kwiat słońca
Landon poczuł niewyobrażalny wstyd, ale wiedział, że nie chciał jeszcze odpuszczać, nie mógł tego zrobić głównie ze względu na swoich nowych znajomych. Zaoferował pomoc, to on wyszedł z inicjatywą poznania powodu takiego zachowania Ethana, więc zmusił się do postawienia kolejnych, szybszych kroków przed siebie i dogonił licealistę, który nawet na moment nie wyjął słuchawek z uszu.
— Poczekaj! — Perry wybiegł przed niższego chłopaka, który widocznie nie był zadowolony obecnością kogoś takiego jak sławny biegacz.
— Odwal się ode mnie — fuknął i już chciał minąć wyższego, ale wtedy kątem oka dostrzegł ciemnoróżowy kwiat. Przełknął ślinę, a jego lisie spojrzenie nadal tkwiło w jednym punkcie. — Ale najpierw mi go daj — powiedział.
Landon zniezrozumieniem popatrzył na swoją rękę i dopiero wtedy się zorientował, że nadal trzymał w niej ten przypadkowo zerwany pąk. Zapach przypominał o wiośnie, choć tak naprawdę rozpoczęła się już jesienna pora. Woń dotarła do nozdrzy obu nastolatków i wtedy Perry już miał oddać kwiat jako mały prezent dla Waddinghama, ale postanowił wstrzymać się z tym gestem.
— Chcesz go? — spytał, a Ethan przeniósł swój wzrok na Landona, który po raz drugi zaszczycił ujrzenia tęczówek niższego i kolejny raz się nimi zachwycił.
— Chcę — powiedział i szybkim ruchem ręki chciał wyrwać swoją upatrzoną zdobycz, jednak Perry był od niego szybszy i cofnął swoją dłoń za plecy, a Ethan prawie złączył ze sobą ich torsy.
Waddingham cofnął się kiedy zobaczył w jakie zakłopotanie wpędził szatyna. Poprawił swoją czapkę na głowie, której daszek skierowany był w tył. Czarnowłosy zamilkł na chwilę, tak samo jak jego nowy kolega z klasy i zaczął mu się bacznie przyglądać. Perry poczuł wypieki na swojej twarzy, bo wiedział, że chłopak siedzący w trzeciej ławce był gejem. Nie miał nic do osób LGBT, ale sam nie miał pojęcia jakby się zachował, gdyby jakiś homoseksualista zaczął do niego podbijać. Nie miał styczności z ludźmi lubiącymi tę samą płeć, raz na zawodach poznał jedynie Amber, która otwarcie mówiła o swoim małżeństwie z kobietą.
Liceum nie było jednak przychylne będącym odmiennym od innych. Ethan ukrywał się być może przez incydent, którego doświadczył. Pobicie ze względu na bycie gejem było dla Perry'ego nie do pojęcia. Nie we wszystkim ludzie musieli się zgadzać, jednak wzajemny szacunek był dla niego podstawą. Dlaczego, więc ciągle myślał o brunecie, który miał strasznie niewyparzony język?
Waddingham cofnął się w tył i bezczelnie zaczął spoglądać na krocze Landona. Sam trzymał ręce za swoimi plecami, a Perry nie wiedział o co chodziło niższemu.
— Stanął ci? — zapytał, a wtedy szatyn zerknął w okolice bioder i po chwili usłyszał tylko cichy śmiech.
Perry dał się nabrać.
— Żartowałem głąbie.
— Nie jestem taki jak ty — Landon od razu zaczął się bronić i inicjować, że lubi kobiety, ale po chwili miał ochotę uderzyć sobie otwartą dłonią w twarz za swój długi jęzor.
Ethan od razu przybrał wrogi wyraz twarzy i znów popatrzył na Perry'ego. Tym razem nie wykazywał żadnej sympatii, której przed momentem było choć odrobinkę. Jego brwi były lekko zmarszczone, tak samo jak maleńki nosek.
— Czyli już wiesz o tym, że jestem gejem, co? Boisz się? — postawił krok w przód i zbliżył delikatnie swoją rękę ku kroczu szatyna. — Chcesz, żebym ci zwalił? To dlatego się tak na mnie gapisz całymi dniami? Chcesz wiedzieć jak to jest z innym facetem? — kolejne odważne pytania padały z ust czarnowłosego, ale Landon tym razem nie dał przywrzeć się do muru.
Wyższy chwycił Waddinghama za nadgarstek i jednym mocnym ruchem odepchnął jego dłoń od siebie. Nie był zadowolony z tego, co wygadywał niższy, nie chciał dłużej pozwalać mu siebie tak ośmieszać.
— Uderzysz mnie? — dopytał, uśmiechając się perfidnie. — To sprawi, że się podniecisz?
— Przestań! — Landon nie wytrzymał tych napływających emocji i krzyknął na Ethana, który kompletnie nie spodziewał się takiego zachowania ze strony pozornie spokojnego nastolatka. — Przepraszam, że tak na ciebie patrzyłem, przepraszam za to, że dzisiaj poszedłem za tobą. Naprawdę jest mi głupio.
Waddingham złączył swoje usta w wąską linię, po czym westchnął cicho pod nosem. Obecność tego chłopaka nie tylko go irytowała, ale także nudziła.
— Moi byli znajomi wysłali cię na jakąś tajną misję? Chcą wiedzieć czemu się do nich nie odzywam? Po to tutaj jesteś? Dlatego się gapisz?
Perry w tej chwili dostrzegł, że Waddingham lubił dużo rzeczy wiedzieć. Zadawał wiele pytań, licząc na odpowiedzi, choć nie na wszystkie nieścisłości mógł otrzymać zadowalającą go prawdę. Landon uznał to za pewien punkt zaczepienia, aby znajomość jego oraz Ethana szybko nie wygasła.
— To nie tak — wyznał Landon wyciągając swoją dłoń zza pleców, ale ku jego zdziwieniu brunet nie zerknął już w stronę różowego kwiatu, ale trwał w spojrzeniu zielonych tęczówek. — Masz rację, twoi dawni przyjaciele powiedzieli mi trochę o tobie, ale to nie ma nic wspólnego z tym, że tutaj przyszedłem. Ani, że... Tak na ciebie patrzyłem ostatnio.
Ethan włożył swoje ręce do kieszeni spodenek i słuchał dalej, natomiast Perry czuł się okropnie musząc okłamywać tego nieświadomego nastolatka. Dopuścił się czegoś, czym sam się brzydził i nienawidził. Kłamstwo było dla niego jedną z najgorszych rzeczy, ale to, że się do niego posunął było tylko i wyłącznie jego winą.
— Podasz w końcu ten powód czy mamy się razem zestarzeć w tym miejscu? — jego cierpliwość była prawie wyczerpana.
Landon spanikował dlatego od razu przeszedł do sedna.
— Daisy powiedziała mi, że jesteś dobry z matematyki, a ja... Niezbyt ogarniam ten dział. Logarytmy są dla mnie kosmiczne.
— Wiem — powiedział krótko, czym zaskoczył Perry'ego .
Czyli jednak widział moją kompromitację.
— Ja... — Landon chwycił się za tył głowy. — Chciałem prosić cię o pomoc. Nic więcej.
— Kłamiesz — ledwo Landon zdołał skończyć swoją wypowiedź, a Ethan momentalnie go podsumował.
— Co? — instynktownie wypalił Perry.
— Patrzyłeś na mnie od samego początku, gdy tylko wszedłeś do sali od biologii — szatyn był pod wrażeniem, że pamiętał takie szczegóły mimo tego, że wtedy nie zwrócił na niego żadnej uwagi. — Wtedy jeszcze nie wiedziałeś, że jestem dobry z tego przedmiotu. Powiedz mi czemu się tak patrzyłeś?
Landon tym razem ugryzł się w język i postanowił z tej informacji uczynić swojego asa. Uśmiechnął się do Ethana, który na ten widok wyglądał, jakby miał za chwilę zwymiotować. Perry nie zwrócił na to jednak uwagi i nie poczuł się urażony tylko z radością wyciągnął dłoń przed siebie wręczając niższemu kwiatek.
— Proszę, jest dla ciebie.
— Nie zmieniaj tematu i mi odpowiedz — warknął.
Perry nadal miał umiesione kąciki ust i spojrzał w oczy Ethana tym razem bez żadnego strachu.
— Odpowiem ci na korepetycjach z matematyki, dobrze? — dopytał i to on minął niższego chłopaka, kładąc mu przedtem różowy kwiat na dłoni.
Waddingham spojrzał na obfity pąk, a mimo słuchawek w uszach słyszał kroki nastolatka, który zdołał wywołać na jego twarzy skromny uśmiech. Ethan pogłaskał różowy płatek jednym palcem, na który miał wsunięty złoty sygnet. Uniósł po chwili swój podródek i stojąc tak jak stał, patrząc przed siebie odezwał się do Landona :
— We wtorek o 6 w sali od chemii. Zawsze jest otwarta. Nie spóźnij się.
Po tych słowach zadowolony odszedł w swoją stronę, a Perry zaskoczony odwrócił się do niższego chłopaka, który odchodził w dół chodnika trzymając w dłoni upragniony kwiatek. Landon uśmiechnął się szeroko, czując w swoim sercu małe promyczki szczęścia.
Nie spodziewał się, że Waddingham zgodzi się mu pomóc w matematyce.
***
Ethan wszedł po klatce schodowej umiejscowionej na zewnątrz starej kamienicy na dziesiąte piętro. Mijał okna swoich sąsiadów widząc, jak kot samotnej starej kobiety nasikał jej właśnie na dywan, po raz kolejny dostrzegł czytającą w wannie blondynkę. Nie interesowała go młoda, śliczna mieszkanka z trzeciego piętra, ale książka, która była jej lekturą. Waddingham znów się zirytował, bo ta dziewucha od paru tygodni ślęczała nad jedną i tą samą książką. W jego głowie pojawiło się kilka przekleństw, a dołożył ich jeszcze kilka kiedy spostrzegł obleśnego faceta z siódmego piętra, który posuwał jakąś rudą prostytutkę. Ethan uderzył w jego okno tak dla żartu, a potem uciekł o kilka schodków wyżej, ale wtedy dwoje kochanków zaczęło tylko głośniej okazywać swoje podniecenie. Czarnowłosy pokręcił głową na boki i chciał zapomnieć o tym okropnym widoku wielkiego, tłustego brzucha spod którego wystawał mały fiutek. Tłuszcz robił tej prostytutce za kołderkę, która przysłaniała jej brzuch, na którym miała kolczyk. Ethan wiedział o tym szczególe, ponieważ ruda często się tutaj kręciła i pewnie obsługiwała połowę kamienicy. W dodatku czasem nastolatek ją mijał na chodniku kiedy wracał ze szkoły, ale tym razem zeszło mu trochę dłużej ze względu na dziwnego biegacza, który go zagadywał bez końca.
Niebieskooki wszedł do swojego pokoju przez okno. Tylko on wiedział jak przesunąć haczyk, dzięki któremu mógł otworzyć je na oścież. Dziś zrobił to ostrożnie ze względu na to, że uważał na kwiat mający w swojej dłoni. Rzucił na pościelone łóżko swój zeszyt, plecak, a także słuchawki kierując się od razu do kuchni nie odciągając wzroku od różowego obiektu.
Na jego twarzy wciąż widniał rozmarzony uśmiech, który zniknął w mgnieniu oka, gdy zobaczył swojego ojca, który siedział w szlafroku przy stole trzymając w dłoni kubek z kawą.
— Tato! Czemu nie jesteś w pracy? — zapytał, a jego serce uderzało w piersi jak szalone, chłopak się wystraszył, bo był przekonany, że był tutaj kompletnie sam.
— Cześć synu. Też miło cię widzieć — powiedział, nadal uśmiechając się do swojego jedynaka, który chciał ukryć przed nim kwiatek. — Nie chowaj go i tak widziałem — starszy mężczyzna o czarnych włosach, na których bokach głowy pojawiały się już siwe pasemka spoglądał na Ethana, który wyciągnął zza koszulki pąk różowego kwiatu.
— Nie odpowiedziałeś na pytanie — pouczył go młodszy, a jego tata prychnął.
— Czasem chyba mogę wcześniej skończyć, prawda? Poza tym myślałem, że ty także będziesz wcześniej, ale już chyba znam powód twojego spóźnienia — mężczyzna zaczął drażnić się z synem, który tylko przewrócił oczami.
— To nie tak jak myślisz — nastolatek uniósł prawy kącik ust i usiadł na plastikowym, białym krześle przy stole.
Położył kwiatek na blacie okrągłego stolika, a tata chłopaka przyjrzał mu się uważnie. Poruszył swoimi brwiami, a wtedy oboje uśmiechnęli się do siebie przyjaźnie. Ethan zaśmiał się krótko i powtórzył :
— To naprawdę nikt. Dostałem ten kwiatek, bo o niego poprosiłem.
— Yhmmm — pan Waddingham zarzucił nogę na nogę i nie chciał uwierzyć synowi. — Jakiś przystojniak? — dopytał.
— Tato! — Ethan wziął ciasteczko z miseczki i rzucił nim w ojca.
— Tylko nie moje ciasteczka! — krzyknął, łapiąc swój ulubiony przysmak do rąk i pędem zapakował go do swych ust. Przełknął jego zawartość, którego słodki smak pokrył podniebienie i podszedł do spraw wychowawczych nieco poważniej. — Wszystko w porządku w szkole? Nikt ci nie dokucza? — dopytał.
— Jest ok — powiedział, a po chwili niekontrolowanie zerknął na pąk kwiatu, który przyciągnął do siebie jego tata.
Pan Waddingham przyjrzał się płatką różowego kwiatu bardzo dokładnie, a potem ponownie przeniósł swoje spojrzenie na syna.
— Takie same jak w Hiszpanii — wyznał po chwili.
— Dlatego go chciałem — burknął podchodząc do ojca i zabrał mu swoją własność.
Pan Waddingham uniósł ręce w geście pokoju i nie wnikał już w żadne szczegóły. Nie mówił zbyt wiele, ale w głębi serca cieszył się, że jego jedyny syn znalazł sobie jakiegoś kolegę, zwłaszcza takiego, który miał gest i dawał mu kwiaty.
Ethan zaczął grzebać w lodówce w poszukiwaniu jakiegoś jedzenia, ale nie znalazł niczego, co chciałby zjeść. Miał ochotę na coś niecodziennego, lekkiego, ale kompletnie nie miał pomysłu.
— Może wyskoczymy zjeść na mieście? A potem zrobimy zakupy, bo w lodówce jest mało jedzenia.
Ethan trzasnął drzwiczkami i od razu zwrócił się do taty :
— Dobra, ale ja wybieram miejscówkę! — wyszczerzył się do ojca, który złączył swoje dłonie i uśmiechnął się do jedynaka.
— Najpierw odpowiedz na pytanie, a pozwolę ci wybrać miejsce. Przystojny?
Młodszy Waddingham przewrócił oczami, choć jednocześnie próbował powstrzymać się od uśmiechu. Wiedział, że tata nie da mu spokoju dopóki nie dowie się tej konkretnej rzeczy, dlatego czarnowłosy spojrzał ponownie na kwiatek, aby móc sobie przypomnieć o chłopaku, który go dziś zaczepił. Przypomniał sobie o jego beznadziejnym uśmiechu, gęstych, brązowych włosach, zielonych oczach, wysportowanej sylwetce i dobrze zbudowanemu ciału. Ethan wygiął swoje usta, po czym przypomniał sobie o największym minusie nowego w 3C.
— Jak się nie uśmiecha to nawet nie taki zły.
***
Weekend minął, poniedziałek także szybko zleciał, a Landon zniecierpliwiony wreszcie doczekał się poranka we wtorek. Trening rozpoczął o godzinę wcześniej, aby mieć czas się wykąpać, zjeść, a potem ubrać się lepiej niż zwykle. Sam nie rozumiał samego siebie stojąc przed lustrem i przykładając do swojego torsu, a to jedną oraz drugą koszulkę. Nie mógł się zdecydować, ale postawił na bordowy T-shirt oraz jasne spodnie. Włosy poprawiał co chwilę, użył perfum taty, uważając je za bardziej męskie i będąc w szkole szybkim krokiem skierował się do sali chemicznej.
Delikatnie pociągnął za klamkę i otworzył drzwi do pomieszczenia, w którym ujrzał Ethana. Waddingham nie zwrócił na niego uwagi na początku delektując się smakiem dymu papierosowego. Wdychał tytoniowy aromat do płuc, muskał wargami koniuszek białej otoczki uzależniającego specyfiku, co sprawiło, że Landon przełknął swoją ślinę. Patrzył z zainteresowaniem na Waddinghama, który siedział na stoliku będącym trzecią ławką charakterystyczną dla tego licealisty.
Znów to robił. Gapił się bez żadnego oporu na czarnowłosego, który mając papierosa w ustach w końcu raczył spojrzeć na szatyna.
—
——
———
Nowa postać się pojawiła w tej książeczce. Pan Waddingham z pewnością jeszcze się pojawi, hah i mam nadzieję, że go polubicie ❤
Co na tę chwilę myślicie o Landonie i Ethanie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro