Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

REMONT 2/2

*Zane*

Nie mogłem spać. Wszytko przez zagadkę różowych oczu. Wierciłem się, przekładałem z boku na bok, ale nic nie pomagało. Spojrzałem na zegarek. Dwudziesta trzecia trzydzieści.

Wstałem, ruszyłem do łazienki i wyszedłem z klasztoru. Ruszyłem w stronę mojej kawiarni. Otworzyłem ją i pierwsze co zrobiłem, to zacząłem wynosić wszystkie meble na altankę, która stoi za sklepem. Zajęło mi to sporo czasu. Meble same z siebie są ciężkie, a co dopiero z zawartością.

Wyniosłem jeszcze krzesła na zaplecze. Było pusto i mdło. (z/i) miała rację, brakuje tu życia. Westchnąłem. Zacząłem wyrywać panele z podłogi. Dosłownie wyrywać, niektórych nie dało się wyciągnąć. Po skończonej robocie spojrzałem na zegarek. Pierwsza. Rozejrzałem się dookoła.

- Wszystko wygląda dobrze - mruknąłem do siebie.

Podłoga równa. Ściany też. Sufit czysty. Parapety od dużych okien są dobre. Wiem o czym zapomnieliśmy. Listwy...

Wyszedłem z kawiarni i zamknąłem ją na klucz. Udałem się do sklepu, który ma wszystko i nic przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Wszedłem i udałem się po brakującą rzecz. Chodziłem z dobre pół godziny szukając odpowiedniego koloru. Zastanawiałem się jeszcze chwilę nad dwoma odcieniami i w końcu wybrałem. Udałem się do kasy, zapłaciłem i wróciłem do kawiarni.

Dobrze pamiętałem, że drzwi były zamknięte. W środku siedziała (t/i), ona jest niesamowita. Podeszła do mnie i zabrała kilka listew. Zaniosła je na zaplecze.

- Dzień dobry, Zane - uśmiecha się delikatnie.

- Dzień dobry, maluszku. Bierzemy się do wstawiania paneli? - zapytałem spoglądając w jej oczy. Różowe.

- Możemy. Jakie mamy ich wymiary?

- Jeden panel sięga, w długości, do połowy podłogi. Nie jest tak źle, myślałem, że będzie gorzej.

- A jaki długi jest jeden panel? - zmieszała się.

- Pięć metrów. Długość podłogi wynosi dziesięć metrów, a szerokość siedem.

Dziewczyna wypuściła powietrze z płuc ustami. Zaśmiałem się na ten gest, ale kiedy się obejrzałem w jej stronę nie było jej tam. Natomiast kiedy szukałem jej z drugiej strony ona już niosła dwa panele podłogowe i zaczęła je układać. Szło jej to niezdarnie, ale szło. Jeden panel włożyła poprawnie, natomiast drugi był odwrócony. Nic nie powiedziałem, tylko stałem i przyglądałem się jej poczynaniom. Zaśmiałem się, gdy ze złości rzuciła panelem, który miał wlecieć we mnie. Jednak nie doleciał. Padłem ze śmiechu, gdyż jej czerwone ze złości oczy wbił się we mnie.

Spojrzałem na nią i zobaczyłem spokojną twarz, ale nadal odbicie czerwone. Widziałem tylko jak się zmniejsza, a ciało jej zmienia kształt. Dalej na jej miejscu powstała pantera. Czarna, jak smoła i warkliwa. Wystraszyłem się, ale dalej coś mi mówiło, że to tylko (z/i). Zaczęła do mnie podchodzić, jej oczy wtapiały się w moje. Zanim się obejrzałem wielkie, czarne i ciężkie łapy kota przygniatały mnie do podłogi. Musiałem wyglądać komiczne, ponieważ dziki kot zaczął się śmiać i wracać do ludzkiej formy. Dziewczyna śmiała mi się prosto w twarz. Położyła się na mój tors i łapała powietrze. Objąłem ją. Na moich metalowych policzkach pokrytych ludzką tkanką pojawiły się różowe - miejscowo przechodzące w czerwień - wypieki. Rumieńce.

- Ty ułożysz panele - powiedziała tuląc się do mnie. - Ja poczekam na farbę.

- Dobrze - ucałowałem czubek jej głowy. Co ja robię?...

Poczekałem aż dziewczyna ze mnie zejdzie. Spojrzałem gdzie usiadła. Wstałem i zacząłem układać panele. Ah... Łatwe zadanie, które denerwuje młodą dziewczynę.

%%%%%%%%%%

- Ne! Zane? Możemy już malować? - zapytała wchodząc mi na plecy i czekając, aż skończę przyklejać folie do listwy.

- Ne! Już możemy - zaśmiałem się i zrzuciłem ją z pleców.

Za swoimi plecami usłyszałem tupot małych stóp. Po chwili na moich włosach znalazł się - na szczęście - jeszcze suchy wałek. Zaśmiała się i ustawiła miseczkę ma farbę. Podniosłem się z kolan i ruszyłem na poszukiwania drugiego wałka. Kiedy w końcu go znalazłem za swoimi plecami usłyszałem coś na styl jęknięcia "uuh" i strzelenia plastiku. Podczas obracania się w kierunku kociary panowała grobowa cisza.

Jedyne co potem zobaczyłem to dziewczynę siedzącą z farbą między nogami. W rękach miała pokrywę od puszki na farbę, a na twarzy i ubraniach plamy z wypryśniętej farby. Jej czoło było zmarszczone, a oczy przymrużone skierowane na mnie. Usta miała ułożenie na kształt pieroga. Patrząc na to zdarzenie nie mogłem powstrzymać śmiechu. Od razu wydobył się on z moich ust. Podczas mojego głośnego rozbawienia usłyszałem przeciąganie samogłoski "u".

- Zane! - w tym przypadku ostatnia litera została przedłużona - Weź jakąś szmatę i wytrzyj mi chociaż oczy!!

Jej dłonie - podczas wypowiadania dwóch ostatnich słów - zaczęły machać. Wyglądała jak ubrudzony ptaszek nie potrafiący latać. Z jej rąk wypadła pokrywka od farby i uderzyła w folię na podłodze. Mój śmiech nie znał w tym momencie granic. Mimo tego ruszyłem na poszukiwania ścieki bądź chusteczki. Spojrzałem jeszcze raz w jej stronę. Dłońmi machała dalej, ale jej oczy były zamknięte. Znalazłem przedmiot, którego potrzebowała i podszedłem do niej.

Usiadłem obok niej i chwytając delikatnie jej brodę, podniosłem jej twarz do góry zaczynając po woli przemywać twarz ptaszka. Wyglądała na spokojniejszą, gdy zacząłem czyścić jeden z jej policzków. Jej dłonie już nie latały tylko były położone na moich kolanach. Podpierała się na nich, żeby... Nie wiem, co "żeby". Po prostu się Podpierała.

Starłem większość farby z pokropionej nią twarzy. Kiedy wycierałem jej malinowe wargi dostrzegłem uchylone powieki i głębokie spojrzenie różowych źrenic. Praca mechanicznego serca przyspieszyła, a mój oddech stał się nierównomierny.

Uciekłem spojrzeniem na jej ubranie, które nosiła trzeci dzień z rzędu. Widziałem, że pierze je co wieczór, ale nie może cały czas chodzić w jednej sukience przez całą zimę. Muszę zadbać o to by było jej ciepłej, żeby nie zachorowała. Ja nie odczytuje tak zimna jak (z/i), więc mogę kupić więcej ubrań dla niej. I może łóżko też...

Wracając spojrzeniem na jej usta dostrzegłem jak blisko znajdują się nasze twarze. Jakby było tego mało zabrała moją dłoń ze swojej brody i przesunęła ją na swój, milutki policzek. Trzymając moją rękę w swojej drobnej dłoni, wtuliła się w moją zimną, metalową dłoń. Zamknęła na dłuższą chwilę oczy, by znowu je otworzyć i spojrzeć w moje. Wargi dziewczyny wykrzywiły się w delikatny uśmiech, który dodał oliwy do ognia w moim sercu. Metalicznym sercu.

Utkwiliśmy w jednym spojrzeniu, w tym jednym momencie, w tej chwili. Dłonią sięgłem do jej włosów, w których zatopiłem opuszki palców. Milutkie, puchate i czyste. Po prostu piękne.

™™™™™™™™™™

Nic nie dodam.
Do zobaczenia.
18.06.2019

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro