Rozdział 26
Kiedy ponownie otworzyłam oczy, widziałam przed sobą jedynie ciemność. "Czyżbym umarła?" - pomyślałam, równocześnie się rozglądając i szybko doszłam do wniosku, że chyba mam rację. W około mnie nie znajdowało się dosłownie nic. Jedynie czarna pustka. Spróbowałam się podnieść, ze zdziwieniem stwierdzając, że nic mnie nie boli. Przyjrzałam się swojemu ciału, a raczej temu, czym aktualnie się stałam. Byłam zbudowana z jakiegoś rodzaju materii. Zdawało mi się, że wydostaje się z niej światło, rozjaśniające tą nicość, dlatego też byłam wstanie cokolwiek zobaczyć. Wstałam i niepewnie zaczęłam oceniać swoją sytuację. Tak naprawdę nie miałam pojęcia, gdzie teraz się znajdowałam, a tym bardziej, czy w ogóle na czymś stałam. Czułam, jakbym jedynie lewitowała w jakimś nieznanym mi gazie. Nagle w tej ciemności dojrzałam jakiś mały ognik, który z każdą chwilą zdawał się przybliżać i przybierać postać człowieka. Nie wierzyłam własnym oczom.
- Hej! - krzyczała Midford biegnąc w moim kierunku i machając do mnie z całej siły.
- Elizabeth? - powiedziałam, przecierając swoje oczy ze zdumienia.
Ukochana Ciela, wyglądająca dokładnie na wiek, w którym zmarła rzuciła mi się na szyję, a następnie odsunęła się i dokładnie zbadała mnie wzrokiem.
- Rajuśku! Co ty masz na sobie? Jakie to brzydkie! Daj mi chwilę! - wypowiedziała to wszystko na jednym tchu, a potem zaczęła się nad czymś zastanawiać - Już wiem! - wykrzyknęła dwukrotnie klaskając dłońmi.
Nim się zorientowałam, w około mnie pojawiło się niezwykle jasne światło i już po chwili, byłam ubrana w jakąś przesłodzoną bufiastą sukienkę. Zszokowana i całkowicie zdezorientowana nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie spodziewałam się takiego przywitania w zaświatach.
- Uroczo! - stwierdziła Midford.
- Powiedzmy. - skwitowałam, przyglądając się bufiastym rękawom.
Co takiego musiałam zrobić za życia, że teraz mnie to spotykało?
- Ty jesteś [Reader], prawda? - spytała rozpromieniona od ucha do ucha.
- Tak. Skąd...? - zaczęłam, ale nie zdążyłam dokończyć.
- Zapomniałaś? Spotkałyśmy się już! - odparła.
- Kiedy? - byłam całkowicie zbita z tropu.
- Jakaś ty zapominalska! Wtedy, kiedy siedziałam taka przybita w kawiarni. Zresztą, wtedy też byłaś tak brzydko ubrana. - objaśniła zawiedziona, iż tego nie pamiętam.
Zdziwiłam się jeszcze bardziej. Nie sądziłam, że to zapamiętała. Sześć lat temu, wybrałam się z Henrym na miasto, bowiem okropnie się nudziłam, a on miał do załatwienia parę pilnych spraw. Jednak nie chciał mi pozwolić, na ciągłe włóczenie się za sobą, więc w pewnym momencie poprosił, abym zaczekała w pobliskiej kawiarence.
Zmarkotniała z powodu porzucenia wkroczyłam do lokalu i wtedy dojrzałam zasmuconą Elizabeth siedzącą przy jednym ze stolików. Ze względu na to, iż zawsze podziwiałam jej umiejętności w czasie pokazów fechtunku, zaciekawiona podeszłam do niej, aby dowiedzieć się, czemu jest taka posępna.
- Wolne? - zagaiłam, wskazując na krzesło naprzeciwko.
Skinęła głową.
- Jestem [Reader]. Widziałam Cię kilkukrotnie w czasie zajęć szermierki. - przywitałam się z uśmiechem na ustach.
- Hmm. - mruknęła niemrawo, wciąż wpatrując się za okno.
- Coś się stało? - zapytałam.
Dopiero wtedy zwróciła na mnie większą uwagę.
- Mogę Ci zaufać? - spytała.
- Tak. - stwierdziłam.
- Chodzi o to, że osoba, którą kocham chyba już nie potrafi być radosna. Nie mam pojęcia, co mogłabym dla niego zrobić, a tym bardziej smuci mnie to, iż jedyne czego pragnę, to jego szczęście. - oznajmiła niezwykle poważnie, jak na swój wiek, a jej oczy zrobiły się szklane.
W tamtej sytuacji, nie miałam bladego pojęcia, co powinnam była jej odpowiedzieć. Nie znałam się jeszcze na takich problemach.
- To musi być strasznie smutne, nie umieć się prawdziwie cieszyć. - odrzekłam czując, jak pochłania mnie melancholia.
Często tak miałam w tamtym czasie. Dopiero niedawno wprowadziłyśmy się z mamą i Emily do jej wybranka i trudno było mi się pogodzić z nową sytuacją.
- Tak bardzo chciałabym ujrzeć jego uśmiech. - westchnęła.
- Co kiedyś go rozbawiało? - zapytałam, starając się jakoś pomóc.
- Dawniej zawsze był radosny. - powiedziała.
- Jestem chyba jeszcze trochę za młoda, aby móc dobrze doradzać w sprawach miłosnych. Jednak moja siostra powtarza, że co by się nie działo ładne ubranie czy bal zawsze poprawią każdemu humor. - oznajmiłam.
Zdecydowanie byłam wtedy pod zbyt dużym wpływem Dorothy.
- Bardzo mądra osoba. - odparła, a na jej twarzy zagościł spokój, który chwilę potem zamienił się w entuzjazm - W takim razie muszę przyrządzić Cielowi cudowną niespodziankę! - wykrzyknęła podnosząc się i zostawiając zapłatę za spożyty posiłek - Dziękuję, bardzo mi pomogłaś! - stwierdziła ściskając mi energicznie dłoń i wybiegając z kawiarni.
Tak o to wyglądało nasze spotkanie sprzed 6 lat. Właśnie, przez tamte słowa zakorzeniłam w sobie myśl, że Midford była ukochaną Phantomhive, której nie mogłam zastąpić.
- Faktycznie. - odrzekłam lekko zakłopotana.
"Ciekawe, czy wie o tym, co tak nie dawno zdziałał jej ukochany?" - miałam wrażenie, jakby przemówiła przeze mnie zazdrość.
- Aaa, naprawdę jesteś urocza! Emily miała rację! - zachichotała.
- Kto? - spytałam, teraz nie wierząc własnym uszom.
- Nie martw się, z pewnością za chwilę się pojawi. - uśmiechnęła się.
Zignorowałam to, co powiedziała i przyjrzałam się jej uważniej. Nawet, jako materia była tak śliczna, jak wtedy, gdy ją spotkałam. Posiadała przepiękne blond włosy, zaplecione w warkocz i ubrana była w różową, koronkową sukienkę. Do tego te wszystkie kokardki i wstążki dodawały jej masę uroku. Już zaczynałam popadać w kompleksy, kiedy otrząsnęłam się i przypomniałam sobie to, o co powinnam spytać na samym początku.
- Gdzie ja tak właściwie jestem, Elizabeth? - zapytałam.
- Jesteś w krainie pośredniej. Oznacza to, że twoje ciało nie żyje, a jedną nogą jesteś już w krainie zmarłych. - wyjaśniła - Zresztą mów mi Lizzy! To o wiele bardziej urocze. - stwierdziła.
Jej odpowiedź wywołała we mnie dreszcz.
- Wiesz obserwowałam Ciebie trochę z twoją siostrą. - oznajmiła.
- ŻE CO?! - wykrzyknęłam.
Czy oznaczało to, że widziała te wszystkie niezręczne sceny między mną, a hrabią?! Nie, nie. Pewnie zrozumiała, że to nic takiego inaczej pewnie z chęcią zabiłaby mnie ponownie.
- Nie musisz się martwić. - mówiąc to chwyciła moją dłoń - Chciałam Ci tylko podziękować. - skwitowała.
- Mi? Za co? - ani trochę nie wiedziałam, o co jej chodzi.
- Po tym, jak umarłam i dowiedziałam się, że Ciel żyje obawiałam się, iż całkowicie pochłonie go zemsta i zatraci resztki siebie. - powiedziała, a w jej oczach widać było smutek - Jednak wtedy natrafił na Ciebie. Widziałam, jak z każdym waszym spotkaniem jego serce otwiera się coraz bardziej. Zobaczyłam, że powoli zaczyna Ciebie potrzebować, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Mimo, iż Ci zazdrościłam cieszę się, że nauczyłaś go na nowo ufać i kochać. Znów chwilami potrafił być radosny. Dziękuję, [Reader]. - zakończyła, a po jej policzkach popłynęły łzy szczęścia.
Ona naprawdę była wspaniałą osobą.
- Przez ten cały czas, który spędziłam z Phantomhive widziałam, jak bardzo mu Ciebie brakuje, Lizzy. Zagrzałaś sobie miejsce w jego sercu i nic, nigdy tego nie zmieni. - odparłam.
- Wiem, ale nie sądzę, aby kiedykolwiek kochał mnie, jak swoją kobietę. Raczej, jak siostrę. Za to Ciebie tak. - odrzekła.
- W którym momencie? Kiedy mnie okłamywał i wykorzystywał, czy kiedy pozwalał mi się spoliczkować? - zażartowałam.
Obie się zaśmiałyśmy.
- Wiesz, skoro już tu jesteś, może zostaniemy przyjaciółkami? - spytała Elizabeth.
- Jasne. - rozpromieniłam się.
- [Reader], [Reader]! - usłyszałam wołający mnie znajomy głos.
Obróciłam się. Gdy tylko zobaczyłam, kto do mnie biegnie, w moich oczach pojawiły się łzy.
- Emily! - wykrzyczałam, rzucając się w jej objęcia.
Wyglądała dokładnie tak, jak tego feralnego dnia w Apollown. Nie sądziłam, że Elizabeth mówiąc, że obserwowała mnie z moją siostrą, miała na myśli, że ona też tu jest. Chociaż jakby nie patrzeć, było to logiczne.
- Gdzie masz mój wianek? - spytała uśmiechając się, kiedy odsunęłyśmy się od siebie.
Wciąż nie mogłam uwierzyć, że stoi tu przede mną.
- Co? - zbiła mnie z tropu
- Mój wianek z konwalii. Rany jesteś taka nieogarnięta. - posłała znaczące spojrzenie Midford.
- Lizzy, jak wyczarowałaś mi tą sukienkę? - zapytałam, mając pewien pomysł.
- To proste. Zaklaszcz dwa razy i pomyśl o czymś, co chcesz zrobić lub dostać, a to się pojawi. Takie zalety posiada przebywanie w krainie pośredniej. - zachichotała.
Zamknęłam oczy i skupiłam się, aby dokładnie wyobrazić sobie wianek, który uplotłam dla siostry, a potem klasnęłam dwa razy. Kiedy ponownie na nią popatrzyłam miała go już na głowie i była wyraźnie rozradowana.
- Jest prześliczny! - pisnęła.
- Też chce taki! - oznajmiła Lizzy i wyczarowała jeden dla siebie i drugi dla mnie - Aaa, wyglądamy teraz tak samo! - ucieszyła się.
Wszystkie przytuliłyśmy się do siebie. Byłam szczęśliwa. Jednak nadal nie rozumiałam kilku rzeczy.
- Właściwie, dlaczego tutaj jesteście? Nie powinnyście być już w niebie? - spytałam.
- Zostałyśmy wybrane, aby chwilowo dotrzymać Ci tu towarzystwa. - skwitowała Emily.
- Dokładniej, to same się do tego zgłosiłyśmy. - dodała Midford.
- Czy to oznacza, że mama i tata też gdzieś tam są? - zapytałam z nadzieją.
- Przykro mi. Chyba nigdy nie trafili nawet do krainy pośredniej. - oznajmiła mi siostra
- To znaczy? - nie rozumiałam.
- Aktualnie najprawdopodobniej albo smażą się w piekle, albo nadal żyją. - zakłopotała się.
- Widziałam martwe ciało naszej mamy. - powiedziałam chłodno, a przed oczami stanął mi ten okropny obraz, kiedy zwisała już martwa.
Dlaczego piekło? Czy zabiła, aż tylu ludzi, że nie miała szansy nawet się tu znaleźć? To straszne.
- Do krainy pośredniej nie mogą dostać się osoby, które w jakiś sposób były zbrukane demoniczną krwią. - dopowiedziała Lizzy.
Poczułam wewnętrzny ból. Jakby coś mnie rozdarło. Widocznie nie było już dla niej ratunku.
- A Henry, Zofia i John? Gdzie oni są? - odparłam, starając się rozluźnić atmosferę.
- W niebie. Nie możesz się teraz z nimi spotkać. Później. - stwierdziła Emily.
Odetchnęłam.
- Tak, więc póki tu jesteś, może poróbmy coś zabawnego? - zaproponowała Elizabeth.
- Dobry pomysł. - przytaknęła jej moja siostra.
- To, co zawsze? - spytała ukochana Ciela.
- Ma się rozumieć. - odrzekła.
Obie zaklaskały równocześnie i nim się obejrzałam, znajdowałyśmy się w gorących źródłach, a przed nami unosił się jakiś dziwny, czarny, wielki kwadrat.
- Co to? - spytałam, próbując rozgarnąć się w sytuacji.
- Wizjer. - oznajmiła Midford.
- To, kogo tym razem podglądamy? - odparła Emily.
- Może Grella? - zaproponowała.
- Czekajcie, co... - nie zdążyłam dokończyć, gdyż ów przedmiot powiększył się i spłaszczył, a następnie ujrzałyśmy w nim czerwonowłosego, który aktualnie wolno przeżuwał makaron z jakiejś stołówki.
Nagle w jego kierunku zaczął iść Undertaker z górą psich ciasteczek.
- E tam, nudy. - machnęła ręką moja siostra - Mam lepszy pomysł. Zobaczymy, co aktualnie porabia Phantomhive. - zaśmiała się z diabelskim uśmieszkiem.
- NIE! - wykrzyknęłam równocześnie z Lizzy.
- Co, boicie się ujrzeć go jeszcze raz? Będzie bójka? - zaczęła się ekscytować.
- Cicho siedź! - uciszyłyśmy ją.
- Hejka ślicznotki! Mogę dołączyć? - usłyszałyśmy głos Grella.
Zaintrygowane spojrzałyśmy znów na ekran. Czerwonowłosy aktualnie znajdował się w bibliotece i chyba próbował znaleźć towarzystwo w książkach.
Zaśmiałyśmy się.
- To mogę? - powtórzył.
- Co z nim nie tak? - roześmiała się wniebogłosy Midford.
- Jasne, wpadaj! - powiedziała Emily, którą najwyraźniej też to rozbawiło.
- Dobra. - odrzekł, a my we trzy osłupiałyśmy.
Po chwili Grell pojawił się obok nas.
- Eee!!!! - wykrzyknęłyśmy wszystkie naraz.
- Co takie zdziwione? Mroczni żniwiarze zawsze mają wstęp do krainy pośredniej, w końcu to ich praca. - wzruszył ramionami zaczynając się rozbierać.
- Stój! - krzyknęłam.
- Idź stąd! - pisnęła Midford rzucając w niego szklanką, którą nie wiem skąd wzięła.
Widocznie przypomniało im się, że aktualnie byłyśmy nagie. Nawet, mimo iż istniałyśmy jedynie, jako byty i nie posiadałyśmy już ciał.
- Dlaczego? - czerwonowłosy najwyraźniej nie rozumiał zaistniałej sytuacji.
Postanowiłam zakończyć to, jak najszybciej i klaszcząc w dłonie przywróciłam wszystko do wcześniejszego stanu.
- Bo nie jesteś dziewczyną? - spytała ironicznie moja siostra.
- Aaa! Mogłyście tak od razu! - oznajmił z zadowoleniem.
Zaklaskał dwa razy i wtedy naszym oczom ukazała się około trzynastoletnia dziewczynka.
- Teraz lepiej? - zapytała, a raczej zapytał Grell.
- Jak ty to?! - wydarła się Emily.
Ja natomiast z Lizzy stałyśmy, jak zamurowane.
- To kraina pośrednia, złotko. - przypomniał jej.
Podeszłam bliżej. W tej formie był dokładnie mojego wzrostu. a jego czerwone włosy były spięte w warkocz. Ubrany był w długą czerwoną suknię z białymi i czarnymi zdobieniami. Swoją drogą aktualnie wyglądał lepiej ode mnie.
- Rajuśku! Nie jesteś w ogóle słodki! - wykrzyknęła Midford dobierając mu się do włosów.
- Babski wieczorek? Mi pasuje. - stwierdził pozwalając jej bawić się w układanie fryzury.
Moja siostra widząc to wyczarowała szczotkę i ochoczo zaczęła rozczesywać mu kosmyki. Normalnie raczej bym do nich nie dołączyła, ale że aktualnie mi się zmarło, było mi już wszystko jedno. Zresztą wyglądało na to, iż to dobra zabawa. Tak, więc rozsiadłam się przy nich i zaczęłam pomagać dziewczynom.
- Tak właściwie to, kim jest mroczny żniwiarz? - spytałam, zaciekawiona tym użytym przez niego wcześniej zwrotem.
- Moim zadaniem jest zbieranie dusz i osądzanie, czy zmarła przed chwilą osoba, powinna nadal żyć, czy nie. Dlatego też mam wstęp tutaj. W końcu to tu trafiają dusze czekające na osąd. - oznajmił.
Czy to oznaczało, że mogłam jeszcze powrócić do życia? Z zaintrygowaniem wbiłam w niego spojrzenie. Czy to właśnie on, miał podsumować mój cały żywot?
- Zostawmy już ten temat. - obruszyła się Emily, widocznie zirytowana moją dociekliwością - Porozmawiajmy o Sebastianie. - odparła.
Chyba niedane było mi dowiedzieć się niczego więcej. Zresztą, czy chciałam wracać na Ziemię? Teraz, gdy odzyskałam prawdziwą siostrę, a wszystko, co tam miałam zamieniło się w popiół? Gdybym powróciła do życia i tak, na każdym kroku czyhałby się na mnie Buqwest, więc raczej nie pożyłabym długo. W końcu, co mogłam zdziałać sama przeciwko trzem oddziałom, skoro nie dałam rady podołać zaledwie garstce.
- Ah Sebuś! Sebuś! Sebuś! - zaszczebiotał czerwonowłosy.
- No, co tam u was? - zachichotałam.
Musiałam przestać o tym myśleć.
- Nie widzieliśmy się już tak długo! - wykrzyczał zalewając się łzami i uderzając dziewczęcymi piąstkami o podłoże.
Niespodziewanie Elizabeth zaklaskała i w około pojawiła się cała sterta sukienek i kosmetyków.
- Zaraz Cię upiększymy i wszystko będzie lepiej! - stwierdziła wpadając w wir entuzjazmu.
Natomiast ja z siostrą widząc to ochoczo podłapałyśmy jej pomysł.
- Idziemy! - uśmiechnęłam się, pociągając go za rękę.
Chwile nam to zajęło, ale wystroiłyśmy czerwonowłosego na bóstwo. W międzyczasie ciągle musiałam walczyć o to, aby tak, jak ja nie został wciśnięty w różową bufiastą suknię. Muszę przyznać, że było to bardziej wykańczające niż niejedne zajęcia szermierki.
- Uroczo! - cieszyła się Lizzy, kiedy skończyłyśmy robotę.
- Ślicznie! - wtórowała jej moja siostra.
Grell natomiast zachwycał się przed lustrem swoim nowym upiększonym ciałem. Cała ta sytuacja była dla mnie zupełnie czymś nowym, ale podzielałam ich radość. Byłam szczęśliwa patrząc na ich entuzjazm. Wcale nie czułam się martwa. Obserwowałam ich tak, z lekko melancholijnymi uczuciami, gdy przeszedł mnie, jakby dreszcz. Zdziwiona popatrzyłam na swoje ręce, a następnie odczułam kolejny. Wtedy spostrzegłam, że od dołu zaczyna mnie coś oplatać, jakaś czarna maź.
- Emily! - krzyknęłam przerażona.
Wszyscy nagle popatrzyli na mnie i zaraz do mnie podbiegli. Widać było, że są zdezorientowani. Czerwonowłosy, jakby lekko zmartwiony powrócił do swojej normalnej postaci i położył się na brzuchu, uważnie przyglądając się temu czemuś.
- Wygląda na to, że hrabia się o Ciebie upomina. - odrzekł podnosząc się z szerokim uśmiechem.
Spojrzałam na nich ze smutkiem i równoczesnym zdziwieniem. Znów męczyło mnie to pytanie: Czy chciałam tam wracać? Maź powoli zaczynała wić się w oku mnie coraz wyżej, aż zaczęła dosięgać do mojego brzucha. Wyglądało na to, że w tej chwili, nic nie zależało ode mnie.
- Będę tu na Ciebie czekać, siostrzyczko. - skwitowała Emily ze łzami w oczach.
Mi również zachciało się płakać. Dopiero, co ją odzyskałam, a już musiałyśmy się rozstać.
- Do zobaczenia po drugiej stronie. - powiedział Grell.
Chciałam coś odpowiedzieć, wyrazić jak bardzo nie chce się z nimi rozstawać, ale to coś zaczynało dosięgać już moich oczu. Powoli przestawałam móc się poruszać.
- Zaopiekuj się Cielem, dobrze? - poprosiła Midford machając do mnie, a maź oplotła mnie całkowicie.
Naprawdę zachciało mi się płakać. Znów nastała nicość.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro