Rozdział 3
- W takim razie nadszedł czas na mój ruch. - odparł.
W tym momencie Sebastian szybkim krokiem ruszył w moim kierunku. Pod wpływem impulsu wylałam na jego twarz zawartość drugiego flakonika. Syknął. Wyraźnie woda święcona poparzyła go dość boleśnie.
- Czy nie mówiłam, żebyś niczego nie próbował? - spojrzałam w jego kierunku.
- Tak, ale mówiłaś również, że masz jeszcze jeden flakonik. Zużyłaś go, a to oznacza, że twoje wszystkie asy zostały wykorzystane. Czyli teraz moja kolej na rozdanie kart. - odrzekł.
Podirytowana usiadłam z powrotem na fotel. Moja reakcja była zbyt gwałtowna. Teraz nie mogłam się ruszyć, gdyż było to jedyne bezpieczne miejsce. "Muszę zmienić taktykę, udawanie że wierzę w jego historyjki już nic mi nie da. On o tym wie, wie również że nie może mi wcisnąć kitu, a również nie chce powiedzieć mi prawdy. Więc co zamierza?" - pomyślałam, a napięcie wewnątrz mnie zaczęło wzrastać.
- Na co czekasz? Przecież, jak to określiłeś teraz twój ruch. - postanowiłam zaczekać na rozwój wydarzeń.
- Masz rację. A więc zaproponuję Ci pewien układ. Połowa udziałów w firmie Funthom za milczenie i brak jakichkolwiek pytań. - powiedział.
Prychnęłam z lekkim lekceważeniem.
- Nie. Prawda jest cenniejsza od jakichkolwiek dóbr tego świata. Co jest w niej, aż tak strasznego że nie możesz mi jej wyjawić? - przyjrzałam mu się uważniej.
Na jego twarzy nic się nie zmieniło. Jednak wyczułam, że atmosfera w pomieszczeniu się zagęściła.
- Nie masz, żadnych asów, a mimo to nadal chcesz dyktować warunki? - spojrzał na mnie z przymrużonym okiem.
- Skąd wiesz, że nie mam? Z tego co mi wiadomo w talii kart znajdują się cztery asy, które przy tasowaniu mogą rozłożyć się na pięć różnych sposobów pomiędzy dwoma graczami. Nie możesz być pewien, że masz dwa, jeśli nie zaglądałeś w karty. Chyba, że oszukujesz. - odparłam.
W tym momencie lokaj spojrzał na mnie z uwagą i lekko się uśmiechnął.
- Chyba w tej rozgrywce, będziesz musiał poważniej potraktować przeciwnika, mój hrabio. - stwierdził.
Ta uwaga najwidoczniej poddenerwowała młodego Phantomhive'a, gdyż odmruknął do swojego druha tylko szybkie i twarde "wiem", a następnie utkwił we mnie swój bystry i przenikliwy wzrok.
- Powiadasz, że zadowoli Cię tylko prawda? - zapytał.
- Owszem. - uśmiechnęłam się tak pięknie jak tylko umiałam.
- Jeśli chcesz prawdy, muszę mieć pewność, że mogę Ci zaufać. Wyjdź po za krąg. - odrzekł.
Przełknęłam ślinę. Wiedziałam, że wie, iż póki mu nie zaufam, nie będę mogła mu w 100% uwierzyć nawet jeśli powie prawdę. On też nie miałby podstaw wyjawienia mi rzeczywistego przebiegu zdarzeń, gdybym mu nie zaufała, gdyż nie miałby podstaw, aby mi zaufać. Westchnęłam. Wszystko zmuszało mnie do podjęcia ryzyka. Ostrożnie wstałam i wyszłam po za krąg.
- Odważne posunięcie. Spodziewałem się raczej, że zrezygnujesz. Aż tak cenisz sobie prawdę? Zaryzykujesz dla niej nawet życie? - mówiąc to wstał i stanął wprost na przeciw mnie.
Nie byłam pewna co powinnam odpowiedzieć.
- Co to za zabawa, przyglądać się zagadce i nie móc poznać jej rozwiązania? - skwitowałam.
- Jesteś całkiem interesująca, [Reader]. - wymówiwszy te słowa jego kąciki ust uniosły się ku górze.
- Za to ty jesteś prawdziwą zagadką, Cielu Phantomhive. - stwierdziłam z uznaniem.
Już zamierzał mi coś odpowiedzieć, lecz w tym momencie przerwało mu prychnięcie lokaja.
-Sebastian, co to miało być? - spytał najwyraźniej podirytowany.
- Ależ nic, my lord. - odparł lekko podśmiechujący się pod nosem Sebastian.
- [Reader], [Reader]! - nagle usłyszeliśmy głos mojej mamy, która najwyraźniej zmierzała do mojego pokoju.
Nie wiele myśląc podeszłam do okna i ruchem ręki wskazałam im, że mają przez nie wyjść.
- Co tak patrzycie? Ruszajcie się i to w trymiga! Moja mama zaraz tu będzie i nie mam pojęcia jak miałabym jej wytłumaczyć siedzenie o piątej nad ranem z wami w pokoju. - ponagliłam ich.
Sebastian wyszedł przez okno i wyciągnął dłoń, aby pomóc Cielowi.
- Nie lubię przerywać gry w połowie, ale tym razem chyba nie mam wyboru. - skwitował młody Phantomhive - Dokończymy naszą rozgrywkę niebawem, [Reader]. - dokończył i wyskoczył przez okno.
Jednym, zręcznym ruchem szybko je przymknęłam i w mgnieniu oka wróciłam na fotel, następnie zaczynając udawać, że śpię. Właściwie to dopiero teraz do mnie dotarło, że nie mam bladego pojęcia jak oni tu wleźli, skoro mój pokój znajduje się na pierwszym piętrze. "To chyba nie moja sprawa." - pomyślałam i w tym momencie otworzyły się drzwi od pomieszczenia.
- [Reader], dziecko drogie jak ty śpisz?! Czemu się nie przebrałaś i nie poszłaś do łóżka? - zapytała moja matka uświadamiając mi tym samym jak musiałam wyglądać w oczach Ciela i jego lokaja.
Chociaż swoją drogą, chyba lepsze to niż piżama.
- Byłam okropnie zmęczona całym tym zamieszaniem na festynie. Nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam. - odparłam.
- No dobrze, dobrze. Ale teraz zacznij się szybko ogarniać bo zaraz jedziemy. - ponagliła mnie.
- Ale dokąd? - spytałam patrząc na nią z uwagą.
- Dokąd, dokąd do hrabiego Berga na urodziny jego żony. - powiedziała, poprawiając moją pościel na łóżku.
- Przecież to za dwa tygodnie. - odpowiedziałam jednocześnie rzucając okiem na kalendarz i upewniając się, co do swojej racji.
- Jak to? - moja mama ze zdziwieniem spojrzała w tym samym kierunku.
- Dzisiaj 2 grudnia - odparłam.
- W takim razie kompletnie nie rozumiem co wyprawia twoja siostra. - odrzekła.
- A co takiego robi? - zapytałam podnosząc się z fotela.
- Sama zobacz. - odparła i gestem ręki pokazała mi bym za nią podążyła.
Podniosłam się i ruszyłam za mamą. Gdy zeszłam do salonu po schodach, ja również nie za bardzo rozumiałam, co się dzieje. Na podłodze leżały porozwalane najróżniejsze sukienki, a w samym środku tego bałaganu siedziała moja siostra i cicho pochlipywała.
- Myślałam, że martwi się tym, iż nie ma czego założyć na przyjęcie. Ale w takim razie nie wiem o co jej chodzi. Spróbuj się czegoś dowiedzieć, dobrze? - poprosiła.
Nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, już jej nie było. "Dlaczego zawsze na mnie spada obowiązek doprowadzania tej rodziny do ładu?" - westchnęłam. Podeszłam do Emily i podałam jej chusteczkę, aby mogła otrzeć łzy.
- Co się stało? - spytałam.
Spojrzała na mnie swoimi szklanymi oczami i zaczęła płakać.
- No bo, bo *chlip* Frans zaprosił mnie *chlip* na wyjście do teatru *chlip* dzisiaj wieczorem, a ja, ja nie mam, co na siebie ubrać! - rozryczała się całkiem.
"Serio siostra? Serio? Taka afera tylko o suknię?" - nie mogąc się od tego uprosić, uderzyłam dłonią o twarz.
- Już spokojnie. Przecież masz jeszcze cały dzień. Przejrzę z tobą te sukienki jeszcze raz, a jeśli nic nie znajdziemy wybierzemy się do miasta na zakupy, dobra? - odparłam zrezygnowana.
Zapowiadał się długi dzień.
- O tak! W sumie od razu możemy iść na zakupy! Dawno nie kupowałam nic nowego, a zresztą - spojrzała na mnie dokładniej - tobie też przyda się nowa suknia. Czy teraz masz na sobie tę samą co wczoraj? Kochana tak nie może być! Ruszaj się przebrać na górę, a ja zaraz powiem mamie, że jedziemy! - podekscytowała się.
- Tak, tak. - rzuciłam szybko, już człapiąc po schodach.
Mimo, że u nas w domu pracuje Zofia, która pomaga mojej żeńskiej części rodziny się przebierać, jakoś zawsze wolałam robić to sama. Weszłam do pokoju i otworzyłam szafę w celu wybrania ubioru na dziś. Wyjęłam jedną z moich ulubionych sukienek. Szczególnie lubiłam ją ze względu na jej barwę. Jednym ruchem zamknęłam szafę, a następnie ruszyłam do łazienki. Tam w mgnieniu oka odświeżyłam się oraz przebrałam. Gdy miałam już zakładać buty, zatrzymałam się na chwilę. Prawda jest taka, że jestem dosyć niezdarna, przez co posiadam wiele blizn. Tydzień temu, gdy chciałam pożyczyć od mojego ojczyma Karola kartki na referat, przez przypadek potknęłam się i rozciełam sobie górną część stopy o nożyczki, które z nieznanych mi przyczyn były wbite w rowki między deskami w podłodze. Spojrzałam na ranę. Miałam poważne wątpliwości, co do tego czy kiedyś ślad po niej całkowicie zniknie. Wzruszyłam ramionami. "Jedna z wielu do kompletu." - pomyślałam i założyłam buty. Rzadko nosiłam takie, które posiadały by obcas wyższy niż 3 cm. Przy mojej gracji i zdolnościach groziło by to zbyt wieloma upadkami, a co za tym idzie i urazami. Wstałam i ruszyłam w kierunku holu, tym samym odpuszczając sobie śniadanie. Moja siostra już skakała tam z niecierpliwości.
- No wreszcie! Choć idziemy! - krzyknęła.
- Już, już. Daj mi założyć płaszcz. - odparłam.
Gdy tylko zapięłam ostatni guzik Emily jak zawsze, złapała mnie za rękę i wciągnęła do powozu. Cały dzień upłynął mi na oglądaniu sukni i butów, w których najprawdopodobniej zaraz bym się zabiła. Po tym jak moja siostra wybrała cztery nowe sukienki, dopiero łaskawie sobie o mnie przypomniała, choć znacznie wolała bym by tego nie robiła. Wtedy zostałam zmuszona do zakupu dwóch nowych sukni i butów na obcasie.
- Będziesz miała moją śmierć na sumieniu, Emily. - powiedziałam zirytowana, gdy byłam zmuszana do mierzenia kolejnej pary pantofli.
- Jakoś to przeżyje. Naprawdę świetnie Ci leżą. - przyjrzała się uważniej - Bierzemy! - wykrzyknęła pełna zapału, a ja bezwładnie opadłam na kanapę do przymierzania.
Byłam zmęczona tymi zakupami, a do tego ciągle nie mogłam pozbyć się uczucia, że ktoś mnie obserwuje. "Chyba jestem przewrażliwiona." - pomyślałam i ruszyłam do kasy. Kiedy wreszcie wróciłyśmy do posiadłości było już późne popołudnie. "Nareszcie w domu." - pomyślałam, gdy tylko zamknęły się za mną drzwi.
- No i jak tam było? Kupiłyście coś fajnego? - przywitała nas mama najwyraźniej zaciekawiona zakupami.
- Oczywiście. Choć do salonu, wszystko Ci pokażę. - mówiąc to Emily chwyciła torby z zakupami i w mgnieniu oka przebiegła przez hol.
- Jak było na zakupach Panienko? - spytał Henry.
Spojrzałam na niego i to wystarczyło by dać mu odpowiedź.
- Rozumiem. Przygotuje Panience herbatę. Niech Panienka idzie do pokoju odpocząć. - odrzekł, odchodząc.
Poszłam za jego radą i udałam się na górę. Gdy już miałam przekroczyć próg drzwi potknęłam się o coś i runęłam jak długa. "Auć." - pomyślałam - "Co znowu?" - spojrzałam i ujrzałam mojego wystraszonego kota. Biedny Hermanek nie spodziewał się takiego ataku. Powinnam była patrzeć pod nogi. Wzięłam go na ręce i zaczęłam głaskać. Szczerze nie wiem ile mi to zajęło, ale z tego miłego zajęcia wyrwały mnie nagłe okrzyki. "Czy w moim życiu zawsze, ale to zawsze musi się coś dziać? Chwila spokoju naprawdę by nie zaszkodziła." - westchnęłam, odłożyłam kota i ruszyłam na dół. Zatrzymałam się na głównych schodach. Na dole działo się to czego mogłam była się spodziewać. Młody inspektor przybył po Emily, aby zabrać ją do teatru. Moja siostra oczywiście całkowicie przypadkiem zapomniała wspomnieć o tym rodzicom, w wyniku czego moja matka wykłócała się z nią przed frontowymi drzwiami. Na stoliku w holu leżała filiżanka z moją herbatą, o której zapomniałam, ale sugerowało to, że awantura trwa już dobre pół godziny, jak nie dłużej, a Henry doznał przyjemności bycia w nią wciągniętym.
- Wszystko dobrze Panienko? - zapytała Zofia.
- Tak, tak. Po prostu nie mam ochoty brać w tym udziału. - wskazałam palcem na zbiegowisko.
- Dobrze Panienkę rozumiem. - odparła.
W tym momencie moja matka przywołała ją ruchem ręki.
- Przepraszam na moment. - odrzekła i szybko zeszła na dół.
Przyglądałam się tej sytuacji z pewna obojętnością. Wyjścia Emily z "przyjacielami" zawsze zaczynały i kończyły się kłótnią. Nagle większość osób stojących w holu zaczęła na mnie spoglądać. "Oho. Wyczuwam niebezpieczeństwo." - właśnie postanowiłam szybko wycofać się do pokoju.
- [Reader], choć tutaj. - zawołał mnie ojczym.
- Już idę. - stwierdziłam niechętnie.
Gdy podeszłam bliżej zbiegowiska moja siostra energicznym ruchem złapała mnie za ramiona.
- Słuchaj kochana. Mama powiedziała, że będę mogła wyjść z Fransem jeśli ty pójdziesz z nami. Wybierzesz się z kochaną siostrzyczką Emily do teatru, prawda? - wydusiła na jednym wdechu.
Moja mina w tamtym momencie mówiła wszystko. "Żebym ja musiała dożyć dnia, w którym będę musiała robić za przyzwoitkę. No po prostu nie wierzę." - spojrzałam na mamę, która znacząco kiwnęła głową. Sytuacja wyglądało następująco. Albo udam się z Emily do teatru i w domu zapanuje teoretyczny spokój, albo się nie zgodzę, a moja siostra przez następne trzy dni będzie stroić fochy na prawo i lewo rozpętując tryliard awantur dziennie. "To jest szantaż emocjonalny." - popatrzyłam na mamę jeszcze raz błagalnym wzrokiem, ale to nic nie dało.
Całe wyjście było dla mnie jednym wielkim koszmarem. Udaliśmy się na spektakl, o jakiejś kobiecie co zamordowała z siedem osób, a potem popełniła samobójstwo. Jaki był cel tej sztuki? Nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć. Siedziałam gdzieś na końcu sali, gdy Emily z Fransem mieli miejsca w pierwszym rzędzie i świetnie się bawili. Natomiast ja umierałam z nudów. Gdy przedstawienie dobiegło końca moja siostra z młodym inspektorem poszła gdzieś na chwilę, niby jak to ujęła "do kawiarni na ciastko". Jednak wzbudzało to we mnie pewne podejrzenia, gdyż w pobliżu nie było żadnej kawiarni. W taki sposób zostałam zostawiona sama pod fontanną. Do tego, od wyjścia z domu miałam znów poczucie, że ktoś mnie obserwuje. "Ciekawe czy to już choroba psychiczna, czy nadal tylko przewrażliwienie." - usiadłam na ławce i czekałam. Czekałam i czekałam, a Emily nie wracała. "Jeśli będę tu na nią czekać godzinę, lub więcej, to obiecuję, że zabiję ją własnymi rękoma." - pomyślałam zirytowana. W tym momencie usłyszałam nagły szmer za sobą. Odwróciłam się napięcie, ale niczego, ani nikogo tam nie dojrzałam. Zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno mi nie odbija. Po jakiejś godzinie od tamtego momentu, siostra powróciła do mnie cała w skowronkach. Tłumaczyła się zasiedzeniem, ale w tamtym momencie nie obchodziło mnie kompletnie, co ma do powiedzenia, gdyż zdążyłam porządnie zmarznąć i jedynego czego chciałam, to wziąć gorącą kąpiel. Po powrocie do domu niemal natychmiast udałam się do łazienki. Natomiast Emily musiała wysłuchać kazania od matki, na temat nie mówienia jej o takich spotkaniach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro