Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

un


               Dwójka nastolatków namiętnie całowała się na kanapie. Oczywiście, tymi nastolatkami nie byli nikt inni jak Ania Shirley-Cuthbert i Gilbert Blythe. Chłopak pogłębił pocałunek, a rudowłosa sięgnęła do rąbka swojej koszulki z zamiarem podciągnięcia jej i odsłonięcia swojego brzucha.

– Kochanie, bardzo bym chciał, ale nie możemy teraz tego zrobić.

Gilbert miał całkowitą rację, ponieważ oboje siedzieli na sofie w gabinecie dyrektorki. Można by powiedzieć, że ich relacja była skomplikowana, jednak to byłoby co najmniej niedopowiedzeniem. Ania kiwnęła głową, jednak nie przestała całować szyi chłopaka i zostawiać na niej malinek tylko po to, by zrobić mu na złość.

– Aniu, ty dziwko, Bash je zobaczy – jęknął Gilbert.

Dziewczyna trochę się odsunęła, by na niego popatrzeć i parsknąć śmiechem.

– Powiedz mu, że zrobiła je Winifred.

Zanim Gilbert zdążył otworzyć usta i zacząć się z nią kłócić, oboje usłyszeli stukanie szpilek dyrektorki. Oboje szybko od siebie odskoczyli, w ciągu sekundy znaleźli się po dwóch przeciwnych stronach kanapy.

– Na litość boską, znowu wy. Myślałam, że już położyliśmy temu kres. – Westchnęła kobieta na widok znajomych twarzy. – Co tym razem? Znowu podpaliliście stołówkę? Znowu wybiliście sobie zęby? Proszę, powiedzcie mi, że nie natłuściliście podłogi na sali gimnastycznej ponownie.

– Nie... Ale to dobry pomysł. Dziękuję, DS! – Ania uśmiechnęła się do zmęczonej dyrektorki.

– Chyba powinniśmy to powtórzyć. Pani najlepiej wie, jak bardzo lubię oglądać ślizgające się cheerleaderki – powiedział Gilbert, unosząc brew i puszczając oczko do nauczycielki, która wyglądała, jakby miała ochotę ich uderzyć.

– Dobra... Skoro nie chcecie mi powiedzieć, to sama będę musiała przeczytać. – Podniosła grubą teczkę podpisaną ich nazwiskami i przez jakiś czas szukała odpowiedniej kartki. – Jest! Cokolwiek zrobiliście, nie może być gorsze od tego, co Gilbert zrobił z prysznicami w damskiej szatki.

Chłopak uśmiechnął się na wspomnienie jednego z jego najbardziej udanych żartów.

– Aha! Mam! Zrobiliście... Przyłapano was na całowaniu się?

Ania Shirley i Gilbert Blythe mieli skomplikowaną przeszłość oraz teraźniejszość. Kiedyś byli najlepszymi przyjaciółmi, lecz teraz stali się zażartymi rywalami, którzy zamieniali życie dyrektor Stacy w piekło.

Poprzez żarty, które wydawały się nigdy nie mieć końca, oraz sianie zamętu w szkole, stali się prawdziwymi wrogami.

Więc gdy Muriel Stacy przeczytała tekst na żółtej kartce, była zaskoczona i zdezorientowana. Uznała to również za niezaprzeczalnie zabawne, jednak musiała zachować pozory profesjonalności.

– Czy któreś z was mogłoby mi to wytłumaczyć? – spytała, uśmiechając się i napawając widokiem ich zarumienionych twarzy.

Ania i Gilbert nie nawiązywali z nią kontaktu wzrokowego. Oboje spuścili głowy — można by pomyśleć, że ze skruchy, lecz prawdopodobnie było to spowodowane zażenowaniem.

– No? Powiecie mi, czy będę musiała zapytać biednego woźnego Larry'ego, w którego składziku było wasze... Spotkanie? – Ledwo była w stanie powstrzymać się od śmiechu. Nie bawiła się tak dobrze, odkąd zwalniała pana Phillipsa.

– Nie całowaliśmy się, DS – mruknął chłopak. Razem z Anią lubili nazywać tak dyrektorkę tylko po to, by ją zirytować.

– A co robiliście, panie Blythe? Ćwiczyliście układ taneczny? Może piekliście?

Ania zachichotała na myśl o Gilbercie w fartuchu kuchennym.

– Shirley-Cuthbert? Masz coś do powiedzenia?

Rudowłosa podniosła głowę i popatrzyła na swoją dyrektorkę. Jeszcze w zeszłym roku zrobiłaby wszystko, by jej zaimponować.

– Tak. Ssij mi pałę, Muriel.

Po tych słowach wybiegła z gabinetu. W ostatnim czasie to zjawisko nie było dla niej nietypowe. Gilbert zaczął mieć wyrzuty sumienia, gdy patrzył, jak rysy twarzy nauczycielki opadają, a Ania opuszcza pomieszczenie. Jej słowa zabolały Muriel, ponieważ ta sama dziewczyna jeszcze rok temu oddałaby wszystko, by zyskać jej aprobatę.





               Ania usiadła na schodach przed szkołą i odpaliła papierosa. Jeszcze jakiś czas temu nigdy nie pomyślałaby, że zacznie palić. Nagle drzwi się otworzyły, przez co podskoczyła i obejrzała się za siebie. Sprawcą hałasu był sam Gilbert Blythe.

– Aniu, co to do cholery było? – zapytał, zajmując miejsce obok niej. Spuścił wzrok na używkę w jej dłoni. Nie spodziewałby się, że dziewczyna może palić. – Co ważniejsze, co to do cholery jest?

– Tampon! – Kiedy zobaczyła zniesmaczoną minę Gilberta, postanowiła mówić dalej. – Na co ci to wygląda, kretynie?

Zaciągnęła się rzekomym tamponem, a brunet jeszcze bardziej się skrzywił.

– Wystarczy. – Wyrwał jej z ust papierosa i rzucił go na boisko, zanim zdążyła się sprzeciwić.

– Co do cholery, Blythe?! – sapnęła Ania, a następnie sięgnęła do kieszeni, by wyjąć z niej całą paczkę. Już miała brać kolejnego szluga, ale Gilbert to zauważył i spróbował jej go wyrwać. Ona szybko wstała. – Cholera, chcę tylko zapalić! Czy to takie złe?

Po tych słowach odpaliła nowego papierosa i się zaciągnęła. Gilbert w tym czasie wpatrywał się w nią ze smutkiem. Tęsknił za swoją najlepszą przyjaciółką.

Gilbert Blythe nie miał pojęcia, kim był dla Ani. Najlepszym przyjacielem? Przyjacielem? Kochankiem? Wrogiem? Chciałby wiedzieć. Och, tak bardzo pragnął to wiedzieć. Jeszcze w zeszłym roku byli najlepszymi przyjaciółmi. Gilbert od zawsze chciał czegoś więcej, a wszyscy uczniowie byli świadomi jego zauroczenia.

Ania tak bardzo różniła się od innych dziewczyn. Nie bała się nikogo ani niczego. Została jego najlepszą przyjaciółką po swojej przeprowadzce do Avonlea, kiedy miała dziesięć lat, a on jedenaście. Byli nierozłączni. Nauczył się od niej sympatii i antypatii. Tego, że uwielbiała literaturę klasyczną, ale nienawidziła geometrii i wychowania fizycznego.

Dziewczyna przyjaźniła się również z Dianą, więc w pewnym sensie dołączyła do grupy jej znajomych, do której Gilbert wciągnął również Moody'ego i Karola. Wszyscy byli ze sobą bardzo blisko.

Pamiętał, jak miła i delikatna kiedyś była. Jej więź z naturą i zwierzętami. Pamiętał jej rozrzucone po twarzy piegi. Teraz przykrywał je mocny makijaż. Gilbert dopiero wtedy zdał sobie sprawę, jak bardzo za nimi tęsknił.

Pamiętał Anię i Dianę. Nigdy nie widział brunetki tak szczęśliwej, a znał ją całe swoje życie.

Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że płacze, dopóki nie zobaczył łzy spadającej na ekran jego telefonu. Podniósł głowę. Ania nadal tam była. Jego serce mocno waliło.

Zmierzył wzrokiem stojącą przed nim dziewczynę. Miała na sobie duże, ciężkie buty, porysowane i zniszczone od kopania, kabaretki, bardzo krótkie spodenki, koszulkę bez rękawów z dużym dekoltem oraz narzuconą na wierzch skórzaną kurtkę.

Brakowało mu jej wzorzystych sukienek i golfów. Jej gadatliwości i wstążek do włosów. Teraz rude kosmyki były ukryte pod czapką.

Nie rozmawiała z nim przez rok i zaczęła dopiero mniej więcej tydzień wcześniej.





tydzień wcześniej...

               Ania i Gilbert nie rozmawiali ze sobą już od nieco ponad roku, kiedy to dziewczyna ogłosiła, że już nie jest jej najlepszym przyjacielem, a zaprzysiężonym wrogiem. Gilbert zawsze był pilnym uczniem, stronił od kłopotów i miał dobre oceny, ale przez Anię Shirley-Cuthbert to wszystko się skończyło. Pół roku temu rozpoczęła wojnę żartów, przyklejając piłkę do koszykówki do dłoni Gilberta, przez co ten przegrał mecz.

Dlatego Gilbert wypowiedział jej wojnę. Tylko dlatego, że tęsknił za swoją najlepszą przyjaciółką i bardzo martwił się po tym, co słyszał na jej temat. Nieustannie sobie z siebie żartowali, a ich dowcipy stawały się coraz poważniejsze. Właśnie wtedy rozpoczęły się te wszystkie wizyty w gabinecie DS. Tylko w takich sytuacjach mógł widywać Anię.

Nie rozmawiał z nią bezpośrednio. Wszystkie żarty nie były bezpośrednie, a ona nawet na niego nie patrzyła, co go dobijało.

Paczce przyjaciół bardzo się to nie podobało. Wiedzieli, że to toksyczne i niesprawiedliwe wobec niego — Gilbert również to widział. Został im tylko rok liceum, a on nie chciał ryzykować dla niej całym swoim życiem. Więc przysiągł swoim przyjaciołom, że przestanie. I mówił poważnie, więc zaprosił Winifred na randkę oraz zaczął się z nią umawiać, dopóki rudowłosa się do niego nie odezwała.

Gilbert właśnie wychodził z lekcji biologii i używał swojego sekretnego skrótu, by szybciej dostać się do klasy od angielskiego — starej, opuszczonej kanciapy. Była ona przeznaczona dla woźnego, ale on nie miał nic przeciwko. Żwawo przemierzał pomieszczenie, zadowolony z tego, że dzięki temu zaoszczędzi mnóstwo czasu.

– Psst. – Usłyszał, gdy przechodził obok.

Zatrzymał się i przysłuchał, czy to przypadkiem nie była tylko jego wyobraźnia. Stwierdził, że tylko to sobie wyobraził, więc zaczął iść dalej.

– Ej! Blythe! – szepnął ponownie głos.

Brunet zatrzymał się i odwrócił. Drzwi były otwarte.

Właśnie tak umierają ludzie w horrorach, Gilbert.

Nie słuchając własnego głosu rozsądku, zajrzał do środka ciemnego pomieszczenia. Jego serce biło szybko, a czoło spowił pot.

– Halo? Kto tam jest? – zawołał szeptem.

Nie otrzymawszy odpowiedzi, stwierdził, że oszalał i już zaczął odchodzić, kiedy ręka wciągnęła go do środka. Krzyknął najgłośniej, jak tylko był w stanie. Nie trwało to długo, bo ktoś szybko zasłonił mu usta.

– Zamknij się, idioto. To ja.

A potem głos włączył światło.

Była to sama Ania Shirley-Cuthbert.

Oczywiście, że to była Ania. Ona jako jedyna, nie licząc Gilberta, wiedziała o tym skrócie.

Chłopak odetchnął z ulgą i na nią popatrzył. W końcu po prawie roku mógł jej się przyjrzeć. Nie widział zbyt wiele, ale zwrócił uwagę na jej włosy związane w kucyka i przykryte czapkę, a także grube kreski namalowane eyelinerem na jej powiekach.

Nawet w takim wydaniu była dla niego piękna. Gilbert poczuł się wyjątkowo winny, bo w końcu umawiał się z Winnie.

– Ania? – zapytał zdumiony.

– Nie, pieprzony zajączek wielkanocny – odparła dziewczyna, opierając się o ścianę.

Była bardzo zdenerwowana i zdrapywała ze swoich paznokci czarny lakier.

– Gratuluję – powiedziała, po czym w końcu nawiązała z nim kontakt wzrokowy.

– Czego? – spytał zdezorientowany. To nie była jego Ania, a jej zachowanie było nieprzewidywalne.

– Twojej dziewczyny, oczywiście! – zawołała sarkastycznie.

Gilbert poczuł ogarniającą go wściekłość. Jak śmiała po prawie roku milczenia i pół roku głupich żartów mówić do niego w ten sposób?

– Och, zamknij się, Shirley! Kurwa, czego w ogóle ode mnie chcesz? To kolejny, głupi dowcip? Nie licz na mnie. – Podniósł na nią głos i po raz pierwszy od... Cóż, właściwie to od zawsze, zezłościł się na Anię.

Jednak dziewczyna była jeszcze bardziej wściekła niż on.

– Och, tak mi przykro, Gilbercie, że nie chciałam rozmawiać z księciem na kurewsko wysokim koniu, który ocenia mnie za wszystko, co robię!

Oboje byli źli, a brunet nie pragnął niczego bardziej, niż przyłożyć komuś w twarz.

– Aniu, o co ci chodzi? Chodzi o Winnie? Bo nie masz żadnego prawa mówić tak o mojej dziewczynie!

To, że Gilbert nazwał ją swoją dziewczynę, uderzyło w Anię bardziej niż jakiekolwiek wyzwisko. Podeszła do Blythe'a i stanęła tuż przed nim.

– Jesteś tu przez nią! Gilbert, ty, ty... – Nie była w stanie dokończyć zdania, bo dusiła się swoimi własnymi łzami.

– Ja? – zapytał chłopak.

– Patrzysz na nią tak, jak kiedyś patrzyłeś na mnie i to mnie dobija! – Niemalże krzyknęła, a mówiąc to, wbiła palec w klatkę piersiową Gilberta, zbliżając się coraz bliżej niego.

Gilbert popatrzył na dziewczynę. Wyglądała na tak małą i kruchą. Była znacznie niższa niż on. Przypatrzył się swojej byłej najlepszej przyjaciółce. Ciężko oddychała i nie ważyła się zerwać ich kontaktu wzrokowego. Brunet stał wyprostowany i powiedział dokładnie to, czego chciało jego serce.

– Nigdy nie będę patrzył na nikogo tak, jak patrzę na ciebie, kochanie. – Napięcie pomiędzy nimi było nie do zniesienia. Żadne z nich ani na chwilę nie odwróciło wzroku.

Nagle Ania ujęła jego twarz w dłonie i go pocałowała. Całowała go mocno i namiętnie, a Gilbert odwzajemnił to odwzajemniał, przypierając ją do ściany. W tamtej chwili nie myśleli. Wiedzieli jedynie, że chcieli siebie nawzajem. Potrzebowali się nawzajem. Gilbert nawet w swoich najśmielszych snach nie wyobrażałby sobie, że jego pierwszy pocałunk z Anią będzie w składziku woźnego.

– Gil – wydusiła Ania między pocałunkami. – Podnieś mnie.

Wykonał polecenie, a ona zaczęła całować jego szyję, zostawiając ślady na jego miękkiej skórze. Rudowłosa wskoczyła na stoliki położyła się na nim, a Gilbert ułożył się na niej, dalej ją całując.

Jednak para nie zauważyła tego, że drzwi się otworzyły. Uświadomili to sobie, dopiero gdy usłyszeli wysoki pisk woźnego. Szybko się od siebie odsunęli, a ich serca przestały bić, gdy zobaczyli miłego mężczyznę, którego mina wyrażała czyste przerażenie.

Tego popołudnia oboje dostali nakaz spotkania z dyrektorką, które miało odbyć się w poniedziałek. Przez ten prawie tydzień się nie widzieli, a ich kolejne spotkanie było dopiero w gabinecie.





               Oboje siedzieli na zewnątrz już od dłuższej chwili, a Ania zdążyła wypalić trzy kolejne papierosy. Przez cały ten czas była tyłem do Gilberta.

– Tak w ogóle, Blythe... – zaczęła i w końcu się do niego odwróciła.

Ich spojrzenia się spotkały. Dziewczyna naprawdę nie chciała tego przyznać, ale to za tymi oczami tęskniła najbardziej. Tymi, które wpatrywały się w nią dwadzieścia cztery godziny na dobę, spojrzeniem zarezerwowanym tylko dla niej.

Nie było tak samo. Nadal tak na nią patrzył, jednak szybko odwrócił wzrok, a z jego twarzy dało się wyczytać poczucie winy i wstyd.

– Co? – zapytał, nie podnosząc głowy, co wywołało ból w sercu Ani.

– Te pocałunki nic dla mnie nie znaczyły.

Pożałowała tego, gdy tylko wypowiedziała te słowa. Rysy twarzy chłopaka opadły, przez co niemal poczuła, jak jego serce się łamie. Chciała krzyknąć, że wcale nie mówiła poważnie, że tak naprawdę pragnęła jedynie wskoczyć w jego ramiona i nigdy go nie puszczać.

Gilbert pociągnął nosem i w końcu na nią popatrzył. Ania widziała jego oczy — te piękne, piwne tęczówki, które kiedyś błyszczały z radości. Teraz były puste i załzawione. Wstał ze schodów, po czym stanął tuż przed Anią, nie przerywając kontaktu wzrokowego.

– Nie jesteś Anią. Nie jesteś moją Anią. – Łzy spłynęły po jego zaczerwienionych policzkach. – Jesteś... Jesteś kimś nieznajomym.

Jego głos drżał, ale był przepełniony zranieniem i wściekłością.

– Jesteś cieniem dziewczyny, którą znałem i kochałem. – Na chwilę przerwał, by otrzeć mokrą twarz. – Jesteś tylko cieniem.

Szybko odszedł, po drodze szturchając ją ramieniem. Już miał wsiadać do swojego jeepa, kiedy się odwrócił i po raz ostatni do niej zwrócił.

– Mam dość, Shirley. To koniec. Teraz już wiem, dlaczego Diana się poddała.

Tuż po tych słowach wsiadł do pojazdu, ani razu nie oglądając się za siebie, i odjechał, zostawiając Anię samą.

Dziewczyna, która przez ten cały czas nawet się nie wzdrygnęła, zjechała plecami po ścianie i zaczęła płakać, wtulając twarz w swoje nogi.

Wiedziała, że miał rację. Była tylko cieniem siebie samej. I nikt nie mógłby pokochać cienia.





hejka, kochani!

witam was w moim nowym tłumaczeniu. mam nadzieję, że ta niesamowita książka spodoba wam się równie bardzo co mi.

ze względu na to, że jest rok szkolny i większość z was nie czyta wattpada na tygodniu, co zauważyłam po niskiej aktywności, rozdziały tej książki będą pojawiały się w piątki/soboty.

to opowiadanie dość mocno różni się od wszystkich poprzednich o awae, które tłumaczyłam, także koniecznie dajcie mi znać, co sądzicie ❤️

kocham was najbardziej na świecie,
victoria alexandra cornelia

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro