Zabawka
Blondynka się wprowadziła do mojego domu, młoda, ledwie dorosła. Ma ciekawe oczy, niebieskie, jak woda z jeziora, z niedaleka. Miły starzec do niej poszedł, pochylony do przodu przez garba na plecach, słonce mu się odbijało od głowy. Jeśli ma gdzieś włosy to na pewno nie na głowie. Dziadowski, ciemno, zielony sweterek i długie, proste, brązowe spodnie, inaczej mówiąc nudny jak flagi z olejem. Ostrzegł ją przed jeziorem, lesz ona nie pojmując tego wyśmiała go. Już wyczuwałem świetną zabawę!
Wieczorem jak śmieci miała wyrzucić, krwawą niespodziankę znalazła na wycieracie. Dwa martwe szczury w stanie rozkładu, jeden otwartą czaszkę miał, z której mózg wypływał, a drugi z rozciętym brzuchem tak rozwartym że jelita z żołądkiem wychodziły na spacer. Dziewczyna w pisk się zaniosła, zakrywając usta, by nie zwrócić tego co zjadła na swą kolację, śmiać mi się chciało, gdy ta biegła do łazienki, chcąc, tam zwrócić zawartość swego brzucha.
Niebiesko czerwone światła, oświetliły polną drogę, do domku niewiasty. Samochód stanął, a z niego wysiadł stary policjant, znudzony moimi wygłupami, był stary lesz ciągle sile wieku, chyba cztery dychy miał na karku. Okulary jak pan Hilary. Włosy niegdyś czarne, teraz bielą się pokrywają. Spojrzał na mą, nową zabawkę i na mój prezent dla niej, tylko jęknął widząc to.
- Spokojnie droga pani, to tylko koty pani przyniosły prezent, mamy z tymi futrzakami problem od wielu lat- wyrecytował swą formułę, od piętnastu lat jej nie zmienił. Jest już zmęczony moimi zabawami, a ja coraz bardziej się nakręcam, zabójstwo za zabójstwem! Ludzie tak śmiesznie krzyczą! Hihi.
Blond włosa w to niezbyt uwierzyła, ale stary Wixk szybko uciął temat i poprosił by była ostrożna zanim odjechał. Zostawił ją, mimo że wie co z nią się stanie, ma dość. Widział dużo, widział jak każda osoba z tego domu, kończy w wodzie, raz bez oczu, raz bez serca a nawet bez mózgu czasem, jedynie co ich łączyło to ten dom i moje jezioro.
Tym razem, tak się pobawię że na całe Qariel, każdy zapamięta tą zabawę. Szykujcie się już na to!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro