Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

nie mogę milczeć







Landon nie mógł sobie wybaczyć momentu, jaki o mały włos, co nie przytrafił się jemu oraz Ethanowi. Po otwarciu drzwi przez tatę czarnowłosego Perry nagle odzyskał logiczne myślenie, wyrwał się z transu, jaki go ogarnął. Nie mógł sam uwierzyć w to, co chciał zrobić. Czego... chciał? Bliskość z Waddighamem mogła się ziścić, szatyn pragnął zakazanych ust podczas, gdy spoglądał w oczy niższego. Poczuł się odpowiedzialny za tę chwilę, której tak naprawdę nie potrafił wyjaśnić. Biegacz był przekonany, że nie jest gejem, nigdy nie myślał o żadnym z mężczyzn w ten sposób.

Wszystko zaczęło się w nim zmieniać odkąd poznał Ethana. Erotyczne sny po dzisiejszej - co prawda nie zaistniałej sytuacji - będą się z pewnością pogłębiać. Uciążliwy ból w klatce piersiowej łączył się z jego sercem tworząc tak naprawdę przyjemne doznanie. Perry nie potrafił tego wyjaśnić, nie chciał się przede wszystkim przyznawać do czegoś czego sam nie rozumiał. Nie mógłby wprowadzać w błąd, mieszać w czyichś uczuciach skoro równie dobrze po kilku dniach mógłby znaleźć sobie jakąś dziewczynę i porzucić tę drugą osobę.

Szatyn siedział z opuszczoną głową na materacu, nie wiedząc, co miał powiedzieć Ethanowi, jak zacząć się tłumaczyć i przepraszać chłopaka, który wziął do ręki swój zeszyt. Landonowi było przykro, miał ochotę sam sobie dać w twarz, poprosić Waddighama, aby ten go uderzył, ale czy to byłoby odpowiednią karą za jego brudne myśli?

Biegacz ciągle się zastanawiał, krążył w myślach poszukując rozwiązania, ale nagle usłyszał cichy śmiech, dzięki któremu Perry od razu uniósł swoją głowę i spojrzał na niższego. Chłopak ubrany na czarno śmiał się i bez trudu przyszło mu uśmiechnięcie się do Landona.

— Muszę przyznać, że prawie się dałem nabrać, Perry — odparł, ponownie mierzwiąc swoje gęste kosmyki. — Mógłbyś zostać aktorem — wyznał, po czym zeskoczył z łóżka zostawiając na nim zranionego Landona.

Słowa wypowiedziane przez czarnowłosego były dla Perry'ego jak ostrza, które zniszczyły przyjemne uczucie, jakie Landon zaczął nosić w swoim sercu. Ethan się mylił. Wyższy wcale nie udawał, on naprawdę tego chciał, ale... Kiedy licealista się tak nad tym zastanowił, tak byłoby lepiej. Skoro Waddigham uznał to jako żart to nic między nimi nie musiało się zmieniać, nadal mogli być kolegami z klasy.

Żart... Landon swoje uczucie także powinien potraktować jak głupi żart.

— Wybrałem zły moment na takie wygłupy — Perry przybrał jedną ze swoich masek, które kurzły się na półce i wymusił swój uśmiech, choć tak naprawdę wolałby zamknąć się teraz we własnym pokoju i skulić w kącie. — Pójdę już — powiedział, ale Ethan nie chciał się z nim jescze żegnać.

— Zostań, mój tata nie będzie tego oceniał. Trochę pobawi się w shipera, a następnie odpuści. Chodź do kuchni, zrobię kolacje — czarnowłosy, schował rękę do kieszeni, po czym otworzył drzwi i zaprosił Landona do dalszej części mieszkania.

Było ono niewielkie, ale urokliwe z akcentami pomieszania wielu kultur. Obrazy miały ramki tego samego koloru drewna wiśniowego, natomiast mieszczące się w nich ilustracje były zupełnie różne. To, co przykuwało uwagę to duża ilość breloczków powieszonych na kinkietach, a także każdym wolnym haczyku czy klamce. Po wejściu do serca domu, czyli kuchni, lodówkę zdobiły magnesy, ale Perry nie mógł się na nich za bardzo skupić przez obecność Josha Waddighama, który popijał sobie kolejną herbatę z kolei.

— Witaj Landon. Miło cię znowu widzieć — powiedział z uśmiechem, a następnie wskazał na stos pudełek z herbatami, które stały na górnej półce. — Masz ochotę na herbatę? Wybierz, którą tylko chcesz. Mam ich pełno i życia mi nie starczy, aby wypić je samemu — zaśmiał się i spojrzał na biegacza, a także na swego syna. — Przydałaby się w tym mieszkaniu jeszcze jedna osoba inaczej mnie pochowasz synku razem z połową kuchni.

Perry się speszył, a Ethan tylko westchnął mając głowę włożoną do wnętrza lodówki w poszukiwaniu składników.

— Nie nastawiaj się tato na nie wiadomo co. Perry to tylko mój kolega.

— To tak to się teraz mówi — szepnął sam do siebie, ale tym razem Ethan usłyszał jego niedowierzanie i wyjrzał zza drzwiczek lodówki, a tymczasem jego tata skupił się znów na herbatce.

Landon widząc jak relacja między ojcem a synem wyglądała w tym domu, poczuł szczęście, że chociaż tutaj Waddigham mógł przestać uciekać od innych i móc z kim porozmawiać. Od samego początku Perry polubił Josha, bo widział jak mężczyzna starał się pełnić rolę najlepszego taty na świecie. Szatyn nie narzekał na własną rodzinę, ponieważ kochał ich ponad wszystko. Miewali momenty kryzysu, kłótnie, ale tego nie mogła uniknąć żadna rodzina.

Chłopak spojrzał na pana Waddighama, a następnie na czarnowłosego i zobaczył znaczącą różnice między ich domowymi kątami. Landon miał młodszą siostrę, mamę oraz tatę, natomiast tutaj szatyn nie spostrzegł rodzeństwa, ani tego, że Ethan miałby kochającą matkę.

Znów wzbudziła się ciekawość, ale o ten temat nie odważył się zapytać.

— Lubisz paelle? — Ethan wyciągnął z zamrażarki owoce morza, które dla Landona były jedynie rarytasem z filmów.

— Nigdy jej nie jadłem — przyznał, choć nazwa tego dania nie była mu obca.

— To zjesz — powiedział, szykując jeden z blatów kuchennych do przygotowywania dania.

— Musisz jej spróbować. Ethan robi najlepszą paellę! — pochwalił go tata. — Wiele nauczył się podczas stażu w Hiszpanii — wyznał, a wtedy czarnowłosy nagle posmutniał.

Perry popatrzył najpierw na Josha, a następnie na kolegę z klasy,

— Byłeś w Hiszpanii? — zapytał, a Ethan prychnął.

— Nie tylko w Hiszpanii — podkreślił, a wtedy Landon przyjrzał się magnesom będącym na lodówce.

— Domyśliłem się tego — Landon znów zaczął się uśmiechać, ale tym razem szczerze. — Macie podróże we krwi, prawda?

— Oj tak, moja żona mnie nimi zaraziła, a ja Ethana. Od małego razem podróżowaliśmy po Stanach, a kiedy trochę podrosnął to pojechaliśmy do Europy. Następnym przystankiem będzie Azja albo Afryka?

— Najpierw chciałbym zobaczyć Afrykę— wtrącił się Ethan, a Perry był dumny z tego, że mógł poznać Waddighama od tej strony, która była raczej nieznana innym.

— Tak, Afrykę widzieliśmy będąc na Gibraltarze. Mieliśmy szczęście, pogoda była wtedy wyśmienita, ale ten upał... — Josh przypomniał sobie o koszmarnym gorącu.

— To niesamowite — w Landonie nagle przebudziła się nagła chęć podróży. — Ja nawet nie byłem w kraju, z którego pochodzi moja mama.

Ethan nagle przestał przemywać małże, a pan Waddigham przyjrzał się uważnie szatynowi.

— A mama skąd pochodzi?

— z Anglii. Ja i siostra jesteśmy w połowie Anglikami, w połowie Amerykanami.

— W życiu bym nie powiedział. W ogóle nie słychać tego brytyjskiego akcentu — mężczyzna mający niewiele siwych pasemek dodał. — Wybacz, ale strasznie go nie lubię. Jest taki sztywny i nienaturalny.

— Nic nie szkodzi — zapewnił go Perry. — Moja mama mówi jak rodowita Amerykanka, ale zdradza ją słowo perfect i before — szatyn złapał się za głowę i prowadził luźną rozmowę z tatą Ethana.

Zaczęli oni wspólnie przedrzeźniać Anglików, a raczej ich sposób mówienia przez, co oboje czuli się w swoim towarzystwie naprawdę swobodnie. Pan Waddigham odszedł na chwilę od stołu i postanowił nastawić wodę na herbatę, aby poczęstować szatyna swoją ulubioną. Wyciągnął pudełko jakie zakupił w Wielkiej Brytanii, ale Landon odmówił tłumacząc, że tę herbatę jego mama zawsze sprowadza z Londynu.

— A chciałem, abyś poczuł się jak w domu twojej mamy — pan Waddigham lekko się zmieszał, ale Perry poprosił o jakąś herbatę z innego zakątka świata.

Wtedy do głowy Josha przyszła na myśl ciekawa esencja smakowa ukryta w tureckiej herbacie.

— Mam jedną z Turcji. Kraj częściowo położony w Azji, ale jednak chciałbym kiedyś wyruszyć do Chin oraz Japonii. Może kiedyś mi się to uda — zaśmiał się i pokazał opakowanie Landonowi. — Może być? To czarna herbata.

— Tak, poproszę. Warto próbować nowych rzeczy — powiedział.

Perry i pan Waddigham tak skupili się na sobie, że kompletnie zapomnieli o Ethanie, który nagle wyszedł z kuchni i poszedł do pokoju. Rozmowa między dwojgiem się nie zakończyła, choć Landon od razu odwrócił się plecami i popatrzył na to jak jego kolega zniknął za drzwiami.

— Nie przejmuj się nim — wyznał Josh, a wtedy szatyn ponownie usiadł prosto na krześle i zobaczył jak mężczyzna miał spuszczoną głowę w dół oraz skromny uśmiech na twarzy. Nie był tak promienny i dobry jak jeszcze przed momentem, ale nadal nie potrafił się smucić, mimo tego, że zaczął mówić o ponurym temacie. — Niepotrzebnie zacząłem mówić o Kirsten. Mamie Ethana — pan Waddigham westchnął, a następnie spojrzał w zieleń przepełniającą tęczówki Perry'ego. — Pewnie Ethan ci zbyt wiele o sobie nie mówi, ale patrząc na waszą dwójkę sądzę, że kiedyś się odważy.

Landon posmutniał, choć nie wiedział, co wydarzyło się, że czarnowłosy stracił mamę, ale mimo to współczuł panu Waddighamowi, a także koledze z klasy.

— Co do tamtej sytuacji... Ja nie jestem taki jak Ethan — Landon starał się wybronić z tej żenującej chwili w jakiej zobaczył ich Josh, ale także by zakończyć drażliwy temat.

Mężczyzna uśmiechnął się nieco szerzej i popatrzył na młodzieńca, który wiele rzeczy chciał ukryć.

— Nawet jeśli nie jesteś gejem tak jak mój syn to bardzo się cieszę, że ma w końcu przyjaciela. Nie chce, aby był samotny, ale siłą z ciebie zięcia nie zrobię, prawda?

Woda w czajniku zaczęła się gotować, a pan Waddigham wstał na równe nogi, natomiast Perry uśmiechnął się, bo poczuł ulgę. Nie musiał się tłumaczyć nie wiadomo ile, a także Josh był tego typu osobą, która potrafiła rozweselić na swój sposób.

Oboje siedzieli w kuchni, natomiast Ethan stał oparty czołem o swoje drzwi ze smutnym wyrazem twarzy. Blask w jego oczach zniknął i stojąc w ciemnym pokoju zerknął w kierunku biurka, nad którym było mnóstwo półek. Chłopak podszedł do jednej z nich i ściągnął pudełko. Było ono ozdobione wstążką, a tekturowa obudowa była w dość ciemnych barwach. Waddigham złapał za wstążkę i delikatnie oraz niepewnie rozwiązał ją, aby wyjąć z wnętrza pudełka zdjęcie oprawione w ramkę.

Czarnowłosy zaczął się przyglądać fotografii, na której znajdowały się cztery osoby. Tata Ethana nie miał wtedy jeszcze siwych pasemek i wyglądał jak jego żona, która dopiero, co wróciła z salonu fryzjerskiego po pofarbowaniu kruczoczarnych włosów. 8-letni chłopiec z samolotem w rączce, którego Kirsten przytulała jednocześnie uśmiechając się do obiektywu, musiał odziedziczyć ten sam odcień.

To samo toczyło się Ethana, który na zdjęciu był w ramionach swojego taty.






***



Landon miło wspominał wspólną kolacje w domu Waddighama. Nie spodziewał się, że licealista tak dobrze gotował, ale wszystko miało sens, ponieważ chłopak pracował na stażu w Sewilli w jednej z restauracji. Perry był dumny z tego, że mógł poznać bliżej chłopaka, a także dowiedzieć się o nim rzeczy jakich nigdy by się nie domyślił. Samotny, odizolowany, ponury czarnowłosy okazał się być podróżnikiem oraz świetnym kucharzem, który nadal unikał go w szkole.

Pierwsza, druga, trzecia lekcja, przerwa obiadowa, z której sali Perry znów obserwował Waddighama, ale tylko przez chwilę, ponieważ czarnowłosy po wypaleniu papierosa poszedł sobie w swoją stronę. Tym razem zmierzył w innym kierunku, co nie zdziwiło zbytnio Landona. Ethan nadal był dla niego zagadką i chłopak wątpił w to, że niższy będzie chodził tymi samymi ścieżkami, trzymał się reguł oraz będzie wykonywał wszystko tak samo.

Wtedy nie było to jeszcze dziwne, ale kiedy Ethan Waddigham nagle zniknął Landon wyraźnie się zmartwił.

— Waddigham? — zapytał nauczyciel od angielskiego, po czym spojrzał na trzecią ławkę będącą tym razem bez opieki swego właściciela. — Nieobecny.

Landon patrzył z drugiego końca sali na puste krzesełko i nagle stracił całą swoją chęć siedzenia w szkole. Myślał, że ten dzień będzie wyglądał inaczej, że znów będzie mógł spotkać się z czarnowłosym po lekcjach i spróbować porozmawiać z nim na więcej tematów. Perry chciał pochwalić go ponownie za pyszną paellę, miał zamiar zaprosić go do baru na piwo i ponownie namawiać na obejrzenie filmu Allena, lecz niestety... Coś musiało się stać, że Ethan zerwał się z trzech ostatnich lekcji, a tą końcową było wychowanie fizyczne.

Dziewczyny poszły grać w siatkówkę, część z nich przygotowywała się do skoku w dal, natomiast chłopcy będący w klubie stali w kółku obok i również rozciągali się przed biegiem.

— Peter, leć po Dylana z 3A. Przećwiczymy sztafetę, oni tam mają teraz wychowywanie do życia w rodzinie, a sądzę, że Wood wie więcej na ten temat niż panna Lawrence. Na jednej nodze!

— Dobra — Peter zaczął skakać na jednej nodze powodując to, że cała klasa zaczęła się śmiać z klauna z 3C.

— Peter! — krzyknął trener, a wtedy chłopak w dredach pędem ruszył po czwartego członka szkolnej sztafety.

Landon rozciąga mięsień dwugłowy, ale w ogóle się nie skupiał nad tym czy wykonywał to ćwiczenie poprawnie. Myślał cały czas nad tym dokąd mógł pójść Ethan? To był pierwszy raz kiedy chłopak zwiał z lekcji. Zwolnienia w tym liceum nie były tak proste do zdobycia, trzeba było mieć wyraźny powód, lecz Perry wątpił w to, że czarnowłosy poszedł wymyślać jakieś historyjki u wychowawczyni.

Quentin przyglądał się Landonowi, bo widział, że coś go trapiło, domyślał się, że chodziło mu o Waddighama, ale wolał się dopytać. Miał już się do niego odezwać, ale wtedy Peter przybiegł znów na boisko szkolne.

— Trenerze! Dylana nie ma już w szkole. Został zwolniony.

— Ech... Akurat dzisiaj zachciało mu się zwalniać — pokręcił głową. — No dobra, wy dalej się rozgrzewajcie, a jak przyjdę z magazynku to zrobicie kilka startów. Amanta! Dołączysz do chłopaków na czwartego zawodnika!

— Dobrze! — odpowiedziała.

Mężczyzna poszedł do szkoły zostawiając uczniów samych. Peter zaśmiał się pod nosem i podszedł do kolegów z klasy.

— Zabawne jest to, że jak Wood się zwalnia to nagle jego dwóch goryli także nie ma. A widziałem ich na przerwie obiadowej. Tego jednego grubasa trudno przeoczyć.

Landon nagle uchylił usta i zaczął się jeszcze bardziej denerwować. Przypomniał sobie w jednym momencie sytuację, która zdarzyła się po jego biegu. Dylan szarpnął wtedy Ethana za koszulkę i zaczął mu grozić.

— O nie... — Quentin nagle zamarł, co przykuło uwagę Perry'ego.

— Co jest, Q?

— Nie ma Ethana, Dylan się zwolnił, a jego kumple się ulotnili... Waddigham nigdy nie zrywał się z zajęć, ale to już raz się zdarzyło... — Reynolds popatrzył na Landona, który obawiał się o kolegę coraz bardziej. — Wtedy został pobity.

Perry zmarszczył brwi i nie rozumiał, co jego znajomy miał na myśli.

— Czekaj, ale to by oznaczało, że osobą, która kiedyś pobiła Ethana jest Dylan — szatyn spojrzał na Quentina, a ten zmieszany odpowiedział :

— Tak... To była sprawka Dylana.

— To czemu mi o tym nie powiedziałeś? — Perry był załamany postawą Reynoldsa, ale teraz najważniejsze było dla niego bezpieczeństwo Ethana.

— Wiedziałem, że będziemy biegać razem z tym snobem w sztafecie. Po odejściu Waddighama było to pewne i uznałem, że lepiej by było, abyś nie wiedział o tym. Żeby być jedną, zgraną drużyną.

Landon nie mógł uwierzyć, że Quentin postąpił tak lekkomyślnie i wybrał jakąś głupią sztafetę niż swojego byłego przyjaciela, którego chciał przecież odzyskać.

— Ethan zniknął nie z jednej, a z trzech lekcji... — powiedział Perry.

— Jakby tak o tym pomyśleć... To nauczycielka od wiedzy do życia też powiedziała, że Dylan zwolnił się trzy lekcje wcześniej...

— Gruby i Marc też musieli się wtedy ulotnić.

— Gdzie oni mogą być?! — Landon nie mógł powstrzymać emocji i krzyknął na Quentina.

— Nie jestem pewien, ale być może niedaleko starego złomowiska... Ethan nie jako pierwszy został tam pobity, słyszałem, że jakiś młodzik z pierwszej klasy też kiedyś tam się znalazł, bo miał świetne wyniki w biegach. Bez trudu wykopał by Dylana ze składu i pozbawił go stypendium.

— Gdzie to jest?

— Biegnij na przystanek autobusowy za szkołą. Wsiądź w 788 i tam dojedziesz na miejsce. Dokładny adres wyśle ci sms-em — powiedział Reynolds. — Spiesz się, autobus jeździ tam co godzinę, więc masz niecałe 10 minut.

Perry nie tracąc czasu, nie myśląc o tym, że uciekał z lekcji, pędem pobiegł do szatni, zarzucił na siebie jedynie bluzę i błagał w duchu, aby Ethanowi nic złego się nie stało.








***





— Już myślałem, że stchórzysz i nie przyjdziesz — powiedział Dylan patrząc na chłopaka ubranego w czarne spodnie i szarą bluzę.

— Chciałeś pogadać, więc czemu widzę tutaj twoich durnych kumpli.

— Zaprosiłem cię tutaj nie tylko na rozmowę — Wood uśmiechnął się i podszedł do Waddighama, którego z całej siły uderzył pięścią w twarz.

Chudzielec runął na suchy piach, który wdarł się pod jego paznokcie, co bardziej chłopakowi przeszkadzało niż pulsujący ból. Ethan podparł się na rękach i wstał z chłodnego podłoża.

Już nie chciał być tym samym, przestraszonym chłopcem co kiedyś. Nastał ten czas, w którym czarnowłosy chciał rozwiązać wszystko, a dopiero później zapomnieć o okrutnej przeszłości, by móc w końcu być szczęśliwy.

— Oboje wiemy, że znów zostanę pobity — Ethan nie wierzył w cuda, zdawał sobie sprawę z tego, że w pojedynkę nie wygra z trzema licealistami. — Najpierw chce usłyszeć, co chciałeś mi powiedzieć — wyznał, a wtedy Dylan spojrzał zaskoczony na Waddighama, który naprawdę zmienił się od ostatniego czasu.









——
———

Polsacik ☀

Do następnego ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro