⸻ 10 ⸻
Rozdział dziesiąty:
Muszę przyznać, że masz bardzo ładne oczy.
Louis całkowicie zniknął mi z pola widzenia, dlatego nie starałam się szukać go na siłę. Stanęłam w kolejce po posiłek, rozglądając się w międzyczasie po pomieszczeniu w nadziei, że wypatrzę Ellody lub inną znajomą twarz. Niestety bezskutecznie.
Grono nowo poznanych przeze mnie osób w ostatnich dniach nie było specjalnie duże, ale sądziłam, że łatwiej będzie mi spotkać kogoś znajomego w tak wielkim tłumie. Musiałam mieć okropnego pecha, ale z drugiej strony, samowolnie podjęłam decyzję o nieczekaniu na współlokatorki, a zniknięcia blondyna, z którym przyszłam, nie mogłam brać za nietakt z jego strony, gdyż każde z nas zwyczajnie straciło z oczu to drugie.
Kolejka po posiłek była tego dnia strasznie długa. Wydawało się, że przy ladzie było znacznie mniej miejsca, a wszystko za sprawą plecaków i podręcznych toreb, które każdy musiał ze sobą zabrać. Sama posiadałam strój kąpielowy, schowany głęboko w środku worka, który zawiesiłam sobie wcześniej na prawym ramieniu.
Ludzie od dłuższego czasu przestali się przesuwać, dlatego delikatnie wystąpiłam z szeregu, aby zobaczyć, co mogło być tego powodem, jednakże niczego nie wychwyciłam. Wracając na uprzednie miejsce, niechcący nastąpiłam komuś na nogę. Oczywiście niespecjalnie, po prostu osoba stojąca za mną musiała się w międzyczasie przesunąć, ograniczając mi pole manewru.
— Sorki, to niechcący. Trochę tu ciasno — mówiłam, powoli odwracając się w stronę podeptanego, z nadzieją, że nie będzie robił mi wykładów.
— Luzik, nic się nie stało — odparł męski głos.
Spojrzałam w górę, przyglądając się uważnie twarzy chłopaka, który w tamtym momencie znacząco nade mną górował. Nie miałam wpływu na swój wzrost, więc pozostawię to bez komentarza.
Wygląd niejako poszkodowanego zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Chłopak był niezwykle przystojny. Opalony, o zielonych oczach, z kręconymi blond włosami, które miał ułożone w artystyczny nieład. Ubrany w białą koszulkę na ramiączkach, z okularami przeciwsłonecznymi zaczepionymi z jej przodu. Dołu stroju nie pamiętam, gdyż skupiłam się wtedy na jego twarzy, a szczególnie przenikliwym spojrzeniu, którym obrzucił mnie od góry do dołu w ułamku sekundy.
Z jakiegoś powodu zrobiło mi się wtedy strasznie gorąco, jakbym znalazła się nagle w dusznym pomieszczeniu bez żadnych okien, a wszystko to za sprawą chłopaka, na którego zareagowałam z zaskakującą dla mnie przesadą. Taka sytuacja jeszcze nigdy mi się nie przydarzyła, dlatego byłam zaskoczona swoim zachowaniem i zażenowana, czując na policzkach ciepło pojawiających się rumieńców.
— Widzę cię tu pierwszy raz, jesteś nowa? — spytał w krótkim odstępie od swoich ostatnich słów, który dla mnie wydawał się wtedy wiecznością.
— Tak, to moje pierwsze wakacje w tym miejscu — odparłam prawie natychmiast, czując w piersi wariujące serce.
— Świeża krew. Tak myślałem — powiedział, zadziornie się uśmiechając. — Felix, miło cię poznać.
Wyciągnął w moją stronę prawą dłoń, na której natychmiast spostrzegłam kilka ciekawie wyglądających opasek, przypominających talizmany, które mój tata sam lubił zakładać.
— Emma — przedstawiłam się, ściskając jego silną dłoń. — A ty, jaki masz staż? — zadałam pytanie, chcąc z jakiegoś powodu podtrzymać te niezręczną dla mnie rozmowę.
— Kilka lat. Dokładnie nie pamiętam — odparł jakby od niechcenia. — Można się pogubić, co roku spędzając wakacje w tym samym miejscu. Zresztą, kto by to liczył.
— Coś w tym jest — dodałam speszona.
Nastała krępująca cisza, dlatego zaczęłam stopniowo odwracać się w stronę okienka kucharki, jednak nie zdążyłam zrobić tego całkowicie, gdyż zatrzymał mnie głęboki głos blondyna.
— Muszę przyznać, że masz bardzo ładne oczy.
Chyba nie muszę mówić, że byłam tym zaskoczona. Czułam się już wtedy totalnie spalona, a serce przesunęło mi się w stronę gardła, uderzając z takim impetem, że dosłownie czułam, jakby miało wyskoczyć mi z piersi.
— W dodatku te usta...
— Ty naprawdę próbujesz poderwać mnie po kilku minutach rozmowy? — spytałam, chwytając się koła ratunkowego, jakim był dla mnie zdrowy rozsądek.
— Komplementowanie twojego wyglądu o tym nie świadczy — powiedział, odbijając piłeczkę. — Ale jeśli chciałabyś zobaczyć, co to jest dobry podryw, to z chęcią się z tobą pobawię.
Uśmiechnęłam się niezręcznie, sama już nie wiedząc co myśleć. Byłam całkowicie zmieszana, bo z jednej strony czułam na sobie intrygę chłopaka, ale zdrowy rozsądek odciągał mnie od brnięcia w jego grę.
— Nie przyjechałam bawić się tutaj w wakacyjne love story — skwitowałam, odwracając się do blondyna tyłem, robiąc kilka kroków w przód, podążając za posuwającą się kolejką.
— A zwykłe? — usłyszałam za plecami.
— Co zwykłe? — dopytywałam, odwracając się znów w stronę chłopaka.
— Zwykle love story — odparł. — Nie wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?
— A czy wyglądam na taką?
Blondyn po raz kolejny zmierzył mnie wzrokiem. Założył ręce na piersi, uwydatniając przy tym swoje mięśnie. Ponownie odczułam słabość do jego wyglądu.
— Może i nie, ale nie jesteś chyba przeciwna poznaniu się bliżej, co?
— Nie przepadam za nawiązywaniem nowych znajomości, ale się na nie nie zamykam — odparłam.
— To co powiesz na krótką rozmowę nad jeziorem?
— Cóż, może uda mi się wygospodarować chwilę — odparłam, jakbym była najbardziej zapracowaną kobietą na świecie.
— Zatem widzimy się — powiedział ze szczerym uśmiechem i najzwyczajniej w świecie odszedł, zwalniając miejsce w kolejce.
Byłam zmieszana, bo nie chciałam ulegać urokowi nowo poznanego, ale miał w sobie coś, co mnie do niego przekonywało. A to wszystko po kilkuminutowej rozmowie. Strach pomyśleć jak to wygląda przy bliższym poznaniu.
Odebrałam śniadanie od kucharki i usiadłam przy stoliku, w miejscu, w którym czułam się najpewniej. Zaczęłam przeżuwać kęs kanapki z sałatą i ogórkiem, zagłębiając się w swoich myślach. Nie trwało to jednak długo, gdyż po kilku minutach nie byłam już przy stoliku sama.
— Jak dobrze, że dziś cały dzień będziemy mogły siedzieć nad wodą — westchnęła Amanda. — Zapowiada się przeraźliwy upał.
— Musimy się zorganizować i iść na przodzie, żeby nikt nie zajął nam dogodnego miejsca, w cieniu jakiegoś drzewa — powiedziała stanowczo Alice.
— Cholera, zapomniałam kremu z filtrem — wtrąciła nagle Jen, zapewne niespecjalnie.
— Spokojnie, podzielę się z tobą — odezwała się ponownie Amanda.
Przez cały czas siedziałam cicho, ruszając jedynie żuchwą. Uważnie słuchałam rozmowy swoich współlokatorek, ale nie czułam potrzeby przyłączania się do ich wymiany zdań. Jednakże do czasu, gdy świadomie zostałam zmotywowana.
— Minęło zapewne kilkanaście godzin, a po obozie już krąży plotka o płomiennym zerwaniu Maxa i Amber — mówiła Alice, specjalnie na mnie nie spoglądając.
— W końcu się chłopak odważył — powiedziała Amanda. — Nie sądziłam, że dożyję tego dnia.
— Przepraszam, ale czy to jakaś ogromna sensacja? — dopytywała Jen. — Trochę nie rozumiem fenomenu ich relacji na obozową skalę.
— Każdy, kto był tu już wcześniej, zwykle szanuje Maxa i wie, jak zachowuje się Amber. Historia tych dwojga to od lat najlepszy serial na tym obozie. Nawet nie wiecie, ile dram rozegrało się tutaj przez kilka ostatnich lat — opowiadała Alice. — Jestem pewna, że każdy potajemnie kibicował brunetowi, aby w końcu mógł się od niej uwolnić. Przez to nie jestem zaskoczona, że plotka już krąży.
— Ciekawe od kogo to wyszło — zastanawiała się Jen.
— To chyba oczywiste, od Amber — sugerowała Amanda. — Pewnie rozpowiada wszystkim, że to ona go rzuciła i robi z siebie największą ofiarę, chociaż wszyscy doskonale wiedzą, że zapewne było na odwrót.
— Fakt...
— Mam spekulacje, że może i Louis...
— Litości, czy my naprawdę musimy o tym rozmawiać? — wybucham, nie wytrzymując. — Dajcie spokój. Jesteśmy tutaj czwarty dzień, a ja już jestem zmęczona tym całym kabaretem. Zerwali, koniec. Po co ciągnąć ten temat?
— Ło, ło, spokojnie, czarna — reagowała Alice. — Czemu jesteś taka nabuzowana?
Właściwie, nie znałam odpowiedzi na to pytanie. Rozmowa o Maxie i Amber z jakiegoś powodu strasznie mnie irytowała. Fakt, że byłam naocznym świadkiem zerwania, wcale mi w tym nie pomagał, zwłaszcza że brunet zasugerował swoje zainteresowania moją osobą.
Miałam w głowie mętlik, którego nie umiałam uporządkować. Balansowałam na krawędzi, pomiędzy zdrowym rozsądkiem a tym, co czułam. Z jakiegoś powodu byłam rozdarta emocjonalnie i nie potrafiłam tego wytłumaczyć...
— Wybaczcie, źle spałam — skłamałam, przykładając prawą dłoń do czoła. — Skoczę po wodę, nie przeszkadzajcie sobie.
Wstałam od stołu, zanim którakolwiek zdążyła zareagować i podeszłam do lady, gdzie w jednym miejscu stało kilka zgrzewek z butelkami pełnymi przezroczystego napoju. Wzięłam jedną z nich, odkręcając nakrętkę i biorąc kilka zamaszystych łyków.
— Wszystko w porządku, dziecko? — usłyszałam obok siebie, przez co automatycznie spojrzałam w kierunku kucharki, stojącej po drugiej stronie dzielącej nas bariery.
— Tak — odparłam natychmiast. — Po prostu czuję się trochę przytłoczona nowym miejscem i tym, jak każdy interesuje się tutaj problemami innych.
Kobieta spojrzała na mnie z czułością i współczuciem, jakby całkowicie rozumiała to, o czym jej powiedziałam. Byłam przekonana, że i do niej docierały najróżniejsze plotki, które podczas trwania turnusu krążyły wśród zafascynowanych nimi obozowiczów.
— Dam ci dobrą radę — odezwała się ponownie. — Nie staraj się unikać plotek, to nie ma sensu. Przyjmij je bez słowa, przetrzymaj i zapomnij. To dużo lepsze niż wypieranie się ich. Prędzej czy później i tak byś o wszystkim usłyszała, nie da się tego uniknąć, niestety.
— Właściwie, ma pani rację — powiedziałam. — Opór rzeczywiście może nie mieć sensu. Muszę przechodzić obok tego obojętnie.
— Gdybyś kiedyś potrzebowała pomocy, chciała porozmawiać, to wiesz gdzie mnie znaleźć.
— Z pewnością z tego skorzystam, dziękuję — odparłam. — Życzę miłego dnia.
— I wzajemnie, dziecko. Baw się dziś dobrze i ostrożnie, to przede wszystkim.
Uśmiechnęłam się do niej najszczerzej, jak potrafiłam i ruszyłam z powrotem w stronę stolika, gdzie napotkałam jedną znajomą twarz więcej, której tam wcześniej nie było.
— Hej, Ellody — przywitałam się, zajmując swoje poprzednie miejsce.
— Cześć, jak tam? — spytała.
— Nie najgorzej — odparłam. — Chociaż mogłabym wyspać się lepiej — brnęłam w swoje wcześniejsze kłamstwo, by podtrzymywać fakt złego psychicznego samopoczucia, które od poprzedniego wieczora zaczęło mi doskwierać.
— Ja też miałam ciężką noc, ale to przez podekscytowanie — mówiła dziewczyna. — Uwielbiam pływać, więc dni nad jeziorem są moimi ulubionymi. Nigdy nie mogę się ich doczekać.
Po skończonym posiłku udałyśmy się przed stołówkę, gdzie zaczęły formować się grupki. Stanęłyśmy blisko stolików piknikowych, przy których siedziało kilka innych, znanych nam osób. Z niecierpliwością czekałyśmy na opiekunów, a z każdą minutą czułam się coraz bardziej poirytowana.
Stwierdziłam, że w międzyczasie skorzystam jeszcze z toalety, więc ruszyłam z powrotem do stołówki, przechodząc przez całą jej długość i znikając za drzwiami z odpowiednim znaczkiem.
Gdy wszystko załatwiłam, ruszyłam w drogę powrotną, ale na mojej drodze nieoczekiwanie pojawił się poznany tego dnia chłopak, który brał akurat z lady dwie butelki wody i chował do swojego worka. Słysząc kroki, automatycznie mnie spostrzegł, przyozdabiając usta w cwaniacki uśmieszek.
— No proszę, chyba jesteśmy sobie przeznaczeni — powiedział, prostując się i przerzucając worek przez lewe ramię.
Prychnęłam, przewracając przy tym oczami. Doskonale wiedziałam, że chłopak to ukartował. Zobaczył, że wracam na stołówkę i zapewne chciał mnie zaskoczyć, wykorzystując przy okazji ten tekst. A skąd wiedziałam? Może to i mylne spostrzeżenie, ale zwyczajnie mi na takiego wyglądał.
— Czysty przypadek — odparłam, zatrzymując się przy nim. — Fajne okulary, czujesz się w nich cool? — spytałam, wskazując na przedmiot zaczepiony o jego koszulkę.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej, chwytając za temat rozmowy i zakładając go na oczy. Od razu dobrał charakteru, gdzie to zaczął wyglądać poważniej, niż jeszcze chwilę wcześniej.
— Nie muszę się czuć — powiedział, prostując się, ruszając żuchwą w nienaturalny sposób, żując zapewne gumę.
— Narcyz.
— Wiem, że nie możesz mi się oprzeć — powiedział, kierując się w stronę wyjścia.
Zaśmiałam się szczerze, ruszając tuż za nim. Całkiem szybko udało mi się go dogonić i z budynku wyszliśmy już razem. Zanim jednak zdążyłam ponownie zabrać głos, pojawiła się Alice, odciągając mnie na bok w taki sposób, jakby ratowała mnie z płonącego budynku. Odeszłyśmy od blondyna, który wydawał się niewzruszony zaistniałą sytuacją i odwrócił się od nas na pięcie.
— Alice?
— Nie pozwolę — powiedziała stanowczo, ciągnąc mnie w ustronne miejsce.
— Ale o co...
— Znalazłaś się na jego celowniku. Nie dopuszczę, żeby i ciebie skrzywdził — przerwała mi, zatrzymując się za jedną większą grupką obozowiczów.
— Dziewczyno, o czym ty mówisz? — dopytywałam, nic nie rozumiejąc.
— Chłopak, z którym rozmawiałaś, Felix Crawford, to największa porażka tego obozu — tłumaczyła. — Nie ma tu gorszej osoby niż on. Przy nim Amber jest święta.
— Do rzeczy.
— Jeśli rozmawialiście, to z pewnością zaczął swoją standardową sztuczkę mydlenia oczu — mówiła. — Zawsze tak zaczyna. Będzie próbował cię uwieść, zaciągnąć do łóżka i wykorzystać, namawiać na seks bez gumy, a potem cię zostawi i zniknie bez słowa.
— A-ale...
— Jeszcze nie kończyłam — wtrąciła. — Z całym szacunkiem do jego ofiar, ale to straszny dziwkarz. Przyjeżdża tu tylko po to, żeby wykorzystywać nowe obozowiczki. Średnio trzy na miesiąc. Ma rozmach.
Wpatrywałam się w dziewczynę z szeroko otwartymi oczami, będąc w szoku i poniekąd nie rozumiejąc tego, co było mi właśnie mówione. Chłopak nie wyglądał na osobę, jaką opisywała Alice, ale przekonanie w jej głosie uświadomiło mi, że na poczekaniu by sobie tego nie wymyśliła, zatem musiała mówić prawdę.
— Stawał już nie raz przed sądem dla nieletnich, miał kuratora i tak dalej, a mimo to wciąż tu wraca, żeby grać w tę swoją chorą grę.
— Dlaczego? — spytałam.
— Bo jego rodzice są wysoko postawieni, mają mnóstwo hajsu, przez co myślą, że mogą wszystko — powiedziała ze wstrętem. — Że też zarządcy obozu nic z tym nie robią...
— Wygląda na sympatycz...
— Przez moje pierwsze lata na tym obozie miałam przyjaciółkę, Molly. Razem z Amandą współdzieliłyśmy chatkę. Niestety nie udało mi się jej przed nim uchronić. Mały Chris ma już trzy latka.
Podświadomie zakryłam usta dłonią. Mnogość negatywnych informacji o chłopaku, którego poznałam o poranku, doszczętnie mnie zniszczyła. Znowu znalazłam się między młotem a kowadłem. Jakbym nie miała problemów z kimś innym...
Zrobiło mi się słabo, dlatego oparłam się o drewnianą ścianę stołówki, którą miałam na szczęście za plecami.
— Nie pozwolę, żeby i ciebie skrzywdził — powiedziała znów Alice, mocno mnie przytulając. — Proszę, unikaj go jak ognia.
— Ja...
— Jesteś w szoku, tak, wiem — dokończyła za mnie. — Ale spokojnie, jestem tuż obok.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro