Robert zaczął opowiadać swojej byłej żonie o całej sytuacji. Po wysłuchaniu jego historii, kobieta miała dla niego jedną radę.
- Karate nie wystarczy. Tu jest potrzebny boks.
Robert podziękował swojej byłej za rozmowę i postanowił, że po treningu poszuka jakiejś szkółki bokserskiej.
'Przecież boks, nie może być trudniejszy od kopania piłki' - pomyślał, zasypiając.
----------------------------------------------------------------------------------
* Lubię to
* Do widzenia
----------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że Wam się podoba. W tej historii Manu jest złym charakterem. Przepraszam, więc wszystkich fanów Manuela.
Pozdrawiam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro