63. Powracam
Zmęczony podróżnik,
Oj, biedak...
Nie spał?
Co na północ docierał,
Daleko?
Dalej?
Powraca z daleka.
Gdzie oczy...
Wzrok nie sięga?
Zmęczone gałki ociera.
Piasek...
Wszędzie...
Leniwe przeciągnięcie.
Kocie?
Młodzieńca?
Rozwieranie paszczęki.
Zawiasy?
Skrzypią?
Oczów puste spojrzenie.
Puste?
Nieobecne?
Żegna popołudniowe męki.
Więcej tak...
Nie będzie?
Porzucił to co cenne dla niego,
Złoto?
Klejnoty?
Piękno ze świadomości stepów,
Sny?
Fantazje?
By skrojone myśli zaszufladkować,
Zdusić?
Ograniczyć?
Porzucić kreatywność, serca szumy.
Serce?
Organ?
Powrócił i tu przysiądzie.
Na zawsze?
Wiecznie?
Nie wiem...
...aż do następnej wyprawy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro