Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10. Czego Tony nie powinien mówić

- Naprawdę podkochiwałeś się we mnie od pierwszej klasy? - nie potrafiłem ukryć rozbawienia w głosie. W zasadzie, odkąd się pocałowaliśmy, nie przestawałem się uśmiechać.

Minęło już dobrych kilka godzin, a my nadal byliśmy razem. Padało, więc schowaliśmy się na tylnym siedzeniu mojego Camaro, po uprzednim wrzuceniu fotelika Amy do bagażnika. Ułożyłem się na kanapie, z jedną nogą zgiętą w kolanie, drugą opuszczoną na podłogę, a Preston... Cóż, Preston leżał na mnie, z nosem gdzieś w mojej szyi, chyba odrobinę przysypiając. I było idealnie.

- Trent! - może jednak nie do końca przysypiał, w każdym razie kuksańcem w bok obdarował mnie dość żwawo, a fragment czoła który widziałem, momentalnie zrobił się czerwony.

- No co?

- Nie zdaje się takich pytań, no!

- Ale kiedy ja chcę wiedzieć! - zaprotestowałem ze śmiechem, unosząc trochę głowę, żeby zajrzeć mu w twarz. - Wpatrywałeś się w moje plecy na angielskim? Chyba tylko wtedy siedzisz za mną... Albo wiem! Rysowałeś małe serduszka w zeszytach i podpisywałeś się Preston Trent jak Eloise kiedy się we mnie podkochiwała w drugiej klasie?

Spodziewałem się kolejnego wstydliwego protestu, albo chociaż pogłębienia tego uroczego rumieńca na jego twarzy, ale czarnowłosy tylko prychnął z rozbawieniem.

- Eloise podpisywała się „Preston"?

Przez chwilę zabrakło mi słów, ale zaraz zaśmiałem się głośno.

- Jesteś niemożliwy, wiesz?

- A ty jesteś palantem, zauważyłeś?

- A ty podkochujesz się w palancie!

- Tony! - tym razem już spurpurowiał i schował twarz w zgięciu mojej szyi. Dokładnie o taki efekt mi chodziło. - Mógłbyś przestać mi to wypominać? - jęknął.

- Co?

- No... To wiesz.

- To że się we mnie podkochujesz? - wyszczerzyłem się jak głupi, a Preston znowu jęknął.

- Jeśli powiesz tak jeszcze raz, to sobie pójdę.

- Nie pójdziesz...

- Pójdę! - Na dowód swoich słów, dźwignął się odrobinę nieporadnie na jednej ręce i podniósł do siadu, patrząc na mnie spod byka. - I przestań się szczerzyć!

- Nie mogę – wymruczałem, bardzo z siebie zadowolony i też się podniosłem. Kiedy siedział, był stanowczo za daleko, a teraz jego idealna szyja znajdowała się idealnie na wysokości moich warg, bo cały czas siedział mi na kolanach. Co zresztą bardzo szybko wykorzystałem.

Rany...

Smakował naprawdę cudownie.

Mógłbym to robić godzinami, wiecie?

Po prostu siedzieć obok niego, wdychać jego zapach i całować w szyję.

Miał obłędną szyję.

Wszystko miał obłędne.

I naprawdę nie miałem pojęcia gdzie ja miałem oczy, że tak późno to dostrzegłem.

- Nadal chcesz iść? - zapytałem, odrobinę już zachrypłym głosem, po czym szczypnąłem delikatnie zębami skórę na jego obojczyku, wywołując zgoła odmienny jęk. Nie myślałem wiele, myślenie nigdy nie było moją szczególnie mocną stroną. Dłonie automatycznie powędrowały na jego biodra, skąd wślizgnęły się pod wciąż wilgotny materiał bluzy. Wargi same znalazły drogę od obojczyka do karku, znacząc skórę coraz bardziej niecierpliwymi pocałunkami.

Nie zastanawiałem się nad tym co robię.

Nie myślałem już nawet o tym, że Preston jest facetem, jak ja.

Był po prostu...

Prestonem.

A ja oszalałem na punkcie Prestona już jakiś czas temu.

Tyle razy to sobie wyobrażałem, tyle razy mi się to śniło, że teraz nie potrafiłem się powstrzymać. Co ważniejsze, nie chciałem się powstrzymać.

- Tony... - Parker zadrżał mocno i oparł głowę o moje ramię, żeby dać mi lepszy dostęp do swojego karku. - Co robisz? - spiął się nagle i odsunął trochę, kiedy moje palce zawędrowały do suwaka bluzy.

- Um... Rozbieram cię?

Nie widziałem w tym nic dziwnego ani niestosownego. Byliśmy razem, w samochodzie, na tylnej kanapie... Było ciemno. A przynajmniej wystarczająco ciemno, bo niebo od strony wschodu zaczynało już szarzeć. A jeśli wybrzuszenie w spodniach Prestona było tym czym myślałem że jest, nie ja jeden miałem na to ochotę.

Nie potrafiłem się powstrzymać i zerknąłem w tamtą stronę.

Po czym przełknąłem głośno ślinę.

Bo wiecie, w tym momencie uświadomiłem sobie DOKŁADNIE czym to jest. I co to tak właściwie oznacza. Bo jeśli...

No wiecie.

Preston był facetem.

Jeśli pójdziemy o krok dalej, to by znaczyło...

No.

Parker chyba zorientował się na co patrzę, bo zaczerwienił się gwałtownie i wycofał tak nagle, że jego głowa uderzyła o dach samochodu.

- Przestań – poprosił zażenowany do granic możliwości.

- Ale...

- Nie Tony, to nie jest dobry...

- Ale tylko bluzę – uniosłem dłonie w obronnym geście.

- Nie, bluzę nie.

- Dlaczego nie bluzę? - zapytałem zaskoczony. Wiedziałem, że miał na tym punkcie jakiś ewidentny kompleks, ale myślałem, że w takiej sytuacji...

To w końcu tylko bluza, nie?

- Będzie mi zimno – na dowód tego obciągnął nerwowym gestem rękawy i zapiął się bardziej, aż pod samą szyję, dziwiłem się, że jeszcze może oddychać.

Idiotyczna wymówka.

W samochodzie było tak gorąco, że wszystkie szyby zaparowały. Ja pozbyłem się swojego swetra już dawno temu i wcale nie narzekałem na temperaturę.

- A tak naprawdę? - nie dawałem za wygraną.

- Mam... Mam brzydkie znamię na łokciu?

- Sam jesteś znamię na łokciu – wyburczałem i ze zdwojonym entuzjazmem zabrałem się do rozpinania jego bluzy, na co on zaczął uciekać.

Na małej przestrzeni tylnego siedzenia, musiało to wyglądać dość... komicznie.

- No Preston! - szarpaliśmy się przez chwilę, na skutek czego teraz to on leżał pode mną, oganiając się od moich rąk.

- No bo... - odetchnął głośno. - No bo ja... Nigdy...

Tego odcienia czerwieni jeszcze u niego nie widziałem.

- Co nigdy?

- No... Nic nigdy! - zirytował się. - Wiesz co!

Wiem?

Zaraz...

- Nigdy? - spojrzałem na niego z góry zaskoczony. - Nigdy nic?

- No... - zagryzł wargi i odwrócił wzrok. - Całowałem się raz z takim jednym...

Prychnąłem cicho, z oburzeniem.

Pewnie z jakimś paskudnym, pryszczatym...

Nie żebym uważał, że nikt inny nie poleciałby na Prestona. Po prostu wolałem tak o nim myśleć, w ten sposób stanowił mniejsze zagrożenie.

- Hej! - Preston parsknął śmiechem i niezręczna atmosfera trochę się rozluźniła. - Ty prowadzałeś się wtedy z tą laską z drużyny pływackiej, więc możesz się wypchać. Nie wydawałeś się szczególnie zainteresowany. Poza tym... Chciałem sprawdzić. Czy kręcą mnie faceci, tak generalnie... Czy tylko ty.

Rany.

Wyglądał tak wspaniale kiedy się rumienił, że nie potrafiłem się powstrzymać. Nachyliłem się trochę i złączyłem nasze wargi w długim, gorącym pocałunku. Wszystkie inne sprawy zeszły na drugi plan. Przynajmniej do czasu.

- I co? - zapytałem, kiedy w końcu się od siebie odkleiliśmy. Jednak byłem ciekawy...

Ale Preston tylko uśmiechnął się tajemniczo i wzruszył ramionami, czym wywołał moje kolejne obrażone prychnięcie.

- Menda.

- Pajac.

Zarechotaliśmy obaj i pocałowaliśmy się jeszcze raz.

- I... Nie chcesz spróbować...? - zapytałem zaniepokojony, bo ta sprawa nadal bardzo mnie intrygowała.

Wiecie... Preston jest facetem.

Ja też jestem facetem i ja ochotę na seks miałem zawsze i wszędzie, możecie mi wierzyć.

Z tego co się orientowałem, wszyscy moi kumple mieli podobnie.

Więc jeśli nie chciał...

- Chcę! - zaprzeczył szybko, co trochę mnie uspokoiło. - Bardzo chcę, tylko... Nie teraz. Nie tak – odetchnął głęboko, jakby się nad czymś zastanawiał. - I definitywnie nie tu.

- Nie tu?

Nie rozumiałem. Miejsce dobre jak każde inne.

- A ile lasek już tu przeleciałeś? - prychnął i teraz to ja chyba zaczerwieniłem się lekko. W sumie miał rację. Ujmijmy to tak: to auto widziało całkiem sporo kobiecych staników.

Patrzył na mnie z wahaniem, jakby podejrzewał, że zaraz każę mu spadać, skoro mi odmówił. Najgorsze było to, że nawet nie mogłem mu się dziwić. Sam nie wiedziałem czego tak właściwie od niego chcę, więc skąd niby on miał to wiedzieć?

- Tony? - chyba milczałem trochę za długo.

- W porządku – westchnąłem w końcu i na dowód swoich słów wcisnąłem się między niego a oparcie i przycisnąłem go szczelnie do siebie, nie tylko dlatego, że mieliśmy mało miejsca. - Poczekamy aż będziesz gotowy.

Niezależnie od tego co to było, nie chciałem żeby Preston myślał, że chodzi mi tylko o seks. Bo chyba było inaczej.

Zyskałem pewność, kiedy uśmiechnął się do mnie z ulgą spod tych swoich czarnych kędziorów. Naprawdę dużo mógłbym zrobić dla tego uśmiechu.

- Wiesz... - zacząłem znowu, po dłuższej chwili leżenia w milczeniu i wąchania jego włosów. - Ja też nigdy. Z facetem w sensie.

Tym razem to on prychnął.

- A co to miało znaczyć? - oburzyłem się momentalnie. Nie byłem aż takim ruchaczem. Zazwyczaj sypiałem tylko ze swoimi dziewczynami. Byli gorsi ode mnie, naprawdę...

- Domyślam się, że tylko z facetem – wyburczał. - Widziałem co robiłeś z tymi wszystkimi babami. Rytualne obślinianie na korytarzu i macanki na przerwach. A z Summer to już przeszedłeś samego siebie.

- Przesadzasz... - Na pewno nie było tak źle.

Prawda?

- Przesadzam? Rany, jak ja nienawidzę tej baby...

- Hej! - oburzyłem się momentalnie. - Uważaj sobie. Mówisz o mojej dziewczynie.

Jeszcze zanim skończyłem to zdanie, już wiedziałem, że popełniłem błąd. Preston przestał się uśmiechać i zmarszczył brwi niechętnie.

No tak.

Raczej nikt nie chciałby słyszeć czegoś takiego po kilku godzinach migdalenia się w aucie, nie? Że też ja nie potrafię trzymać języka za zębami.

- Preston?

- W porządku – odpowiedział mechanicznie, podnosząc się do siadu.

- Preston, ja...

- Naprawdę, nie musisz się tłumaczyć – przerwał mi szybko. - Ja naprawdę rozumiem.

- Nic nie rozumiesz! - warknąłem zirytowany, bo w tym momencie odezwała się moja komórka. Kto do prostytutki biedy mógł dzwonić do mnie o TAKIEJ godzinie?!

Chyba że...

Zerknąłem na wyświetlacz i jęknąłem, bo na wielkość całego ekranu wyświetliło się zdjęcie mojej matki. Nic dziwnego – była prawie czwarta a mnie nie było w mieszkaniu. W dodatku nie planowałem nigdzie wychodzić kiedy szła spać.

- Anthony... - usłyszałem jej głos, kiedy odebrałem połączenie [musiałem to zrobić zanim zaczęła obdzwaniać wszystkie szpitale w okolicy kilkudziesięciu mil] i już wiedziałem, że mam przerąbane. Używała pełnej wersji mojego imienia tylko kiedy była na mnie wściekła. - Będzie dla ciebie lepiej, jeśli już wchodzisz do klatki.

- Zaraz będę mamo.

Próbowałem jakoś bezgłośnie dać Parkerowi do zrozumienia żeby jeszcze został, bo zaczął się podnosić kiedy tylko odebrałem, ale on tylko pokręcił głową i wyszedł.

Chyba właśnie zawaliłem.

I to konkretnie.

Brawo Tony... Trzy godziny, dwadzieścia siedem minut.

Mój nowy rekord.



Matka była na mnie wściekła. Uziemiła mnie z miejsca i chociaż wiedziałem, że niedługo jej przejdzie, do odwołania miałem kursować tylko pomiędzy pracą, domem a szkołą.

Byłem też wściekły sam na siebie. Jak można powiedzieć coś takiego? W takim momencie? Przecież to trzeba całkiem nie mieć mózgu. A było tak... tak idealnie.

Idiota.

I tak już od dłuższego czasu nie chciałem być z Jen.

Odkąd wróciłem do domu wysłałem Prestonowi chyba ze dwadzieścia wiadomości, ale na żadną z nich nie odpisał. Pocieszałem się trochę myślą, że może zasnął... Jak by nie patrzeć, obaj byliśmy na nogach przez całą noc.



Podjechałem pod szkołę wyjątkowo wcześnie, mając nadzieję, że uda mi się go złapać jeszcze przed pierwszą lekcją i jakoś to wszystko wyjaśnić... Ale nie było go nigdzie w zasięgu wzroku.

Może zaspał?

Miał prawo zaspać.

Ja bym zaspał, gdybym nie był aż tak zdenerwowany.

Mimo wszystko, postanowiłem czekać na niego na parkingu, nerwowo krążąc pomiędzy samochodami i mechanicznie witając się z mijającymi mnie znajomymi.



Preston się nie pojawił.

Pojawiła się za to Jen.

- Zamierzasz mnie w końcu przeprosić? - zapytała zamiast przywitania, a ja poczułem jak serce staje mi na kilka chwil.

Dowiedziała się?

Jak..?

Od kogo?

Przecież byliśmy tam tylko ja i Preston. Czy to możliwe, że ktoś nas widział i jej doniósł? A może Pres... W złości...

- Za co Jen? - zapytałem słabo, postanawiając zgrywać idiotę. Niczego mi nie udowodni.

- Za to jak zachowałeś się na przyjęciu u Parkera! - zawołała oburzona, a ja miałem ochotę zaśmiać się z ulgą.

No tak.

Przyjęcie.

Od tego czasu tyle się wydarzyło, że kompletnie o tym zapomniałem, zupełnie jakbym przeżył to w poprzednim dziesięcioleciu.

Moja reakcja chyba nie do końca jej się spodobała, bo prychnęła tylko oburzona.

- Jasne Tony. Jasne! Doskonałe z ciebie wsparcie. I to w tygodniu debaty, dziękuję ci bardzo! - odwróciła się napięcie, zamiatając powietrze swoimi długimi włosami i ruszyła w stronę szkoły.



Preston nie pojawił się do końca dnia, a ja miałem trochę czasu, żeby pomyśleć. Nie mogłem przecież zostawić Jen w szkole, tak się po prostu nie robi. A przecież miałem szlaban i nie mogłem się z nią spotkać po zajęciach, nie? Naprawdę nie chciałem, żeby chodziła zapłakana po korytarzach i ściągała na siebie zainteresowane spojrzenia.

W dodatku ta debata... To przecież było dla niej ważne, nie? Nie można kogoś od tak zostawić po kilku miesiącach, tuż przed takim ważnym wydarzeniem, Preston musiał to zrozumieć... Dlatego znalazłem ją na długiej przerwie i przeprosiłem, zgodnie z jej oczekiwaniami.

Bo poza tym, Jen była naprawdę wspaniałą przykrywką.

Ale tego już nie mogłem mu powiedzieć.

Wysłałem mu za to kolejnych kilkanaście SMSów, na które znowu nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. Ale miałem już plan.

Gdybym urwał się z angielskiego, wsiadł w samochód... Mógłbym podjechać do niego do domu i wyrobić się jeszcze na trening koszykówki. Przecież nikt nie zadzwoni do mojej matki tylko dlatego, że urwałem się z dwóch lekcji, zwłaszcza że anglistka zawsze wyjątkowo mnie lubiła.

Idealnie.

Przecież musiał mnie wysłuchać.

Musiał.

Nie było innej opcji.

_________

Obiecany na dziś rozdział.
Dobiliśmy do 100 gwiazdek! Z czego połowa tylko w ciągu ostatniego tygodnia. Dziękuję :).

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro