Rozdział pierwszy
-Angela Hunter? Jest... Alex Miler? Obecny...
Spojrzałam na nauczycielkę z irytacją i szybko przeniosłam wzrok na zegarek telefoniczny. 15 minut i 29 sekund do dzwonka, a ta baba nawet obecności nie sprawdziła i to ma być wzór do naśladowania? Jak którykolwiek z tych idiotów ma się czegoś nauczyć, skoro ona ledwo czyta? Ma z 30 lat, a już oślepła? Nerwowo wystukiwałam rytm piosenki, której akurat słuchałam, mimo trwającej lekcja, jedna ze słuchawek dalej tkwiła w moim uchu... I dobrze! Przynajmniej mam czym zająć myśli w tym nudnym pozbawionym barw świecie...
-Sorry za spóźnienie!
W tym przypadku patrzenie na drzwi było zbędne.
-Lucas Stein i kolejne spóźnienie... Jak zwykle zresztą, jaką masz wymówkę?
Złość płynąca z gardła nauczycielki była wyraźna i według mnie uzasadniona.
-Ratowałem kolegę przed śmiercią głodową.
Stwierdził z powagę, ale i tak wszyscy wiedzieli, że palił, sugerował to sam zapach.
-Mhm... Fajeczka za szkołą... Ciastko do tego?
-Jak pani postawi to, czemu nie?
Stwierdził kpiąco, co jeszcze bardziej zwiększyło moją irytację.
-Postawić to ci mogę pałę!
Podniosła głos, a pojedyncze osoby zaśmiały się krótko.
-Odważna pani, tak przy wszystkich... Niestety nie umawiam się ze starszymi. To znaczy, ze starszymi o tyle.
Cała klasa wypełniona śmiejącymi się idiotami, czy jest tu ktoś normalny? Ludzie halo!? Rozumiem, że nie cieszycie się, bo musieliście przyjść do szkoły, ja też nie skaczę z radości, ale to jest idiotyczne!
-Lucas! W tej chwili do dyrektora!
-Spokojnie... Rozumiem, że nie była pani gotowa...
-Podejrzewam, że twoi rodzice też nie byli.
Stwierdziłam, obojętnie wpatrując się w widok za oknem, wszyscy łącznie z nauczycielką zaśmiali się, na co przewróciłam oczami.
-Prymus bohater!? I co dalej demonie? Pobijesz mnie?
Zapytał z kpiną, ale kiedy zrozumiał, że nie mam zamiaru odpowiadać, prychnął z pogardą.
-Prymityw.
Rzuciłam bez namiętnie, za co spiorunował mnie wzrokiem.
-Powtórzysz to!?
Stanął przed moją ławką, uderzając w nią.
-Jesteś prymitywem... Przeliterować ci czy jesteś w stanie zrozumieć znaczenie tego słowa?
-Pierdolona kujonka, myślisz, że dobre oceny pozwalają ci się wywyższać?
-Myślę, że mam prawo wyrazić swoją opinię na temat idiotów, przez który marnuje czas i nerwy.
-Możesz się zamknąć!? Nie da się ciebie słuchać!?
-Wybacz, że przeładowałam twoją mózgownicę zbyt dużą ilość informacji.
Zabrałam swoją torbę i opuściłam klasę chwilę po dzwonku, była to moja ostatnia lekcja... Zmarnowana lekcja... Skierowałam się pod klasę ojca Patricka, który chciał o czymś ze mną porozmawiać.
-Chciałeś mnie widzieć?
-Szczęść Boże... Tak chciałem, masz zlecenie.
Zerknął na mnie z uśmiechem dosłownie przez sekundę i wrócił do papierów.
-Jakie?
Oparłam się o najbliższą ławkę.
-Kobieta, 2 lata temu dostała dom w Czechach po zmarłym wujku, pół roku temu znalazła w piwnicy ukryte pomieszczenie, od tamtej pory nie ma spokoju. Dwa razy była w szpitalu, kilka razy robiła remont, do tego martwi się o syna... Żaden egzorcysta nie pozbył się tego bytu, dlatego wysyłamy cię.
-Opisała demona?
-Nie, ale widząc akta, wszyscy inni zrezygnowali. -Bez słowa zabrałam teczkę z dokumentacją- Ktoś po ciebie przyjedzie, ale późno w nocy, około 2:30... To dobrze płatne zlecenie, więc wykonaj je w całości.
-Na razie.
Przed wyjściem schowałam teczkę do torby.
-Byłaś u tatusia? Jak słodko...
Bez wyrazu minęłam chłopaka, stojącego przy schodach.
-Mój ojciec nie żyje.
Odparłam, patrząc na klatkę piersiową szczupłego chłopaka, który wyrównał ze mną krok.
-Ale masz swojego księdza.
-Irytujący prymityw.
Mruknęłam, przyśpieszając krok. Nie czuję się komfortowa, gdy muszę z kimś rozmawiać. Tym bardziej na osobności...
-To miało mnie urazić?
Zatrzymałam się tuż przed wejściem do szkoły, chłopak wręcz napierał na mnie klatką piersiową.
-Chciałeś czegoś konkretnego?
-Może tak, może nie...
-Nie mam czasu na głupie gierki.
Warknęłam, stawiając kolejne kroki do przodu, jednak Lucas nie odpuszczał i dalej szedł za mną, próbowałam go ignorować, ale jego głośne zachowanie mi w tym nie pomagało.
-Odważna z ciebie dziewczynka... Idziesz do lasu z takim typkiem jak ja? A co gdybym cię zgwałcił?
Chłopcze... Ty jesteś gimnazjalistą. O czym my rozmawiamy?
-Nie miałbyś czym.
-Możemy się przekonać.
Przyparł mnie do drzewa, a rękami odciął drogi ucieczki, pierwszy raz od dawna uznałam, że czyjaś odwaga jest godna twarzy, spojrzałam mu w oczy... Jedno żółte, drugie niebieski, czarne włosy z dłuższą grzywką opadającą na jedno oko, był nawet wysoki, a gdybym powiedziała, że brzydki skłamałabym w 100%... Przewyższał mnie co najmniej o głowę.
-Nie jestem tobą zainteresowana, uważam, że sex w młodym wieku jest niewłaściwy, więc najlepiej wracaj do domu i nigdy więcej się do mnie nie zbliżaj.
Przeszłam pod jego ręką, zapuszczając się coraz głębiej w las.
-Poświęcam ci czas, a ty mówisz, że mam trzymać się z daleka?
Ignorując jego pytanie, skręciłam w starą i praktycznie nieodwiedzaną ścieżkę, chłopak przedzierał się za mną, klnąc pod nosem.
-Mówiłam, żebyś wracał.
-Chce zobaczyć, co taki lamus robi po szkole.
-To ostatni i pierwszy raz, kiedy z tobą rozmawiam, więc nie zyskasz w oczach kolegów.
Chłopak stanął, przede mną, przez co zostałam zmuszona do postoju.
-Myślisz, że jestem idiotą? -Milczałam, bo jak dla mnie jest to po prostu głupie pytanie-Już pierwszego dnia zauważyłem, że na nikogo nie patrzysz... Dla ciebie każdy jest niewartym uwagi śmieciem! Tak myślisz!?
W jego oczach widziałam autentyczną złość i żal. Tylko dlaczego tak bardzo się tym przejmuję.
-Uważam, że ludzie to puste istoty dbające tylko o czubek własnego nosa, nie chce nawiązywać bliższych znajomości z tak zdradliwym gatunkiem, dlatego nie ma sensu zapamiętywać twarzy, a jeśli to wszystko, co chciałeś wiedzieć, to daj mi spokój.
Chciałam minąć zdziwionego moją wypowiedzią chłopaka, ale ten w ostatniej chwili chwycił moje ramię.
-Więc co się dzisiaj zmieniło? Dlaczego...
-Tak sobie.
Przerwałam mu, po raz kolejny przechodząc obok. Zostałam puszczona, jednak dalej szedł za mną. Coraz częściej rzucał jakieś nieprzyjemne komentarze. W końcu przedzieraliśmy się przez chaszcze, ale nie mam zamiaru przychodzić tu innym razem, tylko dlatego, że jakiś bachor się do mnie przyczepił.
-Kolejny gnojek do kolekcji!? Jakbyś ty nie była wystarczającym problemem!
Spojrzałam na właściciela skrzekliwego głosu, miał on siwą kozią brodę i posępną postawę, całe jego ręce i twarz były pokryte bliznami, ale największą uwagę przykuwało jego sztuczne oko.
-Nie twoja sprawa, przyszłam tylko odebrać paczkę.
Mężczyzna zmarszczył brwi, a jego twarz wykrzywił grymas niezadowolenia, podniósł się z bujanego fotela i wszedł do starej, trzeszczącej chaty, która całkowicie pochłonęła jego sylwetkę.
-To się nazywa przerażający dziad.
-Dalej tu jesteś?
-Myślałem, że darzysz mnie jakimś szacunkiem czy sympatią...
Zmarszczyłam brwi, wpatrując się w jego twarz z szokiem. Złożyłam ręce pod piersiami, odwracając wzrok w kierunku chaty.
-Skąd ci to do tego pustego łba wpadło?
Zerknęłam na klnącego chłopaka, który w końcu zniknął z mojego pola widzenia.
***
Otworzyłam drzwi i omal nie zdeptałam kota, który wbiegł pod moje nogi.
-Cześć Pruli.
Pogłaskałam czarnego kocura, który spojrzał na mnie swoimi dwubarwnymi oczami... Teraz jak tak sobie pomyślę, ma takie same oczy jak Lucas. Usiadłam w czarnym fotelu, rzucając torbę obok oparcia. Pruli, wskoczył na moje kolana i zaczął łasić się do mojej ręki, delikatnie zaczęłam drapać jego grzbiet, na co kocur reagował wypięciami. Po paru minutach pieszczot ściągnęłam z szyj mojego pupila srebrny łańcuszek z niebieskim krzyżem, kocur wyciągnął się z zadowoleniem, po czym zwinął się w kłębek na moich kolanach.
-Do prawdy jesteś wyjątkowym stworzeniem... Za parę godzin jedziemy do Czech, będziemy musieli popracować.
Kot miauknął przeciągle i zwinnym ruchem obrócił się na plecy... Jedną ręką sięgnęłam po szczotkę, którą zaczęłam przeczesywać czarną sierść mojego pupilka, czynność tę powtarzałam przez około 15 minut, ale mniej więcej o szesnastej wzięłam się za czytanie tego, co zawierała teczka.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro