Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział I

Miała wyróżnienia na studiach, stypendium. Z zajęć miała piątki. Z kolokwiów też. Ale to o czym napisała pracę było jej pasją. Śniło jej się to po nocach. Bała się tego. Ludzie mówili o tym, ale władza dalej to ukrywała. Społeczeństwo nie jest głupie. Potrafią wychwycić to co rząd próbuje ukryć...

- Lilianna Peculiar - usłyszała swoje imię. Weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi. Usiadła na krześle i zorientowała się, że profesor dziwnie się na nią patrzy. Czuła się niekomfortowo. Wzrok był oceniający. Pełen odrazy. Wyrzutu i... zawodu? Dlaczego zawodu? Nie miała czym go zawieść. Powiedział jej, że może pracę napisać o wszystkim a i tak będzie dobrze. Napisała więc o tym co było dla niej ważne. Poszła na uniwersytet przyrodniczy, bo nie ma takiego, na który by chciała pójść. Bo nie ma uniwersytetu o zjawiskach nadprzyrodzonych, prawda?

- Wszystko w porządku, panie profesorze? - Zapytała niepewnie Lili. Bała się odpowiedzi. Czemu? Bo polubiła profesora. Zaproponował, żeby napisała pracę na tematy przyrodnicze. Miała się nauczyć to powiedzieć, ale najpierw chciał przeczytać by nanieść już pierwsze poprawki. Potem miał jej pomóc to poprawić i nauczyć się mówić. Był dla niej miły. Nie był od niej dużo starszy, a był na prawdę przystojny.

- Czy wszystko w porządku?! - Krzyknął i rzucił na biurko jej pracę, którą trzymał w ręku. Dziewczyna przestraszyła się nagłego huku, więc lekko podskoczyła. Zmieszała się nie wiedząc jak zachować się w obecności profesora. - To co napisałaś jest bajką. Nie ma czegoś takiego. To jest fikcja - coraz bardziej podnosił głos. Lili nie lubiła, kiedy ktoś podnosił na nią głos. Czuła się jak mała dziewczynka. Zawsze wtedy krew zaczynała wrzeć i... oddawała pięknym za nadobne. - To jest poważny uniwersytet, a nie plac zabaw dla mały, rozpuszczonych bachorów! Miałem cię za osobę inteligentną - zakończył. A Lili nie wytrzymała.

- Po pierwsze ja mam do PANA szacunek, więc niech PAN mi się tym samym odwdzięczy. Nie jesteśmy przyjaciółmi i nie pozwoliłam by PAN zwracał się do mnie na TY! - Zauważyła zdenerwowana. - Po drugie nie jestem smarkulą! To PAN zaczął tą bezsensowną kłótnię! - Lili robiła się niepokojąco czerwona, a profesorowi Sceptic coraz trudniej było powstrzymywać się od wtrącania w wypowiedź dziewczyny. - Trzecie i ostatnie! To...

- Nie próbuj zaprzeczać, że to nie jest fikcją! - Przerwał jej nie pozwalając dokończyć myśli. Nie był w stanie dalej znosić słuchania tych farmazonów! On, gdy był jeszcze studentem, nigdy nie opowiadał niestworzonych rzeczy.

- Niech mi pan nie przerywa! - Zawołała lekko piskliwym głosem ze złości. - Po trzecie! To nie są bajki. To prawda. Pan sam nam mówił o dziwnych mutacjach roślin!

- Mówiłem o mutacji roślin, a nie o tym, że cały świat zaczyna się zmieniać! - Zaczął się bronić profesor. Nie sądził, że którykolwiek student zacznie się tym interesować. Przedmiot który wykładał był uznawany za jeden z nudniejszych. Mimo to wiele studentek przychodziło na wykłady. Ale on najbardziej polubił Lili. Była osobą konkretną, inteligentną i twardo stąpającą po ziemi. Miał o niej dobre zdanie, ale kiedy zobaczył pracę, którą napisała zrozumiał, że się pomylił. Gdyby praca była tylko o mutacji roślin zrozumiałby to jakoś. Ale tam było bardzo dużo na tematy nadprzyrodzone. Opowiadała o jakiś ludziach, którzy nie mieli cieni. O zwierzętach, które mutowały. Mimo to zawiódł się dopiero, kiedy przeczytał coś o końcu świata. To było oczywiste, że kiedyś nadejdzie, ale ona wmieszała w to jakąś magię lub moc. Nie był pewien. - Nie będę popierał jakiś bajań studentki! To jest prawdziwe życie. W historii, rośliny  ewoluowały kiedy klimat się zmieniał. A teraz się zmienia! - Tłumaczył dziewczynie, która nie była wstanie ukryć gniewu. - Klimat nam się ociepla. Do atmosfery przedostaje się większa ilość szkodliwych gazów. Warstwa ozonowa staje się coraz cieńsza. Ludzie wycinają lasy. Zabijają zwierzęta! Organizmy się bronią. A ich obroną jest ewolucja! Zmieniają wtedy swój wygląd. Ich budowa wewnętrzna też się zmienia. Nawet komórkowa! Powinnaś to wiedzieć z lekcji botaniki i zoologii.

- Wiem to! - Krzyknęła Lili. Uważała to za cud że nikt jeszcze nie wpadł przez drzwi żeby sprawdzić co się dzieje. Obawiała się, że niedługo może dojść do rękoczynu. Ona albo profesor może nie wytrzymać emocji. Ale ona będzie miała większe szanse. Na kimś w końcu wypróbuje chwyty z lekcji samoobrony. Wyobraziła sobie jakie chwyty by użyła. I od razu jej się humor poprawił. Teraz mogła się trochę dokładniej przyjrzeć mężczyźnie przed nią. Niestety musiała to przyznać. Nawet kiedy był zły, był dalej przystojny. Grube, ciemne brwi okalały złoto-brązowe oczy z długimi rzęsami. Miał ciemnobrązowe, krótko obcięte z boków włosy i dłuższą grzywkę, lekko opadającą na oko. Nigdy nie widziała go z zarostem. Był bardzo wysoki i wysportowany. Poruszał się z wielką gracją. Ciężko było ocenić jego wiek. Mógł mieć dwadzieścia pięć lat, ale mógł mieć też trzydzieści pięć lat.

- To po co się ze mną o to sprzeczasz?! - Zapytał. Musiał przyznać, że Lili miała ciekawą urodę. Miała duże czarne oczy, ale od źrenic rozchodziły się szare promyczki. Jej włosy były długie i kruczoczarne. Miała pełne usta, które rzadko uśmiechały się na wykładach, ale jej twarz rozpromieniała się gdy zaczynała rozmawiać z przyjaciółmi. Miała perkaty, lekko zadarty nos. Była niewysoka, ale za to szczupła i drobna.

- To pan zaczął! - W tej chwili nawet czubki jej uszu ze złości zrobiły się czerwone i w chwili kiedy mężczyzna myślał, że bardziej czerwonym nie da się już być, dziewczyna nagle zbielała i to bynajmniej nie z gniewu. To było przerażenie. Profesor nie lubił gdy w jego gabinecie było jasno więc przysłaniał okna. Dziewczyna rzuciła do jednego z nich i szarpnęła za zasłonę zrywając ją z karnisza.

- Co ty robisz?! - Zapytał ze wściekłością.

Lili odpowiedziała bez śladu gniewu. W jej głosie było słychać tylko smutek i przerażenie.

- Pan... - zająknęła się - nie ma cienia - a jej czarne oczy zaszły łzami.








#To na razie początek i nie każdy rozdział będzie kończył się tak samo. Nie martwcie się.
#Iselia

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro