40
https://youtu.be/XBasbUQNlLM
Rzeź była okrutna. Imperialni szturmowcy zabijali się nawzajem czasami nie wiedząc kto jest wrogiem a kto przyjacielem. Czerwonie pociski, granaty, gruz i dym i setki często zmasakrowanych ciał zaścielało Imperialną bazę. Ale czy nadal Imperialną? To pytanie zadawał sobie każdy po obu stronach. Wielu z garnizonu bazy otwarcie wołało do atakujących pytając, dlaczego to robią? Dlaczego ich atakują? Ci jednak nie odpowiadali. Przynajmniej nie słownie a bronią którą dzierżyli w rękach. Zabijali bez litości tych którzy nie wiedzieli co się dzieje jednak gdyby ci byli na miejscu atakujących robili by to samo gdyż i oni nie wiedzieli co się dokładnie dzieje. Powiedziano im że idą stłumić bunt garnizonu ta peryferyjnym świecie jednak zachowanie załogi garnizonu jasno pokazywało że coś jest tu nie tak. A jednak walczyli. Strach skutecznie ugiął ich wolą i złamał.
Tym czasem w miejscu gdzie Kapitan Jeager planował starcie już trwała Bitwa. Machiny kroczące, Czołgi szturmowały bazę wspierane przez zastępy szturmowców. Jednak liczne miny, przeciw piechotne jak i przeciw czołgowe, jak i liczne ciężkie karabiny w większości przyniesione ze sobą przez żołnierzy z rozbitych oddziałów ledwo jednak skutecznie powstrzymywały napór sił inwazyjnych. Sytuacja jednak wymagała stałego nadzoru i kontroli który mógł łatwo wymknąć się z kontroli.
- Cholera Kapitanie, długo tak nie wytrzymamy - Powiedział podoficer u którego tuż obok przeleciał czerwony pocisk - Wycofajmy się!
- Nie ma mowy! - Ryknął Kapitan - Jeszcze zbyt wielu naszych się nie wycofało! Te robaki nas nie pokonają! Musimy wytrzymać!
- Ale jak!? Nie mamy ciężkiej broni! A oni walą w nas z maszyn kroczących!
- A co z tym wozem bojowym w Hangarze!? - Przypomniał sobie Kapitan gdyż pamiętał że jeden był w konserwacji
Tu Podoficer na chwile zamilkł wzdychając ciężko nim odpowiedział.
- No tu już jest większy problem
Pobliski Hangar
- Kurwa mać! - Krzykną wściekły żołnierz chodząc w te i we w te koło czołgu przy którym jak szalona krzątała i majstrowała załoga - No zobacz co kurwa narobiliście!
- To ja tego nie zrobiłem - Powiedział jeden z czołgistów
- A kto kierowcą kurwa jest!?
- Mówiłem że ja tego ten...
- A kto prowadził wóz? - Zbliżył się do żołnierza siląc się na spokojny ton jednocześnie zdejmując kask czołgisty
- Chorąży - Wskazał na oficera który akurat niósł skrzynkę z dodatkowymi narzędziami - Bo powiedział tak...
- NO I ROZJEBANY WÓZ, TYLE RAZY TŁUMACZYŁEM!
- Ja powiedziałem...
- Jest kierowcą kurwa ty i żaden chuj nie ma bez mojej wiedzy dostawać! - Tłumaczył waląc pięścią o dłoń
- Panie dowódco ja powiedziałem tak, "Co pan chorąży? Mi nikt nic tak...?"
- Jakim kurwa prawem mu dawałeś!?
- Groził że mnie wywali...
- Jak cię wywali? No było kurwa wziąć i przylecieć do mnie, i nigdzie nie ruszać! Jakim kurwa... Zobacz co narobiłeś! Wóz w konserwacji! Zobacz co narobiłeś! - Wskazywał na wgniecenie w przedniej części Czołgu Szturmowego - Co się kurwa rwiesz jak nie twoje!?
- Andrzeju, nie denerwuj się - Podszedł do niego oficer bezpieczeństwa
- Jak mam się nie denerwować!?
- Zaraz wyklepiemy...
- Na pewno już tego nie wyklepiesz!
- To wyciągniemy z mojego wozu i damy tobie, spokojnie
- Takiego błotnika już nie dostane!
- No to kupimy spreja, będziemy malować
- Spreje - Prawie wypluł to słowo - Czego się kurwa rwiecie co nie wasze!? I żaden żołnierz za was tego nie dowozi!
Oficer machnął na to ręką i poszedł w swoją stronę.
- Tłumaczyłem tysiąc razy! Bo kurwa człowiek dba bardziej niż o żonę, kurwa, o ten sprzęt! A przyjdzie on tego...!
- Zaraz naczepiemy...
- KURWA MAĆ TŁUMACZĘ! Jest kierowcą ten i ten! Żaden kurwa nie jeździ! JAKIM PRAWEM KURWA TYLE RAZY WAM TŁUMCZAYŁEM!?
Ezra odpierał ataki obu przeciwników raz za razem. Zwinnie odbijał ich ataki przemieniając je w wyśmienitą obronę która jednak była okupiona niesamowitym wysiłkiem tak fizycznym jak i umysłowym. Jeszcze kontem oka zobaczył jak sabin wskakuje na stertę złomu by wykonać kołowrotek w powietrzu i zostać złapana przez Erica i wciągnięta na pokład odlatującego Sokoła.
Odetchnął z ulgą i z pełnym przekonaniem oddal się w pełni swojej walce.
Na pokładzie Sokoła nie było ani chwil na odpoczynek. Imperialni technicy montowali nowe części do statku które ze sobą akurat zabrali lub naprawiali przeróżne na nim usterki, szturmowcy i inni pomagali w prawidłowym funkcjonowaniu statku a oficerowie pilnowali by wszystko przebiegało w miarę gładko.
Jednak kto dowodził? Oficjalnie powinien jeden z oficerów jednak to jeden z zakapturzonych był bliżej ich dowódcy. Ci jednak stali na uboczu obserwując wszystko ze spokojem i nie podejmowali żadnych działań. W tej sytuacji powinien dowodzić Eric jako że był najbliżej Ezry jednak w takim toku myślenia dowodzić powinna i również Sabin. Jednak ow problem szybko się rozwiązał.
- Do dział! Teraz! - Krzyknął do mikrofonu Han Solo
W tym momencie stało się jasne że to on dowodzi. I nikt się z tym nie kłócił. Już po chwili Sabin rzuciła się i usiadła przy dolnym dziale Sokoła podczas gdy na górnym zasiadł jeden z Imperialnych Szturmowców. Chwile później na mostek Sokoła wszedł Eric widząc jak Wookie i Solo wraz z dwójką techników Imperialnych i jednym oficerem steruje statkiem.
Po wylocie z Hangaru wyrosła przed nimi chmara imperialnych myśliwców. To nie wróżyło niczego dobrego.
Tym czasem w dowództwie obrony bazy
Ludzie kszątali się w te i we w te na mostku. Ciągłe wstrząsy wywołane ciągłym wrogim ostrzałem i syczenie przypalającej się elektroniki przyprawiały o zawrót głowy. I choć została ich garstka starali się zrobić wszystko by powstrzymać przeciwników tak długo jak to możliwe.
Komandor Wasilewski spojrzał na holomape z niewzruszoną miną.
- Podporuczniku, jak sytuacja na froncie? - Spytał się oficera czytającego jakiś raport który przed chwilą mu przyniesiono
Oficer westchnął i zdjął swoją oficerską czapkę ściskając ją do piersi.
- Mam być szczery?
- Tak
Oficer sięgnął wolną ręką do kieszeni wyciągając papierosa którego włożył do ust. Następnie ponownie włożył rękę do kieszeni i wyciągnął zapalniczkę którą odpalił podpalając papierosa po czym schował zapalniczkę. Zaciągnął się mocno dymem z papierosa po czym wypuścił dym nawet nie pokasłując.
- Obskakujemy wpierdol - Odparł z papierosem w ustach - Okrutnie
- To wiem! A dobra wiadomość? - To pytanie zdziwiło Podporucznika który zmarszczył brwi - Zawsze są dwie, Zła i Dobra
- Hmmm, dobra wiadomość - Zastanawiał się przez chwile widocznie mając już wszystko gdzieś pogodzony z losem - To może taka, To cud że nas jeszcze nie zajebali
Jakby za sprawą proroctwa, do tej pory zamknięte wrota prowadzące na mostek, eksplodowały i nie minęła chwila jak wparowali do niego szturmowcy wroga zabijając wszystkich jak popadnie nie bacząc na to że jeszcze do niedawna byli po tej samej stronie.
- O wilku mowa - Podporucznik sięgnął do kabury wyrzucając jednocześnie papierosa niedbale o ziemię, wyjął blaster i włożył go sobie do ust - Dowwidzenia - Powiedział niewyraźnie nim strzelił po czym padł martwy na stół holograficzny
Każde prawo, każda reguła świata są dziełami ludzkimi które nas oswajają i łapią. Wszyscy z czasem są zmęczeni kłamstwami które wiążą nas od początku. Każde pole Bitwy, każda linia frontu, skraj własnej śmierci. W końcu porzucają swój żywot pokazując siłę woli którą skrywają w sobie. Okazana lojalność. Okazane posłuszeństwo. Służą teraz ciałem i duszą. Każda ich cząstka krzyczy głośno z triumfem.
Ezra odskoczył robiąc fikołka w powietrzu zgrabnie lądując i równie zgrabnie odbijając liczne ataki ze strony napastników. Lawirował pomiędzy nimi zwinnie co przypominało taniec. Zabójczy, niebezpieczny taniec. Jednak w tym niebezpieczeństwie było pewne piękno.
Dwaj napastnicy nagle naprali na niego wspólnie. Ezra ledwo, ledwo odarł ich atak po czy odepchnął z całych sił i samemu ich zaatakował. Atakował ich raz za razem aż gdy dostrzegł szanse na pozbycie lub przynajmniej zniwelowanie zagrożenia ze strony słabszego z przeciwników, odepchnął Vadera mocą z dale i natarł natychmiast na Inkwizytora. Zamachnął się na tyle mocno by przejechać mu po twarzy swoim świetlnym ostrzem. Jednak ten nie zamierzał się poddawać i wściekły ponownie natarł na Ezre.
Sokół Milenium mknął poprzez chmury unikając zielonych pocisków zaciekle ścigających ich Myśliwców TIE-ów. Sabin z tłumioną wciekłością niemal mechanicznie celowała i strzelała do roju myśliwców zaliczając kilka trafień jednak przeciwników było coraz więcej, i więcej. Han Solo próbował już swoich kilku trików by zgubić pogoń jednak, mimo pomocy ze strony Imperialnych i Sabin która ostro waliła z działka we wrogie jednostki to siłą rzeczy musiał skierować swój statek w stronę Gwiezdnej Armady wroga.
Erza raz za razem jak w tańcu odpierał ataki przeciwników przez co jednak nikt nie mógł zdobyć przewagi. Użył w pewnym momencie sporej swojej zebranej siły w mocy i wyrzucił ją z siebie w odpowiednim momencie by wyrzucić przeciwników od siebie. Jednak Inkwizytor był nieprzejednany i zaatakował Ezre. Atakował mocno i wydawało się że skutecznie. Jednak w tedy Ezra udał że rozpoczyna atak w bok Inkwizytora w odpowiedzi ten wykonał obrót wokół własnej osi z zamiarem zaatakowania Ezre ciosem od gór jednak Ezra wykonał podobny obrót z tą różnicą że się nie wahał i pchnął ostrze wprost w brzuch Inkwizytora.
Inkwizytor otworzył szeroko buzię w szoku jednak nie jęknął. Nie wydal z siebie żadnego dźwięku. Gdy Ezra wyjął ostrze, opadł na ziemię łapiąc się za ranę w ciele.
W tym czasie Ezra wiedząc już że jest z tej strony bezpieczny zauważył że nigdzie nie może dostrzec Vadera. Jakby zapadł się pod ziemię. Jakby go tu nie było. Jednak był i to dawało Ezrze ogromne poczucie strachu.
- Co robisz!? - Krzyknął Eric podchodząc bliżej Hana - Jesteś zbyt blisko Niszczycieli!
- Wiem! - Odparł szybko - Ale tylko tam jest najbliższy punkt skokowy!
- Nie możesz wykonać skoku stąd!?
- Jeśli chcesz by twoje cząstki latały w przestrzeni milionów lat świetlnych to spoko, mogę to zrobić!
Sarkastyczny ton przemytnika uciszył Eria który zgrzytając zębami zdał sobie sprawę w jak zlej sytuacji się znaleźli. A Myśliwców zdawało się być coraz więcej i więcej. Imperialne Transpotrowce usiłujące ewakuować ludzi z bazy były szybko przechwytywane i likwidowane. Gdyby nie Sokół nigdy tak wiele z nich nie doleciało by tak daleko! Ale Sokół nie mógł już ich obronić przed ogniem z Niszczycieli. Lecieli na pewną śmierć!
I jakby za sprawą czarnej magii przed nimi pojawił się jakby nie wiadomo skąd myśliwiec TIE. Wszyscy wstrzymali oddech wpatrując się w statek przed nimi w milczeniu i przerażeniu.
Przeczesując wzrokiem i mocą pomieszczenie Ezra nie wyczuł jak Vader siła woli sięga po miecz świetlny Inkwizytora. Gdy to nastąpiło miecz poszybował wprost do rąk mrocznego Lorda. Stał on w bardzo przyciemnionym miejscu Hangaru. Ezra ze zgrozom zobaczył jak Vader odpala trzy ostrza naraz po czym kieruje się powoli na wprost niego. Wyczuwał od Vadera żar gniewu i mocy, ogromnej mocy. Wiedział że Vader jest potężny i że w bezpośrednim starciu nie ma z nim szans. Dlatego zdecydował się go osłabić. W tym celu mocą podniósł metaliczny złom walający się po Hangarze i rzucił go w stronę Vadera. Ten jednak bez problemu przeciął go w powietrzu. Era pchnął w niego kolejnym złomem. I kolejnym i kolejnym jednak każdy z tych ataków Vader odpierał. Nie ważne jak wielkie to były przedmioty.
Linia obrony ledwo się utrzymywała. Kapitan Jeager ledwo dawał rade utrzymać swych ludzi w ryzach zachęcając ich by walczyli dalej. Jednak mimo że sam starał się dawać przykład będąc niemalże na pierwszej linii obrony sytuacja była tak krytyczna że nie było mowy by utrzymać się nawet przez następne 5 minut.
- DO JASNEJ CHOLERY! POZWULCIE NAM SIĘ WYCOFAĆ! - Krzyczał szeregowy szturmowiec strzelając jak wściekły ze swojego blastera
- Musimy wytrzymać! - Krzyknął do komunikatora Jeager tak by wszyscy go słyszeli samemu oddając kilka strzałów eliminując przynajmniej jednego z przeciwników po drugiej stronie - Jeśli teraz się wycofamy zginiemy nie tylko my ale setki naszych towarzyszy!
- Ale to nie ma sensu! I tak już po nas! - Krzyczał podoficer który jeszcze do niedawna wspierał Kapitana w pilnowaniu porządku i utrzymaniu linii obrony jednak i on uległ panice
- KkakkkaKAKAakapitanie - Obaj spojrzeli w bok na żołnierza, zwykłego technika, który z opuszczoną bronią wpatrywał się będąc w szoku w coś przed sobą więc oboje tam spojrzeli i zamarli
Przed nimi stał AT-ST. Wyrósł jak z podziemi. Chaos jaki zapanował w liniach obrony był widocznie tak duży że zdołał przemknąć się tak blisko pierwszej linii. Najbliżej ze wszystkich maszyn. Działa maszyny poruszyły się i wycelowały w ich trójkę. Kapitan przerażony zdał sobie sprawę że się gorzko śmieje. O to tak kończy się jego służba. W najbardziej żałosny i niezrozumiały sposób w jaki mógł sobie wyobrazić. Po chwili nastąpił ogłuszający huk.
Vader wykonał skok w górę unikając kolejnego złomu rzuconego w niego przez Ezre i zaatakował go. Atakował agresywniej, mocniej, szybciej. Nie dawał mu szansy na odpoczynek. Chciał go szybko zmęczyć i wyeliminować. Jednak Ezra kontratakował. Były to jednak, jak się okazało, daremne próby. Vader nie dość że potężny to jeszcze mógł atakować we wszelaki sposób a Ezra mógł w pewnym momencie się jedynie cofać. Wydawało się że nie ma nadziei.
Nastąpił wybuch. Han w szoku zgrabnie ominął odłamki będące jeszcze przed chwilą Imperialnym myśliwcem.
- Co to było!? - Spytał głośniej niż zamierzał Eric w duchu jednak odczuwając olbrzymią ulgę
Wookie zaczął coś gadać w swoim języku. Solo się spojrzał w prawo i zrobił minę po której nie wiadomo było czy się bardziej z czegoś cieszy czy nie.
- Zdaje się że jest was więcej - Odparł w końcu
Sabin obróciła działo w okuł własnej osi aż zobaczyła coś co bardzo ją ucieszyło.
Eric szybko zbliżył się by z ulgą zobaczyć formację Gwiezdnych Lekkich Krążowników wspieranych przez Transportery Gozanti które raziły ogniem tak TIE jak i Niszczyciele. Nie mogły ich co prawda uszkodzić ani tym bardziej zniszczyć ale dawały szanse im jak i reszcię transportowców na ucieczkę.
- Jak mogłem o nich zapomnieć - Wyszeptał Eric - Eskadra Obrony Sektora - Zaśmiał się sam z siebie jednak szybko się zreflektował - Teraz mamy szanse, leć!
Tym czasem na jednym z Imperialnych Lekkich Krążowników który pełnił role statku dowodzącego Kapitan Aquaselin, stary sędziwy dowódca pamiętający jeszcze schyłek złotej ery Starej Republiki wpatrując się w przestrzeń przed sobą zdecydował.
- Musimy dać szanse naszym Transpotrowcom - Oznajmił swojemu młodemu adiutantowi - Bez względu na wszystko ratujemy każdy uciekający z planety statek
- Rozkaz kapitanie - Powiedział adiutant po czym spojrzał na komodora okrentowego - Wykonać
- Tak jest - Zasalutował i udał się przekazać rozkazy
- A! I dragi Draconie... - Odezwa się kapitan zmęczonym głosem
- Tak kapitanie?
- Dziękuje ci za wierna służbę - Powiedział z zarazem smutnym wzrokiem ale i radosnymi ognikami w oczach
Draco zamarł na moment. Był młody jednak już swoje przeżył z Kapitanem i darzył go olbrzymim szacunkiem. A jako że był sierotą traktował go jak własnego ojca. Ojca którego czas już uciekał i kto wie może i dziś nastąpi ów koniec. Dlatego szybko się ogarnął po czym wyprostował i zasalutował.
- To zaszczyt sir - Odparł dumnie
Gdy Jeagerowi wydawało się że że wybiła już jego godzina głowa AT-ST eksplodowała a to co zostało z maszyny z impetem i głośnym metalicznym trzaskiem uderzyło o ziemię.
- Co to...? - Spytał tempo nim rozpętala się burza
A była to burza ognia, plazmy i stali wymierzonej nie w nich ale w atakujących. W mniej niż kilka sekund sytuacja się odwróciła. Do tej pory to oj i jego ludzie byli zasypywani bezlitośnie huraganem pocisków a teraz to przeciwnik obrywał jak oni przed paroma minutami. Kapitan spojrzał w stronę skąd nadlatywał ostrzał. Nadchodził z zachodniej bramy prowadzącej do dżungli. I w tedy go olśniło.
- Pierwsza Dywizja Tropikalna! - Wykrzyknął patrząc na otępiałego oficera - Wyruszyli dziś wczesnym rankiem zapolować na tutejszych dzikusów! Nie zostali zmasakrowani i zdołali do nas dołączyć! - Resztki tych którzy zostali na linii obronnej przeżywali teraz euforię - Teraz żołnierze! Teraz im pokarzemy! ZEMSTA! - Wykrzyknął wściekle
- ZEMSTA!!!!!!!!! - Wtórowali mu jego ludzie wraz z nim rzucając się w wir walki, w wir KONTRATAKU!
Imperialni atakujący bazę byli zdezorientowani. Wszystko szło jak po maślę mimo niechęci do wykonywania zadania. A tu nagle zostali ostro ostrzelani. Nie mogli wiedzieć że wczesnym rankiem jedna z dywizji Bazy wyruszyła by zwalczać Tubylców na południu od bazy w rejonie gęstej Dżungli. Jednak o ile do punktu zbornego było stosunkowo niedaleko to gęsta i nieprzewidywalna Dżungla utrudniała przemarsz wojskom Imperium i była koszmarem nawet dla dostosowanych do takiej służby żołnierzom z formacji Tropikalnych. Jednak jak się okazało ów koszmar się opłacił. Gdy Dywizja zatopiła się w gęstym lesie nie była aż tak oddalona od bazy jak można by sądzić. Gdy zaatakowaną ją ich dowódcy, przeszkoleni przez Admirał Sloane, natychmiast zebrali swoich ludzi i w kilka minut brawurowo zawrócili kolumn wojsk potrajając tępo marszu dzięki czemu dotarli zdawało by się w ostatnim momencie.
Widok to musiał być straszny gdy Imperialne Juggernauty na pełnej prędkości przebiły się przez bramę bazy w wjechały do bazy rozjeżdżając nie jednego wrogiego żołnierza i ciskając rakietami i pociskami najrużniejszego typu gdzie tylko popadnie tworząc jednocześnie swoistą strefę bezpieczeństwa dla reszty wojsk Dywizji i ich maszyn kroczących w większości AT-ST. Jednak nie wszystkie wojska weszły do bazy. Część ulokowało się na obrzeżach osłaniając 6 AT-DT które co prawda były stworzone jako mobilne wieżyczki obronne jednak znakomicie sprawdzały się jako arltyleria i taką ów role teraz pełniły ostrzeliwując pozycje opanowane w całości przez przeciwnika. A między czasie piechota szarżą przełamywała pozycje wroga odbijając w błyskawicznym tempie stracone pozycje jednocześnie oswobadzając wielu swoich towarzyszy którzy z równą ich zaciętością sięgali po broń.
Ezra raz za razem odpierał ataki Vadera wyprowadzane ze wszystkich stron. Momentami próbował kontratakować jednak nie przynosiło to żadnych wymiernych skutków. Ciągle się cofał ledwo odpierając ataki przeciwnika. A te zdawały się coraz zacieklejsze i mocniejsze! Jeden cios w górę, potem w dół, znowu w górę w bok i pozorowany kolejny w nok a w rzeczywistości w ten sam bok i przecięcie piersi Ezry!
W tym momencie Ezra zamarł wpatrując się w oczy Vadera. W tej chwili złączył się myślą z Sabin która poczuła i wiedziała co się stało na planecie. Nie chciał tego robić jednak było to automatyczne. Wręcz insynktownię.
Upadł plecami na ziemię wpatrując się w Vadera z krzywym uśmiechem podczas gdy z ciała wylatywało życie.
Sabin poczuła jakby coś w niej pękło jednak nie miała czasu się tym przejmować.
Sokół przelatywał właśnie pod Imperialnym Niszczycielem. Pociski śmigały wszędzie około nie raz uderzając w osłony. Statek jednak mknął dalej nieprzejednany.
- Trzymajcie się! Hipernapęd jest już prawie gotowy! - Usłyszała w komunikatorze Sabin
Ta skupiona była w waleniu do wszystkich potencjalnych celów w okolicy które mogły by im zagrozić. Han był nie w ciemni bity i gdy tylko wyleciał w przestrzeń tu za Niszczycielem skoczył w nadprzestrzeń a po chwili za nim kilka transportowców.
Podczas kontrataku sił Garnizony na Najeźdzców, i wielkiej rzezi która mimo wszystko się z tym wiązałe, olbrzymich zniszczeń i stosów trupów, wszystko wydawało się iść w zasadzie po myśli obrońców. Wyparli atakujących na obrzeża bazy skąd mogli łatwiej osłaniać odwrót. Mimo to wróg nie dawał za wygraną i wściekle ich ostrzeliwał. Straty po obu stronach były olbrzymie. Jednak nikt nie przykładał teraz do tego wagi. Wszyscy byli wściekli i żądni krwi przeciwników. Liczył się tylko plaster i cel po drugiej stronie lufy.
Czołgi obrońców zaciekle ostrzeliwały ściśnione pozycje wroga jednak nie mogły wykorzystać swojego pełnego potencjału bojowego przez stosy gruzów i mnóstwa zniszczonych maszyn na polu bitwy.
- Kurwa mać - Powiedział dowódca jednego z czołgów do siebie stojąc na stanowisku dowódcy gdy nagle czołg najechał na coś przez co mocno nim zatrzęsło - No jak jedziesz!? Kto kieruje wozem w konserwacji?
- Chorąży! - Odkrzyknął mu jeden z czołgistów
- Kurwa, tyle razy mówiłem, JEST KIEROWCĄ KURWA TY I ŻADEN CHUJ NIE MA JEŻDZIĆ!
Wtem czołg walnął w olbrzymi żelbetowy odłamek budynku całkowicie zgniatając przód tym samym skreślając maszynę z walki. W dowódcy się zagotowało.
- No tego już za wiele - Zszedł na dół z niekoniecznie dobrymi zamiarami
Jednak żołnierze nie zostali zabici przez swojego dowódcę. Na szczęście nim dopadł ich dowódca wszyscy zostali zajebani przez pocisk z moździerza.
Nikt nie wiedział że to początek wieloletniej bitwy.
CDN (;
https://youtu.be/hOYzB3Qa9DE
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro