Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXXII

Koriban

Pani Kapitan zrobiła się strasznie opiekuńcza. Gdy przybyliśmy na miejsce nie chciała puścić mnie tym razem nigdzie samego. Po krótkiej sprzeczce na mostku w końcu dałem za wygraną. Ona, 6 szturmowców Śmierci i odział szturmowców złożony z 20 ludzi miał zejść na planetę razem ze mną. Na promie było trochę ciasno ale dawało się wytrzymać. 

- Wchodzimy w atmosferę planety - Powiadomił pilot

- Gdzie mamy konkretnie lecieć? - Spytała kapitan

- Na razie kierujcie się w stronę wielkiej pustyni - Nakazałem - A ty - Zwróciłem się do nawigatora - Przeskanuj ją i powiadom o wszystkich... - Brakowało mi słowa - Niezwykłych zjawiskach 

- Tak jest - Odpowiedział żołnierz i przystąpił do wykonywania rozkazu

- Ser.. - Zwróciła się do mnie Kapitan - Większość starożytnych budowli znajduje się w skalistych częściach planety - Zauważyła 

- Prawda - Zgodziłem się - Ale j szukam czegoś zupełnie innego - Ta spojrzała na mnie zaciekawieniem 

- To znaczy? - Uśmiechnąłem się

- Zobaczy pani - Na tym zakończyliśmy rozmowę

Niedługo później dotarliśmy na pustynie. Była czerwona, z resztą jak cała planeta. 

- Dowódco - Odezwał się nawigator - Coś mam ale... - Nie skończył

- Co takiego? - Spytałem się i podszedłem do niego

- To.. tylko niewielka skałka - Powiadomił jakby ze wstydem - Przepraszam, będę dalej szukał... 

- Nie - Powstrzymałem go - Jest dobrze - Powiedziałem i się wyprostowałem - Dobra robota - Podszedłem do pilotów zostawiając nawigatora całkiem zdezorientowanego - Kurs na tą skałkę - Rozkazałem 

- Tak jest! - Przyśpieszyliśmy i w ciągu kilkunastu minut dotarliśmy na miejsce

Nikt nic nie mówił ale czułem ich sceptycyzm względem tej dziwnej sytuacji, jak oni to widzieli. Bez słowa udałem się do klapy statku i ją otworzyłem. Natychmiast podbiegła do mnie Kapitan. Wyszliśmy wraz ze szturmowcami. Ja ruszyłem do skałki wielkości piłki a reszcie kazałem poczekać pod statkiem. Gdy byłem już pod skałką zacząłem się jej przyglądać i badać. Tak mijały minuty aż w końcu kapitan podeszła do mnie.

- Ser, proszę wybaczyć ale... to tylko skała - Drgnąłem na to stwierdzenie ale w sumie nie mogłem jej winić w końcu by dostrzec coś czego inni normalnie nie widzą trzeba mień wyczulone zmysły

- Doprawdy? - Spytałem a ta kiwnęła twierdząco - To nich się pani jej przyjrzy z bliska - Gestem ręki zachęciłem ją a ta dość niechętnie podeszła i zaczęła ją oglądać - I co pani teraz widzi? - Mówiłem na tyle głośno by i szturmowcy mnie usłyszeli

- Skałę - Powiedziała - Zwykłą skałę 

- Ma pani tylko po części racje - Stwierdziłem na co ta popatrzyła na mnie ze zdziwieniem - Niech się jej pani przyjrzy dokładniej - Trwało to kilka minut lecz w końcu powiedziała

- Ma.. lekko zaokrągloną formę - Stwierdziła a ja na to uradowany klasnąłem w ręce na co ta aż podskoczyła 

- Bardzo dobrze! Co jeszcze? - Spytałem po raz kolejny 

- Ma... - Oczy jej się rozszerzyły - Lekkie wklęśnięcie na samym czubku 

- Tak! - Sięgnąłem do jednej z kieszeń w moim uniformie i wyjąłem naszyjnik który ukradłem Generałowi Rieekanowi i przyłożyłem do wklęśnięcia i skupiłem się na mocy - Małe rzeczy często skrywają największe tajemnice - Powiedziałem jej 

Po chwili ziemia się pod nami zatrzęsła ale ja nie ruszyłem się ani na milimetr. Szturmowcy lekko spanikowani krzyczeli by się z tond zabierać lecz Kapitan ich uciszyła. Nagle z pod piasku przed nami zaczęła się wyłaniać jakaś skała. Gdy się w całości wyłoniła okazało się że są tam kamienne drzwi. Wstałem i podszedłem do nich. 

- A więc legenda nie kłamała - Wyszeptałem 

Przyłożyłem powoli dłoń do kamiennych drzwi. Poczułem jak drgają, a płaskorzeźby , dotąd niewidoczne, zaczęły świecić niebieską poświatą. Nastąpił lekki trzask po czym otworzyły się na oścież i ukazały schody prowadzące w dół. Nie mogłem powstrzymać szerokiego uśmiechu na mojej twarzy. 

Kapitan się w ogóle nie odzywała. Kiedy zobaczyła że ruszam w głąb, dla niej, tajemniczego znaleziska rozkazała czwórce szturmowców pozostanie na zewnątrz a reszcie nakazał iść z nami na dół. Szliśmy w ciszy bardzo długo a im niżej byliśmy tym zimniej się robiło. Były to bardzo stare schody. Styl starożytny. Ale nie kultury Sithów. O nie, to znacznie starsza kultura zbudowała. Starsza od Republiki. Starsza od Sithów. Starsza od Rakatan. Starsza nawet od Niebiańskich, lub jak kto woli, Celestian. Ich nazwa już dawno odeszła w zapomnienie ale ja osobiście określam ich mianem... "Prekursorów". W zasadzie nie miałem prawa o nich się dowiedzieć. Nikt nie miał. Ale dowiedziałem się, i pojąłem nawet dlaczego mieli odejść w zapomnienie ale nawet oni nie mogli wymazać wszystkich dowodów na swoje istnienie i wcześniej czy później ktoś by się o nich dowiedział. Tym kimś jestem ja! I po wielu latach tajnych poszukiwań w końcu ich odnalazłem. Jedną z ich zapomnianych kolonii!

W końcu doszliśmy do końca i weszliśmy do czegoś co przypominało jaskinie ale na jej końcu widać było bardzo jasne światło. Podążyliśmy tam. Nie mogłem powstrzymać ekscytacji. Gdy wyszliśmy z jaskini naszym oczom ukazała się...


Mgławica Perseusza - K. Brom Titus

- Ser! Rebelianci dostali się na pokład stacji! - Powiadomił żołnierz lekko drżącym głosem

- Kiedy powinno przybyć wsparcie!? - Spytałem na tyle spokojnie na ile mogłem 

- Za około 15 minut! - Powiadomił żołnierz 

- Wszyscy Szturmowcy mają stawić się w miejsca koncentracji Rebeliantów! - Rozkazałem 


Kannan

 - Uwaga! - Krzyknąłem i osłoniłem jednego z naszych przed strzałami z blastera które wystrzelił szturmowiec wybiegający niespodziewanie z za jednego z zakrętów a następnie przeciąłem go moim mieczem

- Dzięki - Powiedział żołnierz i ruszył dalej

- Szybko! Mamy mało czasu! - Krzyczy dowódca naszej grupy, niejaki Franciszek Lacki, niegdyś oficer Izuri

Z minuty na minutę pojawiało się coraz więcej szturmowców a co za tym idzie walka zaczynała być coraz cięższa! Jednak tym razem musiało się udać! Nie było innej opcji! Nagle stało się coś absolutnie niespodziewanego. Wszystkie światła na stacji zaświeciły i wyłączyły się. Nie było nawet świateł awaryjnych. Padło dosłownie wszystko. Wszyscy byli zdezorientowani. Wykorzystaliśmy ten moment i ogłuszyliśmy wielu szturmowców po czym ruszyliśmy dalej. Co jak co ale ta sytuacja bardzo ułatwiła nam sprawe.


Admirał Rados

- Co tam się stało? - Spytał Admirał gdy zobaczył migotające światła na stacji które po chwili zniknęły 

- Nie wiemy Admirale - Odpowiedział mu pokładowy - Być może awaria generatora

- W tedy zapaliły by się systemy awaryjne - Zauważył Admirał - Ktoś kompletnie pozbawił stacje wszelkiej energii - Powiedział po czym dodał - Tylko kto?


Feliks

- Ezra będzie ze mnie dumny! - Powiedział do siebie podekscytowany Feliks - Takiego fachwoca ja mnie tylko z Ezrą szukać - Powiedział szybko wybiegając z pomieszczenia z generatorem


Korriban 

Ukazał się nam widok wielkiego i zarazem pięknego miasta! Białe niezniszczone budynki przypominające te na Tatooine. Ale o wiele większe! 

- To jest... piękne - Przyznała Sloane

- Panie i panowie witam was w Ergo Proxsima, zapomnianym mieście starożytnych Prekursorów - Wszyscy się zaczęli głowic o co mi chodzi lecz nie zdążyli zadać żadnego pytanie bo szybkim biegiem udałem się w stronę miasta a konkretnie placu który znajdował się w samym środku miasta - Co może pójść nie tak? - Szepnąłem 


Seelos - Kallus

- Szybko! Odsunąć się od maszyny kroczącej! - Rozkazałem moim żołnierzom i szybko wykonali ten rozkaz - Poruczniku! Otworzyć ogień! - Rozkazałem przez komunikator

- Zrozumiałem - Potwierdził przyjęcie rozkazu i po chwili Lekki Krążownik rozpoczął ostrzeliwanie celu

Szturmowcy zaprzestali ostrzału i patrzyli się na niszczycielski obraz jaki powstał. Po dobrych kilku minutach uznałem że wystarczy.

 - Wystarczy Poruczniku, dobra robota - Powiadomiłem go a działa po chwili przestały strzelać - Wracamy! - Rozkazałem - Lecimy na Dromund Kaas 

- Ale agencie Kallus, nie powinniśmy sprawdzić czy na pewno są martwi? - Spytał dowódca oddziału

- Myśli pan że ktokolwiek mógłby to przeżyć? - Spytałem a ten zaprzeczył - Więc proszę już przestać się o to martwić - Ruszyłem w stronę promu 


Korriban

W końcu dotarłem do głównego budynku! Nie czekając na resztę wszedłem do środka. Wnętrze było skromne. Ta rasa nie przywiązywała wagi do Ekstrawagancji. Ceniła skromność i prostotę. W sumie Imperium też jest temu bliżej, choć powoli, na nieszczęście, zaczyna się to zmieniać. Na końcu sali znajdowały się grube metalowe okrągłe wrota. Pełny szacunek starożytnym. Gdy rozpoczynałem próby otwarcie wrót do środka weszła reszta.

- Dowódco! - Krzyknęła Sloane - Proszę tak nie uciekać! - Podeszła do a reszta też to zrobiła choć trzymała się na pewną odległość

- Pani wybaczy ale nie mogę powstrzymać ekscytacji - Oznajmiłem i jednocześnie rozgryzłem jak to otworzyć

- Co to jest? - Spytała

- Coś jakby wrota do skarbca - Oznajmiłem i zacząłem skupiać się na mocy w celu jej lekkiego zmaterializowania w formę lekkiego szarego obłoku

- Może po prostu to wysadzimy - Zaproponował sierżant 

- Nie, to by nic nie dało - Poinformowałem go - Ta rasa powszechnie we wszystkim używała mocy i bez niej nic by nie funkcjonowało, ani maszyny, ani ludzie - Oznajmiłem 

Pchnąłem szara mgłę w stronę wrót a ta rozciągnęła się po całej jej powierzchni. Wrota zaczęły się poruszać aż zaczęły się dosłownie rozpływać na naszych oczach. Nawet ja się tego nie spodziewałem. 

Ukazała nam się dosłownie góra złota, diamentów, szmaragdów, biżuterii i innych cennych kruszców a także dzieł sztuki. Żołnierze kompletnie zapomnieli o dyscyplinie, prócz żołnierzy w czerni i oczywiście pani Kapitan, i wbiegli do środka jak dzieci które dostały górę zabawek. Mnie jednak te skarby nie interesowały. Po środku sali w niewielkiej gablotce znajdowała się opasła, stara księga a obok jakieś pergaminy. Podszedłem do niej. Jeden z żołnierzy zdziwił się moim zachowaniem i podszedł do mnie trzymając w ręku garść różnych skarbów.

- Ale.. skarby!? - Pokazał mi je podekscytowany a ja spojrzałem na niego z lekkim politowaniem i rozbawieniem 

- Tak skarby - Powiedziałem spokojnie i otworzyłem gablotkę - Jedne mniejsze,  jedne większe - Przejrzałem je na szybko i byłem nimi całkowicie zachwycony. Zgarnąłem je wszystkie i odwróciłem się do reszty - Każdy nich sobie weźmie co chce lecz nie życzę sobie byście o tym rozpowiadali - Oznajmiłem

- Tak jest! - Odpowiedzieli wszyscy 

Spojrzałem na panią kapitan która założyła sobie dość spory naszyjnik i oglądała się w złotym lustrze. Widok był co najmniej komiczny.

- Do twarzy pani - Ta napięcie się odwróciła i schowała za plecami naszyjnik cala czerwona

- Jajajajajjaja... - Jąkała się

- Nic się przecież nie stanie jak sobie pani coś weźmie - Powiedziałem i ruszyłem do wyjścia po czym dodałem - Niech i pani ma coś z życia

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro