Rozdział 18
tiktok: akzgaj
ig: akzgaj.autorka
twitter: AKZgaj
Rytis zjadł jedno ciastko, a drugie trzymał w ręce i patrzył się na nie z zastanowieniem. Zmarszczył czoło i skubnął kawałek czekolady.
– Od czego zacząć? No, otrzymasz też odpowiedź, czemu byłem tutaj w nocy. Mówię ci to, bo nie muszę się bać, że moi rodzice się o tym dowiedzą. Już o tym wiedzą. No, ale od początku. Widzisz, Charles i paru innych wpadło na pomysł, aby zrobić sobie nocną imprezę na skałach. Tutaj. Ostatnio nasze imprezy i spotkania kończyły się nalotem policji, bo sąsiedzi dzwonili. Wiesz, z dala od domów i mundurowych, przynieśli ze sobą parę wyskokowych napojów. Kiedy dotarliśmy tutaj, oni się upili, a ja tylko gadałem z Megan i...
– Nie wmówisz mi, że nie piłeś – przerwałam. – Nie ściemniaj.
Rytis znów skubnął mi kawałek czekolady. Wydawało mi się, że chyba ta rozmowa, to w pewny sposób była spowiedzią lub czymś podobnym. Chyba on potrzebował z kimś o tym porozmawiać. Wyrzucić to z siebie. Może chodziło o to, aby znaleźć zrozumienie u kogoś, kto jest w tym samym wieku co on. Rodzice i starsi ludzie, choć byli kiedyś w naszym wieku, nagle w swojej dojrzałości zapominają o grzechach młodości.
– Nie piłem. Wiele. Znaczy... widzisz... – Odgryzł kawałek ciastka. – Mam bardzo słabą głowę do alkoholu. Wystarczy mi powąchać zakrętkę i już czuję się źle. Wiesz, wezmę łyk piwa i już mi jest niedobrze. Ale nie o tym mowa. No więc, jak się domyślasz, faceci w towarzystwie pań, mogą robić dziwne rzeczy. Były tu Megan, Katy Arrowson, Eva Saddle, i parę innych dziewczyn. Charles i Dominic zaczęli się popisywać. Andrew Clayton zasugerował, aby każdy udowodnił swoją odwagę. Wiesz, w środku nocy, w otoczeniu... przyjaciół, to może wydawać się ekscytujące. Każdy dostał wyzwanie, a moje polegało na...
– Niech zgadnę. – Przerwałam. – Na wdrapaniu się na drzewo?
Rytis pokiwał głową. Ugryzł ciastko i zaczął je żuć dość długo.
– Wiesz, wiedziałem, że jest to głupota, zwłaszcza, że było dość ciemno, a jedynym światłem, które miałem przy sobie, było latarka telefonu. Próbowałem powiedzieć im, że to jest niebezpieczne, ale Charles uparł się, abym pokazał, że mam jaja, kiedy odmówiłem przyjęcia butelki piwa. Nie rozumieją, że choć jestem z Wschodu Europy, nie trawię alkoholu. Aby nie uznali mnie za słabeusza i tchórza, i to zwłaszcza przy dziewczynach, które zaczęły już się głupio śmiać, zgodziłem się. To była głupota. Ta głupia impreza, była jedna wielką pomyłką. – Zacisnął mocno zęby, ale po chwili się uspokoił i opuścił głowę. – No więc wlazłem na drzewo. – Powiedział cicho. – Gałąź się pode mną złamała, a ja upadłem na kamienie. Nie pamiętam do końca, co się potem stało. Pamiętam tylko, że chyba śmigłowiec mnie zabrał do szpitala. Pamiętam szum, białe światła, jakiegoś ratownika, a potem tylko szpital.
Rytis zamilkł i już nic więcej nie mówił, zjadając całe ciastko. Chrupał je przez jakiś czas i wytarł usta z okruszków. Zaczął szukać drugą ręką kolejnego ciastka, aby zająć język i zęby czymś innym, niż mówieniem.
Rozejrzałam się dookoła siebie. Nie sądziłam, aby te ciche miejsce, było miejscem schadzki tych cudaków, którzy pili i bawili w takie głupie zabawy. Dostrzegłam nagle jedno drzewo, którego gałęzie były połamane. Nie chciałam pytać go, czy to było to drzewo. Ale chyba to było to, ponieważ dostrzegłem tuż przy korzeniach, stos kamieni. Nie wiedziałam, czy to była tylko moja wyobraźnia, ale chyba też dostrzegłam coś ciemnego na skałach. Zadrżałam.
Nie wiem do końca, jak to się stało, ale moja dłoń sama znalazła dłoń Rytisa. Moje tętno wzrosło, gdy zrozumiałam, co sama zrobiłam. Podniosłam głowę. Nie wiedziałam, co Rytis sądził o tym moim odruchu. Nie zdołałam zmusić się do podniesienia oczu do góry, aby wejrzeć w jego tęczówki.
– Dobrze, że nic gorszego się nie stało. Całe szczęście. Całe szczęście – szepnęłam, patrząc na nasze dłonie, a raczej na moją dłoń, która leżała na na jego skórze. Nie byłam pewna, czy zabrać ją. Nie wiedziałam, czy ten gest był odpowiedni. Zupełnie zgłupiałam. Nie lubiłam w końcu dotykać innych ludzi, i nie lubiłam, kiedy ktoś mnie dotykał. A teraz sama to zrobiłam! Dotknęłam Rytisa, aby dać mu pocieszenie. Tak, chciałam mu dać wsparcie. To dlatego to zrobiłam.
Uznałam, że powinnam już zabrać swoją dłoń z jego dłoni. Pokazałam, to co miałam mu pokazać. Ale kiedy zaczęłam już podnosić swoją rękę, chłopak szepnął:
– Zostaw, proszę. – Gdy to mówił, położył swoją dłoń na mojej. Poczułam gwałtowne uderzenie w głowę, a puls szumiał mi w uszach. Jego ręka, która była bardzo ciepła i miękka, delikatnie przyciskała się do mojej.
Powoli podniosłam głowę, kiedy zdobyłam się na odwagę, aby spojrzeć w jego twarz. Nasz wzrok się spotkał. Jego duże oczy patrzyły się na mnie z wdzięcznością.
– Dziękuję, że wysłuchałaś mnie – szepnął ciepło.
– Nie ma za co – odpowiedziałam pogodnie. – Od tego są przyjaciele, prawda?
– Tak, jak najbardziej. – Pokiwał szybko głową. Zacisnął swoją dłoń na mojej dłoni. Miałam niejasne wrażenie, że Rytis nad czymś się gorączkowo zastanawiał, bo jego oczy to schodziły na nasze ręce, to wznosiły się i patrzyły się na drzewa, to wracały na moją twarz i zatrzymywały się na jakimś miejscu na mojej skórze. Chyba na nosie. Zaczęłam martwić się, że może mam katar. Wolną dłonią otarłam nos, tak na wszelki wypadek.
– Um, mówiłam ci, jaki numer zrobił mój brat dwa lata temu, kiedy wracałam z szkoły zimą? Wiesz, wtedy był ostry atak zimy i była silna śnieżyca. Odwołano nam zajęcia i napadało w ciągu jednego dnia z trzy stopy śniegu.
– Śnieżyce pamiętam, ale opowieści, nie. Ale mów śmiało, posłucham – powiedział ochoczo. Nadal nie puszczał mojej ręki, a wydawało mi się, że jakby się do mnie przysunął. Dostrzegłam, że jego źrenice były większe. Dziwne, zwłaszcza, że światło jest dość ostre. Może ma coś z oczami? A może on chce po prostu płakać?, pomyślałam.
– Pośmiejesz się. Obiecuję. – Uśmiechnęłam się lekko. – Widzisz, skrócili nam lekcje do połowy, a autobus nie przyjechał, bo był spowolniony przez zaspy, których pługi śnieżne nie zdążyły sprzątnąć. Więc mój brat, do którego zadzwoniłam z prośbą o pomoc, ruszył mi na ratunek. No i przyjechał po mnie. Ale...
– Ale co? – zapytał Rytis, dostrzegając to, że próbowałam nie zaśmiać się.
– Ale mnie wtedy wystraszył. Widzisz, on, choć studiował, wtedy pracował w pewnym miejscu. Pracodawca zgodził się na użyczenie mu samochodu. Przyjechał po mnie... karawanem.
Rytis nie wiedział czy zaśmiać się. Wyczułam, że lekko zadygotał, aż w końcu wybuchnął śmiechem.
– Bez kitu! – Wytarł wolną ręką oczy. – Karawanem? Żartujesz sobie!
– Nie żartuję! – obroniłam się. – Wyszłam ze szkoły, kiedy otrzymałam od niego wiadomość, że zaparkował przy parkingu. I nagle dostrzegłam wśród płatków śniegu czarny wóz. I jego kierowcę w czarnym płaszczu. Damazy stanął przed drzwiami karawanu, które mi otworzył. Złożył ręce i powiedział grobowym głosem: „Celio Harvey, przybyłem po ciebie". Wiesz co? Jeżeli śmierć ma wygląd, to na pewno jest nią Damazy w czarnym płaszczu.
Rytis nadal się śmiał i ukrył twarz w wolnej dłoni.
– Jeżeli kiedyś sądziłem, że twój brat nie ma poczucia humoru, muszę go kiedyś przeprosić. Ja chyba bym uciekł, gdybym go zobaczył w takiej scenerii.
– Nie ty jeden – powiedziałam. Spojrzałam na piękne jezioro, które zaczęło być coraz bardziej wyraźne. Wydawało się, że byliśmy sami na tym świecie. Byliśmy tylko ja, Rytis i nasze splecione dłonie. To był tylko przyjacielski gest.
Tak.
Na pewno.
Ale do tego gestu, Rytis nagle dodał coś innego. Przysunął się do mnie i nagle pocałował mój policzek, tylko, że długim pocałunkiem.
– Jesteś super dziewczyną. Cieszę się, że jesteś tu ze mną. – Szepnął miękko.
Zachęcam do zostawiania gwiazdek i komentarzy i z góry za to wszystko bardzo dziękuję (bardzo mnie to motywuje i wiele dla mnie to znaczy ♡)
Co myślicie o znajomych Rytisa?
I o... tym buziaku?
Zapraszam na moje social media, by widzieć więcej Harvelis (Celia x Rytis):
ig: akzgaj.autorka
tiktok: akzgaj
twitter: AKZgaj
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro