Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10, cz. 2


Zamrugałam kilkukrotnie, oczy piekły mnie niemiłosiernie, jakbym coś w nich miała. Przetarłam twarz dłonią. Każda komórka mojego ciała krzyczała z bólu. Podniosłam się z ciężkim stęknięciem i rozejrzałam dookoła.

Przez okno dachowe wpadała łuna srebrnego światła, oświetlając tylko niewielką część pomieszczenia. Leżałam na szerokim łóżku, zapach, jaki docierał do moich receptorów, nie przypominał żadnego, który do tej pory mnie otaczał. Białe, wysokie ściany pokryte były zapisanymi kartkami w niebotycznych ilościach. Po przeciwległej stronie do łóżka stało szerokie, jasne biurko, na którym również piętrzył się stos dokumentów. Pokój nie przypominał mi absolutnie niczego, jakbym znalazła się w innej rzeczywistości.

– Obudziłeś się. – Usłyszałam znajomy głos po swojej prawej. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam w tamtą stronę. Wciągnęłam powietrze do płuc, ale moja klatka piersiowa nie wykonała żadnego ruchu. W pierwszej chwili nie zarejestrowałam tego. Byłam bardziej zszokowana tym, że widzę... siebie.

Stałam przy drzwiach, oparta ramieniem o futrynę. Obie ręce miałam wciśnięte w tylne kieszenie spodni. Rozpuszczone włosy opadały swobodnie na twarz. Przechylałam lekko głowę do boku, oczy błyszczały wściekle płynnym miodem, a usta były zaciśnięte w wąską linię.

Druga Maddie podeszła powoli do łóżka i usiadła na krawędzi. Wyciągnęła rękę i delikatnie dotknęła mojej twarzy. Nie miałam żadnej kontroli nad tym ciałem. Osoba, której oczami patrzyłam, wtuliła się w ciepłą dłoń i przymknęła powieki.

– Nie możesz dłużej tego robić, kochanie – powiedziała Maddie i przysunęła się jeszcze bliżej. – W końcu zginiesz. Ty albo Russeau. Albo obaj się pozabijacie.

– Nie zamierzam tego tolerować. Coraz więcej osób umiera na chorobę popromienną, niedługo nie będzie nikogo, by odbudować ten świat, jeśli będzie zabijał jak opętany. – Ochrypnięty głos wypłynął z moich ust niekontrolowanie.

Nicola...

Byłam Nicolą! Chciałam zacisnąć ręce w pięści, ale ciało nie wykonało żadnego ruchu. Czy to było jego wspomnienie? Ostatnie, co pamiętam to przepotworny ból i nicość. Czyżby przeniósł mnie gdzieś? Nie miałam pojęcia, co się wydarzyło, ale nie chciałam być w tym miejscu. Nie chciałam tego widzieć, nie z perspektywy trimisa. Chciałam patrzeć na siebie swoimi własnymi oczami, nie jego, nie Ezry. Nie kogokolwiek innego. Tylko i wyłącznie swoimi. Jak miałam się wydostać z tego miejsca?

Nie dane mi się było nad tym zastanowić. Drobna dłoń przesunęła się z policzka na klatkę piersiową i pchnęła delikatnie ciało na poduszki. Nicola całkowicie poddał się temu ruchowi. Stęknął przeciągle, a organizm przeszył ból. Jednak Dubois nie był niezniszczalny.

Druga Maddie uśmiechnęła się słabo. Sięgnęła do krawędzi prześcieradła, pod którym leżał, po czym zsunęła je nisko. Dubois wodził spojrzeniem za każdym jej ruchem niczym zahipnotyzowany. Omiotło go chłodne powietrze, ale nawet tego nie poczuł. Doświadczyłam natomiast tego, jak szybko trimis się nakręca; gorąco uderzyło niespodziewanie w jego... lub naszą klatkę piersiową i rozeszło się po całym ciele wraz z tym, jak Druga Maddie przesuwała opuszkami palców po nagiej skórze Nicoli. Zatrzymała się na dłużej przy bandażu, którym miał owiniętą część korpusu. Przeciekał.

– Nie wygląda to dobrze – powiedziała, po czym zaczęła delikatnie odwijać materiał.

Nicola uniósł biodra z cichym syknięciem. Prześcieradło zjechało z jego ciała, a ja nawet nie mogłam odwrócić wzroku. Druga Maddie najwyraźniej też nie, bo jej spojrzenie od razu powędrowało do krocza Duboisa. Nie, żeby nagi Nicola w jakikolwiek sposób mi przeszkadzał, było na czym zawiesić oko, jednak doskonale odczuwałam to, jak bardzo bolesna jest dla niego ta pozycja. Kobieta potrząsnęła głową i wróciła do odwijania bandaży. Naszym oczom coraz wyraźniej ukazywała się głęboka, cięta rana. Zaczynała się nieco poniżej splotu słonecznego, a kończyła tuż nad podbrzuszem. Była po części zagojona, lecz wciąż w niektórych miejscach obficie krwawiła.

– Zregeneruję się, tak jak zwykle – mruknął trimis i z powrotem położył lędźwie na materacu. Ulga, jaka go ogarnęła była nie do opisania, choć przyćmiła rosnące w nim pożądanie jedynie na chwilę. – Nie masz się czym martwić, mon cheri.

– To niedorzeczne, Nick... – Nim zdążyła zabrać rękę, Dubois chwycił ją za nadgarstek. Przyciągnął ją do siebie. Bez słowa protestu położyła się bok, głowę ułożyła delikatnie na jego klatce piersiowej. Nicola zaciągnął się mocno jej zapachem. Lawenda owinęła się wokół zakończeń nerwowych i sprawiała, że kręciło mi się w głowie.

– Niedorzeczne są papiery rozwodowe, którymi we mnie rzuciłaś.

– Nicola... – syknęła ostrzegawczo, choć nie wyczułam w jej głosie ani krzty gniewu. Wtuliła się w niego jeszcze bardziej, ich palce splotły się ciasno. – Nie wracaj...

– Będę do tego wracał – przerwał jej. – Zgodziłem się tylko dlatego, że spełnię każdą twoją zachciankę. Ale nie rozumiem. Wciąż.

– To nie tak. Po prostu... – Głos jej się załamał. Dłoń Nicoli przesunęła się powoli z jej ramienia na talię, po czym zacisnął palce na jej ciepłej skórze.

Wokół mnie zaczęły wirować jego chaotyczne myśli. Próbowałam złapać którąkolwiek z nich, by zrozumieć sens zdań, jakie kotłują się pod sklepieniem czaszki trimisa, jednak nie byłam w stanie. Było ich tak wiele. Bombardował mnie skrajnie różnymi emocjami, od miłości, wściekłości, aż po rozpacz i żal. Miałam wrażenie, że walczy, próbuje je wszystkie złapać i zepchnąć w odmęty świadomości, byleby tylko go nie zalały.

– Po prostu przestałaś mnie kochać.

Mięśnie Drugiej Maddie spięły się natychmiast. Pokręciła z wolna głową, otworzyła usta, by coś powiedzieć, lecz po chwili zamknęła je ponownie. Dłoń, leżącą na klatce Nicoli zacisnęła w pięść.

Mnie samą coś ścisnęło w dołku. Nie mogłam tego dłużej słuchać, nie chciałam. Twarz Nicoli nawet nie drgnęła, ale to, co działo się w jego wnętrzu, miażdżyło mnie doszczętnie. Nie byłam na to gotowa, emocje bombardowały mnie z każdej strony z mocą, której bym się nigdy po trimisie nie spodziewała. Zawsze był taki oschły, nieczuły, wyrachowany. Wyglądało jednak na to, że to jedynie skorupa, która miała ukryć to, co naprawdę składało się na Nicolę Duboisa.

– Z tego, co pamiętam, to miał być jedynie układ w razie, gdyby któreś z nas zginęło – szepnęła Maddie. Nie było pewności w tych słowach.

– Nie potrafisz kłamać. – Nicola podniósł się na łokciu. Zacisnął zęby, by z jego gardła nie wydostał się bolesny jęk.

Maddie zsunęła się z jego klatki, podniosła głowę do góry. Wpatrywała się błyszczącymi od powstrzymywanych łez oczami w Nicolę, a mnie zakuło to, jak wiele emocji przekazała tym jednym spojrzeniem. Coś, czego ja nie potrafiłam. Jedyne, co czułam to złość i frustracja, wzrok miałam pusty, niczym głęboka studnia.

Szczerze zazdrościłam sobie z przeszłości. Chciałam poczuć coś więcej. Miałam wrażenie, że moje interakcje z Ezrą były jedynie w niewielkim stopniu podsycane jakimikolwiek emocjami i w głównej mierze to tylko działania pchane cielesnymi potrzebami.

– Nie. – Maddie przełknęła ślinę, chcąc przegonić narastającą w niej potrzebę płaczu.

Nicola sięgnął do jej policzka i delikatnie przejechał kciukiem po skórze. Nie zwróciłam uwagi na to, czy pojawiła się na nim łza, lecz w tamtej chwili nie miało to zbyt dużego znaczenia. Dubois po prostu chciał jej dotknąć. Łaknął jej każdą komórką swojego ciała i chciałabym, żeby się przed tym hamował, skoro między nimi – nami – nie było już nic, jednak on miał zupełnie inne zamiary.

Wpił się gwałtownie w jej usta, odpychając na bok przeszywający jego ciało ból. Przesunął dłoń na kark Maddie, by nie mogła się wyrwać, choć ona nie oponowała. Niemal natychmiast rozchyliła wargi bardziej. Nicola pogłębił pocałunek, kąciki jego ust uniosły się delikatnie. Triumf. Osiadł wygodnie zaraz obok rosnącego w jego ciele pożądania.

Czułam, jak moc trimisa oplata jego ciało i przyszpila go do materaca. Stęknął ciężko, lecz już po chwili uniósł powieki. Druga Maddie patrzyła na niego z góry, a w oczach tańczyło wściekle płynne złoto. Nicola uśmiechnął się zadziornie, chwycił ją w talii i przyciągnął tak, by nie mogła usiąść inaczej, niż okrakiem na jego biodrach. Dotknęła opuszkami palców bandaży na jego brzuchu. Po kręgosłupie Nicoli przeszedł przyjemny dreszcz i osiadł w okolicach trzewi. Podciągnął się do góry. Zignorował ból, objął Maddie i ponownie wpił się w jej usta.

Skóra Nicoli mrowiła, kiedy kobieta przesuwała dłońmi po jego nagich ramionach. Robiła to powoli, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jakie emocje budzi to w trimisie. Intensywność każdej z nich przyciskała mnie do podłoża, choć nawet nie wiedziałam, czy jakieś się pode mną znajdowało.

Nicola był spragniony jej dotyku, chłonął go całym sobą, delektował się jej zapachem, mimo że wszystkie czynności doprowadzały go do szału. Gdyby nie ból przypominający o ranie na brzuchu, rzuciłby się na nią bez zastanowienia. Gdyby tylko mógł, postawiłby ją na piedestale i podziwiał całymi godzinami. Moc trimisa – jednego, jak i drugiego – splatała się ciasno, ich energie były niemal takie same. Pożądali siebie tak bardzo, że ujście tej energii mogłoby się skończyć wybuchem.

A ja nie mogłam tego znieść. Chciałam zamknąć oczy, wycofać się, wypisać z tego przedsięwzięcia. Coś zaciskało mocno szpony na moim sercu, jakby chciało zmiażdżyć organ. Szarpałam się wśród morza emocji, podtapiały mnie swoją intensywnością, jakby w głowie Nicoli nagle rozpętał się sztorm. Wciskał mnie swoją siłą pod powierzchnię, odbierając dech.

Nie mogłam znieść siły, z jaką zrywał z niej ubranie, jak zaciskał palce na jej szyi, kradł oddechy, gryzł nabrzmiałe wargi i wytyczał ścieżki po bladym, nagim ciele Maddie z przeszłości. Drażniły mnie jej jęki i posapywania, dzika walka między nimi o dominację, szybkie pchnięcia i zaciskające się ścianki pochwy na przyrodzeniu Duboisa. To, jak wyginała się do tyłu z rozkoszy i przygryzała dolną wargę, a on patrzył na nią z uwielbieniem godnym bogini.

Jedyne, o czym marzyłam w tamtej chwili to zamknąć oczy i obudzić się z tego koszmaru. W tym zbliżeniu było tak wiele emocji, tyle rzeczy, które chcieli sobie przekazać, że nie znalazło się ani odrobiny miejsca na to, by dać ujście pożądaniu, które trawiło ich ciała niczym ognie piekielne. Czułam to wszystko i błagałam, nie wiem sama, kogo, by się skończyło.

Coś ciężkiego osiadło na mnie wraz z orgazmem Duboisa. Opadł na poduszki, dysząc ciężko, jego dłoń niemal natychmiast powędrowała na ranę na brzuchu. Zapach potu, seksu i krwi wdarł się do jego nosa, przepleciony delikatną wonią lawendy, gdy Druga Maddie opadła tuż obok. Jej skóra błyszczała, mokra od miłosnych uniesień.

Nicola wodził wzrokiem po krzywiźnie jej nagiego ciała. Czułam, jak opuszczają go siły, a na pierwszy plan ponownie wychodzi ból spowodowany odniesionymi ranami. Zacisnął zęby i przełknął ślinę, by zwilżyć wyschnięte gardło. Druga Maddie podniosła się i spojrzała na niego ze zmartwieniem. Dubois pokręcił głową i odwrócił wzrok. W jego wnętrzu znów zagościł gniew.

Maddie musnęła jego ramię, chciała go dotknąć, ale zaraz cofnęła rękę. Przechyliła się nad nim i zeszła z łóżka. Podeszła do szafy, po czym wyciągnęła z niej zdecydowanie zbyt dużą koszulę i luźne spodnie.

Nicola zmierzył ją wzrokiem i parsknął rozbawiony. Założył ręce za głowę.

– Zrobi ci awanturę – mruknął niby beznamiętnie, ale wewnątrz był z siebie tak zadowolony, jak nigdy dotąd.

– Nic o nim nie wiesz. – Pospiesznie narzuciła ubranie na ramiona i drżącymi dłońmi zaczęła zapinać guziki. Opornie jej szło. Po chwili jednak wyprostowała poły koszuli i spojrzała na niego z determinacją. – To on kazał mi tu przyjść i wyciągnąć od ciebie potwierdzenie, że to Russeau stoi za tymi morderstwami. Miałam to zrobić za wszelką cenę.

Nicola zacisnął usta w wąską linię. Wyczułam zawód.

– Rżnięcie też wchodziło w grę? – Uniósł brew. Zaśmiał się, kiedy nie uzyskał żadnej odpowiedzi. – To ja miałem być tym wyrachowanym. Jak widać, Ezra Cohen jest jeszcze bardziej.

Druga Maddie zmierzyła go wzrokiem. Jej spojrzenie zatrzymało się na brzuchu trimisa. Podeszła do łóżka, sprawnie poprawiła bandaże, po czym pochyliła się nad twarzą Nicoli i pocałowała go mocno. Przez ciało Duboisa przeszedł kolejny dreszcz, zwiastujący falę pożądania.

– Po prostu lubię seks z tobą, Nicola – wyszeptała. Jej wargi otarły się bezwstydnie o jego rozchylone usta. – Potraktuj to jako zapłatę za informację. Już raz nazwałeś mnie dziwką. Nie zamierzam zmieniać twojego zdania.

Wyszła, pozostawiając Duboisa z gonitwą mrocznych myśli, obiecujących Cohenowi powolną, bolesną śmierć. 


***

No cóż moi drodzy, nie powiem, żeby to była łatwa scena do napisania xD Jak myślicie, co Maddie z tym zrobi?

Pytanie do Was!

Rozdziały są długie. Dzielę je na pół, dlatego chciałam zapytać czy chcielibyście cały rozdział naraz co dwa tygnie, czy utrzymać taki harmonogram, jaki był do tej pory - czyli część co tydzień? Czekam na Wasze sugestie!

Statystyki dla freaków:

13 stron A4

4665 słów

30 814 ZZS

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro