Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17

Gdy tylko znalazłam się w domu z ulgą zamknęłam za sobą drzwi. Co tak właściwie sobie myślałam? Sama nie wiedziałam, o co mi chodziło. Jedyne, czego byłam pewna to, iż robię się czerwona. Czułam się zażenowana tym, że przez moment pomyślałam, że mogłabym być dla Phantomhive'a kimś takim, jak Midford. Westchnęłam i z rezygnacją podążyłam w kierunku salonu. Ze zdziwieniem spostrzegłam, że wszyscy się tam zgromadzili.

- Naprawdę sądzę, iż to dobry pomysł. - stwierdził Karol.
- Niestety posiadamy odmienną opinię. - fuknęła mama.
- Mnie też ten pomysł nie przekonuje. - oznajmiła Emily.
- Trudno. W końcu i tak będziecie musiały się poznać. - oznajmił ojczym.
- Ale, o co chodzi? Ktoś przyjeżdża? - spytałam w końcu, gdyż doszłam do wniosku, że raczej mnie nie zauważą.

Na te słowa całe grono przerzuciło swoją uwagę na moją osobę. Ich miny dawały do zrozumienia, że najwyraźniej zapomnieli, iż istnieję.

- [Reader], siostrzyczko! - Emily rzuciła się, aby mnie uściskać - Już się obudziłaś? Wszystko dobrze? Jak się czujesz? - zaczęła zadawać mi chmarę pytań.
- A faktycznie. - powiedzieli jednocześnie Zofia i John.

Najwyraźniej zdążyło im już wypaść z pamięci, że rozmawiali ze mną dziś rano.

- Siadaj. - oznajmił ojczym równocześnie przesuwając się na środek kanapy.

Skorzystałam z tej propozycji.

- Rozmawiamy o przyjeździe matki Karola na święta. - oświeciła mnie mama.

W mojej głowie zapanowała ciemność.

- Że przyszywanej babci? - zapytałam ostatecznie, wciąż nie dowierzając w to, co słyszę.
- Yhym. - potwierdziła moja siostra.
- Jak ty to sobie wyobrażasz? - rzuciła nagle ze zdenerwowaniem mama.
- No przyjedzie, pobędzie i poznacie się lepiej, a później pojedzie. - stwierdził ojczym.
- Naprawdę myślisz, iż twoja matulka będzie zadowolona, dowiadując się, że twoją wybranką została wdowa z dwójką dzieci? Zresztą, kiedy ja niby mam zdążyć wszystko przyszykować, co? - odrzekła ze zdenerwowaniem.

Powiedziała to wszystko w taki sposób, jakby w ogóle nie wysługiwała się służbą w większości czynności domowych.

- Przyjeżdża i koniec. Nie będziemy na ten temat dłużej dyskutować. - zarządził Karol.
- Ale...! - moja mama najwyraźniej chciała coś jeszcze wtrącić.
- Już postanowione. - odparł.

Strasznie mnie to zirytowało.

- Choć [Reader]. Musimy pojechać po prezenty świąteczne. Masz szczęście, że się obudziłaś już dzisiaj. W przeciwnym razie podarowałabym Ci jakąś bufiastą sukienkę. - zażartowała Emily, biorąc mnie pod rękę i jednocześnie wyprowadzając z pokoju.

Ona też nie lubiła, gdy tak robił. Niby mieszkałyśmy u siebie, ale przez takie sytuacje czułam, jakby nasz dom spłonął wraz z tamtym dniem. Tego uczucia nie da się tak po prostu opisać. To taka pustka, która przeżera Cię od środka. Niby to nic wielkiego. Dom to teoretycznie tylko budynek, ale w rzeczywistości, jednak to coś więcej. Dom to wspomnienia, pamiątki, poczucie bezpieczeństwa i spokoju, a przynajmniej tak powinno być. Siostra zaciągnęła mnie do holu jednak, gdy zaczęłam ubierać wyjściowe buty, nagle zniknęła za drzwiami. Kiedy wyszłam na zewnątrz zobaczyłam, jak wesoło rozmawia z Fransem. Powolutku do nich podeszłam, aby zbytnio nie przeszkadzać. Chwilę zajęło, nim mnie spostrzegli.

- [Reader] obrazisz się, jeśli pojedziemy jutro? - spytała Emily, jakby z troską.
- Nie, co ty. - uśmiechnęłam się - Idźcie na jakiś deser, czy coś. Ja sobie poczytam. - oznajmiłam.
- Na pewno? - zapytała.
- Na 100%. - przytaknęłam.
- W takim razie do zobaczenia wieczorem. - skwitowała moja siostra.
- Tak. Miłej zabawy. - pomachałam im na pożegnanie i ruszyłam z powrotem do posiadłości.

Zamierzałam zrobić tak, jak powiedziałam, jednakże Henry zatrzymał mnie przed wejściem do salonu.

- Lepiej, żeby Panienka tam nie szła. - oświadczył, poklepując mnie po ramieniu.

Nadal się kłócili. Nie rozumiałam, czemu te odwiedziny miały być, aż takim problemem, ale cóż. To znaczy, wiem jak trudne bywają spotkania synowej i teściowej, lecz mimo wszystko, czułam, że robią z igły widły. W końcu to też rodzina. Postanowiłam posiedzieć z innymi w kuchni, gdyż wydawało mi się, że właśnie tam skierowali się nasi pracownicy. Gdy tylko znalazłam się pod drzwiami od pomieszczenia, usłyszałam ich stanowcze głosy. Oni też się sprzeczali. Z rezygnacją pochwyciłam świecznik z przedpokoju. Jedynym spokojnym miejscem w tym domu pozostała chyba piwnica gdyż, aby dostać się na piętro, gdzie znajdował się mój pokój, trzeba było przejść przez salon. Nie ukrywając niechęci do tego pomieszczenia zeszłam na dół. Tak jak już mówiłam, nie lubię piwnic. Usiadłam obok skrzynek ze starymi szpargałami. Nie miałam bladego pojęcia, co mogłabym tu robić. Wzrokiem zaczęłam przeszukiwać stare szafki, w celu znalezienia czegoś wartego uwagi. Nagle moje oczy w blasku mroku dojrzały jakieś błyszczące pudełeczko. Promienie światła, wydobywające się z płomieni zapalonych świec z powodowały to zjawisko. Ostrożnie do niego podeszłam. Obok na półce, leżał jakiś kluczyk. Spróbowałam włożyć go do zamka. Pasował. Jednak niepokoiło mnie jedno. Nigdy wcześniej, nie widziałam tego przedmiotu. Może i rzadko bywałam w piwnicy, ale z pewnością zapamiętałabym, gdybym widziała to pudełko. Uchyliłam wieczko. Moim oczom ukazały się...

- Ahh! - wykrzyknęłam równocześnie upuszczając przedmiot na ziemię.

W środku znajdowały się stare zdjęcia i dokumenty. Wszystko z Apollown z przed 9 lat. Cała się trzęsłam. Po chwili osunęłam się na podłogę. Delikatnie ujęłam w dłoń jedną z fotografii. Znajdowała się na niej moja cała, dawna rodzina. Ja, Emily, mama, tata i dziadkowie. Z tego, co pamiętałam zostało ono zrobione na dzień przed tym wydarzeniem. Przed moimi oczami przeleciały wszystkie wspomnienia z tamtego dnia.

---------------------------------------------------------

Był środek sierpnia. Słońce dopisywało, a ja jak zwykle biegałam po ogródku zrywając kwiaty. Zamierzałam zrobić wianek dla Emily, gdyż obiecałam jej go zeszłego dnia. Biedaczka sama nie potrafiła nic upleść, za to ja byłam w tym świetna. Moja opiekunka, Razel, jak zawsze przysypiała na ławce, kątem oka udając, iż mnie pilnuje. Mama akurat pojechała do miasta pozałatwiać sprawy służbowe, a pozostali domownicy siedzieli w domu. Zrobienie ozdoby dla siostry trochę mi zajęło, gdyż w około, prawie w ogóle nie było konwalii. Zresztą robienie z nich wianków było strasznie skomplikowane i czasochłonne. Kiedy nareszcie skończyłam pozostawiłam śpiącą pracownicę przed domem pozwalając jej dokończyć drzemkę i pobiegłam do pokoju taty, gdyż z ogródka widziałam, że Emily właśnie tam jest. Pędziłam przez długie wąskie korytarze, naszej najukochańszej starej willi. Po drodze przypadkiem wpadłam na Larrego, naszego obecnego najulubieńszego kucharza, który z troską pouczył mnie, abym uważała i dał mi ciastko. Szybko podziękowałam i ruszyłam dalej. Zatrzymałam się dopiero przed samymi drzwiami od pokoju taty. Zawsze bałam się tam wchodzić. Pokój tatka był dziwny. Na ścianach wisiały zwoje, a na półkach leżały okropnie stare i ciężkie książki, będące w jakimś dziwnym nie zrozumiałym języku. Na podłodze znajdował się jakiś rysunek, coś podobnego do gwiazdy. Z biegiem lat, dowiedziałam się, iż był to pentagram. Stałam tak przez chwilę bijąc się z myślami. Ostatecznie uznałam, iż wręczę mojej siostrze prezent odrobinę później. Wtedy to się zaczęło. Usłyszałam krzyk. Lecz nie taki zwyczajny. Wrzask pełen rozpaczy, bólu, cierpienia i strachu, który następnie przerodził się w ryk bestii. Nie wiele myśląc z całej siły spróbowałam doskoczyć do klamki. Odgłos z pewnością dobiegł z tego pomieszczenia. Nagle coś uderzyło w ścianę, powodując w niej wielką dziurę. Wystraszona ostrożnie zajrzałam przez nią do środka. W pomieszczeniu, gdzieś na tyłach znajdował się tata i najwyraźniej piął z zachwytu. A przede mną? Tuż przed moją twarzą stało wielkie monstrum, które budziło we mnie odrazę, aż po sam szpik. Miało wielkie kły, łapska z ogromnymi pazurami i czerwone ślepiska. Było ohydne. Stałam sparaliżowana i nie wiedziałam, co zrobić. Zresztą trudno się dziwić. Miałam zaledwie 4 lata. W pewnym momencie dojrzałam, iż ten potwór trzyma w łapsku bransoletkę mojej siostry. Rozejrzałam się w około. W pokoju nie było, żadnego innego otworu, a okna były pozamykane. Emily wciąż musiała tam być. Nie wiele myśląc wbiegłam do pomieszczenia przez otwór w ścianie i cichutko przemknęłam do taty.

- Tatusiu, gdzie jest siostrzyczka? - spytałam, ale chyba nie słyszał.

Nie jestem w stanie opisać, co dokładnie się z nim stało. Po prostu oszalał, był w jakimś amoku. Pochwycił mnie w talii i wykrzyknął z entuzjazmem: "Weź! Ją też weź!" - wyciągając ręce ku górze. Przeraziłam się. Byłam wręcz przekonana, że coś się stało Emily. Wtedy monstrum nachyliło się nade mną. Pochwyciło mnie w łapska i rzuciło w kierunku ściany. W locie zobaczyłam tylko, że mojego tatę oplata coś czarnego. Jakaś maź, natomiast jego oczy zmieniają kolor na czerwony. Nie wiem, co wydarzyło się później. Gdy się obudziłam ze wsi pozostały jedynie zgliszcza. W około leżały trupy. Setki nieboszczyków. Wśród nich rodzina Tobiego. Nigdzie nie mogłam znaleźć, ani taty, ani siostrzyczki. Zniknęli. Jak oszalała biegłam, ile sił w nogach przez Apollown, wszędzie ich szukając. W końcu trafiłam na mamę. Nic jej nie było, ale strasznie zdenerwowana zaprowadziła mnie do powozu, w którego środku leżała Emily. Wyglądała jakoś inaczej, a jej ubranie było w nienaruszonym stanie, co mnie zdziwiło, ale zignorowałam ten szczegół i rzuciłam się jej na szyję. Półprzytomna odepchnęła mnie.

- Kim jesteś? - zapytała.
- Emily, nie pamiętasz? To ja, [Reader]! Mamo, co się stało z siostrzyczką? - spytałam wylewając łzy.
- Emily ma amnezję, nie pamięta nikogo, ani niczego. Dopiero wracam z nią od lekarza. - mruknęła mama, jakby zirytowana moim pytaniem.
- Ale siostrzyczka nie była w domu? Przecież widziałam ją... - zaczęłam.
- Nie było jej w domu. Wyjechała ze mną z samego rana. - odrzekła.

Nic nie rozumiałam. Lecz nie to było w tym momencie ważne. Emily mnie nie pamiętała. Wtedy był to dla mnie silny cios. Do teraz moja siostra nie pamięta nic z przed tego dnia. Nie kojarzy Apollown, ani nawet taty. Może to i lepiej. Mimo różnicy wieku, to zawsze ona była beksą, w przeciwieństwie do mnie. Byłam bardziej wytrzymała psychicznie, więc w pewnym sensie powinnam dziękować losowi, że ją oszczędził. Wracając, moja rodzina musiała się przeprowadzić. Mieszkańcy okolicznych wiosek strasznie się nas obawiali nawet, jeśli taty, który z tego, co się do wiedziałam później, był za to wszystko odpowiedzialny, już z nami nie było. Wtedy przymknął do mnie przydomek "córka Bagurlassa", czyli córka potwora, szaleńca, zła. Jakby tego nie przetłumaczyć, nie oznacza to nic dobrego. Z powodu licznych kontraktów związanych z pracą mamy przenieśliśmy się do Londynu. Trzy lata później mama poznała Karola i wszystko jakoś się potoczyło.

---------------------------------------------------------

Westchnęłam. Przywoływanie tych wydarzeń zawsze powodowało we mnie żal i ból. Mama nigdy nie chciała rozmawiać ze mną o sytuacji z tamtego dnia. Kiedyś tylko przypadkiem podsłuchałam jej rozmowę z Hrabiną Bergą. Stąd wiem, że to, co wtedy widziałam było demonem. A ta maź, która oplatała tatę, zapoczątkowywała jego przemianę w to monstrum. Dlatego, właśnie nienawidzę tych piekielnych pomiotów. Z moich rozmyślań nad przeszłością wyrwało mnie nagłe skrzypnięcie drzwi.

- Eee? Siostra, cały czas siedzisz tutaj? - powiedziała ze zdziwieniem Emily.
- Tak, a bo co? - mruknęłam.
- No nie żeby coś, ale cała rodzina Cię szuka. Od mojego wyjścia minęło dobre kilka godzin. - odrzekła.
- Mnie? - zadałam retoryczne pytanie.

Nawet nie zauważyłam, kiedy ten czas tak szybko upłynął.

- No tak. Choć już nie siedź w tej ciemnicy. - odparła schodząc na dół.

Chwyciła mnie za rękę.

- A to, co? - spytała zbita z tropu, zauważając przedmiot, który trzymałam, wciąż w dłoni.
- Zdjęcie z Apollown. - odparłam.
- Ta tu to ja? - zapytała ponownie, wskazując palcem blondynkę, uśmiechniętą od ucha do ucha
- Tak. - skwitowałam.
- Rany, ale ja miałam, wtedy krzywe zęby. Dobra zostaw już to i choć. Wszyscy się pogodzili i będziemy zaraz jeść ciasto i ustalać, kto co robi na święta. - oznajmiła, ciągnąc mnie za sobą.

Zaprowadziła mnie do salonu, gdzie ponownie tego dnia zebrało się całe grono towarzyskie.

- No jesteście. - odrzekł ojczym.
- Zdążyliśmy już przydzielić zadania. - rzuciła mama.
- Tak bez nas? - fuknęła Emily.
- Siadajcie i słuchajcie. - oznajmiła Zofia podając nam ciasto.

Usiadłyśmy spokojnie.

- Jutro ty i Emily pojedziecie kupić prezenty oraz ozdoby i jedzenie. - zwróciła się do mnie mama.
- A wy? - spytałam.
- Zofia zostanie ze mną, aby przyszykować dom. John pojedzie z wami, a Henry i Karol dokończą sprawy biznesowe. - skwitowała.
- Okay. Nie ma sprawy. - stwierdziłam.

Zaczęłam delektować się sernikiem.

- A co z babcią? - zapytała moja siostra.

Mama jakby gwałtowniej przełknęła kawałek ciasta.

- Zgodnie z planem, przyjeżdża. Ale nie martwcie się, to naprawdę miła i ciepła staruszka. - odrzekł ojczym.

"Chyba będę musiała zaufać temu na słowo." - westchnęłam zauważając, z jakim entuzjazmem podchodzi do tego reszta domowników.

Po naradzie poszłam wreszcie do swojego pokoju. Zamierzałam poczytać książkę, jednak mój kot miał inne plany. Najwygodniej na świecie rozsiadł się na moim łóżku i ani myślał się ruszyć. Na dodatek zaczął głośno mruczeć, co rozpraszało mnie w skupianiu się na lekturze. Ostatecznie wygrał i zaczęłam głaskać go pod bródką. Spokojnie się relaksowałam po tych wszystkich ostatnich wydarzeniach, gdy nagle sobie coś uświadomiłam. Był 20 grudnia. Czyli 4 dni do wigilii. Oznaczało to, iż w galerii będzie się, aż roiło od stoisk z piernikami. Jeżeli Emily tam wejdzie... Tak czułam, że wysłali mnie do zbyt lekkiej roboty. Może przynajmniej nasz kucharz będzie ją w stanie ogarnąć, chociaż szczerze w to wątpiłam. Zapowiadał się długi dzień. Westchnęłam. Było już późno, więc ruszyłam wykonać wieczorną rutynę i zaraz po tym rzuciłam się na łóżko. Łydka już w ogóle nie dawała mi się we znaki. Jednak ten sen przez tyle dni wystarczająco zregenerował moje ciało. Przekręciłam się na bok. Z jakiejś przyczyny nie chciało mi się spać, a przynajmniej nie samej. Chciałam, żeby ktoś przy mnie był. Żebym mogła zasnąć wtulona w jego ramiona. Ale to tylko marzenia, które raczej się nie spełnią. Znów się przekręciłam. Jakoś nie mogłam poczuć się bezpiecznie, nie wiem, z czego to wynikało. Herman położył się obok mnie. W końcu gdzieś po godzinie udało mi się zasnąć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro