15. Powrót do rzeczywistości
Uwaga, uwaga. Wattpad zamulił przy ostatnim rozdziale z informacją. Dlatego jeśli czujesz, że masz lukę w historii, sprawdź czy czytałeś poprzednią część ;).
Całuję Was w czółka!
Preston zrobił wszystko za mnie. Ja siedziałem tylko i starałem się trzymać usta zamknięte.
Skubany, naprawdę szybko myślał. Jedyna wymówka jaka MI przychodziła do głowy to "spierdalaj, nie twój interes".
Cóż...
To on z nas dwóch był tym mądrzejszym.
Nawet nie drgnęła mu powieka kiedy znudzony tonem, z pokazową co-ja-tu-robię-z-tymi-troglodytami miną mówił, że pracujemy nad projektem dla Fostera.
Ja sam prawie mu uwierzyłem.
A przecież wiedziałem jaka jest prawda.
- Trent był na tyle zabawny, że wstrząsnął butelkę Sprite'a zanim mi ją podał - spojrzał na mnie takim wzrokiem, że przez chwilę naprawdę chciałem go przeprosić.
Skubany.
Kiedy nauczył się tak łgać?!
W dodatku wcale nie byłem pewien, czy powinienem być z tego zadowolony... Chociaż w tym momencie ewidentnie ratował nam obu tyłek.
Brałem też pod uwagę, że mieszkając z TAKIM ojcem, w dodatku będąc ukrytym gejem [bądź anthonyseksualistą, nadal tego nie ustaliliśmy] musiał potrafić blefować.
Pewnie powinienem się od niego uczyć.
Jeśli nasz mały romans miał pozostać tajemnicą.
- Och - West oczywiście nie mógł śmiać się z innymi. Rozłożył się na kanapie patrząc na nas z jawną pogardą. - A ty byłeś tak rozbawiony, że w zamian ugotowałeś mu obiad, jak grzeczna kurka domowa?
- W zasadzie gotowała matka Trenta. Ja tylko odgrzałem.
Miałem ochotę go uściskać i zrobiłbym to, gdyby nie okoliczności.
- Będę się zbierał – Preston podniósł się z fotela. - Skoro zamierzacie pić i tak już dzisiaj nic nie napiszemy.
- Daj spokój – mój najlepszy przyjaciel, jak zawsze lojalny, uśmiechnął się do niego przyjaźnie i rzucił puszką piwa, którą Parker złapał odruchowo. - Posiedź z nami, Gab nie pije, odwieziemy cię później do domu.
Kochany Eddy. Pamiętał o obietnicy złożonej Jen i najwyraźniej nadal starał się mi pomóc. Nie mógł wiedzieć, że to wszystko już od dawna nie miało najmniejszego związku z moją...
Dziewczyną.
Tak, nadal.
- Właśnie... Odnośnie Jen – West nie był tak subtelny i uprzejmy, bo Preston przecież nie mógł wiedzieć, że propozycja Eddy'ego w jakikolwiek sposób ma z nią cokolwiek wspólnego. Przez chwilę zrobiło mi się zimno, ale Pres chyba nie zwrócił na to uwagi. - Dzwoń do niej, jeśli nie masz zamiaru pojawić się w szkole. Dostawała dziś apopleksji przez pół dnia...
- Właśnie Trent – Eddy spojrzał na mnie złym okiem. - Co jest z wami? Łazi po szkole i zatruwa mi życie, twierdząc, że ją ignorujesz.
- Właśnie Trent – West wyszczerzył zęby i otworzył sobie piwo. - Chyba jej coś OBIECAŁEŚ.
Tym razem już ciężko było nie zwrócić uwagi na jego uszczypliwość i Parker spojrzał po nas zdezorientowany.
- No – Eddy włączył się, żeby ratować sytuację i zgromił bardzo zadowolonego Adama wzrokiem. - Miałeś jej pomóc z tą całą debatą. Wysłuchiwanie jej histerii to twoja robota.
Przez chwilę dosłownie poczułem, jak poci mi się tyłek.
Preston zerknął na mnie ukradkiem i zmarszczył brwi...
Ja uśmiechnąłem się sztucznie, modląc się, żeby się nie zorientował...
A West najwyraźniej bawił się wyśmienicie.
Wstrętna szuja. Zrozumiałbym może, gdyby miał w tym jakikolwiek interes. Ale jedynym co mógł osiągnąć, było zaszkodzenie mi prywatnie.
Ewentualnie Jen, jeśli łyknął historię Presa.
Kto byłby tak..?
No jasne.
WEST.
- Sam jesteś sobie winny Trent – burczałem pod nosem, zbierając puste puszki i paczki po chipsach. Chłopaki, a Preston razem z nimi, zwinęli się już dobrą chwilę temu, niwecząc mój plan na udany wieczór.
To była prawda.
Sam byłem sobie winien.
Nałgałem ostatnio chyba wszystkim ludziom jakich znam, prędzej czy później to musiało zwrócić się przeciwko mnie.
Kłamałem matce i Amy.
Kłamałem Jen, udając, że wszystko jest w porządku.
Kłamałem swojemu najlepszemu przyjacielowi odnośnie wszystkiego co dotyczyło Prestona.
Kłamałem kumplom z drużyny, trenerowi...
I – co było najgorsze z tego wszystkiego – nie byłem do końca szczery z samym Parkerem.
Kiedy to wszystko zdążyło się tak pokomplikować? Jeszcze miesiąc wcześniej byłem zwykłym nastolatkiem, ze zwykłymi problemami i trochę zbyt upierdliwą dziewczyną. Teraz byłem kryptogejem utrzymującym dwa związki naraz, który kłamie, kręci i oszukuje.
Z jękiem osunąłem się na podłogę i dałem sobie spokój ze sprzątaniem.
Matka i tak miała wrócić dopiero wieczorem.
Rano wcale nie było lepiej. Przez krótką chwilę planowałem podjechać po Prestona – chciałem upewnić się, że wszystko z nim w porządku, że jego ojciec nie zrobił nic głupiego, że nic głupiego sobie nie wymyślił...
... że niczego się nie domyślił...
Ale to byłby bardzo zły pomysł, gdybyśmy podjechali pod szkołę razem, zwłaszcza w dzień po tym, jak chłopaki złapali nas w moim mieszkaniu. Gładkie historyjki Presa też miały jakiś limit.
Musiałem z nim porozmawiać.
Koniecznie.
Na wszelki wypadek, gdyby West miał zamiar to zrobić.
To przecież nic trudnego, prawda?
Preston na pewno mi uwierzy, że to było tylko kłamstwo dla zamydlenia wszystkim oczu. Kłamstwo, zamaskowane kłamstwem wszystkich z mojego towarzystwa.
Przecież Preston mi ufał...
Wcale nie pomyślał na początku naszego „związku", że to jakiś głupi żart czy gra z mojej strony... Że mam w tym jakiś ukryty interes.
Nie miał przecież ŻADNYCH podstaw, żeby mi nie uwierzyć.
Cholera.
Miałem przerąbane.
Przerąbane po całości.
Jen polowała na mnie już na parkingu. Ciężko nazwać to inaczej, skoro stała na samym środku mojego miejsca, z rękami założonymi na piersi. Musiałem zatrąbić, żeby łaskawie raczyła się przesunąć.
Szczerze mówiąc, spodziewałem się, że na mnie nawrzeszczy.
Tak byłoby łatwiej, stanowczo łatwiej.
Ale ona najwyraźniej postanowiła zmienić taktykę, przebiegła bestia. Zamiast krzyczeć, uwiesiła mi się na szyi i skubnęła zębami ucho.
- Gdzie byłeś wczoraj? - zapytała słodkim głosikiem. - Martwiłam się o ciebie, nie odbierałeś telefonu, żaden z chłopaków nie wiedział co się dzieje...
Cholera.
Przeklęte babsko.
Naprawdę miałem ochotę ją wyminąć i pójść poszukać Prestona.
Znaleźć go, przytulić, pocałować...
Chrzanić wszystkich innych.
Chrzanić drużynę, chrzanić studia, chrzanić Jen i starego Parkera, nauczycieli, kumpli, wszystkich.
Nie mogłem tego zrobić oczywiście.
Nie wiedziałem jaki stosunek ma ojciec Presa do homoseksualistów, ale nie chciałem ryzykować, że zrobi sobie z tego wymówkę.
Jeśli miałem go zabrać z tego piekła, jeśli miało być tak, jak to sobie wymyśliłem, jeśli mieliśmy wyjechać stąd gdzieś daleko i uciec przed jego ojcem, musiałem trzymać gardę i nie ściągać na siebie żadnych podejrzeń.
Dlatego objąłem Jen ramieniem, uśmiechnąłem się czarująco i zaproponowałem, że odprowadzę ją do klasy, a wieczorem przećwiczymy razem jej przemowę.
- Powrót do rzeczywistości, co? - Pres nie miał wesołej miny, kiedy wsunął się do pustej o tej porze szatni przy sali gimnastycznej. Miałem do niej klucz, więc napisałem mu, żeby się tam pojawił na przerwie obiadowej. Przez pół dnia oglądałem go tylko przez długość klasy lub korytarza i naprawdę chciałem już mieć go obok.
Nie odpowiedziałem od razu, tylko zamknąłem za nim drzwi na klucz i przyciągnąłem go do siebie.
- Wszystko w porządku? - to interesowało mnie najbardziej, cała reszta mogła poczekać. - Ten gnój...
- Tony...
- Twój ojciec znaczy się...
- Tony, daj spokój – Preston spojrzał na mnie poważnie i odsunął się na krok. - Nie stało się nic strasznego.
Zacisnąłem wargi w uporze.
Miałem podejrzenia co do tego „nic strasznego".
I co do tego, że mógł być ze mną nie do końca szczery, żebym nie zrobił nic głupiego.
- Widziałem cię z Jen – on pierwszy przerwał ciszę jaka zapadła po tym zdaniu.
Cóż...
Preston miał rację.
Po trzech dniach tylko-on-i-ja świata, wróciliśmy do szarej rzeczywistości, w której nie wszystko było takie proste jak wtedy, gdy byliśmy sami.
Mimo moich najszczerszych chęci, nie mogliśmy zabarykadować się w moim pokoju do końca szkoły, to musiało kiedyś nastąpić.
W dodatku, przez nagłe wtargnięcie chłopaków dnia poprzedniego, nie mieliśmy nawet okazji porozmawiać, jak ta rzeczywistość powinna wyglądać.
Jeśli mam być szczery, ja – skupiony tylko na tym, że Preston jest obok – nawet nie pomyślałem, że powinniśmy.
- Pres... – zacząłem niepewnie, ale on tylko pokręcił głową. Przez ułamek sekundy zanim do mnie przylgnął wydawało mi się, że widzę jak trzęsą mu się wargi.
- Ja wiem Tony – wyszeptał gdzieś z moją szyję zduszonym głosem. - Naprawdę rozumiem. Nikt nie może się dowiedzieć. Przez twoją drużynę, przez mojego ojca. To po prostu... Bardzo trudne, wiesz?
Próbowałem go od siebie odsunąć, żeby spojrzeć mu w twarz, ale on trzymał się kurczowo i nie chciał puścić.
- Nie chcę się tobą dzielić – kontynuował, a ja w końcu dałem za wygraną i przytuliłem go mocno. - Nienawidzę patrzeć jak cię przytula, całuje... Nienawidzę tego, że ona może to robić. Rozumiem wszystko tylko... Tylko wolałbym, żeby to nie było tak strasznie popierdolone.
Tak...
Idealnie podsumowane Pres.
Staliśmy tak, bez słowa, przytulając się do siebie, a ja głaskałem go po plecach dopóki nie przestał się trząść.
Nie zasługiwałem na niego.
Cholernie nie zasługiwałem.
Wyrzuty sumienia ścisnęły mi wnętrzności i poczułem jakby coś bardzo ciężkiego spoczęło na samym dnie mojego żołądka.
Powinienem mu wtedy powiedzieć.
Powinienem powiedzieć mu całą prawdę, szczerze, jak na spowiedzi.
Nie powiedziałem.
Dlaczego?
Bo byłem cholernym tchórzem.
- Zostawię ją – mruknąłem zamiast tego, wplatając dłoń w jego włosy. - Kiedy tylko da mi wiarygodny pretekst, dobrze?
Preston kiwnął głową, a ja poczułem się milion razy gorzej.
West wrócił do swoich spraw, nie poruszając już więcej tematu obietnicy, jaką złożyłem Jen i byłem mu za to wdzięczny, zwłaszcza że przez kolejne dwa dni większość mojego wolnego czasu krążyła wokół niej i piątkowej debaty w której miała uczestniczyć.
Wiecznie była gdzieś obok, nie dając mi spokoju na przerwach. Zagadywała innych uczniów, przekonywała do głosowania i ciągała mnie ze sobą, żeby ludzie kojarzyli ją z moją osobą.
A ja uśmiechałem się sztucznie, kiedy rozdawała ciastka i ulotki.
Przybijałem piątki z pierwszakami.
I w środku gotowałem się ze złości.
Cóż... Skoro już ją zdradzałem i zamierzałem niebawem rzucić, chociaż tyle byłem jej winien, więc starałem się wyglądać na tyle wiarygodnie, na ile to możliwe.
Nie zniósłbym do tego wszystkiego Westa, chyba rozumiecie.
Wystarczyło, że oglądałem Prestona tylko z daleka – moja matka wróciła do domu, w szkole nie bardzo mieliśmy okazję porozmawiać, a ja nie miałem odwagi tak po prostu podjechać do niego w wolnej chwili.
Dlatego rozmawialiśmy najczęściej przez telefon. Wieczorem.
Cieszyłem się, że mamy okazję porozmawiać, ale...
Bardzo szybko zdałem sobie sprawę z tego, że mi go brakuje. Że chciałbym go dotknąć, przytulić, pocałować... Albo chociaż położyć się obok, schować twarz w jego włosach i zasnąć spokojnie, chociaż raz. Bez wyrzutów sumienia i bez martwienia się o to, czy jest bezpieczny.
Idiotyzm.
Tęsknić za kimś, kogo się widzi codziennie.
Ale nic nie umiałem na to poradzić.
Przynajmniej rozmawialiśmy. I to też było w pewien sposób dobre.
Wiecie...
Niby znałem Prestona tyle lat, ale – nawet po tym wszystkim – niewiele o nim wiedziałem. Zawsze pozostawał gdzieś na obrębie jakiegokolwiek życia naszej szkoły, trzymał się z dala od wszystkich i docierały do mnie tylko strzępki informacji, na które nie zwracałem kiedyś większej uwagi.
Teraz chciałem wiedzieć o nim wszystko.
Dlatego rozmawialiśmy, czasami do późnej nocy, oddzieleni o kilka ulic od siebie. Jednocześnie bardzo blisko i bardzo daleko.
Opowiadał mi o swoim dzieciństwie, o matce malarce która uczyła go rysować kiedy był mały. Opowiedział mi o tym, że Marcus wcale nie był jego ojcem, chociaż wymagał żeby tak o nim mówił. Chciał, żeby wszyscy tak myśleli. Opowiadał mi o swoim prawdziwym ojcu, o tym jaki był, jak skupiał się na pracy. W końcu rozmawialiśmy o tym co chcielibyśmy robić w przyszłości, jak chcielibyśmy, żeby wyglądało nasze życie za tych kilka miesięcy czy nawet lat.
Żaden z nas nie miał jeszcze na tyle odwagi żeby snuć wspólne plany...
Ale było je czuć w każdej z możliwości.
Chociaż ani ja, ani Preston nie powiedzieliśmy tego na głos, widać było, że szukamy rozwiązań które być może będą dotyczyły nas obu.
Z nikim nigdy nie rozmawiałem w ten sposób.
Opowiedziałem mu o rozwodzie rodziców i o tym co było przed Holly Head. Opowiedziałem mu nawet o Tony'm Młodej Orce, chociaż za żadne skarby świata nie przyznałbym się do tego nikomu innemu, nawet Eddy'emu. Opowiadałem mu o ponurych czasach kiedy byłem nieśmiały i samotny. Opowiedziałem mu o tym, jak to się wszystko zaczęło z mojej strony. O tej pierwszej nocy po imprezie na plaży, a on wcale się z tego nie śmiał.
W zamian za to przyznał się, że zwrócił na mnie uwagę już pierwszego dnia szkoły, chociaż byłem taki nieogarnięty.
Te rozmowy były wspaniałe, naprawdę.
Dzięki nim poznałem i zrozumiałem go trochę lepiej.
Ale przede wszystkim potrzebowałem go obok.
- West do mnie napisał – Preston przerwał opowiadanie mi historii Łowcy nad którą właśnie pracował i przez chwilę słyszałem tylko cichy stukot jego palców o klawiaturę.
- Czego chce? - bardzo starałem się, żeby nie wyczuł w moim głosie paniki, która nagle mnie ogarnęła. I cieszyłem się, że przez telefon nie widać wyrazu twarzy.
Bo czego mógł chcieć West od Prestona?
Od MOJEGO Prestona?
Tylko jedna rzecz przychodziła mi do głowy.
I nie podobało mi się to w najmniejszym stopniu.
- Pisze, że urządza jutro imprezę po meczu. I pyta czy z tobą wpadnę. Powinienem przyjść?
No tak.
Prawie zapomniałem o meczu przez te całe wybory i ściskanie rąk. Głosowanie odbyło się tego dnia, przed meczem mieli ogłosić wyniki. Po wszystkim zbieraliśmy się u Westa, którego rodzice wyjeżdżali na weekend, żeby świętować zwycięstwo albo wspólnie lizać rany gdybyśmy przegrali.
Ale dlaczego West zapraszał Prestona?
W dodatku osobiście?
Nie podobało mi się to ani trochę i czarnowłosy chyba to wyczuł.
- Myślisz, że on coś podejrzewa? - niepokój w jego głosie był aż nazbyt wyczuwalny.
- Nie wiem – odpowiedziałem zgodnie z prawdą, podnosząc się z łóżka, żeby zrobić kilka rundek po pokoju. - Cholera, nie mam pojęcia.
- Może lepiej nie przyjdę..?
- A co to zmieni? - zapytałem pocierając skroń, jakby to miało przyspieszyć procesy myślowe w mojej głowie.
- Ja wiem? To twój kumpel.
Miałem ochotę się zaśmiać.
Jasne.
Kumpel.
West mnie nienawidził i co do tego nie miałem wątpliwości. Jeśli postanowił zaprosić Prestona żeby nas sprawdzić, albo – co gorsza – naopowiadać mu jakichś głupot...
...które w sumie miały w sobie ziarenko prawdy...
- Gdybym poszedł, może znowu moglibyśmy wracać jedną taksówką – mruknął nieśmiało i byłem niemal pewien, że jego twarz przybrała właśnie kolor dojrzałej, soczystej wiśni.
Przełknąłem głośno ślinę.
Przepadłem.
Definitywnie.
Arrrg. Właśnie tak.
Mam wrażenie, że ten rozdział jest jednym, wielkim niedociągnięciem. Muszę przestać pisać rozdziały do opublikowania w konkretnym terminie, bo to mnie wykańcza.
I Tony'ego wykańcza.
Bez odbioru.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro