83. Andrzej
Z ciemnego zaułka, tam gdzie nikt nie zagląda,
Z miejsca, co w nim przebywania żaden nie pożąda,
Osoba dziwna, krzywo chodząca, zakapturzona
Wychodzi, a ja patrzę, to ona.
Kobieta podstarzała, uschnięta w samotności,
Pachnącą delikatnie rybą bez ości.
Stożek gwiezdny. Ubrudzona peleryna.
Niecierpliwi się dziatwa. Chyba się zaczyna.
Za kotarę barwy nocy, która jak mgła zasłania
Wyszczubiła nos garbaty i zaczyna wołania.
"Na wróżby zapraszam. Kto was pokocha?"
Odpowiada cisza, bo taka jej robota.
Powoli pojawiają się co nowi klienci,
Słuchają z ciekawością, bo On ich zachęcił.
A On ma imię. Wielka tradycja z pogaństwa
Ustanowiła Andrzeja dniem dziwactwa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro