Rozdział 4:
Nadszedł poranek. Za dużo wydarzyło się w ostatnim czasie. Zamiast nauki na sprawdziany, zaczęłam po prostu się lenić. Nie ważne ile zrobiłam złego, czy dobrego, to się nie liczyło. To nie był mój cel! Jeżeli teraz zawalę semestr, zawiodę moich rodziców!
Pamiętam jak pięć lat temu mama powtarzała mi, aby zawsze podążać za marzeniami. Chciałam wtedy zostać lekarzem. Moje plany pokrzyżował nagły wypadek rodziców. Zmarli zanim zdążyła przyjechać karetka pogotowia. Pijany kierowca wjechał w ich auto! Przygarnęła mnie wtedy ciocia. Jedyną rzeczą, która dawała mi przyjemność była nauka. Z czasem przeszło to w chorą obsesję. Chciałam być najlepsza. Ciocia zmarła parę miesięcy temu na raka. Zostałam sama.
Spojrzałam w kierunku prawej strony łóżka. Nikogo tam nie było. Ashley widocznie już wstała. Zapewne pojechała taksówką do swojego domu. Ciekawe kim jest jej ojciec. Może to jakiś wielki mafioza? Spojrzałam na zegarek. Szósta rano.
Wstałam z łóżka. Zeszłam na dół i wyszłam z domu. Nie miałam na nic ochoty. Wsiadłam na motor I pojechałam w losowym kierunku, byleby jak najdalej od domu. Ulica była pusta.
Po kilkunastu minutach zobaczyłam wielką willę. Nigdy takiej nie widziałam. Gdzie ja jestem? Rozejrzałam się w około. Nie było żadnych domów, jedynie ten wielki obiekt. Nogi poniosły mnie w stronę drzwi wejściowych. Chciałam zapukać i zapytać w jakiej miejscowości się znajduję, ale wejście było otwarte. Z wewnątrz można było usłyszeć kobiecy przerażony krzyk.
Cofnęłam się parę kroków do tyłu. Może to dom jakiś bandziorów? A może mafi?!
—Nie skrzywdzicie!—krzyknęła niewyraźnie, jak się domyślam kobieta. Nie rozumiałam o czym mówiła. Kogo ktoś miałby skrzywdzić? Najlepiej byłoby się oddalić i zadzwonić po policję.
Chciałam wyjąć telefon, ale go tam nie było. Zostawiłam go w domu!
—Cicho— warknął grubym głosem prawdopodobnie dorosły mężczyzna. Głosy dochodziły z piwnicy.
Miałam dwie opcje. Zostać, albo uciec. Zanim zdążyłam się zdecydować, którą propozycję chcę wcielić w życie, zobaczyłam Archera. Brązowe włosy i czekoladowe oczy, których w mroku nie było widać. Przeszedł zapatrzony w jeden punkt. Nie zwrócił na mnie uwagi. Nie widział mnie. Czy to znaczy, że oni kogoś przetrzymują?
—A ty co tu robisz dziewczynko?— zapytał mężczyzna w kominiarce. Zanim zdążyłam odpowiedzieć, bądź uciec jak to miałam w planie, przyłożył do moich ust białą szmatkę. Straciłam przytomność.
***
Obudziłam się w ciemnym, czarnym pokoju w którym nie było okien. Dywan był zaplamiony krwią tak samo jak stare łóżko na którym leżałam. Nie byłam pewna czyja krew znajdowała się na tych przedmiotach. Mogła być moja, albo nieznajomego człowieka. Podbiegłam do drzwi. Miałam nadzieję, że będą otwarte. Niestety się myliłam.
—Kogo znowu wziąłeś do niewoli?! Nie rozumiesz, że nie możesz sobie tak po prostu brać pierwszej lepszej laleczki?!— usłyszałam podniesiony głos niosący się echem. Dobiegał zza ścian pokoju.
—Jakaś laska kręci się przed domem szefa, a ty mi mówisz, że miałem jej pozwolić normalnie chodzić?! To nie jest plac zabaw! Co jakby wydała sekret policji?!— krzyczał drugi mężczyzna. Zbliżali się do mnie.
—Najpierw wyeliminuj córkę współpracownika szefa, a nie jakąś laską się zamartwiasz!— rozkazał oskarżający mężczyzna. O co im chodziło? Przybliżyłam się bliżej drzwi, aby lepiej słyszeć ich rozmowę.
—Williams już dawno powinna leżeć martwa! Rywalizująca firma nasłała na nią swojego pracownika. Miał wyciągnąć od niej informację o Chrisie! Zwykła dziewczyna go pokonała! Widzisz, córka szefa jest niebezpieczna! Sam zajmij się zamordowaniem jej!—krzyczał. Czy oni mówili o Ashley?!
Nagle drzwi zaczęły się otwierać. Przeturlałam się na bok. Dwie osoby z czarnymi kominiarkami weszły do pokoju. Jeden z nich miał w ręce latarkę.
—Żartujesz sobie?! Tu nikogo nie ma!— krzyknął bardzo głośno facet numer jeden. Zdążyłam ich oznakować według głosu.
—Jak to nie ma?!—zaświecił latarką w około pomieszczenia mój porywacz, ale zapomniał sprawdzić obok drzwi. Dla mnie wyszło to na korzyść.
Światło latarki zatrzymało się na pistolecie.
—Kurwa, zapomniałem zabrać pistoletu! Jakby się skapnęła byłoby źle!— poinformował chłopak świecący latarką.
—Jest naładowany?— zapytał jego towarzysz.
—Taa, czekaj pójdę po niego— mężczyzna ruszył w kierunku broni palnej. Raz się żyję! Przeszłam na czworakach w stronę mojej jedynej szansy ratunku. Chłopak mnie zobaczył! Wzięłam do ręki pistolet i naładowałam go. Porywacz szedł szybszym krokiem w moją stronę. Strzeliłam w niego. Po piwnicy rozległ się głośny huk. Wycelowałam bronią palną w stronę kolejnego zdezorientowanego mężczyzny. Oddałam następny strzał. Znowu był celny. Zabiłam dwójkę ludzi, a co najgorsze czułam satysfakcję.
Nastała cisza. Powoli wstałam z dywanu. Skierowałam się w kierunku otwartych drzwi i trupa mężczyzny. Przeszukałam jego kieszenie. Znalazłam w nich jeden dokument, lecz nie byle jaki. Świadczył o jego tożsamości.
—Joseph Santio—przeczytałam. Miał dwadzieścia siedem lat. Schowałam dokument do kieszeni, po czym cofnęłam się w stronę mojego porywacza. Schyliłam się, aby zajrzeć do kieszeni jego spodni. Wyjęłam po chwili zamiast dokumentu, jakąś zgniecioną kartkę. Rozwinęłam ją.
Zlecenie zabicia Ashley Williams.
Godzina 17.00 ciało dostarczone pod adres umowny.
Wykonanie : Gabriel Zeen.
Koszt: 3000€
To jest jakaś cholerna mafia! O co z tym chodzi?! Dlaczego chcą zabić Ash?!
Wybiegłam z piwnicy. Kierowałam się do góry po schodach. Po paru minutach wydostałam się z mroku, na Światło dzienne. Spojrzałam na zegar widoczny na ścianie. Wskazywał siedemnastą trzydzieści.
Wyszłam z budynku. Na dworze stał mój motor, a na nim...
Martwe ciało Ashley.
—O Boże!—krzyknęłam I podeszłam do przyjaciółki. Była lodowata. Obok niej leżała karteczka.
Chcesz dowiedzieć się kto to zrobił? Jutro o dziewiętnastej w opuszczonym szpitalu. Adres dostaniesz położony obok drzwi. Wiadomość ode mnie spal jak najszybciej.
Jak on śmie sobie ze mnie żartować?! Moja przyjaciółka leży martwa na moim motorze, a on mówi o jakimś szpitalu!
Jednak, chce dowiedzieć się kto stoi za pozbawieniem życia osiemnastoletniej dziewczyny.
W tamtym momencie postanowiłam zrobić wszystko, aby pomścić Ash.
................................................................
Siemanko! Sytuacja Kate się komplikuję! Następny rozdział nie pojawi się zbyt szybko hah. Miłego dzionka lub nocki miśki❤️
Skakanka11
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro