Rozdziała II
- Wytłumacz mi jeszcze raz. Jak ja mogę nie mieć cienia? - Zapytał profesor Sceptic.
- Sama tego nie rozumiem. Pierwszy raz zobaczyłam człowieka bez cienia we wrześniu 2001 roku. Byłam wtedy mała i myślałam, że mi się przywidziało. Ale z czasem było ich coraz więcej... - Powiedziała Lili bez przekonania. Profesor wcześniej mówił, że to bajka, a teraz prosi a nawet błaga by mu wytłumaczyła jakim cudem nie ma cienia. Trzeba było uważniej czytać mój referat - pomyślała lekko obrażona dziewczyna. - Starałam znaleźć jakieś wspólne cechy między ludźmi nie mającymi cienia. Jednak nic to nie dało. Różnili się od siebie wyglądem, wiekiem, pracą, trybem życia, a nawet dietą - ciągnęła dalej dziewczyna. - Niektórych znałam, innych spotykałam na ulicy. Najmłodszą osobą, którą poznałam i nie miała cienia był sześcioletni chłopiec. Zobaczyłam go na placu zabaw. Znałam go z widzenia. Po kilku tygodniach zmarł. Pamiętam, miał piękne błękitne oczy. - Lili przypomniała sobie oczy chłopczyka, które z postępującą "chorobą" traciły piękny kolor.
- Spotkałaś kogoś jeszcze kto na to cierpiał? - Dopytywał się zdesperowany profesor.
- Tak - Przecież powiedziałam - pomyślała zdenerwowana dziewczyna - Nie wiem co się działo z ludźmi, mijanymi na ulicy, bo po pewnym czasie kontakt się urywał...
- Ty podchodziłaś do nieznanych ludzi i mówiłaś, że nie mają cienia? - Nie mógł uwierzyć, że ktoś by coś takiego zrobił. Nikt nie jest na tyle głupi by zaczepiać obce osoby...
- Nie. Pytałam się czy możemy porozmawiać, bo nie mają cienia. Nie jestem głupia. Jeszcze ktoś by mnie wziął za pomyloną. - Zauważyła oburzona dziewczyna. I tak cię za taką brali - pomyślał profesor, nie mogąc powiedzieć tego Lili prosto w oczy. - Wracają do poprzedniej rozmowy... - Cały czas prowadzimy tylko jedną - chciał powiedzieć profesor, ale powstrzymał się, bo Lili mogła się obrazić, a ona była jedyną osobą która tyle wiedziała na ten temat. A poza tym tylko ona nie uznałaby go za chorego psychicznie. - Uważam, że obce osoby po pewnym czasie umierały. Ich wygląd się zmieniał. Jakby tracili kolor. Ciężko to wytłumaczyć. Trochę tak jakby się prało po raz kolejny swoją ulubioną bluzkę. Jakby kolory blakły, zpierały się. Najpierw włosy robiły się białe a nawet mogło się wydawać, że przezroczyste - Mówiła coraz bardziej zduszonym głosem. Widać było wyraźnie, że mówienie o tym sprawia jej ból. - Ich głosy były zduszone i słabe. To wszystko sprawiało, że można było uznać iż znikają z naszego świata. Młodzi mężczyźni w sile wieku. Starsze kobiety, które czekały tylko na wizytę dzieci z wnukami. Małe dzieci, bawiące się jeszcze poprzedniego dnia w piaskownicy. Wszyscy wyglądali tak samo. Z czasem brakowało im sił. Nie mogli nawet sami się podnieść. Ich skóra robiła się cienka jak papier. - Lili urwała. Nie mogła o tym mówić. To wszystko przypominało jej dziadka. Wiecznie wesołego. - Dziadku... - Wyszeptała. Taki wielki ból. Był dla niej jak ojciec którego nigdy nie miała. Tato wyjechał do innego kraju by zarabiać. Nigdy go nie widziała. Nigdy nie słyszała. Ale mama jej o nim tyle opowiadała. Podobno kiedyś przyjechał je odwiedzić, ale Lili tego nie pamiętała. Była podobno bardzo do niego podobna. On też miał czarne włosy i czarne oczy z łobuzerski błyskiem.
Nie lubiła okazywać słabości. Nie chciała wydawać się słaba. Ludzie nie mogli jej takiej widzieć. A zwłaszcza ten palant stojący przed nią.
-Wszystko dobrze? - Zapytał zdezorientowany profesor próbując położyć rękę na ramieniu dziewczyny. Gdy tylko jej dotknął wzdrygnęła się i odtrąciła dłoń. - Wszystko w porządku? - Zapytał się ponownie mężczyzna.
- Tak - odpowiedziała krótko Lili. - O czym to my...
- Opisywałaś wygląd ludzi z postępującą chorobą.
- Nie nadużywaj słowa "choroba" ponieważ to nie jest choroba. To coś innego czego nie umiem wyjaśnić. Po prostu spotyka to niektórych ludzi. Jak już mówiłam nie wiem jaki związek mają ze sobą ludzie, którzy na to cierpią.
- Ale jakiś muszą mieć... - zaczął nie pewnie mężczyzna. Co to może być? - A może... nie to co mają ze sobą wspólnego lecz to czym się różnią?
#Wiem że mało i wiem że strasznie długo pisałam, ale nie wiedziałam jak napisać ten rozdział. Dodatkowo doszedł brak weny i obóz na samym początku wakacji. Jednym słowem przepraszam i mam nadzieje, że się poprawie 😜
#Iselia
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro