Rozdział 4
Następnego dnia musiałam udać się do miasta na co tygodniową lekcję szermierki. Zdaje sobie sprawę, że nie jest to typowo dziewczęcy sport, ale naprawdę uwielbiam brać udział w pojedynkach. Henry podwiózł mnie powozem rano pod sam budynek. Jednak po zajęciach miałam udać się na plac znajdujący się kilka przecznic dalej, gdyż miał tam do załatwienia kilka spraw. Gdy tylko wyszłam z budynku przeszedł mnie dreszcz. Znowu to okropne uczucie. Wzdrygnęłam się. Może zacznę pić jakieś zioła na obsesje? W tym momencie ktoś uderzył mnie z barku.
- A ty co tak stoisz? Lepiej spadaj na drzewo dokończyć ewolucje, bo widać, że masz nie równo pod sufitem. - rzuciła Matilda.
- Phi. Bóg mnie stworzył, bo wie co to piękno. Ciebie bo ma poczucie humoru. - odparłam trochę bez sensu, gdyż w tym momencie nie przyszło mi nic lepszego do głowy, ale najwyraźniej ją to zdenerwowało.
Spojrzała się na mnie wzrokiem, który mówił, że najchętniej by mi coś zrobiła i szybko ruszyła w kierunku powozu, który na nią czekał.
Z Matildą znamy się prawie od 6 lat i jakoś nigdy za sobą nie przepadałyśmy. Jest okropną manipulantką, a gdy się z kimś pokłóci zawsze musi robić z siebie ofiarę. Wszyscy instruktorzy ją uwielbiają. Bo przyjechała z Francji, że taka elegancka, taki cudny akcent. Żeby nie było, nie mówię tego, dlatego że jej zazdroszczę. Tylko chce wam pomóc wyobrazić sobie sytuację, w której pokonuje ją w pojedynku, a ona przypadkiem pod koniec się potyka i oskarża mnie o próbę złamania jej nogi. Większość osób jej uwierzyła, przez co trafił mnie wtedy jakiś jasny szlag i powiedziałam jej jasno, co o niej myślę. Doprowadziło to do nagłego i gwałtownego kolejnego pojedynku, w wyniku którego moi rodzice zostali wezwani do szkoły, a ja zawieszona na ponad tydzień. Mimo to jakoś nikt nie zwrócił uwagi na fakt, iż poruszała w całkiem normalny sposób "prawie złamaną" kończyną. Gdy wsiadała do powozu wymieniłyśmy nawzajem nienawistne spojrzenia i udałam się w kierunku placu. Miałam wrażenie, że osoba która mnie obserwuje znalazła się bardzo blisko mnie, czułam jakby dosłownie szła za mną. Postanowiłam to sprawdzić. Kiedy stawiałam następny krok udałam, że poślizgnęłam się na chodniku i poleciałam do tyłu. W tym momencie ktoś mnie złapał i uchronił przed upadkiem.
- Dziękuję. - odrzekłam i ujrzałam twarz lokaja Ciela.
- Nie ma za co, Panienko. - odparł.
- To ile zamierasz mnie jeszcze śledzić? - spytałam prosto z mostu stając, otrzepując rękaw, stając naprzeciw niego.
Ponownie popatrzył na mnie lekko się uśmiechając. Miałam wrażenie, jakby pozwolił mi się zdemaskować, co mnie lekko irytowało, gdyż nie lubię dostawać forów.
- Panicz polecił, żebym obserwował Panienkę przez następny tydzień. - odpowiedział.
- Ah tak. A w jakim celu? - zapytałam.
- Zdobycia informacji o Panience. - stwierdził.
- No tak. Głupie pytanie. Skoro chciał dowiedzieć się o mnie czegoś więcej, czemu po prostu się ze mną nie spotkał? - spojrzałam na niego z uwagą.
- To już pytanie do Panicza. - odrzekł.
- Czy Phantomhive posiada na jutro jakieś plany? - spytałam.
- Nie, Panicz nic nie planował. - odpowiedział lokaj.
- W takim razie przekaż mu, że przyjadę do niego jutro o 16.00. A na razie żegnam. - zakończyłam rozmowę i zaczęłam ponownie kierować się w stronę placu, zostawiając lekko zdziwionego Sebastiana za sobą.
Gdy dotarłam na miejsce Henry już na mnie czekał. Wsiadłam do powozu, a gdy dojechałam do domu poinformowałam rodziców, że następnego dnia muszę się wybrać do starej posiadłości Phantomhive, gdyż mam opisać jej wystrój wnętrza na zajęcia artystyczne z Panią Berenc. Reszta dnia upłynęła mi na tym co zawsze, czyli głaskaniu kota, ogarnianiu licznych konfliktów rodzinnych oraz czytaniu książki. Kocham książki. Najbardziej uwielbiam czytać Sherlocka Holmes'a i "Alicję z krainy czarów". Tego wieczora oddałam się opowieści o kolejnej z wielu spraw sławnego londyńskiego detektywa. Kolejnego dnia wstałam dość wcześnie. Szybko się wyszykowałam i reszta czasu do wyjazdu upłynęła mi na tłumaczeniu Emily, że pomysł pójścia z Fransem znów do teatru nie jest najlepszym wyjściem, a jeżeli już koniecznie musi być to teatr, to niech przynajmniej wybierze jakiś spektakl, który będzie miał choć odrobinę sensu. Gdy dojechałam do posiadłości, Henry obwieścił mi, że przybędzie po mnie o 19.30, a następnie odjechał. Ruszyłam już średnio pewna swojego pomysłu ku wielkim drzwiom frontowym. Niby chciałam się dowiedzieć, po co mu informacje o mnie, ale dopiero dobre 3 dni temu, chciałam uciec z tego miejsca i obawiałam się lekkiej traumy na ponowny widok tych korytarzy. Zapukałam do drzwi. Od razu się otworzyły i ujrzałam lokaja, który zaprosił mnie do środka. Przy schodach czekał na mnie hrabia, a zza zakamarków przyglądali mi się inni pracownicy tej posiadłości.
- Witaj [Reader]. - przywitał się i ucałował moją dłoń.
- Witaj Cielu. - odparłam.
- Pozwolisz, że udamy się najpierw do jadalni, aby napić się herbaty. - odrzekł.
- Niech tak będzie. - zgodziłam się i ruszyłam za nimi do dużego pomieszczenia, które jak dotychczas było chyba najlepiej doświetlone w tym domu.
Sebastian odsunął mi krzesło i usiadłam do wielkiego stołu na przeciwko hrabiego. Lokaj podał nam herbatę, a następnie młody Phantomhive poprosił o pozostawienie nas samych.
- W jaki sposób zamierzasz mi wyjaśnić to, że ostatnie dwa dni byłam śledzona przez twojego służącego? - spytałam, gdy tylko zamknęły się drzwi za Sebastianem - Nie uważasz, iż było to dosyć niestosowne posunięcie, nawet jak na martwego hrabię? - mówiąc to zaczerpnęłam łyka herbaty.
- Musiałem się upewnić, że już nie zdążyłaś rozgadać na prawo i lewo, że żyję. Zresztą chęć dowiedzenia się o tobie jak najwięcej nie jest niczym zaskakującym w tej sytuacji. Co do naszej ostatniej rozgrywki, uważam, że powinniśmy ją dziś dokończyć. - oznajmił.
Spojrzałam na niego z uwagą. Naprawdę był prawdziwą zagadką. Nie byłam w stanie określić jakie uczucie przepływają właśnie przez jego serce. Normalny człowiek na jego miejscu byłby przynajmniej zmieszany zarzutem o śledzenie. Natomiast on całkowicie się do tego przyznał i zachowywał się tak jakby nic się nie stało. "Dziwny jest, ale zarazem niezwykle interesujący." - pomyślałam.
- Dobrze, zatem zakończmy naszą grę. Co proponujesz? - zapytałam.
- Moja oferta jest niezmienna. - odrzekł.
- Przecież już ci mówiłam, że nie obchodzą mnie udziały w twojej firmie. Jestem jedynie ciekawa obrotu spraw. - odpowiedziałam.
- Naprawdę jesteś uparta, co? - spojrzał na mnie tym swoim przenikliwym wzrokiem. - A więc zróbmy tak, pozwolę ci zgadywać 3 razy przebieg wcześniejszych wydarzeń. Jeśli go odgadniesz, uzupełnię go o szczegóły i zachowasz sekret. Natomiast jeśli Ci się to nie uda wrócisz do domu bez niczego i zachowasz tajemnicę. - skwitował.
- Chyba sobie żartujesz. Już raz próbowałeś wcisnąć mi kłamstwo. Niby dlaczego miałabym ci zaufać, że odgadłam prawdę? - popatrzyłam na niego zrezygnowana - Poprzednio musiałam dać Ci dowód, że możesz mi zaufać. Teraz ty powinieneś dać go mi. - stwierdziłam.
- Ah tak? W jaki sposób mam ci go wręczyć? - spytał.
- W przeciwieństwie do Ciebie, na moje zaufanie trzeba sobie zapracować. W skrócie, musisz pozwolić mi Cię lepiej poznać. - odparłam.
Najwidoczniej nie spodziewał się takiej odpowiedzi, lecz nie zdenerwowała go ta propozycja.
- Rozumiem. Od czego mam zacząć? - założył ręce na siebie.
- Możesz najpierw oprowadzić mnie na przykład po ogrodzie. Z powozu wydawał się przepiękny. - odparłam.
Na te słowa jego kąciki ust uniosły się lekko ku górze. Podszedł do mnie i wyciągnął rękę, aby pomóc mi wstać. Udaliśmy się do holu, aby założyć wierzchnie ubrania i wyszliśmy do ogrodu. Z bliska wyglądał jeszcze bardziej cudownie, nawet mimo braku liści, trawy i kwiatów. Biały puch, który otulał wszystko dodawał w koło wręcz magicznego uroku.
- Jest cudowny. - powiedziałam i w tym momencie dostrzegłam krzak róży, gęsto przykryty śniegiem. - Jaki to rodzaj róż? - wskazałam na krzew.
- Biała Pascali. - również popatrzył w tamtym kierunku.
- Lubisz białe róże? - zapytałam.
- Kiedyś były to moje ulubione kwiaty. - odparł.
- A teraz? Jakie lubisz najbardziej? - spytałam kucając przy krzaku i odgarniając z niego śnieg.
- Teraz? Chyba nie lubię żadnych. - stwierdził.
Jego odpowiedź zakuła mnie w serce. Odsunęłam się od róży i wbiłam w niego swój wzrok.
- To naprawdę smutne, że przestałeś dostrzegać piękno kwiatów. - odparłam i ruszyłam dalej w głąb ogrodu, zostawiając go najwyraźniej nie poruszonego moją uwagą.
W pewnym momencie dotarłam do jakiejś zaspy. Była dosyć duża i nie miałam zielonego pojęcia co mogło się pod nią znajdować, ani jak ją ominąć. A szczerze mówiąc, nie miałam ochoty wracać do młodego Phantomhive, bo czułam, że nie potrzebnie swoją wypowiedzią naruszyłam jego życie prywatne. Choć i tak to robiłam przez cały ten czas. Uśmiechnęłam się ironicznie sama do siebie. Postanowiłam jakoś wdrapać się na tą zaspę, aby móc iść dalej. Gdy dotarłam na górę, duża warstwa śniegu się osunęła, a moim oczom ukazało się jasno-szare futro. Kompletnie nie rozumiałam co się właśnie stało. "Czy oni trzymają tu niedźwiedzia?" - przez moją głowę przebiegła taka myśl napełniając mnie lekkim przerażeniem. W tym momencie dojrzałam podążającego za moimi śladami Ciela, który na mój widok nagle pobladł. "Oho czyli to jednak chyba misiek." - pomyślałam i postanowiłam ostrożnie zejść z tego, co wcześniej wzięłam za zaspę. Młody hrabia zaczął szybko biec w moim kierunku.
- Skacz! - krzyknął rozwierając ręce, jakby chciał mnie złapać.
Spojrzałam na niego z politowaniem. Był takim chucherkiem, że w ten sposób to mógł złapać, co najwyżej kota.
- Już się uspokój. Schodzę przecież. Swoją drogą, co to jest? - spytałam powoli ześlizgując się ze zwierzęcia.
- Nic takiego. - odparł podając mi rękę.
- Ehh. - westchnęłam i spojrzałam mu prosto w oko. - Powiedziałam, że w zamian za dochowanie tajemnicy, chcę jedynie dowiedzieć się prawdy. Żeby to zrobić musiałabym Ci zaufać, a ty musiałbyś zaufać mi. Udowodniłam Ci już, że możesz mi powierzyć sekret, a mimo to ty cały czas próbujesz wcisnąć mi kłamstwa lub mnie zbyć. Zastanów się czego chcesz. - odtrąciłam jego dłoń i samodzielnie, ostrożnie zeszłam na podłoże - Wracam do domu. - dodałam i zaczęłam kierować się w kierunku wyjścia.
- Czekaj. - złapał mnie za rękawiczkę najwyraźniej podirytowany moimi słowami.
- Co znowu? Chcesz mi wcisnąć bajeczkę o smoku z zamku śpiącej królewny? - zapytałam ironicznie.
- Przestań się zachowywać jakbyś trzymała w rękawie wszystkie karty. - puścił moją dłoń - Równie dobrze mógłbym Ciebie po prostu zabić i nie byłoby całej tej sprawy. - skwitował.
Jego słowa wstrząsnęły mną. Jak można z taką lekkością mówić o zabiciu kogoś? Nie byłam wstanie tego zrozumieć.
- W takim razie spróbuj. Skoro jesteś taki pewny siebie. - moje oczy przepełniły się chłodem. - Nie rozumiem jak można w tak łatwy sposób mówić o odebraniu komuś życia. Nie rozumiem jak w ogóle mogło przejść Ci to przez myśl. Ile istnień już zabiłeś? Z pewnością nawet tego nie pamiętasz, prawda? Chcesz mnie zabić? Proszę bardzo. Miej chociaż tyle godności by wyzwać mnie na pojedynek! - wykrzyczałam.
Jego oko było przepełnione obojętnością. Jednak moja wypowiedzieć spowodowała uśmiech na jego twarzy.
- W takim razie, czy uczynisz mi ten zaszczyt i stoczysz ze mną fechtunek? - spytał.
- O każdej porze dnia i nocy. - odpowiedziałam.
W tym momencie ruszył w stronę domu, a ja podążyłam za nim. Zaprowadził mnie do dużego rozległego pokoju, na którego ścianach wisiały szpady.
- Dama pierwsza. - wypowiadając te słowa wskazał mi do wyboru kilka broni.
Wybrałam pierwszą z boku, a przez moją głowę zaczęły przepływać obelgi, którymi w tamtym momencie najchętniej bym go obrzuciła. Gdy wybrał szpadę stanęliśmy na przeciw siebie. Już miała rozpocząć się walka, gdy do pomieszczenia wparował Sebastian. Stanął między nami i ukląkł przede mną.
- Panienka wybaczy tak bezczelne słowa Panicza. Jestem pewny, że jego gwałtowna reakcja była spowodowana zmartwieniem o Panienkę. Błagam o wybaczenie. - powiedział lokaj.
Na te słowa Ciel utkwił wzrok w ścianie. Przyjrzałam mu się. Niby zachowywał się jak dorosły, ale to prawda, że miał problemy z okazywaniem uczuć. Uspokoiłam się.
- Nie przepraszaj. Damie nie wypada podnosić głosu. Zareagowałam zbyt gwałtownie. Wybaczcie. - odłożyłam broń na miejsce i spojrzałam na zegar. - Muszę już iść. - odparłam i ruszyłam ku holowi.
Lokaj odprowadził mnie do powozu. Natomiast sam Ciel pozostał chyba w tamtym pokoju, gdyż miałam wrażenie, że bacznie wbija we mnie swój wzrok przez okno, gdy odjeżdżałam w powozie. Po powrocie zjadłam lekką kolacje i poszłam na górę. Gdy szykowałam się do spania do pokoju nagle z wielkim okrzykiem radości wparowała moja siostra.
- [Reader], [Reader]! Patrz, patrz siostrzyczko! Dostałaś jakąś paczkę od wielbiciela. Musisz mi zaraz powiedzieć od kogo to. Nie mówiłaś, że masz kogoś na oku. Opowiadaj! - powiedziała podając mi niewielki podarek.
- Bardzo chętnie opowiedziałabym Ci wszystko ze szczegółami, ale nie mam bladego pojęcia od kogo to może być. - uśmiechnęłam się przepraszająco.
Podeszłam do biurka i jednym ruchem noża otworzyłam pudełko. Emily przez cały czas bacznie zaglądała mi przez ramię. W paczce znajdowała się karteczka i jakieś zawiniątko.
- No na co czekasz! Daj tą karteczkę. Chcę przeczytać ten romantyczny liścik! - podekscytowana energicznym ruchem zabrała z pudełka kartkę i rzuciła się na moje łóżko.
- I co tam pisze? - spytałam, gdy zauważyłam, że jej twarz nagle znacznie posmętniała.
- "Przepraszam." - zaczęła obracać kartkę na wszystkie strony - Naprawdę tylko tyle? Pfff. Słabych masz tych adoratorów [Reader]. - powiedziała i wyszła z pokoju.
Podniosłam wiadomość, którą zostawiła na pościeli. Faktycznie nie znajdowało się tam nic oprócz zwykłego "przepraszam". Wróciłam do przesyłki. Brak danych nadawcy. Uśmiechnęłam się, w takim razie mógł być to prezent tylko od jednej osoby. Nie spodziewałam się, że cokolwiek od niego dostane. Już kolejny napad na mój pokój w nocy wydawał mi się bardziej prawdopodobny. Zaczęłam rozwijać zawiniątko. Moim oczom ukazała się śliczna szklanka kula. W środku znajdowała się duża zaspa śniegu. Na niej stała dziewczynka, która była ubrana dokładnie tak samo jak ja, a na dole stał chłopczyk, który unosił ręce do góry. Była śliczna. "Naprawdę się postarał." - postawiłam ją na stoliku nocnym obok łóżka i poszłam spać. W nocy kilka razy, gdy się budziłam spoglądałam na kulę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro