e p i l o g
Wyciągasz dłoń do błękitnego nieba, po którym płyną białe, puchate chmury, przymykasz jedno oko skupiając się na wyimaginowanym celu. Próbujesz go sięgnąć i ci się udaje. Trud wreszcie został doceniony
sierpień
Pani Perry poprawiła swoje okulary, których potrzebowała do siedzenia długimi godzinami przed ekranem laptopa. Uniosła ona swoje ręce w górę i ogłosiła indywidualne zwycięstwo.
— Tak! Znalazłam bilety na Islandię!
— Mamo...
— Rose, kochanie.
Rodzina zaczęła narzekać na jej pomysły o wyjeździe do tak zimnego oraz drogiego kraju. Kobieta o brązowych włosach tyle się napracowała, aby znaleźć tak okazyjną cenę i poza tym krajem nie miała ona żadnych innych pomysłów na spędzenie wakacji w Europie.
— Do Anglii pojedziemy, gdy okaże się, że Landon dostał się na Oxford, a więc słucham, jakieś pomysły? Mamy jeszcze godzinę na wybór trasy, bo z tym czasem skończą się promocje! — Rose poganiała rodzinkę, która miała już dość myślenia nad celem podróży.
Wtedy kobieta popatrzyła na swojego syna, który niebawem będzie miał swoje osiemnaste urodziny i uznała, że to wspaniały pomysł na prezent.
— Landon. Ty zadecyduj. Gdzie chciałbyś pojechać? — zapytała, a tym czasem szatyn spoglądam na wiadomość, którą kilka tygodni dostał od pana Waddighama.
Jedyne co do tej pory zrobił było zwykłe dziękuję, ale teraz, mając szanse wyjazdu do dowolnego miejsca w Europie, zaczął się wahać. Chłopak oparł się o ścianę, spoglądając przez okno na zatłoczone, nowojorskie ulice i czując na własnych plecach maleńkie włoski, które były pozostałością po wizycie u barbera.
Odkąd Ethana zabrakło w szkole przez pierwsze dni nie mógł się pozbierać po tej stracie. Przez pewien moment nawet nienawidził, ale z czasem jego emocje zdołały opaść, a sam nie patrzył już na miejsce, które niegdyś zajmował Waddigham. Chłopak nabrał powietrze do płuc, aby głębiej zastanowić się nad tym gdzie chciałby się wybrać na swoją pierwszą podróż poza granice państwa. Po dłuższej chwili popatrzył na rodzicielkę, którą z cierpliwością wyczekiwała jego odpowiedzi.
— To może Hiszpania?
***
Rajskie wakacje, piaszczyste plaże były nieco oddalone od Sewilli, ale to nie przeszkadzało zwiedzających takim, jak rodzina Perrych. Bilety lotnicze do Malagi były drogie za to zakwaterowanie w mieście oddalonym od centrum kraju okazyjne dlatego też się udało i dzięki temu Landon mógł iść szerokimi chodnikami do celu jaki ukazywał mu się na mapach.
Ludzie, kolory, codzienność, wszystko wyglądało tutaj inaczej, zupełnie inaczej niż w Nowym Jorku, który stawał się przytłaczający po dłuższym czasie. Perry nie poddawał się jednak i mając czapkę na głowie, telefon w ręce, szedł dalej kierując się do restauracji zwanej Uno de Delicias. To tam prawdopodobnie pracował Ethan, który kilka miesięcy temu zostawił Landona samego w sali gimnastycznej oczekującej na otwarcie.
Nie szedł, jednak do Waddighama z wrogiem zamiarem, ale ciekawością jak radził sobie jego przyjaciel w zupełnie odległym świecie. Oboje mieli osiemnaście lat, ale Perry był przekonany, że nigdy nie odważyłby się na tak ryzykowny krok w życiu, jaki postawił Ethan.
Wsiadł w autobus numer 03, minął na skrzyżowaniu słynnego McDonalda, który był jego znakiem rozpoznawczym. Za fastfoodem ciągnęła się długa ulica prowadząca turystów z każdego zakątka świata do najciekawszych budowli, ale Landon nie przyjechał tu zwiedzać tylko móc w końcu spotkać Ethana, dlatego też wyszedł z autobusu, zaczął kierować się według mapy w lewą stronę i ku swojemu zdziwieniu trafił do celu widząc z daleka stoliki stojące na zewnątrz będące zajęte prawie w całości.
Perry uchylił swoje wargi kiedy dostrzegł kelnerki wychodzące za środka budynku niosąc mnóstwo jedzenia na czarnych tacach. Jedna z nich miała pełne usta, jakby była po operacji plastycznej i czarne, długie włosy spięte w kucyk, natomiast drugą włosy krótkie i falowane. Nie przypominała ona Hiszpanki, ale była za to bardzo piękne, choć figury zgrabnej nie posiadała. Landon jednak stracił kontrolę nad własnymi emocjami, gdy ujrzał przy jednym stoliku Ethana, który zabrał brudne naczynia. Chłopak był smukły, uśmiechnięty od ucha do ucha i szatyn się zastanowił czy to na pewno był on.
Miejsce się zgadzało, podobieństwo było piorunujące, ale aby się upewnić musiał wejść do środka.
Perry minął otwarte na oścież drzwi, a także krzew stojący przy drewnianej ozdobie i stanął przed barem, za którym stało kilku pracowników restauracji. Każdy z osobna ubrany był w czarne stroje, ale tylko jednemu było w nim wyjątkowo ładnie, a mowa była tutaj o Ethanie Waddighamie, który spojrzał na początku z niedowierzaniem na Landona, by po chwili szeroko się uśmiechnąć i nie zważając na szefa czy pozostały personel podszedł do wyższego, po czym spojrzał mu głęboko w oczy.
Perry poczuł jak na jego sercu stopił się lód. Chłód trzymał w sobie, a także dystans do osób, które chciały się do niego bardziej zbliżyć, przekraczając próg przyjaźni. Nie pozwalał nikomu tego robić, ponieważ nadal coś czuł wobec czarnowłosego, który pierwszy raz zwrócił się do niego po imieniu :
— Landon... — jego uśmiech nie znikał, co wydało się to dość dziwne dla Perry'ego, ale nie chcąc niszczyć tej chwili uśmiechnął się także, unosząc kąciki ust, po czym także wymówił imię przyjaciela.
— Ethan.
— Ethan, kto to taki? — nagle do niższego podszedł jakiś młody mężczyzna o czekoladowym kolorze skóry i pięknych kościach policzkowych. Tęczówki przypominały dwa rozgrzane węgielki, a uśmiech mogły powalić na kolana nie jedną kobietę.
— To Landon, mój przyjaciel z klasy — Perry nie zrozumiał niczego prócz swojego imienia.
— Z Ameryki! — nagle Hiszpan popatrzył na przybysza z dalekiego kontynentu i uścisnął go mocno.
Landon nie wiedział jak się zachować, dla niego to było dziwne, że obcy facet poznał jego imię i od razu rzucał mu się w ramiona.
— Andres — przedstawił się z zadowoleniem i stanął obok Ethana, który był tylko ciut niższy od Hiszpana.
— Landon? — chłopak nagle usłyszał znajomy głos, a wtedy podszedł do niego pan Waddigham, który także go uściskał. — Przyjechałeś tutaj, jak dobrze cię widzieć — powiedział, przyglądając się biegaczowi z zachwytem. — Może wpadniesz dzisiaj do nas? Ethan zaraz kończy pracę i będziemy świętować!
— Świętować, co takiego? — zapytał czarnowłosy, a jego tata szturchnął go delikatnie.
— Landon ma dziś urodziny! 16 sierpnia!
Ethanowi zrobiło się nieco głupio, bo nie miał pojęcia kiedy Perry obchodził urodziny. Mimo bronienia się przed tym pomysłem chłopak i tak musiał powiadomić rodziców, że zjawi się w hotelu później i tak trafił do domu rodziny Alvarez.
Pan Waddigham zadbał o atmosferę, rodzice Andresa o wyśmienite jedzenie i mnóstwo owoców morza. Landon był każdemu z osobna wdzięczny, przez co nauczył się kilku słów po hiszpańsku dziękując, prosząc o więcej wina, a także pytać gdzie jest toaleta. Nigdy by się nie spodziewał, że spotkanie z Ethanem w Hiszpanii sprawi, że wyląduje w domu rodziny jego chłopaka.
Waddigham przeprosił nagle swojego partnera o to, że chce porozmawiać z przyjacielem na osobności i Ethan wtedy zabrał Perry'ego do ogrodu pięknej willi. Landon czuł się nadal, jakby był w zaczarowanym miejscu a nie na Ziemi.
— Usiądź — zaproponował Ethan, który coraz bardziej niepokoił Perry'ego.
Landon nie mógł się nadziwić zmianie jaka nastąpiła przez te kilka miesięcy w czarnowłosym, które kosmyki były równo podcięte, a grzywka opadała na czoło, sprawiając, że niegdyś demon liceum wyglądał jak uroczy aniołek. Lisie spojrzenie odeszło w niepamięć, zastępując je miłym oraz serdecznym urokiem przepełniony kokietkową magią. Garderoba Ethana także zmieniła się diametralnie, ponieważ czerń nosił obowiązkowo tylko w pracy, a jak się okazało Waddigham wcale nie przepadał za ciemnymi barwami. Teraz błękitna koszulka sprawiająca, że jego skóra prawie zlewała się z lekkim materiałem, opinające go rurki, bransoletki na rękach i cień pod oczami. Był kompletnie inny niż w liceum.
— Widzę, że dobrze ci się tutaj powodzi — zauważył Perry, aby przerwać tę niezręczną ciszę.
Ethan widocznie się zarumienił, wcale nie ukrywając tego typu emocji, jakie kiedyś uważał za żałosne. O uśmiech także nie było trudno, ponieważ w sekundzie potrafił ukazać swoje szczęście. Czarnowłosy westchnął i odparł :
— Tak, choć po przyjeździe tutaj myślałem, że wszystko straciłem — niebieskooki przygryzł wewnętrzną część policzka na wspomnienie o początku lutego, a Landon czekał na więcej szczegółów. — Będąc w Sewilli od razu po zameldowaniu się w hotelu pobiegłem do restauracji, w której kiedyś miałem staż. Była pracownica oraz szefowa mnie rozpoznały, ale kiedy zapytałem o Andresa okazało się, że chłopak moich marzeń zmienił pracę. Łzy napłynęły mi do oczu momentalnie, nadzieja umierała, ale na szczęście Aida wiedziała gdzie był Hiszpan. Podała mi ona adres zapisując go, na jednej z karteczek, które miał ze sobą zawsze każdy kelner i nie tracąc czasu pobiegłem tam. Kiedy Andres mnie zobaczył nie mógł w to uwierzyć... Rozłożył ręce na boki i ze łzami w oczach patrzył na mnie, na chłopaka, który rozbeczał się przed restauracją. Kucnąłem na chodniku przed barem, a podszedł do mnie i uścisnął tak mocno... Tak czule... — kącik ust Landona drgnął, a w jego oczach pojawiły się świeczki.
— Cieszę się, że twoje marzenie w końcu się spełniło — odparł, ale z ogromnym żalem i momentem uświadomienia sobie, że musiał w końcu dać za wygraną. Kim by on był, gdyby chciał zniszczyć czyjąś miłość?
— Twoje też się spełnią, Landon — czarnowłosy pokiwał głową, racząc Perry'ego kolejnymi słowami otuchy, nie wiedząc, że jego pragnienia z biegiem czasu zmieniły się. — Jestem tego pewien — Ethan podniósł się nagle z murku będącego przy ogrodowych kwiatach, po czym wyciągnął rękę do biegacza. — Chodźmy do środka. Pewnie tata będzie chciał z tobą jeszcze porozmawiać.
Oboje ruszyli do środka, a tam ku zdziwieniu Landona czekała na niego niespodzianka. Tort stojący na stole, kolejne dania serwowane przez rodzinę Alvarez. Pan Waddigham uknuł z synem plan zorganizowania małej imprezy dla Perry'ego, która odbyła się w rodzinnej, kochanej atmosferze.
W momencie zdmuchnięcia świeczek, Landon stał przy torcie i zanim pomyślał życzenie popatrzył jak chłopak z jego snów stał naprzeciwko niego w ramionach innego mężczyzny. Demon przemienił się i odrodził na nowo dostając drugie życie tej pozornie silnej istocie. Ubrany w słodkie ubrania, mając delikatny makijaż na twarzy patrzył na świeczki z uśmiechem, natomiast Perry zmyślił się na dłuższą chwilę.
Spoglądał na uśmiechającego się chłopaka, którego nie poznawał. Doszedł do wniosku, że się zmienił, gdy poznał czarnowłosego i już nigdy nie zdoła być taki jak wcześniej. Wzbudził w nim uczucie? Zakochał się? - popatrzył ponownie w niebieskie tęczówki odzwierciedlające duszę, słysząc jakby z oddali urodzinowe Happy Birthday.
Nawet jeśli to uczucie mógłbym nazwać miłością to byłem pewien, że nie zakochałem się w chłopaku, który stał naprzeciw mnie. Pokochałem kogoś kto tak naprawdę już nie istnieje. Chłopak z trzeciej ławki przy oknie był tarczą Ethana, a nie jego częścią, ale to właśnie... tę część jego osobowości chciałem zatrzymać ze sobą. Nie mogłem przestać o nim myśleć, gdy wyjechał. Na każdej z lekcji przez kilka miesięcy zerkałem w słynne miejsce będące kruchym wspomnieniem wyzwalającym we mnie, chęć cofnięcia czasu oraz powrotu do dni, w których poznałem Waddighama.
***
Wyniki egzaminów zostały udostępnione, więc Landon nie tracąc czasu poszedł odebrać swoje świadectwo, a także liczne wyróżnienia sportowe, a również osiągnięcia pozwolące mu na wybór najlepszych studiów w kraju.
Zabrał je z sekretariatu, lecz zamiast ruszyć od razu do wyjścia, chłopak trzymając czerwoną bluzę w ręce poszedł na wyższe piętro. Kroki jego było słychać, ponieważ prócz kilku pracowników prawie nikogo już nie było w liceum. Końcówki wakacji nikt nie chciał spędzać w szkole, to samo tyczyło się nauczycieli. Korzystając z samotności podszedł do sali chemicznej i nacisnął klamkę, której charakterystyczny dźwięk rozbrzmiał i dał znak ma to, że sala nadal była otwarta.
Wiedział o tym od Waddighama...
Krzesła ułożone na stolikach, umyta na błysk sala, wytarta tablica i cicha, która rzadko panowała na zajęciach chemii, zwłaszcza podczas wykonywania różnych doświadczeń.
Landon podszedł do trzeciej ławki i zdjął z niej dwa krzesełka, czując melancholię, smutek, a także niewyobrażalną pustkę, z którą nie potrafił sobie poradzić. Dłonią sunął po gładkiej warstwie stolika i po chwili usiadł w ławce czarnowłosego chłopaka, ale... nie na miejscu, które kiedyś zajmował Waddigham.
Usiadł obok i skierował swój wzrok nie na widok za oknem, który zawsze Ethan podziwiał z każdej sali. Landon skupił swój wzrok na pustym krzesełku, uświadamiając sobie, że chłopak, którego obdarzył uczuciem, tajemniczy Ethan Waddigham tak naprawdę nigdy nie istniał.
Chłopak z trzeciej ławki przy oknie nie był prawdziwy...
End
—
——
———
Dedykacja
Starszej siostrzyczce, której nigdy nie było mi dane poznać, a także osobie, której pozwalam odejść
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro